Ardahil przestał wreszcie rzucać ukradkowe spojrzenia przez ramię, w stronę dziwnych jeźdźców. Rozejrzał się po swoich towarzyszach. W tym mroku trudno było dostrzec, ale żaden z nich nie wyglądał na przejętego. "[i]Może jestem przewrażliwiony. Wszędzie szukam zbirów. Ale póki co lepiej będę się miał na baczności." pomyślał, po czym opuścił głowę i po raz kolejny wziął się za liczenie włosów w grzywie Wiza. Trudno się liczy czarne włosy na tle czarnej sierści, ale każde zajęcie jest dobre w taką pogodę. Po chwili wjechali do miasta. Ardahil ocknął się już po minięciu wartownika. Zerknął na niego i w jego głowie zrodziło się kilka niepochlebnych myśli na jego temat. Nie zadał sobie jednak trudu ubrać żadnej z nich w słowa. Jeszcze tylko kilka kroków i dotarli do gospody. Oddał konia pod opiekę chłopcu stajennemu i poszedł do niezbyt zachęcająco wyglądającego budynku. Ale jak na jego wymagania wystarczała. Nie był przecież magiem, a w taki dzień tym bardziej nie miał zamiaru wybrzydzać. Wszedł dziarskim krokiem do środka, a zapach, który doleciał jego nozdrzy tylko upewnił go, że nic się nie stanie, jak zostanie tu na dłuższą chwilę.
- Niechaj Kreve błogosławi temu domostwu. - powiedział nieco z rozpędu. - Dajcież, gospodarzu jadła i napitku. Ale nie każcie długo czekać, bośmy zdrożeni.
Wskazał dłonią w stronę ławy, gdzie było najwięcej wolnego miejsca i pytająco spojrzał na towarzyszy.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |