Czemu akolita nie chciał, by ktoś coś mówił na temat niebezpieczeństwa związanego z obrazkiem? Tego Gotfryd nie wiedział. I niezbyt wiele go to obchodziło. On swoje zrobił - przekazał ostrzeżenie, reszta nie była jego sprawą.
Ruszył za akolitą.
Sądząc po wyglądzie drzwi do skarbca oraz wyglądzie strzegących skarbca strażników niezłe bogactwo kryło się we wnętrzu. I była duża szansa, że każdemu z członków ich grupki przypadnie troszkę więcej, niż obiecane przez Mablunga trzy korony.
Do środka rzecz jasna ich nie wpuszczono. Jedynie akolita, który symbolem jakimś poświecił w oczy strażnikom, dostąpił tego zaszczytu.
Z drugiej strony... Lepiej było nie oglądać tych stosów złota, jeśli rzecz jasna złoto w stosach tam leżało. Równie dobrze mogły to być pozamykane kuferki. W każdym razie widzieć dużo złota i nie móc po nie sięgnąć, to raczej nie mogło być najprzyjemniejsze...
Akolita wrócił wreszcie, a w ręce Gotfryda z brzękiem posypały się złote korony. Dwadzieścia pięć - pomyślał zaskoczony.
Nie tylko on, bo i na twarzach pozostałych malowało się zaskoczenie wysokością nagrody, którą dostali tylko i wyłącznie za mały spacer.
Gdyby wszystkie zlecenia były tak łatwe i finansowo korzystne... Żyć i nie umierać.
Gdy Mablung ruszył w stronę magazynu, będącego ich tymczasową kwaterą, Gotfryd obrócił się do Martina i odpowiedział na jego propozycję.
- Coś zjeść i wypić... To dobry pomysł, chociaż ceny z pewnością niskie nie będą. Mamy jednak wszyscy dość złota, by bez żalu stracić parę groszy na odrobinę przyjemności. A panienka ładna... To też jest coś, co oczom przyjemność sprawić może. I nie tylko oczom - uśmiechnął się. - Na mnie panna posażna z pewnością nigdzie nie czeka, ale to nie znaczy, że innych mam unikać. Z szynku do tego magazynu pójdziemy. Dach nad głową, a i nad dalszymi planami zastanowić by się można w spokoju. |