Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2009, 14:44   #85
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
*Elfy...* - skrzywił się Keith. - *Znowu elfy...*

Nie, żeby miał coś specjalnego przeciwko elfom.
Mało się z nimi dotychczas spotykał i zatargów żadnych nie miał, ale w końcu do walk na pograniczu dochodziło również z winy ludzi. A to już nie mogło nikogo pozytywnie nastawiać do przedstawicieli tamtej rasy.
Nie wspominając o czymś takim, jak brak kultury. W końcu wypadałoby się przedstawić, zamiast wypytywać. Typowa arogancja.

- Dzień dobry - powitał nowo przybyłych, bacznie się im równocześnie przyglądając. Uzbrojenie wskazywałoby na wojowników, ale... Kto tam mógł wiedzieć, co się kryło w głowach elfów. - Czy moglibyśmy się dowiedzieć, co was sprowadza do tego pięknego zakątka?

Zdecydowanie nie była to odpowiedź na zadane pytanie, ale, prawdę mówiąc, nikt z nich nie znał przyczyny takiej a nie innej sytuacji.

- Popracuj nad swoim głosem, człowieku, bo pomyślę, że macie spaczone wyczucie piękna. To jakaś cholerna ruina, a nie piękny zakątek - elfka skrzywiła lekko usta. - A sprowadza nas hałas jaki zrobiły krasnoludy.

- To ładnie musiały krzyczeć, skoroś przybyła tutaj aż ze swoich dość odległych stron, elfko - w słowie 'elfko' nie było nic pozytywnego. - Pytałem, co może trudno było zrozumieć, co robicie w tym mieście.

- Nie wypowiadam się za towarzyszy. Jeśli chodzi o mnie... - elfka wzruszyła ramionami - wizyta osobista.

- Skoro to sprawa osobista - w głosie Keitha zabrzmiała ledwo słyszalna nutka ironii - to nie będę wypytywać. Mam nadzieję, że uda ci się ją załatwić pozytywnie.

- Raczej nie - elfka posmutniała nieco. - Obawiam się, że mój przyjaciel podzielił los mieszkańców miasta.

To, że elfka okazała jakieś 'ludzkie' uczucia sprawiło, że Keith spojrzał na nią nieco innym wzrokiem.

- Przepraszam - powiedział. - Ale może jednak ci sie uda. Nie wszyscy zginęli. Jakimś dziwnym trafem.

- Wy jesteście jednymi z nich?

- I tak, i nie - odpowiedział Keith.

- Mów jaśniej - poprosiła trochę niecierpliwie. - Co tu się stało?

- Wybacz - na twarzy Keitha pojawił się szyderczy nieco uśmiech, spotęgowany przez ozdabiającą tą twarz bliznę - ale na to pytanie nie udzielę ci odpowiedzi.

Elfka zmrużyła lekko oczy, jakby w niemym wyrazie zirytowania i gniewu. Ścisnęła w garści łuk, ale po chwili opanowała się. Wzruszyła tylko ramionami.

- Nie chcesz mówić, to nie mów - stwierdziła obojętnie.

- Rozsądnie powiedziane. - Keith mówił na pozór całkiem poważnie. - Nikt nikomu nic nie mówi i wszyscy są szczęśliwi.

Zmierzyła go uważnym spojrzeniem, a po długiej chwili milczenia uśmiechnęła się z uznaniem.

- Ty tu dowodzisz? - spytała z powagą w głosie. Elfka najwyraźniej wzięła ich za jakiś oddział.

Pokręcił głową.

- Tworzymy dość luźną kompanię. W danym momencie kieruje ten, kto ma najlepszy pomysł.

- Rozumiem - stwierdziła, przekrzywiając lekko głowę. - Dlaczego po prostu nie opuścicie miasta? Ulice są puste... Niemal.

- Niekiedy są puste, niekiedy wprost przeciwne - odrzekł Keith. - Poza tym mamy jeszcze coś do załatwienia.

Elfka rozejrzała się po zniszczonym pomieszczeniu, a na jej ustach zaigrał lekki uśmiech.

- Szukacie czegoś tutaj?

Keith patrzył na nią przez chwilę. Nie powiedział ani słowa, ale w jego oczach można było łatwo odczytać jedno zdanie "Co cię to obchodzi?"

Elfka najwyraźniej zdołała odczytać to przesłanie.

- Obchodzi, bo wśród was jest elf. Skoro mój krewniak z wam przestaje, to dlaczego odnosisz się do mnie w ten sposób, człowieku? Co daje ci prawo by mnie oceniać?

Keith spojrzał na nią z wyraźną kpiną w oku.

- O zatargach na pograniczu wie każdy. O tym, że prowokują to nie tylko ludzie - również.
- Nie mówimy o twoim krewniaku. On to jedno, ty - to drugie.
- Zjawiasz się nie wiadomo skąd i zaczynasz o wszystko wypytywać, jakbyś miała do tego nie wiadomo jakie prawo. Najwyraźniej w tym co mówią o arogancji elfów jest zbyt wiele prawdy. Nie jesteś na swoim podwórku, nie jesteś tu gospodarzem, a my nie jesteśmy nieproszonymi gośćmi. Jesteśmy u siebie, a ty nawet nie raczysz tego zauważać.


Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie jakby miała do czynienia z małym, krnąbrnym dzieckiem. Przemawiała spokojnie i bez cienia wyrzutu.

- Jakbyś nie zauważył wasze "wspaniałe i postępowe miasto" jest ruiną. Wasi ludzie nie żyją. Zostałam pozbawiona przytomności przez jakieś niebieskie świństwo. Zresztą nie tylko ja - elfka wskazała na Averre i drugiego elfa - oni także. Więc na pewno mają prawo do wyjaśnień.

Do elfki najwyraźniej nic nie docierało. Widziała tylko koniec własnego nosa. Co ponoć było typowe dla elfów. Niestety.
Nic nie można było na to poradzić.

- Ależ bez wątpienia masz rację. - Keith ukłonił się w niemal dworski sposób. - W skandaliczny wprost sposób zaniedbałem wymogi dobrego wychowania - *i dostosowałem się do twego poziomu* - dodał w myślach. - Witajcie w naszych skromnych progach. Miło mi was powitać.

Zirytowana przewróciła oczyma, ale dotknęła palcami prawej dłoni najpierw czoła, a później ust tak, jak nakazuje zwyczaj jej ludu.

- Niech słońce zawsze oświeca ci drogę, nieznajomy - odpowiedziała. - Nazywam się Vanya, jeśli już mamy dopełnić wszelkich formalności.

Keith ponownie się ukłonił.

- Mój dom jest twoim domem - powiedział. Było to niezbyt adekwatne do okoliczności, ale dotyczyło starego jak świat prawa gościnności. - Jestem Keith - przedstawił się. - Wybacz moje pierwsze słowa - dodał. - Nie wiemy, co spowodowało ten magiczny kataklizm. Czyjaś zła wola, czy też nieszczęśliwy wypadek. Stąd pewien brak zaufania do obcych.

Vanya opuściła ramiona z westchnieniem ulgi.

- Wy także mi wybaczcie - znów dotknęła dłonią czoła i ust. - Nie zachowałam się godnie. Dziękuję za wyjaśnienie sytuacji.

- Poprosiłbym was, byście usiedli, ale - Keith szerokim gestem wskazał otoczenie - byłby to chyba objaw złej woli.

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Dziękuję - zastanawiała się przez chwilę. - Jeśli dobrze zrozumiałam miasta bezpiecznie nie można przejść w pojedynkę, tak? Mówiłeś, że niekiedy ulice nie są wcale takie puste...

- Zdaje się - wyjaśnił - że pod wpływem tej mgły powstały różne stwory. Niektóre nie są wrogie, jak nasz towarzysz Red. Inne... wprost przeciwnie. Jeśli ma się szczęście, to można żadnego nie spotkać. A czasami są ich całe dziesiątki. Materialne i niematerialne.
- Jeśli chcesz wiedzieć więcej, powinnaś porozmawiać z Redem. To jeden z byłych mieszkańców miasta
- dodał ciszej.

Vanya powiodła wzrokiem po towarzyszach Keitha, najdłużej zatrzymując się przy Redzie.

- Będę musiała zaryzykować - stwierdziła po chwili, znów zwracając wzrok na Keitha - i odnaleźć wyjście z miasta. Dziękuję jednak za propozycję.

Uśmiechnęła się przyjaźnie i zrobiła kilka kroków w tył, jakby chciała się wycofać, zostawiając dotychczasowych towarzyszy.

Keith z trudem powstrzymał się przed wzruszeniem ramionami. Vanya była dorosła i mogła robić co chciała. A jeśli chciała ryzykować... To była jej sprawa.

- Mam nadzieję, że ci się uda - powiedział.

Elfka skinęła głową na pożegnanie, odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.
 
Kerm jest offline