Jak każda kobieta, tak i
Hera miewała gorszę dni. A to był właśnie jeden z nich. Choć, gdyby trzymać się już szczegółów, trzeba by raczej powiedzieć, że była to gorsza noc. I to nie tylko dla
Hery, ale również dla wielu innych kolonizatorów.
- Mam tego dość! – krzyku „bogini” nie zdołały zagłuszyć nawet grube ściany Olimpu.
Owinięta ręcznikiem kobieta stanęła w progu gabinetu
Zeusa, a jej twarz była obecnie wykrzywiona w niezbyt pięknym grymasie wściekłości. Życiowy partner
Hery zbyt dobrze ją znał, by mieć choć cień nadziei, że furia ukochanej minie sama z siebie. Pośpiesznie odłożył raporty, które od tak dawna trapiły jego myśli, i nieco ociężale podniósł się z krzesła. Chciał podejść do
Hery, przytulić ją i przemówić do rozsądku kojącymi i czułymi słowami. Zazwyczaj to wystarczało, by choć na chwilę ugłaskać partnerkę. Jednak tym razem jego nadzieje były płonne – kobieta dopiero się rozgrzewała.
- Co ty sobie myślisz przesiadując tu przez całe noce?! Czy te wszystkie analizy są ważniejsze, niż ja? – w głosie
Hery brzmiał gniew, ale także nieskrywany żal.
Zeus doskonale wiedział, czemu ukochana tak się wściekła. Już od dawna miał dla niej niewiele czasu, a
Hera nie należała do osób, które pozwalają się ignorować. Na dodatek mężczyzna niejasno przypominał sobie obietnicę, jaką złożył ukochanej. Była w niej mowa o tym, że
Zeus poświęci cały wieczór i całą noc tylko dla niej. Chodziło o ten wieczór i tą noc. Większość Nibiryjczyków pewnie potrafiłaby postawić się na miejscu głównodowodzącego i zrozumiałaby, że przy takiej ilości problemów, jakie miał na głowie, mógł o czymś zapomnieć. Niestety, jego partnerka najwyraźniej nie należała do tej większości.
- Ja tak się staram, by ci pomagać, wspierać cię... – kontynuowała rozgniewana kobieta, nie dając partnerowi nawet cienia szansy na dojście do głosu
-... starałam się być wyrozumiała, ale wszystko ma swoje granicę! Hera ruszyła szybkim krokiem ku swojemu ukochanemu, z wściekłości zaciskając przy tym dłonie w pięści. Jako drobna, niska kobieta, najniższa spośród wszystkich członków załogi
Olimpu, przy wysokim i dobrze zbudowanym
Zeusie sprawiała wrażenie małego dziecka. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej to jednak w urządzaniu kolejnej sceny.
- Kochanie, przecież już o tym rozmawialiśmy –
Zeus silił się na spokojny ton, choć był już zmęczony ciągłymi kłótniami.
– Mamy sporo kłopotów z rozwojem Ziemian, a ja jestem odpowiedzialny za...
- Aha, czyli te zwierzęta są ważniejsze ode mnie, tak?
- Dobrze wiesz, że nie oto chodzi – odparł nieco zirytowany mężczyzna
– I przestań łapać mnie za słowa.
- Nie o to chodzi? Więc o co? – dopytywała rozwścieczona
Hera.
- Wszyscy mamy swoje obowiązki, które musimy...
- Obowiązki?! Zaraz ci pokaże, gdzie mam twoje obowiązki!
Gwałtownym ruchem ręki
Hera zrzuciła leżące na biurku
Zeusa elektroniczne notatniki z danymi. Urządzenia z głośnym łoskotem uderzały o podłogę, ich wielobarwne ekrany pękały i rozpadały się na kawałki tworzące na ziemi kolorową, szklaną mozaikę.
- Oszalałaś?! Zeus pochwycił swoją partnerkę i odciągnął od biurka, choć
Hera wcale nie ułatwiała mu tego, szamocząc się, niczym ryba wyjęta z wody. W końcu udało jej się wyrwać z uścisku partnera i stanęła przed nim, wpatrując się w jego oczy z prawdziwą furią widoczną w spojrzeniu.
- Ja oszalałam? Nie, to ty postradałeś rozum na tej przeklętej planecie! Wszystko przestało się dla ciebie liczyć, poza tym miejscem i tymi niedorozwiniętymi zwierzętami! Nie rozmawiasz i nie myślisz o niczym innym tylko o Ziemi i jej mieszkańcach, jakby stali się całym twoim życiem!
- Dość tego! – tym razem i
Zeus stracił panowanie nad sobą
– Nie będę tolerował takiego zachowania!
- Nie? – spytała z drwią
– A co mi zrobisz? Odeślesz mnie na Nibiru? Nałożysz na mnie areszt?
W pomieszczeniu zapadła pełna napięcia cisza.
Hera wyzywającą wpatrywała się w
Zeusa, który nagle przestał wyglądać tak majestatycznie jak zwykle. Dopiero teraz „bogini” dostrzegła, jak bardzo jej partner postarzał się w trakcie tej misji. Stał się ledwie cieniem dawnego
Zuesa, mądrego, pewnego siebie i silnego mężczyzn, o niespożytej energii. Pod wpływem licznych trosk stał się pozbawionym sił starcem.
Hera odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
- Dokąd idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy – odezwał się w końcu
Zeus.
-Ja już skończyłam, mój drogi. Do ciebie należy decyzja, co jest ważniejsze. Ja, czy AC2366.
Po chwili drzwi zasunęły się za
Herą, a
Zeus pozostał sam. Niemalże bezwolnie opadł na krzesło i wbił spojrzenie w leżące u jego stóp wielobarwne szczątki ekranów.
***
Niemal cały poranek, jak każdego dnia na Ziemi,
Hera spędziła przed lustrem. Starannie i z uwagą przyglądała się każdemu fragmentowi swojego ciała, doszukując się każdej, najdrobniejszej zmarszczki, przebarwienia, czy czegokolwiek, co mogłoby zdradzić jej wiek. Nie była stara, dobiegała dopiero do trzydziestki, a jednak chorobliwie bała się wszelkich objawów starości. Każda nowa zmarszczka była dla niej katastrofą na miarę zagłady całego świata
Rytuał codziennej pielęgnacji nieodmiennie zaczynał się od rozczesywania długich, kruczoczarnych włosów, którym
Hera zazwyczaj pozwalała swobodnie opadać na plecy. Przy okazji, „bogini” upewniała się, czy nie zaczynają przypadkiem jaśnieć, co mogłoby być pierwszą oznaką zbliżającej się siwizny. Dopiero, gdy była już pewna, że z jej fryzurą wszystko jest w porządku, zabierała się za pielęgnacje twarzy. Wpierw dokładnie przyglądała się każdemu skrawkowi skóry, by mieć pewność, że przez noc nie powstała żadna nowa niedoskonałość, poczym zaczynała nakładać kolejne warstwy kosmetyków. Po tym etapie następowało krytyczne przeglądanie się w lustrze, poprawianie makijażu i upewnianie się, że całość nie nadała twarzy sztucznego wyrazu. Później kilka drobnych poprawek, jak choćby podkreślenie ciemnych oczu odpowiednim tuszem do rzęs i cieniem do powiek, by ostatecznie wygodnie oprzeć się o oparcie krzesła i z uśmiechem podziwiać efekt prac.
Po zakończeniu tych rutynowych czynności upiększających,
Hera przez chwilę jeszcze wpatrywała się w niewielkie zdjęcie umieszczone przy lustrze i wspominała czasy z przed wyjazdu na Ziemie. W tamtych latach wiele czasu i sił poświęcała na ćwiczenie umiejętności tańca i osiągała w tym całkiem niezłe wyniki. Wynik na tyle dobre, że kilka razy zdecydowała się na udział w różnych konkursach tanecznych. Zdjęcie, jedno z niewielu osobistych rzeczy zabranych z Nibiru na AC2366, przedstawiało
Herę w czasie jednego z jej występów w finale Turnieju Aerotańca.
Zajęła wtedy trzecie miejsce i choć nie była w pełni zadowolona ze swojego występu, to i tak uznawała to za spory sukces. W końcu stanęła na podium, a to było najważniejsze. Dziś po tamtych czasach pozostało tylko zdjęcie i sukienka, którą
Hera zabrała na Ziemie. „Bogini” już dawno uznała, że taki strój będzie najodpowiedniejszy do pokazywania się ludziom. Był pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy wygodą i ładnym wyglądem, a przy tym dobrze pasował do figury kobiety. Tę samą sukienkę
Hera postanowiła założyć na dzisiejsze spotkanie z wizytatorem.
Niedługo później,
Hera była już gotowa do wyjścia. Założyła jeszcze na szyje swój talizman szczęścia, mający postać subtelnego, srebrnego łańcuszka z zawieszonym na nim pawim piórem, i wyszła z pokoju. Na stole, tuż obok pamiątkowego zdjęcia, pozostała srebrna bransoletka - otrzymany dawno temu od
Zeusa prezent, z którym
Hera zazwyczaj się nie rozstawała.
***
Oficjalna prezentacja, odbywająca się w jadalni Olimpu, okazała się całkiem przyjemna.
Hera uwielbiała spotkania, na których obowiązywały ściśle określone zasady zachowania, a każda osoba wiedziała, gdzie jej miejsce. Takie sytuacje zawsze były klarowne i przyjemnie sformalizowane, bez żadnych niespodzianek i nieprzewidywalnych zdarzeń.
Sama, choć siedziała po lewej stronie
Zeusa, nie zaszczyciła mężczyzny nawet krótkim spojrzeniem i tylko z nim jednym nie przywitała się w typowy dla siebie, oschły i zdawkowy sposób. Właściwie całkowicie go zignorowała, a napięta atmosfera panująca pomiędzy parą była wyczuwalna nawet dla nie zaznajomionego z sytuacją
Heliosa. Pierwszy raz
Hera zdawała się dostrzec obecność
Zeusa dopiero, gdy ten złośliwie przekręcił nazwę jej plemienia. Maska spokoju i obojętności na moment została zastąpiona przez wyraz niechęci, wyraźnie widoczny na twarzy „bogini”, gdy ta poprawiała partnera.
Hera szybko jednak wróciła do swojego normalnego, poważnego stylu bycia, z którego tak często (a najczęściej po wypiciu czegoś dużo mocniejszego od ambrozji) naśmiewał się
Dionizos.
Gdy
Zeus w końcu przestał gadać, co
Hera przyjęła ze starannie ukrywaną ulgą, ze swojego miejsca powstał ten cały
Hel Ioso i rozpoczął własną przemowę. Z całą pewnością w jednej sprawie miał rację –
”bogini” była niemal pewna, że wizytator przyleciał na AC2366, by udowodnić niekompetencje
Zeusa, a być może także pozostałych kolonizatorów. Nie trudno było dostrzec, jak spięty w obecności
Heliosa jest partner
Hery i jak ostrożnie dobiera słowa. Jeżeli pomiędzy tą dwójką miał istnieć jakiś spór, to pytanie brzmiało, po czyjej stronie powinna się opowiedzieć
Hera. Mogła zachować lojalność wobec swojego ukochanego, ale przecież widziała, że ta przeklęta planeta niszczy ich związek. Może, jeżeli
Helios rzeczywiście chciał doprowadzić do odwołania
Zeusa, lepiej byłoby pomóc wizytatorowi i rozwiązać problem obsesji ukochanego. Pewnie po odwołaniu na Nibiru mężczyzna byłby przez jakiś czas przygnębiony, ale
Hera pomogłaby mu dojść do siebie, a przy okazji odbudowałaby łączące ich więzi. Tak, czy inaczej, kobieta musiała dowiedzieć się jak duże uprawnienia Rada dała
Heliosowi, ale to mogło zaczekać.
Wkrótce spotkanie dobiegło końca i wszyscy rozeszli się do swoich spraw, a
Hera wróciła do własnego pokoju, by przygotować się na wieczorne przyjęcie.
***
Bal jak to bal – mnóstwo jedzenia, zapewne będącego wyśmienitym dziełem
Dionizosa, kobiety w ładnych sukniach (chyba za wyjątkiem
Hery, która przybyła w swoim zwyczajnym, dość prostym stroju) i całkiem spokojna atmosfera.
”Bogini” już na wstępie zlustrowała sale krytycznym spojrzeniem, choć nic szczególnego nie przyciągnęło jej uwagi.
Artemida,
Apollo i
Helios tworzyli jedną grupę,
Posejdon i
Hefajstos drugą, pomiędzy nimi stał
Hermes wyglądający na nieco zmęczonego, a kawałek dalej przebywał
Hades, jak zwykle skamieniały z obojętności. Na szczęście na sali nie było
Afrodyty, która zazwyczaj samą swoją obecnością działała
Herze na nerwy, co często kończyło się mnie lub bardziej zaciętymi kłótniami, które obie kobiety wyjątkowo zgodnie nazywały „uprzejmymi wymianami poglądów”.
Oczywiście
Hera spodziewała się, że przed przybyciem
Zeusa nie będzie miała zbyt wiele rzeczy do roboty. Innych kolonizatorów, za wyjątkiem swojego partnera i tej „wrednej zdziry
Afrodyty”, starała się unikać dla świętego spokoju i własnej wygody. Dzięki temu zdołała ograniczyć swoje kontakty z pozostałymi cywilizatorami do niezbędnego minimum, które było ściśle określone przez zakres jej i ich obowiązków. Zdaniem
Hery był to stan korzystny dla wszystkich zainteresowanych, więc nie miała zamiaru nic zmieniać. Usiadła gdzieś z boku, jak zwykle sztywno, jakby dopiero co połknęła kij, na kolanach kładąc notatnik elektroniczny i zagłębiła się w kolejne dokumenty. Wkrótce praca pochłonęła ją tak bardzo, że
Hera zapomniała o istnieniu całego świata.