Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2009, 23:55   #31
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Kolor na twarzy Persona przeszedł z purpurowego w czerwony po pytaniach Lorda Lexinton. Mimo to Earl Ross nie wybuchł gniewem i zachował zadziwiający spokój, choć wyraz jego twarzy mówił więcej niż by chciał o tym co sądzi o takich pytaniach.

- Nic mi nie wiadomo by którykolwiek z członków mojej rodziny cierpiał na, jak to raczył ująć pan Baron - Person spojrzał się nieprzyjemnie w stronę Lexintona- na niespokojność umysłową. Nie słyszałem też by znaleziono kogoś nieprzytomnego przy jeziorze lub na terenie posiadłości. Oczywiście nie przesądzam - kontynuował już spokojniej - że do czegoś takiego nie dochodziło, ale raczej bym o tym wiedział. Co do mojego krewniaka, Bernard Oleville, jest on właścicielem lasu jedynie na papierze, ponieważ nie ma tam domu. Czasami korzysta z mojego, ale rzadko, ponieważ rzadko opuszcza Liverpool.

Person przerwał by upić mały łyk wina.

- Jestem winień odpowiedź Panu, Panie Sharpe. Pana teoria, Mr. Shapre, jest bardzo ciekawa, ale obawiam się, że Lucy nie miała gdzie spotkać się z owym tajemniczym Albertem. Na pewno nie doszło do tego w mojej posiadłości, ponieważ gości tam zaproszonych dobieram bardzo starannie i jedynie spośród znanych mi dobrze osób. Wbrew temu co mogli państwo słyszeć na mieście, nie przepadam za tłumem pochlebców, a wolne chwile wolę spędzać w samotności i względnej ciszy. Co do Rhiannon - popatrzył się na Edrica nie wiedząc czy prawidłowo wypowiedział imię walijskiej bogini - to niestety nie wiem nic więcej niż to co powiedziałem.

- Czy z okolicami posiadłości Presonów są związane jakieś ludowe podania? - zapytała się Olimpia.
- Niestety, ale nie wiem... - odpowiedział Person - Posiadłość kupiłem 10 lat temu przez znajomego. Kim był poprzedni właściciel, nie wiem. Słyszałem, że był profesorem jakieś uczelni, który osiadł tam by w ciszy i spokoju pracować i podreperować zniszczone zdrowie. Zginął w pożarze, który strawił większą część domu, w tym ponoć wyjątkową bibliotekę która się tam znajdowała. Więcej jest w stanie powiedzieć kucharka Bally, która pracowała tam zanim kupiłem posiadłość.

Person rozejrzał się po zebranych. Wszyscy skończyli jeść, jedynie talerz Earla był do połowy pełen, widać było jednak, że jedzenie nie sprawiało mu przyjemności, choć ktoś kto miał takiego szefa kuchni zapewne należał do wysublimowanych smakoszy.

- Jeżeli nie mają państwo więcej pytań, to proponuję przenieść się z powrotem do salonu – stwierdził Person rozglądając się po swoich gościach i ich pustych talerzach.

***


- Całkiem rozsądne – powiedział półgłosem komentując propozycję wyjazdu, kiedy wreszcie znaleźli się w salonie. – Wydaje się, ze skoro zainteresowaliśmy się tym problemem, to wskazane byłoby kontynuować dociekanie w Dawenvill. Nie lubię porzucać ledwo co rozpoczętych spraw. Dlatego na mnie może pan liczyć, hrabio. Może panna Person, jak radził doktor, w znacznie milszej atmosferze niż miejski zgiełk i ścigające spojrzenia odzyska pełną jasność umysłu? Chętnie obejrzałbym to miejsce nad jeziorem. Może porozmawiał z ogrodnikiem, służbą, zwiedził okolice ... a pani? – Zwrócił się do Madeleine. – A Państwo? Zapytał Sharp pozostałych.

***

Głos zabrał ponownie Sutton, gdy skończył Person odpowiedział:

- Jedzenie które je Lucy, jadłem ja, moja młodsza córka, a także Willborrow i inne osoby. Raczej nikt nie byłby w stanie podać Luizie trucizny w taki sposób by inni nie ucierpieli. Co innego z dużą dawką... Nie mogę tego wykluczyć, ale nie chcę w to wierzyć, a przynajmniej nie dopóki nie zobaczę jakiś dowodów baronie Lexinton. Mam dużo wrogów politycznych, wiele osób jest mi niechętnych, ale żadna z nich nie posunęłaby się do czegoś takiego. Takie rzeczy są niegodne cywilizowanych i wykształconych ludzi za jakich uważam białych mieszkańców Naszego Imperium. - Person zamilkł na chwilę. Zamyślił się. - Oczywiście wykorzystam pańską propozycję Sir. jestem zdesperowany by wyleczyć swoją córkę i nie zawaham się przed niczym.

- Hrabio czy zechciałbyś ponownie pokazać nam ów naszyjnik znaleziony przy Lucy. Moja towarzyszka, pani Davies posiada dość znaczną wiedzę na temat tego typu biżuterii, być może będzie w stanie nam pomóc i zapewne nie pomylę się sądząc, iż również hrabina Lovelace byłaby zainteresowana obejrzeniem tej rzeczy.
- Oczywiście. Mój służący zaraz go przyniesie.

***

- Courtney … wszystko w porządku ? Jak się czujesz ? – spytał uważnie przyglądając się Irlandce.
Oddychała ciężko przez chwilę nim wreszcie powiedziała.
- Chyba … Chyba straciłam przytomność. Nagle zrobiło mi się słabo …
Wzięła od Jima podany kieliszek i upiła dobry łyk.
- Dziękuję. – westchnęła – Już mi lepiej.
- Zdumiewający przypadek, ze zasłabłaś właśnie wtedy, gdy wzięłaś do ręki naszyjnik. – stwierdził Jim przyglądając się klejnotowi z zaciekawieniem.
- Tak … rzeczywiście. – odparła wymijająco.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 25-03-2009 o 00:25.
woltron jest offline  
Stary 25-03-2009, 02:33   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W powietrzy niósł się ledwo wyczuwalny zapach Londynu. Mimo iż charakterystyczny, zupełnie bezbarwny dla prawie wszystkich mieszkańców jednego z największych miast ówczesnego świata. Lekka woń stęchlizny była bez wątpienia efektem pogody, która po upalnej sobocie będzie zapewne nadrabiała straty trwającym przez następny tydzień zachmurzeniem i ewentualną mżawką. To jednak mgła była podstawowym elementem londyńskich poranków. Wiele osób twierdziło, że to właśnie jej, lokalne powietrze zawdzięczało swój chorobotwórczy i nieprzyjemnie przytłaczający ciężar dzięki któremu lekarze mieli pełne ręce pracy. Inni widzieli w niej poetycką mistyczność miasta spowitego przez większość czasu niepodnoszącą się rzadką mgłą rozświetlaną przez nieliczne lampy olejne, które zamontowano na większych ulicach. I rzeczywiście Rober Virgil również uważał, że miało to swój unikalny klimat. Nie uniemożliwiało mu to jednak mieć na ten temat własnego nieco odrębnego zdania. Londyn, jak zdążył zaobserwować, zdołał wytworzyć swój własny niemożliwy do odtworzenia gdziekolwiek indziej klimat. Tysiące kominów, setki manufaktur, dziesiątki fabryk i zakładów... Oddech każdego londyńczyka przesiąkł już do cna mieszanką dymu i wilgoci. Mieszanką, która z czasem zaczynała zalegać w płucach skracając życie palaczom tytoniu i błyskawicznie uśmiercając suchotników. Dlatego też młody baronet wziąwszy głęboki wdech uśmiechnął się zadowolony na myśl o tym, że nie każdy, tak jak on, ma możliwość częstych wyjazdów na prowincję i do Europy...

Był wczesny poranek kiedy mijał pieszo Shepherd's Bush Common. Z premedytacją uciął sobie ten spacer. Nic tak nie otrzeźwiało lekko szumiących myśli jak odrobinę samotności z samym sobą. Mógł w tym czasie w spokoju oddawać się przyjemnym wspomnieniom z każdego minionego wieczora. Niestety tym razem nie było ich znowu tak wiele. Eileen pomijając już fakt, że nie stanowiła wyzwania, miała drażniącą tendencję do kurtuazyjnego śmiania się ilekroć czegoś nie rozumiała. A zdarzało się to jej zdecydowanie zbyt często.
Dom był już niedaleko. Oby Joshua dla swojego własnego dobra miał już jakieś informacje od Talhaiarna...

***

- Cała przyjemność po mojej stronie panno Olimpio - zmusił się, by nie zwrócić wzroku na Lady Grisi gdy ta go powitała, a jedyną choć nieco trudno zauważalną oznaką, że jej gest nie pozostał niezauważony było wypowiedzenie jej imienia przez nieco za bardzo zaciśnięte zęby.

- Zbyteczna troska milady - rzekł po chwili do rozbawionej hrabiny odpowiadając ledwo widocznym uśmiechem – Być nastraszonym przez najprawdziwsze lipizanery na ulicach Londynu z pewnością byłoby nie lada wspomnieniem dla Joshuy – Ucałował ofiarowaną mu dłoń hrabiny i przyjrzał się koniom. Lady Lovelace była barwną personą nierzadko witającą na ustach całej śmietanki towarzyskiej Londynu – Wspaniałe zwierzęta. Po samym Pluto, jak słyszałem. To niesamowite, że właśnie pochodzenie po ogierze czyni z nie tak niepowtarzalnymi – Spojrzał tym samym zupełnie odważnie i z odrobiną wyzwania w jej oczy nie gubiąc z ust błąkającego się po nich uśmiechu. Mimo iż wiele o niej słyszał, nigdy nie miał przyjemności poznać bliżej. A plotki, które krążyły wokół jej postaci były niemniej intrygujące co sprawa panny Lucy. Inteligentna kobieta (co już samo w sobie zmuszało do zwrócenia uwagi), o światłym umyśle i zawodowych znajomościach w całym Towarzystwie Naukowym nie pomijając choćby Sir Wheatstone'a, hodowczyni rasowych koni, a zarazem krzykliwa sufrażystka, emancypantka i członkini tej godnej jedynie uśmiechu politowania Błękitnej Pończochy. Z budowanego przez londyńską prasę wizerunku, Rober Virgil Windermare był pewien, że wyłącznie przez złośliwość los umieścił jej duszę w kobiecym ciele żony hrabiego Lovelace... Była to jednak bardzo przystojna forma złośliwości. Ba. Nawet budząca wiele nieprzyzwoitych skojarzeń... - Konie to piękna pasja – rzekł oferując jej swoje ramię - choć preferuję pod tym względem folbluty. Wdziękiem i szkołą nie dorównają co prawda lipizanom, ale mają w sobie jakąś taką dzikość... Śmiem nawet twierdzić, że dalece bardziej posuniętą niż Pani teufel milady... Pójdziemy?

I tak przy krótkiej wymianie słów Olimpia uleciała z głowy Windermare'a wraz z odgłosem jej zgrabnych pantofelków ginących za drzwiami. Na krótko. W wejściu Włoszka nie była już tak chłodna i oschła jak na zewnątrz. Zupełnie nie mógł jej rozgryźć. Być może dlatego właśnie jak idiota złamał dla niej wszystkie zasady, którym hołdował? Nie mógł się zdecydować, czy to, że teraz do niego zupełnie bez żadnego wstępu zagadnęła w jakiś sposób go ruszało. Bardzo jednak chciał się o tym przekonać... Cóż stało więc na przeszkodzie, by przekonać się co też ona sobie myśli? Niemal odruchowo uśmiechnął się do niej jak za dawnych czasów.
- Gdyby Olimpio był jakiś sposób, to nie nazywałyby się one wówczas środkami odurzającymi, prawda? Skoro odurzają, to znaczy, że organizm je niszczy i nie pozostaje po nich ślad. Jeśli Lucy jakieś przyjmuje, to można się tego domyślać wyłącznie po jej zachowaniu, mowie, oczach... Poza tym nie wiem, czy pamiętasz, ale wykrywanie to nie moja dziedzina. Raczej przyjmowanie... - mrugnął do niej konspiracyjnie pomagając jej zdjąć salopkę, którą następnie podał jednemu z lokajów – A co do zajmowania się to znasz mnie. Jak mógłbym przepuścić taką historię?

Obiad był smaczny. Nie zdołał jednak złamać mitu Abigail Whytock, który Virgil stworzył sobie wokół zdolności kulinarnych tej pięknej Szkotki. Będąc jednak koneserem rozkoszy podniebienia, które cenił sobie na drugim miejscu zaraz po fizyczności z kobietami musiał przyznać, że earl Person żywi się niezgorzej. Gdy dyskusja nad sposobem na ulżenie Lucy w jej wiecznym omdleniu rozgorzała na nowo, zastanawiał się przez chwilę w jaki sposób zapytać Persona o to, czego w żadnym wypadku, by im nie powiedział jako kochający ojciec. Decyzje podjął szybko. Virgil uznał, że zważywszy na stan desperacji Persona, earl wyprosi go tylko jeśli będzie chciał coś ukryć, a wówczas sprawa nie będzie już taka ciekawa. Założenie co prawda śmiałe, ale przy okazji zabawne... Jak się okazało Person nie wiedział nic o ewentualnych kochankach Lucy. Potwierdziły to jego naiwne słowa o tym, że młode pensjonariuszki wolą rozmawiać o walijskich mitach niż o chłopcach ze wsi...

Pan Edric Sharpe okazał się odnaleźć i przedstawić samo sedno podejrzeń Virgila, co do tajemniczego Alberta, jednocześnie wprowadzając parę nowych informacji. Talhaiarn zaiste nie mylił się...
Również Lord Lexinton mówił bardzo do rzeczy... choć trochę przesadzał z tą systematycznością... Niemniej z ukrytym rozbawieniem baronet Windermare zauważył, że Person już drugiej insynuacji związanej z tą systematycznością nie zdzierżył.
- Tak jak zgadzam się z Panem Lordzie Lexinton, że warto wiedzieć na pewno, czy Lucy ktoś coś podał, - odezwał się gdy mężczyźni przeprowadzili krótką wymianę zdań - tak uważam, że wykluczając Pańską pierwszą i drugą teorię nie wykluczy Pan nadal tego, że dziewczyna de facto mogła coś zażyć równie dobrze parę tygodni temu, czy też coś czego nie znamy, lub nie znajdziemy w wodzie i otoczeniu Dawenvill. Tak więc zamiast czekania uważam, że warto postąpić tak jak sugerował Earl Person i Pan Sharpe to jest oczywiście odwiedzić Pana posiadłość w Dawenvill, Sir.

Dosłownie parę chwil później szybko podał kieliszek cierpkiej Sherry Lexintonowi cucącemu swą małomówną towarzyszkę. Jej omdlenie było co najmniej dziwne. Baronet spojrzał podejrzliwie wpierw na dochodzącą do siebie pannę Courtney, potem na trzymany przez Lexintona naszyjnik, a na koniec w niemal bezwarunkowym odruchu na Olimpię. Miał dziwne wrażenie, że Włoszkę od początku obiadu jakby drażniła obecność tajemniczej Irlandki. Wymieniły z Lady Lovelace patrząc na nią już dobrych parę spojrzeń. Gdyby nie niecodzienność sytuacji, pomyślałby, że to niemal zabawne, że los rzucił na drogę Włoszki tym razem i jego i Lexintona. Czy jednak na pewno zabawne?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 25-03-2009 o 09:53.
Marrrt jest offline  
Stary 26-03-2009, 10:20   #33
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Omdlenie niewiasty, która, jeżeli ktoś preferowałby ten typ urody, mogłaby swobodnie bić się o palmę pierwszeństwa w Anglii, okazało się szczęśliwie niezbyt groźne. Pod opieką kilkorga zebranych szybko doszła do siebie. Edric nie pchał się tam, gdzie kompletnie nie był potrzebny. Zamiast tego wolał skupić się na ustaleniu kilku spraw. Sharpe domyślał się, że standardowe śledztwo, czy też inne tego typu metody mają średni sens. Preparaty, trucie, czy inne tego typu zwykłe możliwości, które każdemu przyszły by do głowy zostały zapewne zbadane.
- Panie hrabio – zapytał - rozumiem, że pańska córka była od tamtego czasu wielokrotnie przebadana i znajdowała się pod troskliwą opieka rodziny i lekarzy. Domyślam się też, że przepytał pan, lub ktoś z pańskiego polecenia, służbę oraz tych, co mogli cos wiedzieć o tym przypadku. Przepuszczam, że nie dowiedział się pan czegoś szczególnego, gdyż na pewno pomógłby pan córce wcześniej. Gromadząc zaś tak mieszane towarzystwo, jak my, liczy pan na to, że zapewne dostrzeżemy coś, co przeoczyli inni, fachowcy, eksperci. Może właśnie dlatego, ze podchodzili rutynowo do sprawy i przebadali wszystkie najczęstsze przyczyny takich wstrząsów, jak ten pańskiej córki. Czy potwierdza pan to? Bo jeżeli tak, to oznaczałoby, że musimy szukać naprawdę czegoś niezwykle dziwnego, nieprawdopodobnego, lecz przecież prawdziwego.
- Ma pan rację panie Sharpe
– potwierdził zafrasowany earl. - Rzeczywiście wynająłem paru specjalistów, ale żaden z nich nic nie znalazł... A przecież ten naszyjnik jest jak najbardziej prawdziwy. Z tego też powodu poprosiłem swoich przyjaciół o wskazanie ludzi, którzy podeszliby do sprawy w sposób niekonwencjonalny, a jednocześnie na tyle niezależnych by nie krępowali się formułować głośno swoich myśli i podejrzeń...

Czyli tak jak myślał. Troskliwy ojciec i bogaty człowiek przeprowadził już szczegółowe dochodzenie i teraz liczył jedynie na coś kompletnie niestandardowego. Dlatego zdawało się Sharpe’owi, że ów pomysł z masonerią byłby całkiem logiczny, a w każdym razie bardziej odpowiadający sytuacji niż propozycje Lexingtona. Chociaż pewna systematyka była, dla jasnego naświetlenia sprawy, wskazana, ale, jak widać, raczej należało się skupić na nietypowych rozwiązaniach..

Wziął w rękę naszyjnik. Był dziwny. Nieraz miał w ręku dzieła dawnych Celtów. Wyroby kultury lateńskiej, halszackiej, iryjskiej, galackiej etc. Drobne fragmenty, całkowicie niedostrzegalne dla laika, jemu mogły dać obraz, skąd biżuteria pochodzi. Pozostałości celtyckich Edrick widział już masę, w związku z tym, byłby w stanie pozycjonować naszyjnik pod względem pochodzenia krainy oraz wieku. Przynajmniej normalnie ... bowiem ten wymykał się standardowym ocenom.
- Trudno ocenić mi jego wiek. Żaden z naszyjników celtyckich, które widziałem, nie był w tak doskonałym stanie. To tak, jakby jakiś współczesny znawca wyprodukował biżuterię nawiązującą do stylistyki celtyckiej. Ale raczej ... – wahał się. – Wiecie państwo, to co znaleziono przy pannie Person kształtem przypomina mi naszyjnik, który swego czasu opisał w liście jeden z moich korespondencyjnych znajomych. Podobny naszyjnik pochodził z Walii i był datowany mniej więcej na okres tuż przed przybyciem Rzymian na wyspę, czyli początek I wieku naszej ery. Walia natomiast zbliżałaby nas do wspomnianej przez pannę Person Rhiannon. Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, czy to zbliża nas w jakikolwiek sposób do znalezienia pomocy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 26-03-2009 o 12:52.
Kelly jest offline  
Stary 26-03-2009, 17:47   #34
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- To niesamowite, że właśnie pochodzenie po ogierze czyni je tak niepowtarzalnymi
oczywista, lecz jakże wdzięczna prowokacja, rozjaśniła tylko twarz hrabiny Lovelace. I trochę rozczarowała. Przez moment miała bowiem nadzieję, że ma do czynienia z mężczyzną światłym na tyle, by rozumieć idee sufrażystek. Jej wina – był to kredyt zaufania, którym obdarzała każdego nowo poznanego mężczyznę. Problem leżał w tym, że umysły mężczyzn – gdy szło o kwestię kobiet – potrafiły być ciasne jak gorsety. Wolna kobieta zwykła im się jawić jako hetera dążąca do zagłady, a co najmniej upokorzenia, ich znamienitego gatunku. Nie był to jednak ni czas, ni miejsce, by miała wyprowadzać go z błędu. Z czarującym uśmiechem, ujęła go pod ramię.
- Folbuty, sir? W zaprzęgu? Obawiam się, że lando to nie rydwan a i ulicom Londynu daleko do rzymskich koloseów. Ach, no i zmusił mnie Pan do rozmowy o stanie naszych dróg! – roześmiała się dźwięcznie. - Był Pan w tym roku w Ascot, sir? Wiedziałam, że młody Whitehouse pofrunie po złoto. Gra pan, sir? Ja sama postawiłam co nieco na Emperora...
W jej oku błysnęła prawdziwa pasja.
Dzikość, powiedział. Nie mogła się oprzeć i nie przyglądać mu się ukradkiem. Temat, który podjęli mogłaby ciągnąć w nieskończoność. Rzecz jednak w tym, że w tej właśnie chwili, jej możliwości ograniczał fakt, iż wewnątrz już na nich czekano.

Dosłownie na ułamek chwili zostały z Olimpią same. Włoszka spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby Ada miała spróbować go rozszyfrować, umiejscowiony byłby gdzieś pomiędzy niesmakiem a zachwytem.
- Moja droga, czy z tą panną …?
- Tak.
- Ładnie.
- Dziewczyny mają swe potrzeby.
- Wiesz, że on i ja, kiedyś?
- Wiem.
– Ada zatrzymała na przyjaciółce pytające spojrzenie.
Olimpia powoli pokręciła głową.

*

Poprowadzono je do stołu, gdzie – ku zdumieniu Ady – usadzenie gości obmyślono według jakiejś nowej, nie znanej jej dotąd zasady. Oto bowiem, po swojej lewej ręce miała sir Somerseta, któremu wedle stołowej etykiety winna była... usługiwać przy posiłku.
Widząc w tym rzuconą jej rękawicę, Ada Lovelace szarmancko nalała mężczyźnie wina.

Znakomity obiad dał Adzie czas, na poczynienie pewnych obserwacji. Wszyscy zachowywali się, jakby nie było to ich pierwsze spotkanie, czuła więc, że powinna nadrobić stratę, którą do nich ma. Ciekawa była, kto jest kim w tej układance. Pochmurny Pan Sharpe, którego nazwisko zdawała się kojarzyć, ze swoją ukrytą w cieniu protegowaną, być może utrzymanką. Lexington, który mimo iż dzień wcześniej adorował Grisi, śmiał przybyć na obiad z własną laleczką w osobie Irlandki o burzącej pewność siebie urodzie. Windermare, Grisi. Dwóch, cichych jak dotąd, arystokratów. Person zaiste musiał być w potrzebie.

Musiała przyznać, iż pomysł z lożą masońską przypadł jej do gustu. Różne głupoty lęgły się ludziom w głowach. Niby nic nowego, a jednak odkąd zaczęło to przybierać formę doskonale zorganizowanych grup, stało się nie całkiem bezpieczne. Systematyczność Lexingtona była miłym akcentem, lecz niestety wyspą na morzu bzdur o elfach.
Przekonanie, że sprawdzili już wszystkie możliwe ścieżki, jakie tylko mogli, siedząc na tyłku w Londynie, uczyniło perspektywę wyprawy do Dawenvill kuszącą.
- Mają Panowie rację, sądzę, że należy wybrać się tam jak najprędzej. Tropy stygną. Panie Person, czy mógłby Pan nam jeszcze przedstawić typowy rozkład dnia pańskiej córki? Mam oczywiście na myśli okresy pobytu na wsi, sir.
Ciekawił ją wzmiankowany naszyjnik. Tym bardziej, że był on jedynym „dowodem” na prawdziwość wyprawy dziewczynki do świata elfów. Nim jednak dotarł do jej rąk, pani Davies zemdlała. Nie to jednak przeraziło Adę najbardziej. Na Boga, gdyby którykolwiek z mężczyzn wdział gorset, szybko by zrozumiał, że chwilowa utrata tchu to nic tak rzadkiego. Zgrozą napełniał ją fakt, że obecni zaczęli się dopatrywać związku pomiędzy wisiorkiem a omdleniem Irlandki. Z niesmakiem spojrzała na podająca jej w pośpiechu wisiorek Grisi.

- Panowie i Panie, nie wpadajmy w histerię, błagam. Pani Davies powinna po prostu rozluźnić nieco gorset. Nic jej nie będzie i zapewniam, że nie ma związku pomiędzy jej ściśniętymi ponad wytrzymałość żebrami a wisiorkiem nie ma żadnego związku.
 
hija jest offline  
Stary 27-03-2009, 10:15   #35
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Courtney, choć odzyskała przytomność, nie doszła zupełnie do siebie. Cały czas kręciło jej się lekko w głowie. Słysząc słowa hrabiny Lovelace odpowiedziała jednak z lekka kpiącym uśmiechem :
- Cały problem polega na tym, że ja nie mam dziś na sobie gorsetu ...
Przeczuwając kłopoty Jim od razu wtrącił, by ubiec zapewne ciętą ripostę Ady :
- Proponuję nie drążyć tego kłopotliwego gorsetowego tematu, bo zapewne w tej kwestii i niektórzy panowie nie są bez winy. – dodał z uśmiechem.
Sam miał niecałe trzydzieści lat i póki co nie korzystał z takich udogodnień, ale jego ojciec i wuj owszem. Tajemnicą poliszynela było, iż panowie w bardziej zaawansowanym wieku i o słusznej tuszy przywdziewali ten niewygodny wynalazek. Z rozbawieniem dostrzegł na twarzy Persona, która najpierw była purpurowa, potem czerwona … delikatny rumieniec.
Co do Courtney, to o ile ją znał dziewczyna nie miała w zwyczaju zakładania gorsetu, no chyba że na specjalne okazje, na które oprócz niego nie zakładała nic innego.

Baron przypomniał sobie pewien obrazek i zakaszlał przysłaniając usta dłonią, by zamaskować chwilowe zmieszani.
Kontynuując swój plan zapobiegania burzy zwrócił się do Edrica.
- Zapewne każdy z nas ma swoją specjalność doktorze Sharp.
Spojrzał na zgromadzonych nieco dłużej patrząc na Olimpię. Zastanawiając się w duchu, jak to jest z jej gorsetem, bo Ada już się zdradziła.
- Moją nie są stare podania, lecz rozpoznawanie toksyn. Choć przyznaję, iż może zbytnio próbowałem narzucić mój tok rozumowania. Ponieważ jak sądzę umiejętności zebranych tu osób są dość różnorodne dla dobra Lucy i zgodnie z własną naturą, będziemy szukali rozwiązań w dziedzinach, które znamy najlepiej. Dlatego najpierw chciałbym zapoznać się z ustaleniami owych specjalistów panie hrabio. – zwrócił się tym razem do Persona, a potem znów do Szkota.
- Skoro postawił Pan hipotezę masońską liczę, że spróbuje ją Pan, panie doktorze udowodnić. – Jim był niezwykle ciekaw, czy Sharp jest gotów przyjąć odpowiedzialność za swoje słowa, czy też należał do typu ludzi, którzy wolą wymyślać kolejne hipotezy nie robiąc nic, by je zweryfikować.
Najwyraźniej charaktery zebranych w pokoju osób zaczynały się ścierać. I bardzo dobrze. Odrobina konkurencji jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Zaś co do szukania niekonwencjonalnych rozwiązań Lexintonowi przyszedł na myśl pewien pomysł.
- Panie hrabio, czy zechciałby mi pan pokazać pokój, w którym Lucy sypia. Jeśli to nie problem chciałbym go obejrzeć. Wszak początki jej wizji miały miejsce w nocy, być może zatem toksyny należy szukać właśnie w sypialni.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 27-03-2009, 10:28   #36
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Obiad

- Pojadę z wielką przyjemnością – śpiewaczka odpowiedziała jednocześnie na pytanie Sharpa i zaproszenie earla Ross.

W salonie

Myśli Olimpii błądziły przede wszystkim wokół Giuditty. Ada zawsze twierdziła, że Olimpia żyje z głową w chmurach, ale sama Olimpia nigdy dotąd tak o sobie nie myślała. Tymczasem wyglądało na to, że jeszcze trochę a zauroczona niezwykłą zagadką, uwierzy w elfy. Dlatego spokojnie słuchała słów lorda Lexinton. Niestety cały czas towarzyszył jej odruch zabawy wisiorkiem. James Sutton spojrzał na nią tylko raz, a właściwie na nieszczęsne serduszko i Olimpia miała ochotę roześmiać się w głos. Byłoby to jednak zbyt niegrzeczne i miało się nijak do precyzyjnego planu barona, więc powstrzymała wesołość. Zapewne angielskim damom nianie już w kołysce przypominają, że nawet, jeśli się przyjmuje prezenty od mężczyzny, nosić je wolno dopiero po oświadczynach. Albo w zaciszu własnej sypialni.
Niestety Olimpię kilka miesięcy w Londynie niewiele nauczyło.

Dziewczynie, podobnie jak Personowi plan działania przedstawiony przez Jamesa wydał się rozsądny. Ale to hipoteza doktora Sharpa ratowała wysiłki Olimpii by w tej sprawie pozostać racjonalną. Bo przecież niektóre stowarzyszenia, zajmujące się szeroko rozumianą ezoteryką, obejmowały swymi wpływami niemal cała Europę. Zarówno Giuditta w Mediolanie 25 lat temu, jak i Lucy pod Londynem obecnie, mogły doświadczyć skutków działalności tej samej organizacji. Teoretycznie.
Ze świata Oberona i Tytanii wyrwało pannę Grisi dopiero omdlenie pięknej Irlandki.
Kiedy James ocucił pannę Davies a w salonie earla Ross znowu rozbrzmiały rozmowy. Poza Irlandką, odrobinę usprawiedliwioną złym samopoczuciem nikt więcej nie wydawał się skłonny przyznać, co nosi jako dessous. Tymczasem naszyjnik przejęła Ada. Olimpia mimowolnie wstrzymała oddech, jakby czekając na nowy przebłysk drzemiącej w zielonym kamieniu mocy. Dlatego gdy Ada wyciągnęła do niej rękę z naszyjnikiem, Olimpia pokręciła przecząco głową.
- Podziwiałam go wczoraj – zdecydowanie nie miała ochoty go teraz dotykać.
Chociaż czuła się zakłopotana własnymi obawami.

Wszystko, co powiedział Edric Sharp wydawało jej się bardzo interesujące. Żałowała tylko, że mitologia celtycka jest jej kompletnie obca.
- Doktorze Sharp, niestety moja cała wiedza o elfach pochodzi ze „Snu Nocy Letniej”. Do tego w tanecznym wydaniu spektaklu Madame Vestris – frywolne przedstawienie od blisko roku nie schodziła z afisza Lyceum Theatre.
- A z przyjemnością dowiedziałabym się czegoś konkretniejszego, choćby o tej bogini - Rhiannon. Może mógłby mi Pan polecić jakąś lekturę? I księgarnię, gdzie można ją nabyć.


Później Olimpia podeszła do siedzącego na kanapie gospodarza. Obecność gości nie poprawiała zanadto jego ponurego nastroju. Choć impertynenckie pytanie Virgila przy obiedzie zniósł z podziwu godnym spokojem, dużo mniej nietaktowne dociekania Jamesa spowodowały już zauważalne wzburzenie. Pod wpływem współczucia, zapewne zbyt pochopnie, Olimpia zdecydowała się podzielić z earlem niedawnym odkryciem.
- Drogi hrabio usiadła obok Persona i delikatnie ujęła jego rękę – Proszę mi wierzyć, dołożymy wszelkich starań żeby pomóc Lucy. Pytania lorda Lexinton przypomniały mi, że osobiście znam podobny przypadek. Podobieństwo dotyczy samej istoty przywidzeń. Słyszałam bowiem o innej młodej dziewczynie, z bardzo dobrego domu, która również twierdziła, że widziała elfy. Po kilku miesiącach doszła do siebie i przestała o nich mówić –Olimpia uśmiechnęła się ciepło do hrabiego.
- Niestety nie jestem upoważniona do wymieniania publicznie nazwiska tej damy, ale postaram się dowiedzieć o jej przypadku jak najwięcej. To sprawa przed wielu lat, ale obiecuję, że jeśli dowiem się czegokolwiek interesującego, powiadomię o tym pana natychmiast.

Ucieszyła się, że Adę cała sprawa zainteresowała. Zastanawiała się tylko, na kiedy earl Ross ich zaprosi i czy wszyscy zgromadzeni wybiorą się na wieś.
Sama potrzebowała jedynie trochę czasu na odwołanie prób i, co w tej chwili wydawało jej się ważniejsze, małe poszukiwania w kufrach ze starymi listami.
 
Hellian jest offline  
Stary 27-03-2009, 13:08   #37
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zaczepka ze strony Suttona była wyczuwalna, ale zwyczajnie zmierzał ją zignorować. Toteż machnął obojętnie ręką i wyjaśnił spokojnie nie podnosząc ani na moment głosu, jednostajnym tonem typowego wykładowcy uniwersyteckiego. Nie miał ochoty na udry ani z lordem, ani kimkolwiek.
- Naprawdę milordzie nie traktuję tego, jako zawody na błyskotliwość, kto nad kim wykaże swoją wyższość. Jestem tu z dwóch powodów: po pierwsze chcę pomóc tej biednej dziewczynie, a po drugi wiążę się to z moimi zainteresowaniami zawodowymi. Toteż nie mam się zamiaru z panem pojedynkować na hipotezy, która lepsza. Zwróciliśmy, po prostu, wszyscy uwagę, że panna Person nagle zaczęła przejawiać wiedzę na temat mitologii celtyckiej, której wcześniej nie posiadała. Jest niezwykle prawdopodobne, iż przekazał jej ją ktoś znający się na rzeczy, przynajmniej troszkę. Fachowców od mitologii walijskiej jest bardzo niewielu i ci raczej nie mieli w tym udziału. Pytanie więc, kto mógłby dysponować taką wiedzą? Koleżanka panny Person ze szkoły? Wątpliwe, ale zawsze można sprawdzić, ba, nawet należy sprawdzić, ale jeżeli nie ona, to kto? Anonimowy miłośnik – celtolog? Możliwe, ale jak wówczas powiązać go z zasłabnięciem i chorobą, o ile to jest naturalna choroba, a nie coś innego, jak przypuszczamy, panny Person? Sensowna byłaby więc osoba, lub grupa osób, która dysponowałaby zarówno odpowiednią wiedzą, jak i specyfikami, wreszcie miałaby jakieś tajemnicze symbole, jako znaki rozpoznawcze czy inne. Taka grupa musiałaby także mieć możliwość spotykania się z panną Person i niewątpliwie taką grupą są rozmaite loże masońskie, modne wśród arystokracji. Z takimi osobami panna Person mogła się stykać od dłuższego czasu, chociażby z owym tajemniczym Albertem. Pamięta pan, notabene, pomyłkę panny Person, kiedy wzięła inną osobę za Alberta. Być może ten wymykający się nam osobnik jest w jakiś sposób podobny do barona Somerset? Zaznaczyłem wszak, że takie grupy pozostają poza moimi zainteresowaniami, bowiem mnie interesuje historia, a nie czcze wymysły. Być może jednak ktoś panów czy pań szlachetnie urodzonych ma związek z masonami i mógłby coś powiedzieć na ten temat? Ot, wszystko. Identycznie, jako element „burzy mózgów” będę także traktował pana, czy czyjekolwiek propozycje. Przynajmniej na tym etapie. Całkowicie podzielam zaś pana chęć, co do zapoznania się z owymi raportami.

***

- Co do pani chęci zapoznania się z opowieściami o Rhiannon, madame Grisi, to jest pewien problem – zafrasował się. – Ogólnie literatura dostępna powszechnie obejmuje mity iryjskie, szkockie, galijskie, ale Walia jest w tym zakresie polem nieuprawianym. Wiem, że moja korespondencyjna znajoma lady Charlotte Guest, żona Sir Josiaha, którą może państwo kiedyś poznali, pracuje nad tłumaczeniem "Llyfr Gwyn Rhydderch" i "Llyfr Coch Hergest", lecz dopóki one się nie ukażą, praktycznie nie będzie dostępna na rynku popularna literatura walijska z okresu średniowiecza. Mogę tylko zaproponować albo coś bardzo ogólnego, jak „Mity celtyckie” Johna Hinckneya, który leciutko dotyka opowieści walijskich, albo bardzo szczegółowe opracowania uniwersyteckie.
 
Kelly jest offline  
Stary 30-03-2009, 22:08   #38
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Niestety nie jestem upoważniona do wymieniania publicznie nazwiska tej damy, ale postaram się dowiedzieć o jej przypadku jak najwięcej. To sprawa przed wielu lat, ale obiecuję, że jeśli dowiem się czegokolwiek interesującego, powiadomię o tym pana natychmiast.
- Jeżeli byłaby Pani tak miła... będę bardziej niż wdzięczny - odpowiedział hrabia wyraźnie wzruszony twoją ofertą. Przez chwilę wydawało ci się, że chce powiedzieć coś więcej, ale nie wypowiedział ani słowa.

*

- Być może jednak ktoś panów czy pań szlachetnie urodzonych ma związek z masonami i mógłby coś powiedzieć na ten temat? Ot, wszystko. Identycznie, jako element „burzy mózgów” będę także traktował pana, czy czyjekolwiek propozycje. Przynajmniej na tym etapie. Całkowicie podzielam zaś pana chęć, co do zapoznania się z owymi raportami.

- Pytają się panowie o raporty. - Person pogładził włosy lewą ręką. - Problem w tym, że takie raporty nie istnieją, ponieważ nic nie znaleźliśmy. Owszem Willborrow przeprowadził parę eksperymentów, upuścił krew Lucy i badał jej gęstość oraz sprawdzał czy nie ma w niej niczego niepokojącego, ale nic nie znalazł. Pozostała dwójka, która badała sprawę czyli profesor Kigan i konstabl Hunt też niczego nie znaleźli. Nie mam żadnych podstaw by wątpić w ich profesjonalizm, choć są - Person zawahał się - dość konserwatywni, jeżeli mam być szczery. Oczywiście, jeżeli tylko wyrażą Państwo taką potrzebę, skontaktuję się z nimi i was umówię.
- Bylibyśmy wdzięczni - odpowiedział Lexinton w imieniu wszystkich zebranych - Panie hrabio, czy zechciałby mi pan pokazać pokój, w którym Lucy sypia. Jeśli to nie problem chciałbym go obejrzeć. Wszak początki jej wizji miały miejsce w nocy, być może zatem toksyny należy szukać właśnie w sypialni.
- Sypialnia była sprawdzana po wielokroć, ale nie widzę przeciwwskazań byście się tam Państwo rozejrzeli. - Wstał z kanapy na której siedział i podszedł do drzwi prowadzących na korytarz. Zawołał jednego ze służących i wydał mu kilka poleceń, których nie usłyszeliście. Służący ukłonił się i znikł, a Person odwrócił się w waszą stronę. - Za chwilę zapraszam na górę.

*

Sypialnia Lucy znajdowała się na pierwszym piętrze, na końcu korytarza tuż nad wejściem. Pokój był duży i wysoki, jednak sprawiał wrażenie pustego ponieważ oprócz dużego łóżka, niewielkiego biurka, dwóch szaf i trzech foteli nie było w nim żadnych innych mebli. Dwa wysokie okna sprawiały, że w pomieszczeniu było jasne. Okna wychodził na podwórze i park przy Belgrave Square. Na ścianach wisiały dwa obrazy. Pierwszy z nich przedstawiał widok na jezioro, a drugi niezbyt udanie namalowane miasteczko - oby były niedoskonałe i w paru miejscach niedokończone. Mimo to wasz gospodarz zatrzymał się dosłownie na sekundę przed pierwszym z obrazów, a po chwili odwrócił się do was i powiedział na głos:
- Jesteśmy na miejscu. Mam do was ogromną prośbę... gdybyście mogli odłożyć wszystko mniej więcej w to samo miejsce z którego je wzięliście. Lucy denerwuje się gdy ktoś rusza jej przedmioty...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 01-04-2009, 09:31   #39
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Pierwszą rzeczą jaka niewątpliwie rzucała się w oczy był fakt, iż w pokoju nie było Lucy. Drugą iż do pomieszczenia prowadziło jeszcze dwoje drzwi, do toaletki i jak zauważył, najprawdopodobniej do pokoju służącej. Trzecią, że mebli było cokolwiek niewiele. Jim prześlizgnął się wzrokiem po malowidłach i spojrzał na Courtney.
Dziewczyna powoli dotknęła ręką czoła nieco się chwiejąc
- Najmocniej Państwa przepraszam, ale znów nie czuję się najlepiej – wyszeptała bardzo cicho.
- Jim. Czy mógłbyś otworzyć okno ? – spytała nie patrząc na barona.
- Oczywiście moja droga. – powiedział Lexinton i już mocował się z framugą okna, by po chwili do pokoju wpuścić nieco świeżego powietrza.
Podał Courtney dłoń. Dziewczyna podeszła i opierając dłonie o parapet lekko się wychyliła oddychając głęboko.
- Czy jeszcze mogę Ci jakoś pomóc ? – spytał baron.
- Nie, dziękuję. – uśmiechnęła się do niego mrużąc oczy i kokieteryjnie poprawiając włosy – Postoję tu chwilkę.
Lexinton odpowiedział uśmiechem i skłoniwszy się lekko wrócił na środek pokoju, by następnie podejść do obrazów.
- Zdumiewająca sztuka. Nie sądzisz Olimpio ? – powiedział do stojącej w pobliżu panny Grisi. – Masz może jakieś podejrzenia co mogą przedstawiać ? Może namalowała je Lucy ?
Spojrzał na Persona.
- Panie Hrabio, czy zna pan autora tych dzieł ?
Rozmowę przerwała Courtney, która najwyraźniej już lepiej się poczuła.
- Jim ? Czy mógłbyś zamknąć okno ?
Tym razem już się nie spiesząc Lexinton stwierdziwszy :
- Oczywiście.
Wykonał prośbę pani Davies.
Courtney przyglądała sie chwilę Lexintonowi zamykającemu okno po czym jakby wyraźnie z czegoś zadowolona podeszła swobodnym krokiem do pana Sharpa i zapytała:
- Zastanawiam się... Albert to stare walijskie imię? Jakoś nie brzmi zbyt egzotycznie. Czy mógłby mi pan powiedzieć jakie są najbardziej typowe imiona w tej mitologii?
Tymczasem Jim przyjrzał się meblom i zaczął je … obwąchiwać.
- Już wyjaśniam. – ubiegł ewentualne pytania o przyczynę tego ekstraordynaryjnego zachowania.
- Sprawdzam, czy aby lakier na meblach nie wydaje woni. Co prawda byłby to dość trywialny sposób wyjaśnienia kłopotów Lucy, ale kto wie ? Może przyczyna wcale nie jest skomplikowana.
Wyjaśnił z uśmiechem.
- Bardzo ciekaw jestem opinii naszych uroczych dam. Czy nie jesteście panie zadania … - spytał spoglądając prosto w oczy Olimpii – że ten pokój jest wyjątkowo surowy w wystroju, jak na pomieszczenie młodej dziewczyny ?
 
Tom Atos jest offline  
Stary 01-04-2009, 17:58   #40
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wykorzystanie pięknej NPC-ki uzgodnione z Tomem Atosem

Obraz wyglądał rzeczywiście dziwnie. Jezioro. Lucy także została znaleziona nad jeziorem.
Czy to to samo jezioro?”- Zapytał sam siebie, ale nie chciał wypowiedzieć tej myśli na głos. – „Albo przypadek przytoczony przez pannę Grisi? Co za głupoty przychodzą mi do głowy” – zganił się w myślach. – „Nawet, jeżeli to to samo jezioro, to co z tego? Panna Grisi pewnie się pomyliła, bo co innego? Nie ma się czym przejmować. Jeszcze dojdzie do takiej paranoi, że naprawdę zacznę wierzyć w te elfy wspomniane przez tą biedną, psychicznie chorą dziewczynę. Może pomogły by jej elektrowstrząsy? Odkąd Alessandro Volta wymyślił stos, dziwnie nazywany przez niektórych baterią, rozpowszechniony przez Sir Humphreya Davy’ego, niektórzy stosowali takie metody leczenia." - Przynajmniej tak wspomniano przy nim kiedyś, jako plotkę.

- Kompletnie nie orientuję się, jak powinny wyglądać pokoje młodych, dobrze urodzonych dziewcząt – rozłożył ręce – ale chyba rzeczywiście takie pomieszczenie przypomina mi bardziej gabinet polityka lub pastora. Nie mniej, być może panna Person oznaczała się właśnie upodobaniem do surowości. Panie hrabio, czy mógłby pan potwierdzić lub zaprzeczyć, że obyczaje pana córki zmieniły się pod tym względem?
”Chociaż nawet jeżeli tak, co to zmienia
? – dodał w myślach. Nie wiedział, jak inni, ale on szukał po omacku.

- Co do imienia „Albert” milady, jak wspominałem, to imię mające germański rodowód. To forma dawnego Athalbraht znaczącego tyle co „Szlachetny”. Nie ma nic wspólnego z walijskimi Celtami, aczkolwiek po odpadnięciu Brytanii od Imperium Rzymskiego osiedlało się tu coraz więcej plemion germańskich, które podbijały miejscowe państewka. Dotyczy to szczególnie Saksonów, którzy przybyli tutaj w V wieku naszej ery. Natomiast co do walijskich imion, tutaj jest problem, gdyż Walijczycy nie mieli jakiegoś zestawu imion szczególnie charakterystycznego dla swojej mitologii. Są to pojedyncze osoby. Ale dla przykładu podam kilka ciekawszych: BLODEUEDD na przykład, pochodzące od słowa „blawd”, oznaczającego „kwiaty”. To była kobieta zrobiona z kwiatów, żona Lleu, którego zdradziła. Później jej imię zmieniono na BLODEUWEDD: od słów „blāto-weid-ā” znaczące „Dziki kobiecy duch” lub „Dzika kobiecość” BRANWEN lub BRANWENN występująca w legendach arturiańskich, jako córka Llyra to „Jasny kruk”.

Nie dodał, że bardzo podobne imię "BRONWEN" oznaczało „kobietę mającą ładne piersi”. Kontynuował opowieść:
” CERIDWEN, matka przesławnego Taliesina, który czasem jest utożsamiany z arturiańskim Merlinem, oznacza tyle, co „Świetna poetka”. Znana zapewne państwu małżonka króla Artura, Ginewra, to walijska GWENGWYVAR. Prawdopodobnie od słów “gwen” czyli, „święty, jasny, biały” i „ hwyfar”, czyli „gładki, równy, miękki.” Oczywiście, istnieją jeszcze co najmniej dwie inne teorie. Natomiast wspomniana przez pannę Person Rhiannon wywodzi się od dawnego słowa „Rigantona”, co oznacza „Wielka królowa”. Oczywiście tak można by długo.

Pani Daves z uwaga słuchała wyjaśnień celtologa. Wyraźnie wskazywały na niezwykle duży zasób wiedzy mężczyzny skoro wiedział tyle o dziedzinie, którą podobno właściwie nie zajmował się dotąd za wiele. Gdy przerwał na chwilę pokręciła głową:
- Pomyśleć, że myślałam dotąd, że to język kantoński jest najtrudniejszy na świecie - uśmiechnęła się wesoło. - Słowa, które pan wymawia brzmią tak obco i trudno, że zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, iż posługiwali się nimi ludzie mieszkający tak niedaleko od Londynu. A jak mówi się w tym języku: Dobry wieczór?
- Noswaith dda, milady. Rzeczywiście, język dosyć odmienny od naszego, ale co do kantońskiego, porównać niestety nie mogę. Jednak, żeby być szczerym, kompletnie nie wiem, czy doprowadzi nas to do jakiegokolwiek rozwiązania i czy po prostu nasz zacny gospodarz nie powinien zabrać córki do Szwajcarii, gdzie odmienny klimat i chłodne powietrze mogłyby jakoś przywrócić jej zdrowie. Czasem taki wstrząs, jak zmiana klimatu, pomaga
– mówił ściszywszy głos, by nie przeszkadzać innym rozmawiającym. Ponadto nie chciał straszyć earla dość sceptyczną oceną całej sytuacji.

- Tak, ma pan rację jesteśmy dość dziwacznym zbiorem osób... - Zawahała się jakby, a potem nachylając się lekko w kierunku mężczyzny powiedziała także ciszej - Myślę, że kiedy Lordowi Pearson wyczerpią się wszystkie inne pomysły jak pomóc córce, może tak właśnie postąpi, ale arystokracji trudno jest się przyznać do faktu, że ktoś w rodzinie cierpi na problemy psychiczne. To mogłoby niekorzystnie podziałać i na druga córkę. Strach przed dziedziczeniem takich przypadłości jest bardzo silny - powiedziała ze szczerością w głosie rudowłosa Irlandka. - Wracając jednak do tematu nazw walijskich ... Wymienił pan kilka kobiecych imion, a męskie? Czy są równie intrygujące?
- Dla mnie, znacznie mniej, madame. Ale są znaczące, identycznie, jak kobiece. Ot, chociażby słynny bard Aneirin, lub Neirin, twórca „Gododdinu”. Jest to imię prawdopodobnie powiązane ze staroiryjskim słowem „nar” oznaczające „skromny, szlachetny”. Imię słynnego Brana Blogoslawionego, wielkiego podróżnika znaczy „kruk” lub „wrona”. BRENIN LLWYD mieszkający w Górach Snowdonii natomiast pochodzi od słów „Brenin” "Król" and Llwyd "Siwowłosy". Mabon, syn Modron z walijskich legend, to „Boski syn” „Boskiej
matki.” TALIESIN to znowu zbitka „tâl” "brew" i „iesin” "lśniąca". Tak można by jeszcze ciągnąc, ale nie chcę pani zanudzać. Szczerze mówiąc, nie jestem pewny, czy cokolwiek znajdziemy jeszcze w tym domu i, nie wiem jak to nazwać, ale coś ciągnie mnie do owej posiadłości, gdzie znaleziono pannę Person.

- Wcale pan nie zanudza. To szczerze mówiąc bardzo fascynujące. Nie interesowałam się dotąd korzeniami naszej kultury i chyba zaczynam żałować. Tyle wiemy o starożytnych Rzymianach czy Grekach, a ile wiemy o Walii, czy choćby mojej ojczystej Irlandii? Czy pan coś publikuje na ten temat? Co do posiadłości... Ma pan rację, tam wszystko się zaczęło i może właśnie tam znajdziemy odpowiedzi... Jak wspomniałam wcześniej, jeśli pan lub ktoś inny jeszcze miałby ochotę skorzystać w podróżny z mego powozu zapraszam serdecznie
.
- Najwięcej, rzeczywiste o Szkocji, ale i o Irlandii niemało. Zwłaszcza po tym, jak Macpherson napisał „Księgi Osjana” oparte na iryjskiej legendzie o wojownikach Fianna i Oisinie, ich ostatnim przedstawicielu na ziemi. A to dlatego, że zakochała się w nim dziewczyna Sithe Ni-amh Chinn Óir, czyli Niamh Złotowłosa, i udał się z nią do jej pięknej ojczyzny. Tam minął krotki czas, tutaj stulecia. Kiedy Oisin pewnego dnia zapragnął odwiedzić swoją ojczyznę, żona ostrzegła go, by podczas podróży nie zsiadał z konia. Słuchał jej, ale przypadkiem pękł mu popręg i musiał zeskoczyć. Kiedy dotknął stopami ziemi nagle się postarzał. Ponoć opowiedział legendy o swoim pobycie w krainie Sithe i o dawnych dziejach Irlandii. Ponoć spotkał także św. Patryka, który ochrzcił go, ponoć na podstawie tych legend James Macpherson napisał swoje słynne dzieło. Natomiast co do Walii ma pani zupełna rację. Dawne legendy zna grupa uczonych specjalizujących się w starowalijskim, która studiuje średniowieczne manuskrypty, jak „Czerwona księga Hergysta”. To bardzo ciekawa lektura, przyznaję, ale praktycznie niedostępna dla ogółu zainteresowanych. Dopóki ktoś nie przełoży legend na angielski, będzie to domena wyłącznie celtologów. Notabene, czy wie pani, że dawniej to Irlandię nazywano „Scotia”? Szkoci to w znacznej mierze potomkowie iryjskich Celtów, toteż obecną Szkocję nazywano „Nowa Scotia” i gdy sama nazwa „Scotia” w stosunku do Irlandii przestała być używana, to w stosunku do Szkocji, pozostała. Natomiast co do publikacji, owszem dosyć dużo piszę, ale to raczej teksty typu „Wizerunek konia w literaturze staroceltyckiej wschodniego wybrzeża Anglii”. Czyli specjalistyczne rzeczy, które trafiają do fachowców. Choć mam także na swoim koncie kilka podręczników dla studentów, siłą rzeczy napisanych na nieco wyższym poziomie ogólności. Zaś ofiarowanie własnego powozu? To niezwykle miły gest, madame. Pozwoli pani, że nie dam ostatecznej odpowiedzi w tej chwili. Nie wiem przecież, kiedy planuje pani jechać i czy mimo wszystko moja osoba i moja przyjaciółka z dzieciństwa, panna Bearnadotte, jeżeli zdecydowałaby się udać na wieś, nie będziemy pani przeszkadzać.

- Zazwyczaj jestem skazana na podróże w towarzystwie mego sekretarza. To miły człowiek, ale wszelka odmiana zawsze jest mile widziana. Co zaś do mitologii na pewno przeczytam te historie irlandzkie, o których pan wspomniał. Człowiek musi czasami objechać cały świat, by się przekonać ile fascynujących rzeczy jest na jego podwórku. To wszystko jednak dlatego, że wy, naukowcy, specjaliści ukrywacie fascynująca historię w swych nudnych traktatach przeznaczonych głównie dla innych naukowców - powiedziała jakby z lekkim wyrzutem, ale w jej zielonych oczach widać było uśmiech. - Może dał by się pan namówić do napisania kilku ciekawych artykułów do bardziej poczytnych gazet? Tekstów, które mogli by bez trudu przyswoić sobie zwykli, nie tak wykształceni ludzie?
- Pomyślę o tym, madame. Ale cóż, niewielu z nas łączy w sobie umiejętność zdobywania wiedzy i jednocześnie zdolności literackie, żeby przedstawić ją innym, którzy nie są zmuszeni tego słuchać pod groźba niezdania egzaminu
– uśmiechnął się - jak studenci. Dlatego proszę nie liczyć na wiele. Zresztą, będzie okazja porozmawiać na ten temat w wiejskiej posiadłości earla Persona. Ciekawe, czy wszyscy zdecydujemy się jechać? - Zastanowił się, gdyż część obecnych jednak nie podjęła jeszcze decyzji.
- Cóż, zobaczymy - Pani Davies ponownie obdarzyła mężczyznę uprzejmym uśmiechem, nie uściślając, której części jego odpowiedzi dotyczyły te słowa - Najważniejsze jest w tym wszystkim, by jakoś pomóc tej biednej Lucy. Jeśli oczywiście ktokolwiek z nas jest w stanie to zrobić.
- Tak, pomóc
– urwał nagle – ciekawe, czy nasi towarzysze odkryli coś, co umknęło naszym oczom? - Dziękując uśmiechem Irlandce za miłą chwile spędzone w jej towarzystwie rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. Rozmawiali już dosyć długo, stanowczo zbyt długo jak na konwenanse.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 01-04-2009 o 19:54. Powód: drobiazgi
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172