Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2009, 18:47   #127
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Gail nie żyje.
- Co?!
- Mamy poważny problem.
Milczał.
- Tu jest demon.
- Demon?
- Pieprzony demon. Berithi.
- Demony nie mają tu wstępu!...
- Każdy kogo On wpuści ma tu wstęp!
- Niemożliwe! Demony nie mają tu racji bytu, nie mogą umrzeć! Energii ich Dusz nie da się zamknąć! Po co marnowałby miejsce dla demona?!
- Nie wiem. Nie pytaj go. Nawet nie usłyszy pytania!
- Niedobrze. Widział cię?
- Jak mógł mnie nie widzieć, idioto?! To demon!
- Gdzie jest teraz?
- Wszędzie! Demony zawsze są wszędzie!
- A co z Vari?
- Jest gdzieś z Deenem. Próbuję ich odnaleźć.
- Pospiesz się. Był tu drow.
- Drow?
- Poszedł wykonać próbę Kirenny.
- Dopilnuj, aby jej nie przeszedł!
- Spokojnie. Jest sam.
- Gdybyś był spokojny, nie wspominałbyś o nim!
- Szukał elfki.
- Myślisz, że tej?
- Jestem pewien.
- Musisz pozbyć się drowa zanim reszta wróci.
- Słuchaj...
- Mam tu pieprzonego demona na karku!!!
- Zostało jeszcze dwóch.
- Zabijmy ich i wynośmy się z tego Miejsca! Demony nie spacerują po świecie pojedynczo! Zaraz przylezie za nim kolejny!
- Niedobrze...
- Co?
- Wrócił drow. Niesie dwa odrąbane wężowe łby...
* * *
- A-ale... ALE...?!
Mężczyzna cofnął się w szoku, Kruk, strosząc się, błyszcząc ślepiami i wykrzywiając dziób w koszmarnym uśmiechu, rósł w oczach, zbliżając się.
- Ale ja...!!! N-nie możesz...!!!
Czarnowłosy mężczyzna stojący obok z ramionami skrzyżowanymi na piersi obserwował wszystko obojętnie. Kruk jednym uderzeniem łapy zmiażdżył maga nim ten zdołał zebrać myśli. Nie spiesząc się, z chrupotem i mlaskaniem rwał dziobem drgające wciąż ciało na kawałki. Mężczyzna podszedł do kłódki, uniósł ją i obrócił do góry nogami, wytrzepując z jej wnętrza na dłoń złote kulki.
- Kolejne – mruknął.
Schylił się, Kruk rozdziobując zwłoki przesunął się nieco. Mężczyzna zatopił dłoń w ciepłych flakach, wydłubując jeszcze jedną kulkę. Kruk przełknął kawał mięsa, pomachał ogonem, unosząc łeb.
- Już niedługo – uśmiechnął się mężczyzna. – Powróci Utracony, powróci o wiele silniejszy. And everything`s gonna be all right this time...
* * *
- Do wschodu słońca.
- Ależ Panie!... Mamy ymm nieoczekiwaną zmianę planów niezależną od nas...?
- Krrrah? A cóż to takiego?
- D-demon – zająknął się. – Zabił naszego towarzysza!
- I?
- Iii... mam tu za mało ludzi! Straciłem trzech w tym cholernym Miejscu! Najpierw ta wielka rosiczka, potem Błysk Kłów, a teraz demon!
- Do wschodu słońca.
Zamilkł.
- Pieprzony demon.
- Pieprzony elf!
- Pieprzona rosiczka!!!
- Zamknij się. Zmiana planów. Bierzemy drowy na cel.
- Drow-y?
- Są dwa, pamiętasz? Jeden nieprzytomny.
- Tego nieprzytomnego broni gigantyczny pająk i elfia wiedźma!
- Więc trzeba sprawić, żeby broniła kogoś innego w czasie gdy zajmiemy się tamtym. Albo by straciła ochotę na opiekowanie się nim.
- Zabójca sierot?
- Może.
- Zabójca elfickich sierot?
- Lepiej.
- Musimy się spieszyć. O świcie mieliśmy spotkać się z Dim w karczmie!
- Nikt nie mógł o tym wiedzieć...
- Berithi wie! – syknął mag. – A wiesz jakie są demony! Jak tylko wyczuje, co się święci...!
- Pieprzony demon!
- Skup się. Tamci nie będą pomagać drowowi. Trzeba odciągnąć tę elfkę od reszty.
- Wiem jak tego dokonać...
* * *
- A zatem, przeszedłeś próbę pani tych bagien, drowie, przyjacielu!
Drow fuknął, ciskając krwawiące łby węży w ciemną wodę.
- Słuchaj, słuchaj uważnie, drowie, przyjacielu. Mgły bagien widzą wszystko. Mówią. Widzą elfkę, której poszukujesz... Wsłuchaj się, wskażą ci drogę...!
* * *

Szamil; Podjąłeś się wspinaczki po lianie na grzbiet Błysku Kłów. Błysk Kłów podjął się przeszkodzenia tobie i schwytania cię w swoją paszczę. Kiedy odepchnąłeś się od jego krótkiej przedniej łapy i gramoliłeś się wyżej wczepiony dłońmi w fałdy grubej skóry, zrozumiałeś, że on dopnie swego...!

http://images.allmoviephoto.com/1993...c_park_008.jpg

Móżdżek wielkiego gada nie wiedział nic o poddawaniu się. Im większy opór gad napotykał, tym gwałtowniej i brutalniej atakował. Kiedy ofiara znalazła się już w szczękach nie było takiej siły na ziemi, która potrafiłaby rozluźnić morderczy uścisk. Dosięgnął zębami twojej prawej nogi i po prostu zamknął paszczę, miażdżąc twoją kończynę z głośnym chrupotem i plaśnięciem krwi – boże, ile krwi...! – pomyślałeś ze zgrozą, ochlapany tąże. Ból był nie do wytrzymania, a jednocześnie tak silny, że nie myślałeś nawet o tym że boli, a całe ciało skupiło się instynktownie jedynie na próbie uwolnienia się. Jeżeli zemdlejesz, koniec z tobą. Walczyłeś, żeby nie stracić przytomności. Gad tymczasem szarpnął, trzymając cię z nogę, zdzierając cię ze swego tułowia – nic nie mogłeś zrobić. Potrząsnął tobą w prawo i lewo, po czym puścił, a ty, wyrzucony z ogromną siłą, poszybowałeś, rozbijając twoje biedne ciało o kości o okoliczne drzewo.

Nizzre; Srebrnowłosy elf zaznał na własnej nodze, jak silne są szczęki Błysku Kłów. Gad nie chciał nawet go zjeść, strząsnął go z siebie, jak szkodnika, jak krowa opędza się ogonem od muchy! Rozwścieczony, zaatakował Fufiego i wielką nogą przydepnął włochatego pająka, łamiąc kilka z jego odnóży! Skamlący Fufi cudem zdołał się wyrwać spod szponów rozdzierających jego odwłok, i ciężko ranny, czmychnął za drzewo. W międzyczasie jednak udało ci się przywiązać drugą nogę gada do drzewa!

Kall`eh; Elfka unieruchomiła pierwsza girę, kiedy gad zajęty był pająkiem. Ty bierzesz drugą girę, w momencie kiedy gad zaciekle odwrócił się ku owej elfce. Udało się! Jędrzej załapał za kolejną lianę, wspierając cię!

Jędrzej; Zadziwiające, ile werwy może dać poprawienie portek! przytrzymujesz lianę i obwiązaną nią girę wielkiego gada, jakbyś trenował podobne sporty całe życie!

Uzjel; Próbujesz dosiąść gigantycznego wierzchowca. Kiedy Szamilowi się nie udaje, zaczynasz podejrzewać, iż nie będzie to tak proste na jakie wygląda... Zakładasz, że szczelna zbroja uchroni cię jakoś przed zębami bestii, ale ciężar pancerza stanowczo będzie przeszkodą. Przeszkodą nie do pokonania jak się szybko okazuje – pomimo lian, zwierzę nie ma porządnej uprzęży, a fałd grubej skóry jest zbyt mało, by można się ich skutecznie uczepić, do tego gad stale wierci się i wygina, oglądając się to na lewo za Nizzre, to na prawo za Kalle`hem i Jędrzejem. Flafi obrywa długim ogonem gada i po niekontrolowanym locie znika w krzakach, ty zaś zsuwasz się z tułowia Błysku Kłów. Lądowanie z wysoka w ciężkiej zbroi na nierównym leśnym podłożu było tyle pechowe, że źle oparłeś się na nodze i padłeś, kiedy coś przeskoczyło ci w kolanie. Mozolenie zbierasz się z ziemi, ale nie możesz oprzeć się na lewej nodze rwącej bólem!

Isendir;
Udało ci się zeskoczyć na grzbiet Błysku Kłów i utrzymać się krótką chwilę na jego grubej szyi. Krótką. Gad schylił się naraz, a ty zdałeś sobie sprawę, że chwycił w paszczę Elira, o czym dobitnie świadczył przenikliwy wilczy pisk i skowyt! Chciałeś coś zrobić, ale nie miałeś pojęcia co! Elir choć ciężko ranny walczył dzielnie, a jego małe rozmiary ocaliły go – wpadł cały do paszczy gada i zaciekle użarł go w język. Błysk Kłów potrząsnął łbem, rozdziawiając paszczę i wypluwając ranną zdobycz, Elir kulejąc odsunął się z podwiniętym ogonem. Gad próbował teraz sięgnąć paszczą ciebie, ale zająłeś dobre miejsce, poza zasięgiem jego zębów. Niewiele myśląc, Błysk rzucił się bokiem o drzewo do którego był przywiązany, ocierając się o nie. Pamiętasz tylko szarpnięcie i huk uderzenia, ból odbierający oddech. Spadałeś, ocierając się o szorstką korę, próbując chwycić się pnia. Uderzyłeś o ziemię, wstrząs omal nie pozbawił cię przytomności. Chwiejnie wstałeś, cały obolały. Lewa ręka bolała nieznośnie i była złamana, czułeś krew w przełyku i podejrzewałeś jakiś niemiły uraz wewnętrzny...

Wszyscy; Błysk Kłów rozprawiwszy się z Szamilem, Uzjelem i Isendirem wyprężył się dumnie, wydając z siebie ryk tryumfu!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=eIJvGHj8nqQ&feature=related[/media]

Ale zawody nie skończone, bo oto... nadciąga zawodnik o pseudonimie Wielki Brokuł!

Barbak; Zaprezentujesz po raz kolejny słynną ludową technikę poskramiania bestii, „na wytrzaśniętego orka”! Technika polega na byciu orkiem i na wytrzaskiwaniu się pod nogami wściekłej, gigantycznej bestii, oczywiście, w celu odwrócenia jej uwagi, aby towarzysze mogli spokojnie działać... [odprowadzasz wzrokiem szybującego Szamila, Uzjela, który wytrząsnął się nawet lepiej i Isendira mimowolnie przytulającego drzewa] Wielka stopa gada nie zdołała cię przydepnąć, ale ty nie zdołałeś jej uwiązać do drzewa. Błysk chwycił koniec twojej broni w zęby i jak wykałaczkę, uniósł głowę unosząc i ciebie, po czym szarpiąc na boki testował twoją aerodynamikę i wytrzymałość twojego mózgu na wstrząśnienie... puścił – i teraz drużyna odprowadza wzrokiem ciebie. Lądowanie wypadło bezkolizyjnie aczkolwiek.

Rodriges Emanuel Rodriges Moul Ep Diffirin Kellah!!!

Wielu miało teraz przed oczami obraz rozjuszonej pchły z qurwikami w oczach i pianą na pysku, pchły gorszej w swej pasji od Pana Mgieł Chaosu, pchły, przed którą Paladine podwija kiecę i czmycha w popłochu. Rodriges wskoczył na gruby fałd skóry, szarpiąc zaciekle. Błysk kłów wyprostował się gwałtownie, jakby ktoś go pociągnął do tyłu. Kłapanie paszczą i szorowanie skóry zębami na nic się zdało wobec wściekłości zwinnego Rodrigesa! Pchła zaatakowała, brakowało jej tylko okrzyku fuckin-pissed off elves na ustach: DAAAJH MOTAFAKA! Wskoczył w gałę. Błysk Kłów zawył, zaciskając powieki i potrząsając głową, merdając krótkimi przednimi łapami. Szamocząc się z przywiązanymi do drzew nogami stracił równowagę i... wytrząsnął się, padając na brzuch!

Uzjel; ....O_O! Błysk Kłów zwalił się, ale nie na ziemię... tylko na ciebie!!! Zdążyłeś tylko spojrzeć na wielki, ciemny kształt, zbliżający się nieubłaganie. Druzgoczący ciężar zmiażdżył cię, ogłuszając cię i przygniatając cię do ziemi!

Samael; Ocknąłeś się, tradycyjnie leżąc na ziemi. Niedobrze, to zaczyna wchodzić ci w krew... Mówiąc o krwi, czułeś że całe spodnie miałeś od niej mokre. Cała noga paliła niemiłosiernym ogniem. Jak prawy bok. Coś masz... pecha z tymi... kh... żebrami...! Starałeś się uspokoić szybki oddech, który sprawiał ci tylko ból przy złamaniach. Spróbowałeś ostrożnie oderwać którąkolwiek kończynę od podłoża, nie udało się. Patrzyłeś na pulsujące życiem żyły, na płaty starganej skóry, zwisające z tego, co wcześniej było twoją nogą. Ból był teraz czymś odległym, tkwiłeś na granicy świadomości, nie mogąc zebrać myśli.

Pojawił się znikąd obok ciebie. Wysoki mężczyzna ubrany w czerwony kubrak. Długie białe włosy. U pasa nosi krótki miecz. Nie... w ręce krótki miecz...
– O, nie, Samaelu. Raczej żołnierzem. Morderca to takie niemiłe słowo. ...Naprawdę...? Czy nie wiesz, że aby zmusić mnie do posłuszeństwa, potrzebny jest srebrny pierścień z moją podobizną, który musisz wystawić mi przed twarz? Doprawdy, skąd ten pomysł? Wymyśliłbym coś ciekawszego. Ale owszem, kilku posłuchało, miałem wiele radości, urywając im ręce. Nie, nie mylisz się. Przystojny, mądry i dowcipny. Jak tatuś. Klnę się na wszystkie piekielne Zorze, iż nie robiłbym tego, gdybym nie musiał. Ale demony Takie Jak Ja cenią własną egzystencję ponad wszystko. Zgadłeś... stoisz mi na dalszej drodze...
Obnażył miecz.
- Spokojnie, przecież i tak umierasz... – uśmiechnął się, ukazując równe, białe zęby.
Zacharczałeś, tyle tylko mogłeś zrobić. Znów, nie możesz drgnąć, twoje zmordowane i połamane ciało nie reaguje. Możesz tylko powiedzieć coś... czy raczej się pożegnać...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline