Dziewczynka wirowała wokół nich niczym zabawkowy bąk. Jego kolory zdawały zlewać się w krwistą czerwień, a potok słów jaki z siebie wyrzucała przypominał właśnie owo buczenie, które wydaje wprawiona w ruch zabawka. Chcę do mamy – usłyszeli chyba z dziesięć razy, „chcę do babci” co najmniej pięć razy padło z karminowych ustek małoletniej. Cóż, kiedy nie potrafiła im wskazać miejsca zamieszkania ani jednej ani drugiej. „Na skraju lasu” czy w „małym miasteczku” było takim samym dobrym adresem jak „gdziekolwiek”. Może gdyby poszukali pilniej w miejscu, w którym ją znaleźli? Może..
Teraz jednak wędrowali razem dziwiąc się szybko zapadającemu zmrokowi. Gasnące słońce zastało ich co prawda u kresu lasu, ale penetrowanie po ciemku nieznanego pustkowia wyłaniającego się spoza linii drzew nie napawało ich zbytnim entuzjazmem. Dlatego też skorzystali skwapliwie z przyjemnej leśnej polanki nadającej się wspaniale na nocleg.
Katarzynka rozsiadłszy się na jednym z większych kamieni, rozsznurowała swój czerwony bucik i triumfalnie pokazała sterczący przez dziurę w czerwonych rajstopach duży palec u nogi. - Mama by mi zacerowała... - rzekła smutno, po chwili przypominając sobie jednak już coś innego, zmieniła koncept i z uśmiechem na ustach jęła raczyć potoczystą mową najpewniej spragnionych konwersacji towarzyszy.
- A właśnie, mama... Mama opowiadała mi ostatnio taką bajkę... Hihihi... Jaki to był tytuł... Hiihihihi... Już wiem! „Książę, Filip i królewna”* Hihihih. Na serio. Jak bum cyk cyk. Jak to było? Zaraz... - niezrażona minami podróżników, rozpoczęła opowieść. - Dawno, dawno temu pewien bogaty książę prowadził bardzo wystawne życie w wielkim stylu, podróżując po świecie, zapraszając gości na uczty, aż pewnego dnia został bez grosza, z jednym tylko wiernym Filipem, służącym bez wynagrodzenia. Pewnego dnia wędrowali obaj leśną ścieżyną, nie mając pojęcia gdzie przyjdzie im spać, aż tu nagle usłyszeli z pobliskich krzaków odgłosy szamotania i krzyki. Pobiegli zobaczyć co się dzieje. W gęstwinie ujrzeli starą chatkę. To z niej właśnie dochodziły te dźwięki. Gdy weszli do środka, zobaczyli potężnego olbrzyma, który dusił chudego starca z długą, siwą brodą. Książę i Filip natychmiast wyciągnęli miecze i pozbawili olbrzyma życia. Starzec dziękował im stokrotnie za ratunek od śmierci z rąk potwora, któremu nie potrafił dać rady, mimo , że był czarodziejem. W nagroooodę ... aaaaa – Katarzynka ziewnęła zamaszyście i tak jak siedziała, oświetlona ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, pogrążyła się we śnie. *Władysław Kopaliński
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |