Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2009, 14:04   #142
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Michał był zdruzgotany rozmową z Haliną Głodniok. Nie chciał jej teraz widzieć czy bardziej – nie chciał aby ona go widziała. To nie miało być tak. Sam nie wiedział czemu się łudził i co tliło się w jego głowie. Bez słowa sięgnął po pilot i kiedy Wirtualna Adeptka zakończyła łączność już chciał włączył kanały. Rzucił nostalgiczne słowa w eter.

-To cześć.

Przełknął ślinę rozglądając się wokół. Trzeba było przyznać, że miał po czym się rozglądać. Nie był to zwykły pokój lecz apartament hotelowy. Ot przyzwyczajanie. Płacąc wystarczająco wiele można było dostać wieki telewizor i okalające go kilka mniejszych w które to właśnie Michał wbił błędny wzrok. Lekki szum wydobywał się z rozstawionych głośników otaczających jego fotel. Gdzieś w dali migał wygaszasz ekranu laptopa na brudnym biurka. Plątaniną kabli zwisająca z laptopa uniemożliwiała drożenie czegokolwiek za nimi. Michał nigdy nie wyglądał dobrze – mają prawie metr osiemdziesiąt centymetrów ważył niebagatelne dużo. Gruby, tłusty. Tłusta twarz, co najmniej miesięczny zarost, tłuste, dosyć długie i rozczochrane rude włosy. Woń potu i niemytego człowieka promieniowała na kilka metrów od Michała mieszając się z zapachem rozlanego piwa na białej koszulce i krótkich spodenkach.

-Szkoda.

Chciało mu się spać. Nic dziwnego, całą noc nie zmrużył oka. Wyjął z kieszeni swój lek i z przyzwyczajenia oraz na wyczucie wysypał na dłoń dwie tabletki by je łyknąć. Czym były dwie tabletki przy takiej masie? Łub, łub i łub za każdym krokiem Michała do kuchni. Otworzył lodówkę. Przyjemny chłód uderzył go po twarzy. Dal nura do wnętrz wyjmując to co chciał. Po kilku chwilach zabawy z deską, nożem oraz mikrofalówką wydobył trzy potężnych rozmiarów zapiekanki. Do tego puszka, tym razem coli i kolejna tabletka swojego środku nasennego na zagryzkę. Usiadł na fotelu przez telewizorem włączając BBC, CNN oraz polski AXN. Na czwartej powierzchni ekranowej odbywał swe ulubione ćwiczenie jak najszybszego skakania po kanałach. Wręcz pochłonął pierwszą i druga zapiekankę brudząc się przy tym i mlaskając jak najgorsza świnia.
Sen, sen, ciało wołało o odpoczynek. Miganie po kanałach spowolniło się, ustało. Michał wybałuszył swoje niepiękne oczy na powtórce serialu Lost. Niczym katatonik uwięzi w jednym punkcie. Dźwięki otaczały go i obraz nic poza tym. Tylko jaźń Wirtualnego Adepta zarówno ta zwykła jak i o wiele bardziej doskonała i boska majaczyły w próżni. Działać, wstać, zrobić co chciała. Plunąć wszystkim w twarz być jakim się chce być albo jakim się jest. Pokazać, że to nie ma znaczenia ze względu na możliwości. Ale dla Michała miało znaczenie. Wewnętrzny bunt przypieczętował impuls przeciwko sobie. Pusta puszka potoczyła się radośnie w rytm plasku połowy zapiekani padającej na dywan. Michał dobył swój telefon. HTC Touch Pro.



Krótkie grzebanie w menusach oraz zmodyfikowanym przez siebie samego oprogramowaniu dało efekt. Jednym uderzeniem wielgachnego palucha w ekran wygasiło kompletnie urządzenia telewizyjne, dziwny metalowy młoteczek puszczony przez elektromagnesy wyrwał telefon z gniazdka. Michał miał zostać sam na sam z globalną siecią i nic na świecie nie mogło obudzić znowu potwornego lenistwa Wirtualne Adepta.

-To jazda.

Rzekł sam do siebie ruszając w stronę laptopa. Krzesło wygięło się lekko pod jego ciężarem. Michał się marnował, miał olbrzymi talent informatyczny i techniczny a nic z tego nie robił. UNIXOWY system nie podobny do typowych acz standardowy pośród Wirtualnych Adeptów wydał na świat tapetę. Wydała się ona niemal zakurzona, siwa ze starości i rozpaczy po leniwym właścicielu. Gdzieś w oddali leżał na starcie ciuchów zestaw RV już w całkiem rzeczywisty sposób zakurzony. Stukot klawiszy rozległ się w hotelowym apartamencie a nowe rzeczy na ekranie pojawiały się w ułamki sekund jakby tylko ograniczone szybkością człowieka.

Log:
unsigned int: x [12];
user: michael_tv6;
if: cin>>”x”>>cin;
elese:errror;

-->Podaj hasło.
<--Spier..
-->Niepoprawne hasło.
<--*******
-->This is not funny! Załogowałeś się.
Log:
int: X [10] = 1
user: michael_tv6 =1
error = 0

<-- status1user.exe_run!
--> Super Admirator
--> Urządzenie Master (int: in all)
--> Multiprogramowanie (wielowątkowa konsola C++, Pascal, Ambrel, Basic, wstrzymanie)
<-- wstrzymanie_info!
--> wstrzymany odczyt pliku języki1obsługiwane1konsola.ppc
Log:
char: xa;
char ya;
char: za;
char: ukryte

<--pracuj_go! (D/D dysk dostawiony)

Mówiąc te słowa Michał włożył dysk miniSD do czytnika laptopa i powrócił do pisania komend.

<--łącz_go! (globalna sieć satelitarna)
-->ustawiono urządzenia Master. Loguję.
<--szukaj_go! (klasztor Lubiąż)
Log:
unsigned int: pion;
pion = 92333543;
unsigned int: poziom;
poziom = 436456;
unsigned int: ukos;
ukos = 463623456;
unsigned int: teserakt: 0 (0 kata 0 anta);
Global: GPS, GRMS, VAG
Zasoby: 73,15%
Łączniki: 32

<--optymalizuj_go!
<--dynamiczna1konsola4optymalizacji.exe_run!

I zaczęło wychodzić spod rąk Michała Kiełczyka linijki kodu. Jego brzuch trząsł się w rytm pracy na laptopie. Szukał możliwości połączenia się przez jak najmniejsza liczbą satelit, uzyskać jak najdokładniejsze namiary oraz wgrać na kartę jak najszybsze oprogramowanie mające na celu szybkie łączenie z klasztorem. Kieczyk westchnął.

<--sprawdź_go! log_info!

Odsunął się z trudem od biurka. Była już 10.30 wedle zegarka na komputerze. I on dalej nie spał. Nawet nie chciał już łykać proszków. Tłukące się po głowie myśli skutecznie zagłuszały jakiekolwiek działanie. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo trzeba było robić. I czar prysł jak bańka mydlana kiedy ona ujrzała Michała. Nie był rad z tego powodu. Zaspane oczy wlepiły się w ekran komputera.

-->CROOKED ORCUS ROT
-->Yes No
<--Yes
<--log_info!
Log:
unsigned int: ld;
Ładowanie:
ld = 97%;
ld = 97%;
ld = error;

<--error_info!
-->Niebezpieczny plik
-->Coping baade.cor
-->I agree I don't agree
-->Łączność zerwana (klasztor)
<--Kur...
-->Nieznana komenda

Micha był nietypowym człowiekiem. Kto normalny klnałby do komputera wiedząc, że bezduszna maszyna go nie zrozumie? Jak się praktycznie nie miało znajomych to tak to bywa. Westchnął i wyłączył konsolę. Kilka minut gapił się w jakże obskurną tapetę z serialu „Gotowe na wszystko”. I ponownie zabrał się do pracy.

<-- rerun1all_go!
<-- log_info! uni_run! (100%)

Komputer używając do tej jeden operacji wszystkich swoich zasobów ruszył jak błyskawica. Pasek ładowania został przerwany.

-->CROOKED ORCUS ROT
-->Yes No
<--Yes

Potem znowu w kilka sekund dobił do 99%.

-->Coping terese.cor
-->I agree I don't agree
<--terese.cor_info! (dangerus)
Log:
Skan: bezpieczny;
flood: 0;
Prawdopodobne: 1100010 (bin) 98 (dec) 62 (hex)

<-- I agree
-->Praca zakończona
Log:
Wartość optymalizacji danych (char): 2;


Michał odetchnął zadowolony. Bardzo zadowolony. Spojrzał na dyskietkę, otworzył ją. Prócz całego systemu plików odpowiedzialnych za połączenie znalazł dwa które się mu nie podobały. Bardzo. Pierwszy crooked_orcus_rot.txt zawierał masę łacińskiego oraz niemieckiego bełkotu. Jakby karty medyczne lecz to był głównie sam chaos. Oraz plik terese.cor podczas którego uruchomienia komputer radośnie zakomunikował.

-->You don't have permission to open this file!

Spojrzał ponownie na zegarek – 11.00. Kartę miniSD włożył do telefonu, wygasił komputer i ruszył do łazienki. Umył swe tłuste ciało oczywiście po swojemu – wskakując pod prysznic i na szybko ubrał się... w te same znoszone i brudne ubrania. Potem ogolił się niedokładnie i zatrzymał oczy na lustro.
Sen, spać. Organizm wołał o sen i sam tego snu nie podejmował. Wirtualny Adept wziął jeszcze jedną pigułkę na sen. I tak stał kilku chwil. Potem miarowe kroki rozbrzmiały w apartamencie. Echo, szemrania i pstryk odłączanych kabli. Michał wziął swoją torbę, schował do niej laptop. W boczne kieszenie wpakował inne rzeczy, trochę narzędzi, układów scalonych, myszkę czy dwa łączniki Internetu oraz przejściówki do różnych łącz. Telefon w kieszeni, portfel i klucze też. Westchnął, dwie paczki chipsów, butelka coli i kilka batonów powędrowało do torby z laptopem. Ciężka, czarna spoczęła na biurko. Zadzwonił po taksówkę zamawiając ją na 13.10. Ustawił w telefonie budzik na 13.00.
Potężne cielsko spoczęło na dywanie pod ścianą. Miał takie dni kiedy wszystkiego się mu odechciewało. Kiedy był zmęczony, kiedy ulubiony serial już tak nie cieszył i kiedy okropnie chciało się mu spać. Wyjął z kieszeni dwa opakowania swoich leków. Wysypał kilka tabletek i łyknął je. Minuty, sekundy wirowania w głowie. Chciał wymiotować. Nie przełykał śliny. Ale nadchodził sen. W fali narkotycznego odlotu przyszedł posłaniec snu aby dać mu chodzi aż dwie godziny odpoczynku.


Melodia budzika wyrwała go z objęć sennej mary. Spocony, wytrzeszczone oczy. Chwiejnym sposobem podźwignął się z ziemi i poczłapał w stronę kuchni. Wyjął z lodówki piwo i na miejscu je wypił. Przełożył przez ramię torbę i wyszedł z apartamentu.

-Ufff... Ugh... Heh...

Słowa te pobrzmiewały podczas przedzierania się przez schody. Nawet schodzenie sprawiało problem. Winda akurat musiała nie działać. Wycierając pot z czoła pytał czemu akurat dziś. To pytanie nie mijało nawet siedząc w taksówce i jadąc do klasztoru. Pobrzmiewało nawet podczas pobieżnego szukania w Internecie za pomocą telefonu jakiś informacji o klasztorze. I wnet coś je zagłuszyło.
Michał w połowie szukania włączył na telefonie kolejny odcinek Dr. Housa. I odprężając się zaczął oglądać. Świat mijał poza nim. W jaźni odezwały się echa snu. Twarz, słowa. Dźwięki. I zdenerwowany wyłączył serial. Akurat w chwilach kończącej się drogi. Michał zapłacił i wysiadł z taksówki. Stojąc przed klasztorem postanowił zaprzestać z stresem. Wyjął z torby baton i chodząc to w jedną to w drugą stronę powtarzał pod nosem słowa.

- Orcus... Orcus... Orcus... Do jasnej cholery...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 29-03-2009 o 17:44.
Johan Watherman jest offline