Kolejka 5
1. Prabar_Hellimin
2. Kutak
3.Matyjasz
4.Penny
* * *
W kibitce było ich łącznie czterech – trzech orków, z których jeden prowadził konia, a dwóch pilnowało krasnoluda.
Klindor prawie cały czas zastanawiał się, czy dałby radę się uwolnić gdyby chciał z nimi walczyć, jednak zawiązane z tyłu ręce grubym sznurem przekreślały prawie wszystkie nadzieje.
Dwójka strażników krasnoluda ewidentnie się nudziła – głośno rozmawiali w ich własnym, niezrozumiałym dla więźnia języku i grali w karty. Na pieniądze.
Gdyby tylko
Klindor miał nóż, mógłby uwolnić ręce i spróbować coś zdziałać. Jednak nie miał noża.
Kibitka podskoczyła, prawdopodobnie przejeżdżając na kamieniu, którego nie zauważył woźnica, a krasnolud poczuł ból na czubku środkowego palca prawej dłoni. Zdziwił się, bo dotykając go poczuł krew. Za nim musiało być coś ostrego!
Szybko zlokalizował ostre miejsce – zaostrzona niedoskonałość w konstrukcji kibitki. Żeby jednak móc spiłować sznur, musiał przysunąć się bliżej dwójki orków, którzy nadal zaciekle grali w karty, a pula pieniędzy przechodziła od jednego do drugiego – za każdym razem takiej wymianie towarzyszyły głośne krzyki oburzenia drugiej osoby.
Klindor piłował sznur, kibitka jechała, orki grały w karty z coraz bardziej nerwowymi ruchami. Raz nawet jeden sięgnął po sztylet zawieszony u pasa, lecz poniechał w ostatniej chwili.
Wreszcie, po wielu minutach żmudnego piłowania,
Klindor był wolny! Jednak nie okazywał tego żadnym ruchem – czekał na odpowiednią chwilę, by rzucić się na strażników.
Nastała niecałą minutę później, kiedy to calusieńka pula pieniędzy przypadła w udziale jednemu z orków, a drugi wydawał się być spłukany. Wśród krzyków i wrzasków, krasnolud niespodziewanie rzucił się na bliższego strażnika wyszarpując zza pasa nóż i dźgając nim orka pod żebra.
Zaskoczeni przeciwnicy nie zareagowali – byli pewni, że krasnolud cały czas był spętany i zupełnie nie spodziewali się ataku. W czasie tego zaskoczenia
Klindor dźgnął drugiego orka prosto w serce. Po chwili obaj leżeli na podłodze kibitki, cali we krwi i prawdopodobnie martwi.
Krasnolud zadziałał szybko – sprawdził co mieli przy sobie i założył to co na niego pasowało – pas z bronią, którą stanowił długi miecz, oraz czarne, skórzane buty. Po chwili zastanowienia wziął również pustą sakiewkę, wsypał do niej pieniądze z „puli” i przypiął do pasa.
W następnej chwili wyciągnął dobrze ukryty miecz demonobójcy, otworzył drzwi i wyskoczył.
Zastanawiał się, czy z pojedynczą kibitką nie jedzie nic więcej, później – kiedy już biegł przez drogę do lasu, czy woźnica zauważy że zgubił więźnia. Obie odpowiedzi okazały się dla niego przychylne.
Biegnąc już przez las w kierunku przeciwnym do miasta modlił się, by pogoń, która niewątpliwie za nim ruszy, go nie dopadła.