Wątek: Bogowie Olimpu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2009, 19:09   #4
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Hermes wstał rano z dużym kacem moralnym. Zeus i Hera dali w nocy kolejny popis z cyklu – „kto się czubi ten się lubi”... Kierując się tą zasadą, można było założyć, że ich miłość jest wielka... naprawdę wielka. Ściany statku były dobrze wyciszone, ale... nie aż tak dobrze. Zwłaszcza jeżeli „kochankowie” przenosili się na korytarz z wzajemnymi „wyrazami miłości”...

Hermes wziął szybki prysznic i zajął się przygotowywaniami do przyjazdu wizytatora z Nibiru. Sytuacja musiała być nieciekawa skoro przysyłano jakiegoś palanta... Pojawienie się wizytacji mogło oznaczać tylko jedno - nie szło tak jak niektórzy zakładali, zwłaszcza, że zakładali to przed wyprawą... Lub – co również możliwe – rozgrywano kolejną polityczną gierkę mającą na celu wyeliminowanie kogoś lub może przesunięcie kogoś w hierarchii władzy...

Powitanie i przedstawienie „szacownego gościa” przebiegło zgodnie z utartym na Nibirze schematem, co zapewniło wszystkim chwilę z nadmuchaną tradycją Społeczeństwa. Gdy było po wszystkim i gość zniknął we wnętrzu statku Hermes odetchnął... („Nie cierpię tego typu pierdół”) Następny oficjalny punkt programu przewidziany był po południu, więc przez cały dzień można, a nawet należało zająć się przygotowaniami do obiadu...
Oczywiście, Przynieś – Podaj – Pozamiataj, z trzema najwyższymi tytułami naukowymi Nibiru jak zwykle zostało wysłane w celu załatwienia całej masy niepotrzebnych i idiotycznych rzeczy. Ale takie było już to życie, że był najmłodszy w tej ekipie i... jedyny, który nie marudził. Zresztą była to całkiem niezła rozrywka...

Wrócił na Olimposa XP („niby od eXtra Performance... – raczej: eXtra Pudło” – pomyślał przelotnie) na kilkanaście minut przed oficjalnym rozpoczęciem obiadu. Ponieważ bliżej nie ustalono w jakich strojach należy się pojawić (jakby był jakiś wielki wybór). Narzucił na siebie standardową, krótką togę, w jakiej zwykł był się objawiać „swojemu ludowi”.


Nie było to może jakieś super ubranie, ale w końcu przylecieli tu do pracy, a nie na bal... Przynajmniej taka była oficjalna wersja.

Nadmuchany obiad, a raczej przemowa przyobiednia kolegi Zeusa przeszła na szczęście do historii i można było skoncentrować się na samym obiedzie – Dionizos stanął jak zwykle na wysokości zadania i przygotował coś wykwintnie kolonizatorskiego... Hermes-ik (cóż niektórzy kochają zdrobnienia) wykorzystał swoje wyuczone umiejętności zabawiając towarzystwo przy stole różnymi gładkimi komplementami oraz dowcipami o niezbyt długiej brodzie (choć na Nibirze mogli już mieć kolejny zestaw). Kilku złośliwych uwag oczywiście nie dało się uniknąć, ale chyba zostały one zignorowane przez wszystkich łącznie z „szanującym się gościem”. W końcu można było wstać od stołu i zając się sobą. Hermes zakręcił się po statku dając wszystkim możliwość wysłania go gdzieś po coś. Na szczęście - nikt nic nie chciał i miał czas na zajęcie się sobą, ewentualnie jakimiś rozmowami.

Wyszedł na zewnątrz i przez chwilę przypatrywał się widokowi – tęcza na Nibirze oczywiście występowała – zwykle pomiędzy 17:30 a 17:45 nad koloniami mieszkalnymi... Tu była zjawiskiem samorzutnym i przez to – pięknym...


Po tylu latach na tej planecie zaczynał się zastanawiać, czy ich misja nie jest czasem zaprzeczeniem ewolucji – jako takiej... W końcu ci biedni mieszkańcy, pewnie bez ich pomocy też by się rozwinęli - zapewne wolniej i zapewne inaczej, ale może na tym powinna polegać ewolucja? A nie na ustawianiu populacji na swój obraz i podobieństwo... Może to było przyczyną stanięcia „termometru” na 8 stopniach Cywilizatora...
Każda cywilizacja na początku rozwija się bardzo wolno – prawo Ghisserretha – ale popędzanie jej może przynieść wręcz przeciwny skutek do zamierzonego. Chyba tak było właśnie u Partów. Była to dość osobista porażka Haganna, ale w sumie plemię nie wypadało jakoś strasznie blado na tle innych...


*****

Było koło dziewiętnastej czasu lokalnego, kiedy wrócił do wnętrza statku. Afrodyta wpłynęła na salę w pysznej sukni („no tak... Już wiadomo dlaczego zabrała pięć razy tyle bagażu co inni”), na dodatek ten ciuch był już lekko niemodny kiedy wylatywali – teraz, mówiąc ładnie i dyplomatycznie, trącił myszką, a właściwie wielką myszą...

Zebrał kielich z Ambrozją (czyli mieszanką D544435B z dodatkiem czegoś, czego Dionizos nigdy nie zdradził, ale ponieważ nadawało się do picia...) i stanął pod ścianą. Włosy, jak zawsze zsunęły mu się na lewe oko. Zrobił minę 7B – „nikt mnie nie rozumie” i dorzucił krzywy uśmiech 3A – „nikt mnie nie lubi” – perfekcyjny zestaw na początek balangi. Balangi lekko kiczowatej i, zdaniem Młodego, lekko nie na miejscu... Takie podejście mogło rodzić domniemanie, że Kolonizatorzy zajmują się balowaniem („Ponowne brawa dla KretynkiAfrodyty), a nie harówką kolonizacyjną (Hefajstos – bardzo politycznie zagrane... Ja pracuję i jestem tu z obowiązku... jakbym Cię nie znał to pewnie bym uwierzył...”).
Zmienił pozycję i trochę się wyciągnął – pozwalając swoim prawie 190 centymetrom pokazać się w całej okazałości. Był trochę za szczupły jak na ten wzrost, ale nie narzekał – jakby miał jeszcze tym się przejmować – to pewnie by oszalał z resztą tego całego towarzystwa u boku... Dbał o siebie, w końcu mieszkańcy tego lądu utożsamiali częściowo „boski” z „ładny” – więc ich inteligencja („no bądźmy szczerzy – pełzająca gdzieś o okolicach sandałów”) utożsamiała „bardzo ładny” z „bardzo boski” i nawet nie musiał zbytnio starać się z jakimiś „objawami boskiej mocy”...

Wzrok Afrodyty nawet nie prześlizgnął się po jego twarzy. W końcu od czasu złośliwego komentarza dotyczącego rozdwojonych końcówek jej złotych pukli – ich stosunki znacznie ochłodły... Na tyle znacznie, ich dłuższe przebywanie w tym samym miejscu wywoływało epokę lodowcową...
Dionizos z Aresem pewnie rozpaczali w kątku z powodu braku napojów wyskokowych...

Tym razem Hera lustrowała salę – błyskawicznie więc przybrał minę 5C – „doskonałe przyjęcie, ale akuratnie musiałem odsapnąć” i schował ironiczny uśmiech za pucharem z Ambrozją...

Oczywiście wypatrzył Apolla zręcznie ukrytego za kolumną, ale za dobrze znał się na ludziach – obaj czekali na „wielką przemowę, wielkiego dowódcy” i możliwość oddalenia się... w dowolnie wybranym kierunku.

Hermes pozwalał czasowi płynąć - to co lubił jeszcze nie nastąpiło... A po co dywagować nie mając danych? Jak Szef powie co ma do powiedzenia - będzie można się zastanawiać co dalej...
Czarujący uśmiech 4A - "świetnie, ze cię widzę!" zagościł na jego twarzy kiedy spotkał wzrok Ateny... "Co, jak co, ale pływanie w brei takich przyjęć mam opanowane." - pomyślał zmierzając po kolejny kielich...
 
Aschaar jest offline