Arveene przysłuchiwała się wywodom zebranych mężczyzn z widoczną niecierpliwością, no cóż, była pobudzona przez narkotyk. Wierciła się więc w miejscu, strzelała dziwne minki do Karana, oraz wodziła chaotycznie wzrokiem po całym pomieszczeniu. W sumie nie dowiedziała się nic konkretnego z wyjaśnień doktora Robsona, wtrąceń jego syna i fochów Innocenta. Złodziej Ankh nadal pozostawał nieznaną osóbką, burmistrz być może mógł być jakoś w to wszystko zamieszanym, jednak było to raczej mocno wątpliwe. Brakowało więc stanowczo jakiś poszlak, brakowało czegokolwiek, brakowało w tym wszystkim sensu... .
Po usłyszeniu pewnego zdania rozszerzyły jej się nieco oczka. Spojrzała najpierw na Innocenta, następnie na Robsona, a na końcu na jego syna.
- Za chwilę wracam! - Niemal krzyknęła, po czym popędziła na piętro, do swojej izby.
Po ledwie minutce gnała już na powrót, chowając coś za plecami. Trzej mężczyźni nie mieli bladego pojęcia co się święciło, a zwłaszcza jeden z nich.
I był to bardzo istotny, i pożądany fakt.
- Skąd o tym wiesz??!! - Arveene ryknęła na Innocenta, równocześnie... celując w niego chowaną wcześniej za własnymi plecami kuszę - Skąd wiesz o tym co mi się niby śniło??!!. Odpowiadaj natychmiast albo będziesz miał kolejny otwór gębowy!. Ani drgnij i gadaj prawdę albo przysięgam, że strzelę!. Mam cię już serdecznie dosyć panie "wielce-niewinny-znawco-klejnotów-co-to-się-pojawia-przypadkiem-we-właściwym-miejscu-i-czasie"!!!. Gadaj albo strzelam, skąd wiesz o Krasnalu z moich snów i kim do ku*wy nędzy jesteś?!!.
Kobietka była wyraźnie zdenerwowana, trzęsły jej się odrobinkę ręce, a palec znajdował się niebezpiecznie blisko spustu kuszy, dzielnie jednak w swoim stanie celowała w twarz młodziana, zrobiła się więc naprawdę patowa sytuacja... .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |