Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2009, 23:26   #83
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Vanya zmrużyła lekko oczy, gdy przed nimi pojawiła się tarcza ochronna. Dwie strzały jednocześnie świsnęły w powietrzu i chyżo pomknęły do celu. Obie trafiły. W tym samym momencie Averre wydała z siebie serię radosnych okrzyków, które dopiero po chwili ułożyły się dla Vanyi w logiczną całość. Jednak po chwili umilkły, a dziewczyna zachwiała się i runęłaby na ziemię, gdyby nie fakt, że przytrzymała się ramienia elfki. Vanya błyskawicznym ruchem, któremu towarzyszył cichy syk bólu, chwyciła ją za ramię i bok by Averre nie upadła.
- Ojej... Przepraszam...
- Nic się nie stało – mruknęła cicho, wzrokiem szukając dziwnego stwora. Ten zaś zaczął robić się coraz większy. Elfka zaklęła szpetnie i ponownie nałożyła strzałę na cięciwę. Niepotrzebnie. Bestia przestała się do nich zbliżać. Rosła tylko, pęczniała. A w końcu pęknął niczym bańka mydlana, ale w przeciwieństwie do niej – rozrzucił wokół siebie swoje organy wewnętrzne. Vanya skrzywiła się z niesmakiem.
- Co to, do cholery, miało być?! – warknęła.
Zaczynała ją od tego boleć głowa. Od dawna nie miała tak pokręconych snów. Coś musiało uderzyć ją w głowę. Ale co było wcześniej…? Nie mogła sobie przypomnieć. Jej umysł był zaprzątnięty zupełnie czymś innym, kiedy wychodziła od krótkouchego przyjaciela Iverina.
Z zamyślenia wyrwał ją męski krzyk. Ktokolwiek to nie był nie żałował sobie słów i przekleństw pod adresem niejakiego Halga. Elfka zmarszczyła lekko brwi. Imię nie brzmiało jej ludzko. Ani też elficko.
- Idziecie? – Usłyszała pytanie kobiety. – Dasz radę iść… Vanya?
Elfka skinęła głową, po czym lekko utykając podeszła do miejsca, gdzie niedawno leżała. Odnalazła wśród głazów swój miecz, który od razu przypasała do pasa oraz swój ciemnozielony płaszcz. Włożyła do na siebie wygładzając haftowane srebrną nicą emblematy Strażników. Sprawdziła jeszcze czy sztylet tkwi bezpiecznie u jej pasa i skinęła na dwójkę towarzyszy.
- Lepiej będzie jeśli będziesz trzymała się z tyłu… kapłanko – stwierdziła po chwili, wsłuchując się w wyszeptaną modlitwę Averre. Nie miała już wątpliwości, co do profesji jej nowej towarzyszki. – Na pewno potrafisz się bronić, ale wolałabym cię mieć za plecami.
Nie miała zamiaru jej wyjaśniać dlaczego to tak nalega. Chociaż pewnie po jej pokazie tańca radości było to aż nazbyt zrozumiałe.
Z łukiem wciąż gotowym do strzału ruszyła przodem. Z każdym krokiem ból w nodze wwiercał jej się w świadomość sprawiając, że krzywiła się lekko. Starała się go ignorować, ale z marnym powodzeniem. „No co z tobą, do jasnej cholery? Miewałaś gorsze rany, głupia!” – krzyczała na samą siebie.
Idąc ku końcowi uliczki usłyszała znów ten sam głos, który tym razem wołał kogoś o imieniu Keith.
Doszedłszy do końca uliczki zobaczyła ratusz miejski. A raczej to co z niego zostało. Krasnoludy i prawdopodobnie Keith właśnie wchodzili do środka.
- Stać! – rozkazała. W jej głosie brzmiała niezłomna pewność siebie. – Kto tam?!
Niestety, najwyraźniej nikt nie usłyszał jej okrzyku. Stwierdziła, że jedynym sposobem by porozmawiać z "nimi" jest po prostu wejść do środka, do ratusza.
Nie był to specjalnie ładny ratusz. Przypominał nieco małą katedrę – ściany po obu stronach drzwi miały okna z kolorowymi i doszczętnie potłuczonymi oknami. Było tylko jedno pomieszczenie na końcu którego znajdowało się podwyższenie, gdzie zwykł zasiadać burmistrz za swoim biurkiem. Natomiast pozostali urzędnicy mieli swoje stanowiska poniżej – byli niby wierni posłuszni pastorowi stojącemu wyżej.
Był także czerwony dywan prowadzący do owego podwyższenia, oraz liczne kolumny po obu jego stronach, które podpierały wysoki sufit.
Teraz jednak to wszystko było ruiną. Nie było czerwonego dywanu, bo zawalały go kamienie. Nie było stolików i biurek, bo zostały zniszczone. Nie było kolumn. Witraże były w kawałkach, na podłodze.
Vanya rozglądała się czujnie. W końcu zauważyła ich. Piątka krasnoludów i piątka ludzi - dość różnie wyglądających. Osłoniła ręką oczy i dostrzegła także elfa i taką dziwną istotę... Miało czerwoną barwę, ale nie było materialne. Co to mogło być?
- Pokażesz nam gdzie jest coś, co rąbania wymaga to dopiero zobaczysz nas w akcji - powiedział szczerząc się jeden z krasnoludów do jednego z ludzi. Najwyraźniej było to zakończenie jakiejś rozmowy.
Vanya uśmiechnęła się pod nosem. Krasnoludy. Zawsze to samo. Ruszyła w stronę grupy wcale się z tym nie kryjąc.
- Czy ktoś mi powie co się stało z całym tym cholernym miastem? – spytała, gdy znalazła się wystarczająco blisko. Elfka odrzuciła na plecy rude włosy odsłaniając emblemat swojego oddziału. Wiedziała, że ludzie rozpoznają Strażników właśnie po nich. Opuściła łuk, nie chciała dawać ludziom powodów do ataku. Czasem byli dla niej kompletnie niezrozumiali.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 30-03-2009 o 08:55. Powód: Dodanie elfa i czerwonego cosia. Dzięki, Kerm!
Penny jest offline