Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2009, 21:37   #22
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
- Absurd. – Całe to podekscytowanie sprawiło, że była to jedyna wyraźna myśl, którą zdolny był wydobyć z odmętów swej jaźni.

Otaczający go ludzie zachowywali się w sposób, który budził w nim poważne wątpliwości. Trudno mu było uwierzyć, że w rzeczywistości podobnie jak on należeli do przedstawicieli „dumnej” rasy ludzkiej. Nie dysponował jednak czasem, który mógłby w najlepsze marnotrawić, toteż skupił się na swoim celu. Był piękny, tajemniczy, a pragnienie posiadania takiego skarbu sprawiała, że jego serce waliło jak oszalałe. Coś mówiło mu jednak, że nie jest to jeszcze ostateczny cel jego wędrówki. Na demonstrację pełni swoich mocy przyjdzie jeszcze czas.

To było tak łatwe, że aż zabawne. Skinienie palca mogłoby sprawić, że jego żałosna ofiara dałaby się pożreć zębatej dupie bez mrugnięcia okiem. Zaśmiał się w myślach. Był już niemal pewien, że położy łapy na swej zdobyczy. Wszystko jednak szło zbyt łatwo. Na tyle łatwo, że w jego głowie odezwał się głos, który niczym zahipnotyzowany, nieustannie powtarzał, że wszystko to jest zbyt podejrzane ...

… i nie pomylił się. Benet tytanicznym wysiłkiem powstrzymał potok najbardziej wyszukanych obelg, jakie był w stanie spłodzić jego umysł. Błyskawicznie przywołał się do porządku. W tym chaosie można było spodziewać się tego typu wypadków. Nie to było więc problemem, był nim ten konus, który również wyciągał łapy w kierunku jego trofeum.

- Niewybaczalne zuchwalstwo. – Coraz trudniej było mu nad sobą zapanować. Wszystko to mogło okazać się tragiczne w skutkach. Jego zdolności wymagały całkowitego skupienia. Nerwy były więc w tych okolicznościach wielce niepożądane.

Poznał jednak zdolności swego rywala. Właśnie to okazało się być nader kojące dla jego szalejących emocji. Karzeł trafił na najgorszego przeciwnika, choćby i miał szukać na dnie piekielnych otchłani. Uderzy w jego emocje niczym w struny harfy i niech sam grzebie się w dole, który z pewnością wykopie. Umysł ochroni go przed podstępem, oto jedyna rzecz, której był pewien.

Nie czekając ani chwili dłużej przystąpił do działania, a raczej ponowił poprzednio podjęte starania. Zdobycie władzy nad poprzednią ofiarą było znacznie łatwiejsze niż poświęcanie czasu na innego wieśniaka. Tym razem plan zniweczył ten przeklęty mnich.

- Dominikanin, franciszkanin. – Wrzasnął na siebie w myślach. – Jeden pies Benet! Skup się, po stokroć, skup się!

Kiedy zdenerwowanie paraliżujące niemalże całe jego ciało ustąpiło. Ku swemu nieskrywanemu zadowoleniu, miał jeszcze szansę na zdobycie kuszącego artefaktu. Tym razem postanowił jednak wziąć sprawy w swoje ręce. Ponowienie tak łatwo zniweczonego planu było już i tak zbyt dużym błędem. Błędem, na który w ogóle nie powinien był sobie pozwolić. Przeklął w myślach czas, który spędził pośród otaczającego go plebsu. Od smrodu, który już dawno temu zastąpił w tym miejscu powietrze, zmieniał się na podobieństwo otaczających go ludzi. W niezwykle rozległym obszarze jego poznania nie istniało nic, co byłoby w stanie odwrócić jego uwagę od lśniącej kuli. Jak się jednak okazało, dręczony demonem rozwolnienia klecha. Wykraczał poza wspomniane ramy całym swym beczkowatym ciałem. Wystarczył mu jednak moment by zrozumieć, że nie jest to rzecz, która zasługuje na jego uwagę. Miast upragnionego przedmiotu ujrzał jednak szkaradną facjatę swego żałosnego rywala. Czuł gniew, który malował się na jego twarzy.


- Żegnaj się z życiem głupcze. – Sam pewnie nie byłby w stanie poznać swego głosu. Dawno nic nie pchnęło go w objęcia gniewu z taką siłą. Był jak rozjuszona dzika bestia. Nienaturalnie długi żywot odbił wyraźne piętno na świadomości Beneta.

Czuł jak jego dłoń zaciska się na skrytym pod płaszczem rapierze. Oczami wyobraźni wyraźnie widział już przebitą lśniącym ostrzem twarz, wykrzywioną w grymasie bólu. Coś jednak pokrzyżowało jego plany. Coś znacznie bardziej interesującego niż życie, które już miał odebrać. Stanął na równych nogach i przyjrzał się dwóm magom.

- Przeklęci iluzjoniści. - Gniew nadal nie ustępował. Zdecydowanie jednak zelżał. Znajdował coraz więcej miejsca dla ogarniającej go ciekawości.

Nie miał pojęcia kim byli ci nieznajomi. Nie wiedział jakie były ich cele, ani do czego byli zdolni. Zbyt dobrze znał się jednak na ludziach. Był więc niemal pewien, że jedynym ogniem, który potrafią stworzyć jest nic nie wartą iluzją. Starzec był więc równie żałosnym oponentem co i pozostawiony za plecami karzeł. Znacznie bardziej zainteresował go młodzieniec. Zbyt rozjuszony by być przewidywalnym. Benet był niemal przekonany, że swe nadprzyrodzone zdolności zyskał stosunkowo niedawno. Przywykł jednak do słodkiego uczucia całkowitej pewności na tyle mocno, że nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek działanie. Przynajmniej do momentu kiedy nie zdobędzie wszystkich potrzebnych informacji. Tym razem będzie jednak bardziej rozważny. Stał całkiem blisko nieszczęśnika, którego poddano działaniu artefaktu. Ryzyko potrącenia było więc na tyle niskie, że w zupełności akceptowalne. Nie zważając na otaczający go chaos skupił się na młodszym magu.

Nie miał zamiaru hipnotyzować swej nowej ofiary. Znacznie bardziej interesowały go jej wszelkie sekrety i co oczywiste, wszystkie informacje dotyczące jego starszego towarzysza.
 

Ostatnio edytowane przez Rusty : 01-04-2009 o 17:03.
Rusty jest offline