Wątek: Bogowie Olimpu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2009, 18:12   #5
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Mały nibiriański okręt bezszelestnie przemierzał pustkę kosmosu. W jego niewielkiej centrali, za rozkładanym pulpitem siedział subdoktor nauk neuropsychologicznych - Hel Ioso.
Z zaciekawieniem przeglądał dostępne materiały na temat ekspedycji wysłanej przez Nibiru na tę fascynującą, acz prymitywną planetę.
- Wprowadzono poprawkę kursową. Przewidywany czas wejścia w atmosferę: cztery godziny, dziewiętnaście minut. - odezwała się matowym głosem sztuczna inteligencja "Faetona".
Mały okręcik był oczkiem w głowie Ioso - było to bowiem dzieło jego brata, w którym i on miał swój udział, projektując jego Sztuczną Inteligencję. Dla prototypu była to pierwsza tak poważna misja i zapewne pobyt na Ziemi będzie dla niego równie ważnym egzaminem, jak ten, który czekał na Hel'a.
Ioso rzucił od niechcenia okiem na grawimetr pokazujący odchylenie kursowe, by po chwili wrócić do swojej lektury.
Próbował ułożyć sobie w myślach plan działania, przy okazji starając się rozgryźć ewolucyjny problem Ziemian.
"Być może problem leży w doborze pierwotnej ekspedycji" - pomyślał - "Starano się przecież "ulepszyć" Ziemian pod różnymi względami, lecz nie pracował jeszcze nad nimi żaden socjotechnik... Może więc problem leży nie w fizjologii, lecz w psychice?"
Daleki był jednak od tego, by siebie uważać za mesjasza, którego samo zstąpienie uzdrowi całą sytuację na Ziemi. Nie, całkiem serio sądził, że czeka go ciężka praca. A całkiem możliwe, że nawet porażka - ot, niektóre gatunki są przecież po prostu niereformowalne.

Myśl o niezmienności pewnych rzeczy skierowała jego uwagę w kierunku Zeusa, będącego kierownikiem naukowym ekspedycji. Hel skrzywił się lekko na samą myśl o konieczności współpracy ze swoim dawnym zwierzchnikiem - wiedział jednak, że są to ostatnie chwile, kiedy może sobie pozwolić na takie nieprofesjonalne zachowanie.
- Uwaga. Wejście w atmosferę za trzy minuty. - komputer, odporny na jego rozmyślania przygotowywał okręt do wejścia w atmosferę.



Ioso przypiął się dokładnie pasami - sztuczna grawitacja była wprawdzie wspaniałym wynalazkiem, ale zdrowie miało się tylko jedno. A Ioso nie spieszyło się, żeby wylądować na stole operacyjnym.
Spoglądał beznamiętnym wzrokiem przez plazowy wizor okrętu - po krótkiej chwili czerń próżni ustąpiła błękitowi atmosfery.
- Wejście do atmosfery: zakończone. - zameldowała SI.
- Tryb aerodynamiczny. Przejść na silniki grawitacyjne.
Niezwykłość Faetona tkwiła w jego napędzie - podwójny, hybrydowy układ, pozwalał na podróżowanie z równą sprawnością zarówno w próżni, jak i w atmosferze.
- Silnik grawitacyjny: uruchomiony.
Z wrzecionowatego korpusu okrętu wysunęły się niewielkie skrzydła, zapewniające dodatkową stabilność lotu.
- Tryb aero: aktywny.
- No, to pewnie tam nas już widzą... - mruknął Ioso i przybrał na twarzy maskę powitalnego uśmiechu.

Powitanie na Olympusie nie było na szczęście zbyt wylewne. Hel czuł podświadomie, że gdyby musiał zbyt długo wymieniać uściski z Zeusem, chyba doznał by udaru (ten jednak chyba w niczym się nie zorientował). W zamian za to jednak, uczestniczyć musiał w wystawnym posiłku, wydanym na jego cześć.

Ioso niemal natychmiast zauważył chłodny profesjonalizm w zachowaniu Zeusa - całkowicie go zresztą rozumiał. Zeus próbował utrzymać dystans, jednocześnie sprawiając wrażenie człowieka ugodowego i gotowego do współpracy. Hel nie wątpił, że jest to w dosyć dużym stopniu zagrywka pod publiczkę - czy raczej, dla pozostałych kolonizatorów.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał skruszyć tarczę za którą zasłonił się dowódca ekspedycji - jednak pośpiech nie był wskazany. Najpierw musiał rozgryźć pozycję pionków na szachownicy, zanim zabierze się za króla.
Siedział więc przy stole, utrzymując na twarzy pogodny uśmiech i gderając z biesiadnikami. Nawet kiedy Zeus zabrał głos, Hel uśmiechał się lekko i potakiwał z aprobatą głową.
Z ciekawością wysłuchał sprawozdania z postępów Ziemian, po czym odsunął się od stołu i powstał.
- Jeśli mogę, Zeusie? - zamiast "Zeusie" powiedział niemal "kolego"; na szczęście jednak w porę ugryzł się w język - Z pewnością zastanawiacie się, dlaczego Nibiru przysyła mnie na Ziemię przed czasem; to jest, przed zmianą ekspedycji. Sądzę również, że część z was uważa mnie za wroga, szpiega z zewnątrz, który zrobi wszystko aby udowodnić wasze winy i błędy - Helios doszedł do wniosku, że najlepiej na daną chwilę jest mówić bezpośrednio i bez zbędnych ozdobników, aby szybko zyskać zaufanie reszty - Musicie jednak wiedzieć, że nie jest to prawdą. Oczywiście, będę znajdował błędy jakie popełniliście; jeśli je popełniliście - poprawił się - Ale nie będę tego robił po to, byście zostali w jakikolwiek sposób ukarani, lecz aby pomóc zarówno wam jak i Ziemianom. Jako socjotechnik będę uzupełnieniem waszej wiedzy i umiejętności; bardzo więc was proszę - nie bójcie się robić ze mnie użytku.
"O, to jest niezłe odwrócenie kota ogonem" - pomyślał tymczasem Ioso - "Sugerowanie im, że jestem tu aby im służyć, kiedy tak naprawdę, wszystko wskazuje na to, że relacje będą odwrotne... Ale ważne jest to, co człowiek myśli, a nie to jak się to ma do rzeczywistości".
- Będę jednak potrzebował waszej współpracy i pomocy. Planuję asystować każdemu z was po kolei w jego badaniach, aby poznać wasze sposoby pracy. Oczywiście, dobrze by było, gdybyśmy wspólnie wykorzystali te okazje, aby wprowadzić mnie do panteonu lokalnych bóstw - zaśmiał się Helios - Jeżeli są do mnie jakieś pytania, to bardzo proszę.

Siadając z powrotem do stołu, Ioso lustrował uważnie zgromadzonych w sali.Zeus był skupiony i wyraźnie spięty. Po sposobie w jaki odezwała się do niego Hera, widać było, że między nimi istnieje jakiś spór (być może dałoby się wygrać jednego przeciw drugiemu).
Dionizos rubasznie podśmiewywał się z kolejnego opowiedzianego przy stole świńskiego dowcipu. Ten facet o kurzym móżdżku, wcale jednak nie był facetem o kurzym móżdżku - pod wesołkowatą maską kryło się coś... Niepokojącego. Ioso zanotował sobie w pamięci, żeby dokładniej przyjrzeć się poczynaniom diabetyka.
Z pewną ulgą przyjął decyzję Zeusa, o zakończeniu "oficjalnego" posiłku.
Widział sporo spięć w zespole ekspedycji - a to nie wróżyło dobrze. Poza tym musiał zebrać siły po dosyć męczącej podróży - "Faeton" może i był szybki, ale jednak niezbyt wygodny.

Ku ubolewaniu Heliosa, czekała go jeszcze impreza powitalna. Pamiętał, jak jako nastolatek wymykał się z domu, żeby zabawić się w lokalnych dyskotekach. Cóż - najwyraźniej czekała go powtórka z rozrywki.

Hel wszedł pewnym krokiem do środka sali. Wiedział, że jego postać musi robić wrażenie. Niemal dwumetrowy mężczyzna, w dodatku dobrze zbudowany i wysportowany musiał się, przynajmniej częściowo, wyróżniać z tłumu.
Kiedy jednak spojrzał na Aresa, prędko zrozumiał, że z pewnością nie będzie miał tutaj monopolu na atletyzm.
Nie potrzebował wiele czasu, żeby stwierdzić, że dotarcie do Aresa zajmie mu trochę więcej czasu. Z pewnością nie należał on do typu ludzi, którzy doceniają umiejętności retoryczne. Nie, Aresa trzeba było przekonać do siebie czynem; albo pokonać w walce. Chociaż to drugie byłoby niewskazane - ostatecznie nie ma nic bardziej niebezpiecznego, niz zranione ego.

Zostawił jednak to na bok, gdyż na sali zjawiła się Afrodyta. Niedwuznaczne spojrzenia w kierunku Aresa i sposób w jaki się ze sobą witali, nie pozostawiły Heliosowi żadnej wątpliwości co do natury ich związku. Afrodyta przypominała mu znudzone życiem mężatki, szukające za wszelką cenę odrobiny rozrywki. Być może zresztą, coś w tym było.
Helios był szalenie ciekaw, czy na Nibiru, gdzie jest dosyć ciekawych zajęć, spojrzała by za kimś pokroju Aresa.
Tak czy inaczej, miał dziwne przeczucie, że nie będzie miał z niej wielkiego pożytku.

Zanim zresztą zdążył podejść w jej kierunku, zdążyła ona opuścić salę z Aresem. Hefajstos rzucił za nimi gniewne spojrzenie. Dobrze. W razie gdyby Ares sprawiał nadmiar kłopotów, może dało by się dodatkowo wzniecić ten ogień... Ale zaraz, na razie nie trzeba się uciekać do takich środków.

Ioso podszedł do niego z wyciągniętą ręką. Hefajstos rozmawiał właśnie z Posejdonem na temat "Faetona".
- Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania - powiedział z uśmiechem Helios - To nie bójcie się ich zadawać. Zresztą, nie widzę problemu, żebyście nie mogli własnoręcznie wypróbować jak pilotuje się okręt z takim napędem.
Małe przekupstwo, ale Ioso miał wrażenie, że może zadziałać. A Hefajstos wyglądał na kogoś, kto zdecydowanie bardziej cenił sobie świat maszyn, niż ludzi. I lubił, żeby wszystko działało zgodnie z planem - jak w zegarku. Warto byłoby mu stworzyć taki mikroklimat, żeby dowiedzieć się, w jaką grę gra naprawdę ten tajemniczy człowiek.

Hermes trzymał się trochę z boku. Ioso zauważył, że podchodzi on z dystansem nie tylko do niego, lecz wszystkich członków ekspedycji. Bez wątpienia świadczyło to o jego inteligencji. Zdobycie jego zaufania, mogło okazać się bezcenne w kontaktach z resztą kolonizatorów. Hermes wyglądał na człowieka, który *wie* dużo rzeczy na temat innych...

Helios usłyszał jednak za swoimi plecami głos Apolla. Odwrócił się powoli. Tak, ten mężczyzna o chłopięcej twarzy doskonale nadawał się jako pierwszy cel. I, kto wie, wszystko wskazywało, że jako jeden z niewielu ma on charakter, który można było polubić.
Apollo sprawiał wrażenie roztargnionego chłopca, wiecznie gubiącego swoje rzeczy. Z danych przekazanych Hel'owi przez Zeusa wynikało, że jego plemię radzi sobie jednak nad wyraz dobrze. A więc Apollo znalazł jakąś dźwignię, która "odblokowała" częściowo ludzi. Być może, jako agrotechnik, była to metoda przez "żołądek do serca". Ale kto wie? Ioso zamierzał wyodrębnić ten element już teraz, na początku, zanim przystąpi do bardziej "inwazyjnych" badań.
Poza tym Apollo wyglądał na tak prostolinijnego i dobrodusznego chłopca, że zdawał się być idealną osobą, która mogłaby wprowadzić Heliosa do ziemskiego panteonu bogów.

Przeprosiwszy Posejdona i Hefajstosa, Ioso podszedł sprężystym krokiem w kierunku Apolla.
- Widzę, że humor nie dopisuje - Helios zaśmiał się, widząc znudzoną twarz swojego rozmówcy - Ale nie martw się, prędzej czy później, ktoś się zjawi z czymś mocniejszym od Ambrozji... A wtedy rozmowa się sama rozkręci.

Helios przez chwilę obserwował Artemidę, która przedefilowała przed nimi, kołysząc delikatnie tyłkiem.

- Widziałem wyniki twoich postępów z Ziemianami - kontynuował Helios - Radzisz sobie lepiej od większości tych starych pryków.
Ioso wiedział, że uderzył w czułą strunę. Apollo był młody i czuł się nieskończenie lepszy od, powiedzmy, Zeusa. Zagranie na jego ambicji, z pewnością zachęci go do rozmowy.
- Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, chciałbym ci jutro towarzyszyć - Hel pociągnął łyk ze szklanki - Zobaczyć twoje metody. Może się trochę zabawić z miejscowymi, jeśli wiesz co mam na myśli... - Helios uśmiechnął się szeroko.

Wpatrując się w twarze kolonizatorów, zastanawiał się, jak potoczą się jego losy na tej planecie.
I, co ważniejsze, jak potoczą się losy jej rdzennych mieszkańców - Ziemian...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 26-03-2009 o 22:57.
Chrapek jest offline