Wielkie wrota, do komnaty Wzorca skrzypią złowróżbnie, a do środka wkrada się jeszcze jedna postać. To Tristan. Jak zwykle spóźniony. Ten wysoki przystojny mężczyzna, o włosach barwy dojrzałej pszenicy i oczach jak pochmurne niebo nad Amberem, jest podobny do swojego nie żyjącego już ojca Eryka. Ubrany jest w swoje kolory, czyli czerwień i czerń, a przy pasie, kołysze się groźnie wyglądający miecz.
Tristan przez chwilę drapie się zakłopotany po głowie, po czym cicho szepcze, nie chcąc psuć ceremonii: Przepraszam za spóźnienie... Potem podchodzi do Alberta, poklepuje go po ramieniu i mówi: Nie myślałeś chyba, że pozwoliłbym, żeby ominęla mnie tak ważna uroczystość. Uważaj na siebie Albert, a jak wszystko pójdzie w porządku, to zabieram Cię na małe rande - vouz, po mieście... Trzeba będzie to opić To ostatnie wymawia już niemal szeptem.
__________________ Marvin the Paranoid Android |