„Zielony Jesiotr” już z daleka zapraszał w swoje podwoje. Jak to z karczmami bywa, sto kroków od nich słychać gwar głosów zmieszany z stukotem kufli i ten jakże charakterystyczny aromat. Tutaj było tak samo. Do tego karczma jawiła się dzisiaj zmarzniętemu, mokremu i pokrytemu resztkami błota Herluffowi jako oaza ciepła i rozkoszy w przesiąkniętym wilgocią świecie.
Oddał Ciapka stajennemu i wraz z resztą kompanii wszedł do środka. Nie zawiódł się - „Zielony Jesiotr” był taki jak tego oczekiwał: ciepły, aromatyczny i gwarny.
Nie bacząc na pozostałych rozparł się przy stole wskazanym przez Adrahila, wyciągając nogi i zsuwając ze stóp przemoczone buty. Zaraz potem ściągnął kapotę i wykręcił ją wprost na wysypaną słomą podłogę.
Zignorował słowa Styrgreista, przyglądając się w tym czasie z zainteresowaniem dekoltowi służebnej dziewki, która akurat pochylała się nad sąsiednim stołem. Gdy spojrzała w jego stronę, puścił do niej oko.
Niestety nie zareagowała...
Narazie – pomyślał. - Pewnie zaraz tu podejdzie i zagada...
Zamknął oczy i rozmażył się.
-Co podać? - ze stanu rozmażenia wyrwało go pytanie. Z nadzieją otworzył oczy. Niestety... Stała nad nim inna służąca, nieatrakcyjna, w wieku około czterdziestu lat. Na dodatek zakutana w pocerowane szmaty od stóp do głów.
- Dajcie garniec piwa. Jeno grzanego, a korzeni nie żałujcie. I coś pieczystego. I bochen chleba – złożył zamówienie i rozglądnął się po sali szukając tej drugiej służącej. |