Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2009, 20:35   #64
Prabar_Hellimin
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Jeszcze tego samego dnia Klindor trafił do pobliskiej wioski rolniczej. Ludzkiej wioski. Jej mieszkańcy nie byli zbyt mili. Nikt nie chciał z nim rozmawiać, za to wszyscy oglądali się na niego i szeptali między sobą.

Wioska była położona na urodzajnej równinie. Jakieś dwie mile od niej płynęła rzeka, nad którą wybudowano młyn. Przy młynie było też miejsce na zacumowanie barki, jako że rzeka była szlakiem transportowym. W samej wiosce stało kilkanaście chałup, z wyróżniającą się chatą sołtysa. Sołtys Korucha odpowiadał za zbieranie podatków i dostarczenie zboża do spichrzy miejskich. Klindorowi wydał się oschły. Krasnolud przypuszczał, że Korucha jest lojalny carowi, jednak spotkał się z nim.

Korucha zaprosił Klindora do domu. Był to obszerny budynek z poddaszem i niewielkim balkonem. Przylegała do niego stajenka.
-Więc, w czym mogę panu pomóc, panie Klindorze. - spytał sołtys, zamykając skrzypiące drzwi wejściowe.
-Widzi pan - zaczął Klindor, po czym przez chwilę pomyślał, co mu odpowiedzieć. - chciałem się trochę rozeznać, dowiedzieć nieco o okolicy. Podróżuję w stronę... - krasnolud znów przerwał, a zastanowiwszy się, jakie to miasto może znajdować się w pobliżu, dokończył. - Brakh'Dhammar. Musiałem jednak uciekać przed zbójcami. Straciłem konie, większość dobytku i dwóch towarzyszy, ale mi udało się uciec.
-Zbójcy, powiada pan? A aby nie buntownicy?
- dopytywał Korucha.
-A pieron wie! Wybaczy pan, ale skoro uciekałem przed nimi, to niewiele mnie interesowało, co to za jedni. Ba! Nie powiem panu nawet, czy to byli ludzie, gobliny, orkowie, elfy, czy inne diabły.
-Pewnie pan zmęczony po tej ucieczce? Wejdzie pan, zje, napije się. Pomówimy przy obiedzie, bo właśnie jego pora.
- sołtys zaprowadził krasnoluda do izby, gdzie przy dużym stole dębowym siedział już jakiś jegomość.

Był to elf, co średnio podobało się Klindorowi. Ubrany był w lekki strój, w kolorze zielonym. Wyglądał na mieszczanina. Co ciekawe jego ciemne gęste włosy były dość krótko przycięte, także ledwie zasłaniały jego spiczaste uszy. Było to raczej niespotykane wśród elfów. Na stołku w rogu leżał płaszcz z kapturem i jakieś pakunki, najprawdopodobniej należące do elfa.

-Niech pan zasiądzie, panie Klindorze. Żona zaraz poda obiad. - sołtys wskazał Klindorowi krzesło obok elfa, jednak krasnolud zdecydował usiąść naprzeciwko niego. - To jest mój gość. Pan Dinendal Salaronde.
-Witam serdecznie.
- elf skłonił się mu.
-Witam. - odpowiedział Klindor, nie siląc się na ukłon.
-Panowie możecie się zapoznać, a ja w tym czasie przyniosę bim... to znaczy coś to picia.

Krasnolud nie odezwał się słowem. Przyjrzał się Dinendalowi, ale nie zauważył niczego charakterystycznego. Ot, zwykły elf, który zasymilował się i pewnie mieszka w jakimś mieście ludzkim. Rzuciwszy jednak okiem na leżące w rogu rzeczy elfa dostrzegł coś dziwnego. Spod płaszcza wystawał przedmiot, który najprawdopodobniej... Nie, to z pewnością był łuk.

„Elf z bronią na ziemiach carskich? Elfom, tak jak innym rasom zniewolonym, zakazano zarówno myślistwa, jak i noszenia broni do obrony. To... to jest buntownik! Korucha pewno też. Upewniał się, czy mnie nie gonili buntownicy. Tak, tak zapewne jest!”

-Nazywa się pan Klindor? - elf zaczął rozmowę. - Słyszałem o jednym krasnoludzie o takim imieniu. Widziany był ostatnio w towarzystwie jakiejś kobiety, na dworze króla Karola. Ponoć. Podobno też zginął w tej potyczce w kanionie.
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline