Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2009, 09:11   #11
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Arveene położyła się w łóżku. Było niezwykle miękkie, a ciepła kołdra i wielka poduszka wypełniona pierzem zostały dodatkowo popryskane znanym już z listu aromatem róży. Kobieta rozkoszowała się posłaniem, natychmiast wybaczając doktorowi wszystkie jego grzeszki, których miał sporo na sumieniu.

Jednak nie było czasu na spanie. Bardkę gnębił wielki problem w postaci małej osóbki zwanej Innocentem.

Z chłopakiem było coś nie tak. Po pierwsze, Arveene naprawdę nie pamiętała, by kiedykolwiek się spotkali. Rozmowa z Karanem była przeprowadzana w dość nietypowych okolicznościach, które uniemożliwiały podsłuchanie. Potem, na leśnej ścieżce nie było absolutnie nikogo. I jeszcze samo zajście w świątyni. Musiałby do niej wejść zanim Karan zaprowadził tam samą bardkę. Możliwe, że doktor by go przeoczył, ale Karan i Arveene z pewnością by zauważyli nieproszonego gościa, skradającego się za plecami. Pozostawała tez sprawa dźwięku dartego materiału. Kobieta nie zauważyła, by chłopak podarł sobie cokolwiek. Skąd więc wziął się dźwięk?

Kobieta bardzo długo się głowiła nad rozwiązaniem problemu i nie doszła do żadnych wniosków. No, może z wyjątkiem jednego.

Skoro okularnik znalazł wspólny język z doktorkiem, to musi być albo niezwykle mądry, albo niezwykle głupi. Możliwe, że posiadał obie te cechy jednocześnie. A to mogło z niego czynić wielkiego przyjaciela.

Lub potężnego wroga.

Rozdział drugi
Przygoda się rozpoczęła

Arveene leżała na zimnej podłodze. Choć wokół było ciemno, doskonale znała to miejsce. Znajdowała się w Świątyni Ankh. Wyczuwała wszystko- ciężkie, pradawne powietrze, hieroglify na ścianach, komnaty, który nich nie odwiedził od pokoleń.

I spokój. Wszechogarniający, tak wielki, że zdawał się przysłaniać wszystko inne, powoli i majestatycznie kładąc się nad całym kompleksem. Był wszędzie, niczym mlecznobiała mgła, która zamazywała nieistotne szczegóły, zostawiając jedynie prawdziwą naturę przedmiotów i zjawisk. Pozwalała odpocząć zmysłom i skupić się umysłowi na tym, co naprawdę ważne.

Tak, Arveene musiała przemyśleć wiele rzeczy. Została znaleziona, odkryła na powrót sama siebie. Było jej wspaniale, ale wiedziała doskonale, że to dopiero początek. Było tak wiele do zrobienia, tak dużo do odkrycia, a tam mało czasu. Mogli ją znaleźć w każdej chwili, a ona sobie leżała w świątyni. Gdyby nie ten głupi Innocent, wszystko by było inaczej.

Przeszkodził jej, zerwał połączenie, opóźnił to, co nieuniknione. Głupiec! Czy naprawdę myślał, że jego działania zmienia cokolwiek? Czy naprawdę sądził, że ją zatrzyma?

A może naprawdę był dzieckiem, które znalazło się w nieodpowiednim miejscu i czasie?

Nie wiedziała. Jego umysł był dla niej niezgłębiony, a to mogło być przyczyną jej zguby.

- Wreszcie przybyłaś- stwierdziła, patrząc na tunel, który prowadził ku wejściu do świątyni. Stała w nim nie kto inny, jak ona sama. Jedyna różnica polegała na tym, że pomiędzy piersiami przybysza nie znajdował się piękny, krwistoczerwony klejnot. Tylko tym się różniły.

Tylko tym i aż tym.

- Cieszę się, że Cię widzę- kontynuowała przyjaznym głosem, widząc, jak jej druga część rozgląda się nieprzytomnie po komnacie. Była tak uroczo nieświadoma, tak niewinna, tak bezbronna. Bardkę ogarnęło wzruszenie, gdy ujrzała, jak jej gość niepewnie przekracza próg, rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu.

Były tak różne, a jednocześnie tak podobne.

- Wejdź, czekałam na Ciebie- skinęła na przybysza. Dziewczyna zrobiła niepewnie krok do przodu, co wywołało przyjazny błysk w oku Arveene. Była tak blisko, zaledwie kilka metrów od niej. Wystarczy, że znów jej dotknie, a podzieli się z nią tym wszystkim, co w sobie kryła. Tajemnicami, które czekały milenia na ponowne odkrycie. Mocami, do których była kluczem. Prawami, które mogła dowolnie modyfikować. Władzą, jaką miał każdy, kto ją dzierżył.

Niestety, koło przeznaczenia toczyło się swoim odwiecznym, niezmiennym rytmem. Rytmem, któremu nawet ona była podporządkowana.

Nagle zdziwiona Arveene obserwowała, jak przez jej nieświadomą część przebiega jakaś niska i krepa istota, zupełnie, jakby napastnik nie zauważył istoty, przez którą przeszedł. Nim Bardka zdała sobie sprawę, kwadratowa dłoń wystrzeliła spod płaszcza niczym wąż i zacisnęła się pomiędzy piersiami kobiety, na klejnocie, który był centrum jej jestestwa.

Nim zdążyła krzyknąć, wszystko się skończyło…


~*~

- Panienko Arveene, panienko Arveene!

Pierwszą rzeczą, którą odkryła po przebudzeniu, był fakt, że koszmarnie bolała ją głowa. Wczorajsze hulanki odbiły się na jej dzisiejszym zdrowiu w sposób, który bogowie uznali zapewne za niezwykle zabawny. Problem w tym, że ludzie mieli zupełnie inne poczucie humoru.

Drugą rzeczą był fakt, że Arveene była energicznie, aczkolwiek niezbyt silnie potrząsana przez Aleksandra Robsona, który na wszelkie znane sobie sposoby starał się doprowadzić kobietę do przytomności.

Trzecia rzeczą był niezwykle piskliwy skrzek doktora, który przebijał delikatne bębenki Arveene, rozwalając jej czaszkę od środka.

- Aaaaaa…- jęknęła boleśnie, odtrącając dłoń doktora na bok i zakrywając swoja głowę poduszką. Czemu ten mały, zapominalski skrzat nie może dać jej spokoju? Pali się czy co?

- Panienko Arveene!- zaczął od nowa Aleksander. W chwili, w której bardka miała ochotę rzucić w niego swą poduszką, która do tej pory służyła jej za swoisty hełm, mężczyzna powiedział coś, co otrzeźwiło ją lepiej niż chłodna woda, o której teraz marzyła.

- Ankh został skradziony.

~*~

W kuchni wszyscy się krzątali gorączkowo, sami do końca nie wiedząc, co robią. Doktorek biegał po domu, szukając niezbędnej dokumentacji p przyrządów, choć nikt nie potrafił powiedzieć, czemu były mu one tak niezbędne. Innocent, zaledwie w gatkach i dłuższej, białej koszulce starał się zrobić jakieś szybkie śniadanie dla czterech osób przy pomocy jajek i patelni, której obsługi najwidoczniej nigdy nie opanował do końca. Karan jak zwykle miał wszystko w nosie, opierając się o ścianę i z kpiącym uśmieszkiem obserwując wysiłki pozostałych mężczyzn. Sama Arveene nie wiedziała co ma robić. Najchętniej biegłaby do wykopalisk, ale bez doktora raczej nie powinna się ruszać. Tak więc pozostało jej czekać, ewentualnie zająć się śniadaniem, które nie wychodziło drugiemu z okularników.

~*~

Cała czwórka, mniej lub bardziej ubrana, wypełniwszy żołądki prowizorycznym śniadaniem, biegła leśną ścieżką, chcąc jak najszybciej znaleźć się w świątyni. Jak na złość, droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność, bardziej dla zirytowania ludzi niż ich powstrzymania. W końcu jednak, nawet złośliwa ścieżka musiała się poddać.

Po szybkim przedostaniu się przez „tunel wstępny” i znalezieniu się w wewnętrznej części czegoś, co mając być pierwotnie nowym złożem rud, okazało się placem stojącym przed świątynią, Arveene zobaczyła wstępny obraz zniszczeń. Duże, drewniane drzwi, wprawione w futrynę kompleksu, były kompletnie potrzaskane, jakby ktoś taranem uderzył w nie o kilka razy za dużo. Wielgachna belka, która miała uniemożliwić otwarcie wrót, zamieniła się w kilka sporych, mniej lub bardziej sześciennych odłamków. Napastnicy nie oszczędzili nawet zabytkowych pomników przed wejściem, których urwane części walały się po okolicy.

Trzeba było dowiedzieć się, kto lub co stało za tymi wydarzeniami.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 02-03-2009 o 10:08.
Kaworu jest offline  
Stary 04-03-2009, 16:04   #12
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bardka zasnęła niemal natychmiast, zmęczona wydarzeniami dnia i przez wlane w siebie procenty. Przez chwilę jeszcze rozmyślała o smarkaczu zwanym Innocent, zastanawiając się, o co tak naprawdę chodziło z jego osóbką, jak dla niej był bowiem mocno podejrzany, zjawiając się w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu, niby niewinny i wielce słodziutki, pomocny i tak dalej. Akurat. Jakoś tak jego osoba Arveene nie przypasowała i tyle, bez wielkich konkretów była do niego dziwnie nastawiona pesymistycznie, no cóż, zdarza się. A niech spróbuje tylko coś kombinować, to wsadzi mu rapier w... .

Po minucie pijackich rozmyślań zasnęła.

Znów miała niezwykły sen. Śniła o sobie samej w dwóch postaciach, jednej przebywająca w ruinach świątyni, drugiej dopiero co tam wchodzącej. To było naprawdę dziwne, zdawało jej się, że co chwilę "przeskakuje" między obiema ciałami, raz odczuwając niesamowity, wewnętrzny spokój, połączony z uczuciami dziwnego spełnienia oraz radości na widok wchodzącej, z drugiej strony z kolei dreszczyk emocji, podniecenia i ciekawości, jako wchodząca do ruin. Była "podwójną" sobą, co wywoływało niezły mętlik, choć było i jednocześnie interesujące, przyglądając się samej sobie, i będąc na raz dwoma osobami, osobami które nieco między sobą rozmawiały. Obie kobiety, zarówno ta "zwykła", jak i ta "świątynna", posiadająca... czerwony klejnot między piersiami, odczuwały wzajemną fascynację i wyjątkowo mocne pragnienie dotknięcia się, złączenia. Cokolwiek miało to znaczyć.

Ktoś im jednak przeszkodził, zakłócił ten delikatny, ulotny moment. Ktoś przebiegł przez odwiedzającą-Arveenę niczym przez jakiegoś ducha, czy też jakby sam był owym duchem, pędząc do czekającej-Arveene, a czyjaś dłoń wystrzeliła do Ankh między piersiami kobiety. To było złe, straszne, okropne, nie mogło mieć miejsca!. Ankh był potrzebny, był ważny, był bardzo ważny!. Był wszystkim.

Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy wszystko przesłoniła ciemność.



~


Ktoś wyjątkowo upierdliwie powtarzał by się zbudziła, do tego jeszcze nią mocno potrząsając. Czując okropne bóle głowy spojrzała półprzytomnie na tego wrednego chama, na tą podłą szuję, na tego... mającego czelność drzeć japę tuż przy jej uszach. Wredotą okazał się Aleksander Robson, wyjątkowo piskliwym głosem drażniącym skacowaną Arveenę. Przykryła głowę poduszką, marudząc coś do niego z paroma epitetami. W końcu jednak dotarło do niej, co starał się jej wytłumaczyć doktorek.

Skradziono Ankh!!.

Poderwała się z łoża na kolanach, leżąc do tej pory na brzuchu, i zapominając o swojej goliźnie. Kołdra zsunęła się z jej pleców, zatrzymując dopiero w okolicach jej pupy, i w normalnych warunkach Arveene strzeliłaby niewinnego doktorka w pysk, w tej chwili jednak była jeszcze mocno skołowana po przebudzeniu, skacowana, i poruszona tym co właśnie jej powiedziano. Spojrzała na Robsona przymrużonymi oczami, z naprawdę dziwną miną.

A jak on do cholery wlazł do jej zamkniętej izby??.

....

Dochodząca do siebie Bardka wodziła "zmaltretowanym" wzrokiem po przebywających w kuchni. Karan stał pod ścianą, nic sobie raczej z powstałej sytuacji nie robiąc, Innocent starał się przygotować jakieś śniadanie, jakby to było w tej chwili aż tak ważną rzeczą, a doktorek zniknął gdzieś w domu, poszukując jakiś przyrządów, czy też bogowie-wiedzą-po-co jakiejś dokumentacji, również zadziwiając swoim zachowaniem Arveene.

Stała więc z rozczochranymi włosami i pulsującymi skroniami, klnąc w duchu na naprawdę wiele spraw w znanych sobie pięciu językach. Pierwszą jej reakcją po wyrzuceniu doktorka z izby było pospieszne ubranie się, chwycenie za rapier, po czym odnalezienie Innocenta. Była święcie przekonana, że to on gwizdnął Ankh, okazało się jednak, że młody nadal przebywał w domu Robsonów, a po szybkim i skutecznym przesłuchaniu z cyklu "mój rapier w twoim bebechu - teraz", i zapewnianiu o niewinności roztrzęsionym głosem okularnika, nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić.

Przeprosiła więc gówniarza, który nadal trzęsącymi się rączkami walczył teraz z jajkami i patelnią... .

Popijała więc z kubka wodę, dużo wody, będąc nieźle załamaną. Skradziono coś cudownego, skradziono JEJ Ankh, który był tak niesamowity, tak tajemniczy, potrafiący sprawić jej tyle przyjemności. Miała ochotę się wydzierać, miotać po domu i rozwalać wszystko wokół, udusić zniewieściałego Robsona swoimi dłońmi za tak idiotyczne postępowanie, dlaczego, dlaczego do wszystkich piekielnych pomiotów i plugawych demonów ten debil nie zabrał ze sobą znaleziska do domu??!!. Nie była jednak w stanie.

W końcu ruszyli do wykopalisk.

....

Potrzaskane rzeźby i rozbite w drobny mak drzwi świadczyły o wyjątkowym prymitywizmie złodziei. Brutalne włamanie nie miało nic wspólnego z cichym otwarciem przeszkody wytrychem, ktokolwiek więc to był, nie znał się raczej na rzeczy, stosując jedynie siłę. Mogło to również oznaczać, że komuś się mogło spieszyć, lub być może był wystarczająco pewny swej potęgi, by zaryzykować takie postępowanie. Cholera w sumie wie, Arveene nie była dobra w dochodzeniu po śladach do faktów oraz przeprowadzaniu śledztw, wręcz przeciwnie, ona sama często otwierała zamknięte szkatuły, skrzynie i drzwi, kładąc łapska na rzeczach należących do kogoś innego. Co jej innego więc pozostało, poza gapieniem się w szczątki rzeźb i drzwi, oraz we wnętrze świątynnej sali?.

Bardka w końcu przeniosła swój wzrok na mężczyzn, na Innocenta, doktora Robsona i Karana, dokładnie w tej kolejności. Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, co czynić, co powiedzieć... . I jeszcze te rozwalone rzeźby.

Skradli go jej, skradli jej skarb.

Miała ochotę beczeć.

- Czy ktoś coś wie? - Spytała dosyć dziwacznie, przez dłuższą chwilę gapiąc się w Innocenta, którego aż przeszły ciarki na myśl o ponownym ujrzeniu z bliska rapiera - Czy coś podejrzewacie?. Doktorze, kto wiedział o istnieniu Ankh, pokazywał go pan komuś?. Może ktoś się nim interesował, sponsorował pańską pracę, wiele o nią wypytywał?. Karanie a może ty coś wiesz?. Powiedzcie cokolwiek, cokolwiek... a może macie jakiś wrogów, ktoś się wam ostatnio naprzykrzał?.

A do tego wszystkiego jeszcze nie brała żadnej kąpieli.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-03-2009, 21:14   #13
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Arveene była wstrząśnięta. Jej Ankh zniknął, przepadł bez wieści. Został skradziony i teraz pewnie spoczywał w jakiś brudnych, lepkich łapach.

Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z jednej strony Ankh był tylko kawałkiem kamieni i metalu, do którego ktoś włożył klejnot. Gdyby chciała, mogłaby zamówić sobie kopię. W Noblemine jest wielu utalentowanych rzemieślników, a ona, jako uczestniczka Festiwalu, mogłaby z pewnością uzyskać jakąś zniżkę, nawet jeśli nie oficjalnie, to za pomocą swoich innych talentów, których posiadała sporo.

Z drugiej jednak strony, to nie był zwykły przedmiot. Był jej, jej i tylko jej. Należał do niej, wołał ją, pragnął jej tak, jak ona go pragnęła, jeśli nie bardziej. Zajmował jej wszystkie myśli, nawiedzał w snach, sprawiał, że miała siłę, by wstawać i dzień po dniu ciągnąć to żałosne, nic nie warte życie.

Choć bardka nie zdawała sobie do końca z tego sprawy, była połączona z Ankh delikatną więzią. Więzią, którą mogło uszkodzić naprawdę wiele rzeczy. Właśnie przez tą więź przepływało, nawet teraz, mnóstwo informacji pomiędzy dwoma oddalonymi od siebie kochankami.

Poczucie straty, żal, wyrzuty sumienia, wściekłość na doktora Robsona, niechęć odnoście Innocenta, pogarda skierowana w Karana. Jak wiele uczuć może pomieścić w sobie człowiek? Jak wielkie emocje targają kimś, kto stracił najcenniejszą rzecz na świecie? Jak potężne musi być jego serce, by wytrzymać ten sztorm, rozdzierający umysł i duszę?

Bardzo potężne. Arvvene nie posiadała w sobie tyle siły, by oprzeć się zagrożeniu. Jedyne, co mogła zrobić, to pozwolić mu działać i przyjąć w siebie jak najmniejszą jego część.

Kobieta starała się wydobyć z siebie jakiś głos, jednak nic z tego. W miarę, jak zadawała zgromadzonym pytania, jej głos stawał się coraz bardziej głuchy, pusty, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Kolory straciły swój odcień, światło blask, Karan, Doktor i Innocent stali się powoli pustymi, bezosobowymi sylwetkami ludzi. Wszystko stało się nijakie, obojętne i nic nieznaczące.

A Arveene była sama. Sama w Pustym Świecie.


Kobieta nie wyczuwała wokół niczego. Nie było świergotu ptaków, powiewu chłodnego powietrza, które sprawiłoby jej ciału minimalną przyjemność. Nie było szelestu liści, innych ludzi musiały jej zastąpić białe, dwuwymiarowe istoty, bez żadnych cech osobowych. Bez oczu, bez twarzy, bez ubrań. Sam biały zarys postaci, odcinający się od wszechobecnej szarości.

W Pustym Świecie nie było niczego, ani światła, ani ciemności. Zewsząd promieniowała jednolita szarość, niejako oświetlając samą siebie. Ani Słońca, które rzucałoby ciepłe promienie, ani ciemności, w której możnaby było się skryć. Wszystko było szare i nijakie.

Również Arveene była szara i nijaka. Stanowiła jedyna istotę, która w tym świecie zachowała własną postać. Ale, cóż to była za postać, cóż za nikła forma istnienia. Całe jej ciało stało się szarobure, nijakie, bez wartości.

Nie miała nikogo. Straciła wszystkich. W tej dziwnej rzeczywistości nikt jej nie odnajdzie, spędzi tu wieczność. Zostanie sama jak palec, bez żadnych przyjaciół, bez wrogów, bez ludzi, z którymi mogłaby porozmawiać. Bez miłości, która mogłaby otrzymać. Bez rozmów, bez uśmiechów, bez przytulania, bez namiętnych pocałunków przy świetle księżyca. Bez blasku gwiazd nocą, bez dźwięków własnej muzyki, bez chłodnej wody i ciepłych kamieni, nagrzanych w blasku słońca. Bez potworów, o których krążyły przerażające historie i bez bohaterów, którzy je pokonywali. Bez wspaniałości zamków i bez ubóstwa wsi. Bez dumnych magów, wiernych kapłanów, fanatycznych paladynów, dzikich barbarzyńców i namiętnych kochanków.

Bez nadziei, w świecie, który nigdy o niej nie słyszał.

Nie wiedzieć czemu, kobieta nie odczuwała strachu, niepokoju. Nie odczuwała też gniewu, nawet chęć powrotu była jej obca. Jedynym uczuciem, jakie znała, była świadomość klęski, straty, świadomość własnej słabości, pogarda dla Arveene Starag, która straciła własny Ankh.

Krzyż był najcenniejsza rzeczą, jaką miała. Był jej najprawdziwszym kochankiem, jedynym powiernikiem, kimś, kto znał jej wszystkie sekrety. Był jak matczyne opowieści na dobranoc i ojcowskie ramię, na którym się mogła wesprzeć. Jak oko cyklonu, jak wyspa podczas sztormu. Był niezastąpiony, niezniszczalny, niezawodny.

Klejnot nigdy nie zawiódł Arveene. Ale ona zawiodła klejnot…

Kobieta kucnęła, obejmując swoje nogi rękoma i kiwając się w przód i w tył. Ogarnęła ją depresja, idealnie pasująca do tego ponurego miejsca. Powoli stawała się taka sama jak krajobraz, który ją otaczał. Pusta, nijaka i pozbawiona nadziei…

Nagle, okolica zaczęła się zmieniać. Zniknął szary cień świątyni, szare Drewa i szara ziemia. Nawet szarawa namiastka chmur na imitacji nieba ustąpiły doskonałej szarości. Wszystko zniknęło, tylko po to, by potem pojawić się w zmienionej formie.

Arveene zdała sobie sprawę, że zna otoczenie, w które przemieniła się doskonała pustka, która nastąpiła po wymazaniu świątyni.

Znalazła się tam, gdzie poprowadziła ją mroczna strona jej pamięci.

~*~

Leżała w łóżku, w ciepłych objęciach jednego z naprawdę wielu klientów. Był nie tylko ładny, ale i szarmandzki. Zabrał ją do gospody i zapłacił wszystkie dania, jakie sobie wypatrzyła- ryby, mięsiwa, owoce morza, warzywa, nawet jakiś wytworny, elfi napitek, którego nazwy nie zapamiętała. A potem zabrał ją na piętro i niezwykle delikatnie, wręcz z czcią pieścił jej młode ciało.

Arveene stała z boku, obserwując wszystko w kolorach szarości. Nie dane jej było oglądać rozkoszy, jakimi obdarzał ją kochanek. Otoczenie znów się zmieniło…

~*~

Stała na środku polnej drogi, patrząc swemu bratu prosto w oczy. Tilian był wściekły. Kochał swoją siostrę ponad życie, była największym skarbem, jaki miał, jego szczęściem i podporą. Była najbliższą mu kobietą w całym Faerunie, rozumieli się bez słów.

Teraz też tak się działo. Stali naprzeciwko siebie, niczym niemi przeciwnicy, oceniając się wzrokiem. Tilian wściekłymi oczami, które Arveene tak uwielbiała. Bardka też nie było tą samą spokojną, nieco irytującą osoba, co zawsze. Pragnęła, by ta rozmowa nigdy nie nadeszła. Jak na złość, zbliżała się nieubłaganie, z każdą sekundą.

- Znowu to zrobiłaś- bardziej stwierdził, niż zapytał Tilian. Jego oskarżycielski ton zranił kobietę bardziej niż nóż wbity w serce. Mógł na nią krzyczeć, mógł na nią splunąć, pobić, dać upust tym wszystkim emocjom, które w nim buzowały. Ale nie, od po prostu przemówił do niej nieskazitelnie obojętnym, zimnym głosem. Zupełnie, jakby dla niego była nikim.

A co, jeśli była?

Mężczyzna zbliżył się do swej siostry. Położył dłoń na jej policzku i delikatnie pogładził. Czemu to zrobił? By ją pocieszyć? By przekazać, jak bardzo ją kocha? By okazać jej wsparcie? A może dlatego, by jego następne słowa, wypowiedziane słodkim głosem, z jeszcze większa siłą wbiły się w umysł Arveene, pozostając tam do końca jej życia?

- Wiesz, kim jesteś?- spytał, szepcąc jej do ucha cichym, uspokajającym tonem – Zwykłą dziwką…

W Arveene coś pękło.


Bardka była zmuszona oglądać całą ta scenę, przeżywać to jeszcze raz, znowu czuć wszystkie te emocje, której jej wtedy towarzyszyły, znów cierpieć, znów słyszeć, jak jej Tilian, kochany, opiekuńczy i droczący się z nią Tilian nazywa ją dziwką, zwykłą dziwką.

A wszystko to w szarym, pozbawionym nadziei świecie…
 
Kaworu jest offline  
Stary 09-03-2009, 15:49   #14
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny "coś" zawładnęło jaźnią Arveene. Coś doprowadziło do zniknięcia jej sprzed oczu towarzyszących jej mężczyzn i ruin świątyni, coś doprowadzało ją wewnętrznie do rozpaczy, coś wywołało w niej wiele sprzecznych ze sobą uczuć. Czy tym czymś był Ankh, czy może ona sama?. Nie potrafiła zapanować nad szalejącymi w niej myślami, zupełnie jakby nie należały do niej, nie umiała przestać odczuwać tak wielu rzeczy. Była zła, była wściekła, było jej smutno, tęskniła. Miała ochotę ryknąć na winowajców, na samą siebie, chciała płakać z powodu utraty kochanka.

Ankh był tylko przedmiotem, nic nie znaczącym, ładnym przedmiotem jakich wiele na świecie, misternie wykonanym, złączonym z paru elementów w całość, zwykłym, starym przedmiotem. Nie jednak dla niej. Dla Arveene był czymś więcej, coś się w nim kryło, doprowadzało ją do ciągłego o nim rozmyślania, do tęsknoty, wreszcie do cudnego spełnienia i do wściekłości. Cała ta mieszanka była czymś niepojętym, prowadziła do skrajnie możliwych odczuć, prowadziła do... szaleństwa?.

Była sama.

Nieskończona pustka, szarość pozbawiona barw, światła i cienia. Sama jak palec, zdana na łaskę nieznanego, z dala od znanego sobie świata i wszystkich osób. Nicość. Bardkę porwała nicość, pochłonęła ją w swe wnętrze, odcięła od żywych i pozostawiła samą. Otaczała ją, wypełniała, przygniatała.

Pustka.

I szarość.

Jej krzyki przemieniały się w szloch, chichot w przeciągłe jęki.

Raz, dwa, raz dwa...

- Chcesz zobaczyć małego kotka?

Raz, dwa...

Skulona targała swoje włosy, zatykała uszy.

Pustka, szarość i Ankh.

Raz, dwa...




~


Spojrzała na siebie z dziwną pogardą. Leżała w łożu z amantem którego imienia nie pamiętała. Było jej z nim dobrze, był przystojny, był chojny. Nigdy nie czuła do siebie obrzydzenia, poza ledwie dwoma krótkimi chwilami, gdy to pijana, czy i naćpana, musiała zająć się kimś obleśnym, by zdobyć monety na swoje potrzeby, a tych miała zawsze wiele.

Wykwintne jadła, suknie, najlepsze izby i najprzystojniejsi kochankowie. Oczywiście rekompensowała to sobie dodatkowym okradaniem jegomościa, nigdy jednak nie uważała, że postępuje źle sypiając z kim popadnie. Uwielbiała cielesne rozkosze, branie garściami od życia co najlepsze, życie pełną gębą.

Tym razem jednak czuła obrzydzenie.

Raz, dwa...


~


Znów stali na tej pamiętnej drodze, a ona spoglądała bratu prosto w oczy. Wiedziała co nastąpi, wiedziała i tego nie chciała. Miała ochotę krzyknąć, bluzgać, skoczyć na niego i w desperacji się przytulić, poczuć ciepło, miłość. Zamiast tego stała tam jednak nieruchomo, oczekując wiadomego. Tyle razy już jej zwracał uwagę, prosił błagał i groził, a ona nie chciała się zmienić. Wpadła w sidła alkoholu, używek i pożądania, własnej niepohamowanej chuci. Wiedziała co powie, a mimo to w jej oczach zebrały się zły.

Tilian był jej jedyną podporą w wielu momentach, niezłomny na jej nastroje zawsze dla niej, i przy niej, był. Po prostu był, opiekując się młodszą siostrą, pilnując jej, kładąc pijaną do łoża... Kochał ją, ona kochała jego, jednak nic sobie z własnego brata nie robiła. Coraz bardziej i bardziej się wzajemnie oddalali, a wszystko przez nią i jej idiotyczne zagrania, przez złość wywoływaną jego "czepialstwem". Podszedł do niej spokojnie, pogładził po policzku, spojrzał prosto w oczy.

- "Wiesz kim jesteś?. Zwykłą dziwką..."

Raz, dwa...

- Kocham cię.

Puste słowa.

Szarość.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-03-2009, 18:29   #15
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Nie, nie kochasz. Gdybyś mnie kochała, nie prowadziłabyś się na lewo i prawo wiedząc, jak bardzo przez to cierpię. Miałaś wybór- ja lub kochankowie. Wybrałaś kochanków. Tłoczy się przy tobie tylu mężczyzn, że ten jeden mniej lub więcej nie zrobi różnicy.

Tilian przez cały czas był spokojny. Nie chciał patrzeć na ból Arveene, na jej krzywdę, na samotność, którą ją właśnie obdarzył. Nie chciał myśleć o tym, jak sobie poradzi bez starszego brata, który by ją wspierał, chronił i prowadził przez życie. Była już dorosła, mogła urodzić dzieci, układała jedne z najlepszych poematów w tej stronie Faerunu i potrafiła się o siebie zatroszczyć, ale dalej była jego młodszą siostrą.

Jeszcze nigdy się nie rozstali. Zawsze razem, zawsze przy sobie, tak jak powinno być. Razem walczyli, razem brali udział w pijackich bijatykach i razem wpadali w kłopoty.

Zawsze razem.

Tilian nie wyobrażał sobie życia bez Arveene. Bez jej ciętego języka, bez jej dowcipów, pijackich, zbereźnych przyśpiewek, uśmiechu każdego poranka i obejmowania jej w nocy ramieniem, by sprawdzić, czy jest przy nim, cała i bezpieczna. Była całym jego życiem, całą radością, całym światem.

Westchnął żałośnie. Jego siostra sama wybrała, już dawno temu. Jemu nie pozostało nic innego, jak uszanować jej decyzję. Gdyby został choć parę dni dłużej, toksyczna sytuacja kompletnie by go wyniszczyła. A to oznaczałoby koniec wszystkiego, co ich kiedykolwiek łączyło.

Bez względu na wszystko, nie mógł do tego dopuścić.


Starag przyglądała się swojemu wspomnieniu z boku, na nowo przeżywając to wszystko, co czuła, gdy opuścił ją narodzony brat.

Choć kobieta nie zdawała sobie z tego sprawy, było z nią coraz gorzej. Uwięziona w świecie swych koszmarów, lęków i słabości, miała nikłe szanse na zwycięstwo z demonami jej umysłu. Pusty Świat był doskonale dopasowany do jej duszy. Znał jej lęki, najskrytsze obawy, a także mroczne pragnienia. Miał wiele sposobów, by ją zranić, złamać, zatrzymać przy sobie na zawsze.

Uczynić tak samo szarą, otoczenie, w którym przebywała.

~*~

Arveene stała na środku płytkiego jeziorka. Woda miała może milimetr grubości, ale mimo to jej stopy nigdy nie dotknęły mulistego piasku pod nią. Powyżej, bardzo wysoko, wznosiło się niebo. Szarawy nieboskłon musiał skrywać za sobą drogę ucieczki do normalnego świata. Miejsce, do którego kobieta należała, które było jej domem,. Nie potrafiła jednak się wyzwolić. Jej głośne błagania o pomoc wzbudzały tylko delikatne zmarszczki na powierzchni chłodnej wody. Tafla zdawała się z niej kpić, tym bardziej się marszcząc, im mocniej kobieta wołała. W końcu, przestała nawoływać. Była sama.


Zwinęła się w pozycji płodowej, chowając głowę. Zaczęła cicho szlochać, pragnąc tylko jednej, jedynej rzeczy. Całym sercem, duszą i ciałem wyrażała swe marzenie, tak piekne, a tak odległe.

- Chcę wrócić- wyszeptała żałośnie, powstrzymując się od kolejnej fali łez.

I wtedy zdarzył się cud…

Przez szarawe, nijakie niebo przebił się promień oślepiającego, jasnego świata. Był jedyną rzeczą na świecie, która miała jakikolwiek kolor. Piękny, złocisty, tak jasny, że kobieta z trudem go widziała. Ale był, był tu, i bardka wiedziała, ze był tu dla niej.

Powoli spełzł z niebios, dotykając jej twarzy, włosów, skóry, ubrań. Przywracał jej ciału kolor, witalność, chęć życia. Działał uspokajająco, a jednocześnie wywoływał tak wielka euforie, że Arveene miała ochotę biegać i skakać z radości.

Powoli zaczęła się wznosić, lewitować niczym magowie, powoli podążać ku źródłu światła…

~*~

- Panienko Arveene…?

Tym razem głos Robsona był cichy, delikatny, opiekuńczy. A także zaniepokojony. Stał przy łóżku Arveene, nie wiedząc, co zrobić. Gdy tylko straciła przytomność, zanieśli ją do rezydencji Robsonów, położyli w łożu i opiekowali się troskliwie. Użyli wszystkich naparów, jakie znali, ale to nic nie dało. Mijały godziny, a kobieta dalej leżała nieprzytomna, jakby ktoś za dotknięciem magicznej różdżki pozbawił ja duszy. Nawet Karan wyglądał na zmartwionego, choć nie zwykł okazywać uczuć.

- Panienko Arveene!

Półprzytomna bardka zamrugała oczami. Głos doktora znów zamienił się w jego typowy pisk, gdy zaczął tulić się do Arveene, radośnie wykrzykując jej imię, dziękując bóstwom, pocieszając kobietę, krzycząc do wszystkich „Zobaczcie, zobaczcie” i ogólnie okazując sympatię w sposób, który tylko on mógł uznać za normalny.

Po drugiej stronie łóżka stał Innocent, zdejmując dłoń z czoła Starag. Miała wrażenie, że coś błysnęło w jego dwukolorowych oczach, gdy jego ręka wróciła do kieszeni. Zmierzyła go wzrokiem, oczekując wyjaśnień. Odwzajemnił spojrzenie, przez chwilę nie będąc tym samym niewinnym, wstydliwym dzieciakiem co zawsze. W jego oczach było widać intelekt. Intelekt, jakiego nie powstydziłby się Elminster.

- Ekhem… Ojcze...- zakaszlał znacząco Karan, choć o wiele głośniej, niż czynił to zazwyczaj.

Dopiero teraz Arveene zdała sobie sprawę, że rozradowany doktor przytula się do jej biustu…
 
Kaworu jest offline  
Stary 16-03-2009, 16:31   #16
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bliżej nieokreślony stan Arveene trwał jeszcze przez... trwał nadal, fundując jej kolejne zmory. Wspomnienia bolesnych chwil z bratem, ich niemiłego rozstania, sceny z przeszłości toczące się przez jej oczami, wszystko to, w połączeniu z nie do końca zrozumiałym stanem wprost powalającej tęsknoty i bólu za utraconym Ankh doprowadzało młodą kobietkę na skraj szaleństwa. Nie wiedziała do końca gdzie jest, kim jest, czy czym jest.

Woda, pustka, szarość...

W pewnym momencie zaś jakieś światło. Przyciągające ją do siebie, przebijające się przez nicość, dające jej ukojenie.

- "Panienko Arveene…?"

- "Panienko Arveene!"

Przez naprawdę długą chwilę Starag nie potrafiła się pozbierać. Spojrzała półprzytomnie wokół siebie, dostrzegając zdejmującego z jej czoła dłoń Innocenta. W jego oczach było coś dziwnego, coś co po raz kolejny ją zaniepokoiło względem zniewieściałego młodziana. Krok o bok stał "suchy" Karan, tym razem jednak z wyraźnie zmartwioną miną, okazując zapewne względem niej owe uczucia. Na Arveene z kolei niemal leżał doktor Robson, wtulając się w jej dekolt, i obwieszczając swoim piskliwym głosikiem jej odzyskanie przytomności.

Bardka głęboko odetchnęła i przez chwilę wpatrywała się w wyraźnie znajomy sufit. Przynieśli ją więc na powrót do domostwa Robsonów, do przydzielonej je izby. Chwila...

Robson przytulony do jej piersi??!!.

- Grrrrr - Warknęła, po czym chwyciła Aleksandra za ucho i brutalnie z siebie ściągnęła. Doktor aż zapiszczał z bólu, pozbyła się go z siebie jednak w mig. Usiadła na łożu po czym złapała się za skronie, w końcu potrząsnęła głową, i odgarnęła włosy z twarzy. Zauważyła brak butów, najwyraźniej ktoś jej uprzejmie ściągnął kozaczki przez zapakowaniem w bety... spojrzała na zebranych.

- Dziękuję za pomoc, już mi lepiej. Tylko zemdlałam - Odezwała się banalnie, wywołując zdziwienie u zebranych, w końcu nie dało jej się ocucić przez parę godzin... - Potrzebuję trochę czasu żeby dojść do siebie, czy mogę zostać sama?. A czy mogłabym się i wykąpać?.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, nikt nic jednak nie powiedział. Po chwili opuścili jej izbę, a wkrótce Karan przytaszczył balię i chodził w tą i z powrotem napełniając ją systematycznie wiadrami z ciepłą wodą. O dziwo nic do Arveene nie mówił, nie uraczył jej również żadnymi swoimi docinkami, najwyraźniej chciał jej dać chwilowo od wszelkich głupot odpocząć. Kobieta siedząc przez cały czas na łożu z kolanami pod brodą wymieniała z nim kilkukrotnie spojrzenia, nikt się jednak nie odezwał.

- Dziękuję - Lekko się do niego uśmiechnęła, gdy skończył.

- Nie ma za co - Również odrobinę odwzajemnił uśmiech, po czym wyszedł.

Chwilę po opuszczeniu przez mężczyznę izby Arveene ruszyła do swojej magicznej torby, leżącej obok plecaka. Wygrzebała z niej w końcu małą fiolkę z białym proszkiem, a na jej ustach pojawił się dziwny grymas. Dawno już nie brała, coś jakby dwa lub trzy dni, czas sobie poprawić humor. Usiadła na skrzyni tuż przy oknie, po czym wysypała połowę zawartości fiolki na swoją dłoń, tuż w okolicy kciuka. Wciągnęła narkotyk nosem, a po chwili ponowiła czynność, tym razem przeznaczając resztę działki dla drugiej dziurki w nosie. "Grzybowy proszek" był jej jedynym, oddanym przyjacielem.

Wyjątkowo szybko się rozebrała po czym wskoczyła do balii. Rozsiadła w niej leniwie, rozkoszując ciepłą wodą oraz działaniem narkotyku. Poczuła się taaaaaka piękna i inteligenta, a promienie słońca wpadające przez okno zdawały się być żywe i przybierać tak miłe kształty... .


~


Jakiś czas później zeszła na dół, wykąpana, pełna energii i pewna siebie. Czuła się o wiele lepiej niż wcześniej, dzień nie był do końca stracony, życie nie było aż tak straszne, a Ankh odnajdzie i skopie tyłek wrednemu złodziejowi!. Arveene zjawiła się prezentując sobą dosyć niecodzienny widok, otóż była ubrana jak wcześniej, miała na sobie sukienkę, pod nią miała i swój "odważny" gorset, który nie zakrywał piersi, jednak jej obie dłonie spoczywały w okolicach dekoltu, zupełnie jakby w ten sposób przytrzymywała odzienie. Po chwili okazało się to w pewnym sensie prawdą, gorset bowiem nie był zasupłany, a sukienka z tyłu szeroko rozpięta.

- Czy mógłby mi ktoś pomóc? - Zaćwierkała słodziutkim tonem i obdarzyła ich czarującym uśmiechem, odwracając się szybko do zebranych nagimi plecami - Sama nie umiem sobie poradzić...

Po tej prowokującej scenie pełna wigoru, i wyraźnie pobudzona kobietka, zaczęła na nowo zasypywać trzech mężczyzn pytaniami związanymi z kradzieżą Ankh.

- A więc!. Spytam po raz kolejny, czy ktoś coś wie, czy coś podejrzewacie odnośnie kradzieży?. Aleksandrze czy mówiłeś lub prezentowałeś komuś swoje znalezisko?. Ktoś się nim interesował, chciał kupić, finansował badania?. Karanie kąpiel była cudowna. Może coś wiecie, przypomnijcie sobie, pojawił się ostatnio ktoś nietypowy?. A kiedy będzie obiad?. Innocencie ty zaś chyba nam wszystkiego o sobie nie powiedziałeś prawda?.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 16-03-2009 o 16:42.
Buka jest offline  
Stary 21-03-2009, 22:19   #17
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Arveene czuła się wyśmienicie. Po zażyciu porcji grzybowego proszku i ciepłej kąpieli wstąpiły w nią nowe siły. Bardka miała wrażenie, że mogłaby zrobić wszystko. Znaleźć Ankh, ukarać jego złodziei, wygrać ten cały Festiwal i wreszcie poznać prawdziwe cele „niewinnego” Innocenta.

A skoro o tym mowa…

Z ust kobiety wyrwał się niezwykle energiczny potok słów. Pytała o wszystko, o losy Ankh, o listę potencjalnych złodziei, sponsorów, zainteresowanych osób. Dziękowała Karanowi za kąpiel, pytała, kiedy obiad. Wszystko zaś skończyło się na bezpośrednim spytaniu Innocenta o to, czy czasem nie zatrzymał czegoś w tajemnicy odnośnie własnej osoby.

Chłopak zamrugał oczyma, nie do końca rozumiejąc, z czym miał styczność. Był pewien, że się przesłyszał, że nie zrozumiał kontekstu. Niestety, było inaczej. Po chwili do jego świadomości dotarło, co się stało. Powstrzymał się od bardziej drastycznych działań. Nie miał energii do stracenia. Nie mógł odwoływać się do swoich mocy, tym bardziej, że im częściej to robił, tym mniej ludzki się stawał.

Musiał zareagować jak dziecko, którym był.

- Nie Twój interes!

Zaskoczeni zebrani obserwowali, jak Innocent zaprezentował pokaz absolutnej niedojrzałości emocjonalnej. Splótł ręce na piersiach, zadarł wysoko nos i odwrócił się twarzą od Arveene, będąc wielce obrażonym. Mimo szczerej chęci wyglądania jak buntownik, nie udało mu się ukryć rumieńca, którym mimowolnie się oblał.

Karan, widząc reakcję chłopaka, wybuchł śmiechem. Padł twarzą na stół, chwytając się za boki i najzwyczajniej w świecie tarzając ze śmiechu. Nie mógł inaczej. To, co zaprezentował dzieciak było parodią normalnego zachowania, tak śmieszną w swej głupocie, że inny komentarz nie był możliwy.

~*~

Po kilku minutach wszystko wróciło do względnej normy. Karan przestał się śmiać, a Innocent dalej ogłaszał światu swój bunt, nie zmieniając swojej pozycji od czasu pytania Arveene. Paradoksalnie, w całej tej sytuacji tylko doktor zachował się jak dorosły człowiek. Obserwował to urażonego Innocenta, to śmiejącego się Karana, kręcąc głową z dezaprobatą. Mimo wszystkich swoich wad i niedoskonałości, był przedstawicielem środowiska naukowego. Środowiska, w którym takie zachowanie nie uchodziło.

- A więc…- zaczął, kierując na siebie uwagę wszystkich obecnych i ostatecznie kończąc komedię, która miała przed chwilą miejsce.

- Wykopaliska były pod obserwacją Burmistrza. Nie ukrywam, że bardzo go zaniepokoiło to, że jak dotąd moja praca nie przyniosła miastu żadnych wymiernych korzyści. Tak wspaniałe znalezisko po prostu musiało zostać zgłoszone ratuszowi…- stwierdził. Choć na początku wypowiedzi przemawiał formalnym tonem, czym zyskał trochę w oczach Arveene, pod koniec zaczął się rumienić i wyraźnie unikać podania szczerej odpowiedzi.

- Chcesz powiedzieć ojcze, że pobiegłeś prosto do Burmistrza?- spytał retorycznie Karan z nutką ironii w głosie, wtrącając się doktorowi w zdanie.

- To nie tak…- Aleksander wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć. Zaczął kręcić młynka palcami, unikając za wszelką cenę spojrzenia komukolwiek w oczy.

Karan wysłał kolejne znaczące spojrzenie kobiecie, tym razem wyrażające zmęczenie.

- Po prostu… Burmistrz był na mnie wściekły z innego powodu i pomyślałem, że się bardzo ucieszy…- stwierdził niejasno Robson, mrucząc pod nosem usprawiedliwienie.

- W każdym razie, nie widzę powodu, dla którego Burmistrz miałby kraść to znalezisko. Wiem, ze było dla niego ważne. Prawdopodobne jest, ze powstał jakiś przeciek, trudno mi jednak powiedzieć, gdzie on nastąpił. Przyjmując, iż nikt nie podsłuchiwał naszej rozmowy, winę ponosi Burmistrz w całej rozciągłości- kontynuował doktor, na nowo odzyskując swój rzeczowy ton detektywa.

- I tak nie mamy na to żadnych dowodów- wtrącił znów Karan.

- Nie mamy…- westchnął z żalem Aleksander. Siły opuściły go tak samo szybko, jak się w nim znalazły. Na powrót był dziecinnym Robsonem, który w przypływie radości tulił się Arveene do biustu.

Nastąpiła niezręczna cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, nikt też nie miał planu działania. Można było porozmawiać z Burmistrzem, można było przeszukać świątynię, ale nie zmieniało to faktu, że wszyscy utknęli w ślepym punkcie.

Milczenie przerwał Innocent.

- Przepraszam, że się wtrącę. Wiem, że jestem Noblemine od niedawna, ale… mam przeczucie, że za tym wszystkim stoi jakiś krasnolud…

Arveene nie wyczytała nic z jego twarzy poza wstydem i nieśmiałością, jaką okazywał na co dzień. Jednak jego słowa przypomniały jej o czymś bardzo ważnym.

Przypomniały jej o czymś, co jej się przyśniło…
 
Kaworu jest offline  
Stary 27-03-2009, 11:31   #18
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Arveene przysłuchiwała się wywodom zebranych mężczyzn z widoczną niecierpliwością, no cóż, była pobudzona przez narkotyk. Wierciła się więc w miejscu, strzelała dziwne minki do Karana, oraz wodziła chaotycznie wzrokiem po całym pomieszczeniu. W sumie nie dowiedziała się nic konkretnego z wyjaśnień doktora Robsona, wtrąceń jego syna i fochów Innocenta. Złodziej Ankh nadal pozostawał nieznaną osóbką, burmistrz być może mógł być jakoś w to wszystko zamieszanym, jednak było to raczej mocno wątpliwe. Brakowało więc stanowczo jakiś poszlak, brakowało czegokolwiek, brakowało w tym wszystkim sensu... .

Po usłyszeniu pewnego zdania rozszerzyły jej się nieco oczka. Spojrzała najpierw na Innocenta, następnie na Robsona, a na końcu na jego syna.

- Za chwilę wracam! - Niemal krzyknęła, po czym popędziła na piętro, do swojej izby.

Po ledwie minutce gnała już na powrót, chowając coś za plecami. Trzej mężczyźni nie mieli bladego pojęcia co się święciło, a zwłaszcza jeden z nich.

I był to bardzo istotny, i pożądany fakt.

- Skąd o tym wiesz??!! - Arveene ryknęła na Innocenta, równocześnie... celując w niego chowaną wcześniej za własnymi plecami kuszę - Skąd wiesz o tym co mi się niby śniło??!!. Odpowiadaj natychmiast albo będziesz miał kolejny otwór gębowy!. Ani drgnij i gadaj prawdę albo przysięgam, że strzelę!. Mam cię już serdecznie dosyć panie "wielce-niewinny-znawco-klejnotów-co-to-się-pojawia-przypadkiem-we-właściwym-miejscu-i-czasie"!!!. Gadaj albo strzelam, skąd wiesz o Krasnalu z moich snów i kim do ku*wy nędzy jesteś?!!.

Kobietka była wyraźnie zdenerwowana, trzęsły jej się odrobinkę ręce, a palec znajdował się niebezpiecznie blisko spustu kuszy, dzielnie jednak w swoim stanie celowała w twarz młodziana, zrobiła się więc naprawdę patowa sytuacja... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172