Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2009, 16:17   #44
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Wspomniałaś milady o Ascot gdy wchodziliśmy – rzekł gdy cicho do Ady gdy nadal trwała rozmowa w salonie – to stamtąd bierze się Pani zamiłowanie do koni? Osobiście bywałem tam, bo okolice Windsoru są po prostu stworzone do wyścigów, ale grać... zdarzyło mi się może parę razy. Nie wiem czemu, ale jakoś nie budzi to moich emocji. Za mała rywalizacja może. Wolę raczej gry bardziej bezpośrednie, choć i nieoczywiste. Łączące subtelność z dynamiką. Takie na których wynik mam wpływ. Wie Pani o czym mówię? - spojrzał na nią robiąc pauzę, a przez jego twarz przemknął przez bardzo krótki ułamek sekundy młodzieńczo filuterny uśmiech balansujący na krawędzi salonowej przyzwoitości – Wyścigi krosowe oczywiście – rzekł w końcu zupełnie już poważnie - Mało popularny sport odbywający się głównie w Newcastle. Łączą elementy skoków, wyścigu klasycznego i gonitwy przełajowej. I tu właśnie folbluty są niezastąpione. Nie byłbym sobą gdybym komuś o Pani zamiłowaniach nie polecił tego rodzaju gier.

Te ostatnie słowa, mimo iż również nacechowane cieniem dwuznaczności, były oczywiście mocno na wyrost, gdyż Robert Virgil nie miał wątpliwości, że nigdy nie nastaną takie czasy, by jazda konna była bardziej popularna wśród kobiet niż wśród mężczyzn, nie mówiąc już o sprowadzeniu ich zdolności do jednego poziomu. Uznał niemniej, że to jakże zagadkowe i czarujące stworzenie zgrabnie musiałoby wyglądać na jego narowistym Aristidesie. Jakkolwiek dwuznacznie by i to nie zabrzmiało.

Tym samym umysł baroneta poprzestał natenczas rozmowy o Lucy, a nawet interesowania się Olimpią, która jakby nie patrzeć bardzo mu to ułatwiła. Kobieca zazdrość była według Windermare'a wybitnie nudnym aspektem ich zdobywania. Musiał przyznać, że nie przypominała mu już tej samej niełatwo dostępnej niepoprawnej romantyczki. Wszak Lexintona zna od paru dni, a już ukradkiem wodzi spojrzeniem to za nim to za jego towarzyszką podczas gdy on Robert Virgil baronet Windermare musiał zjeździć trochę Europy by zdobyć jej serce. Mimo, że nadal było to wysoce irytujące i godzące w jego ego, nawet nie przeszło mu przez myśl, że po prostu Sutton mógł być lepszym w tej grze...

Sypialnia Lucy ponownie przykuła uwagę Windermare'a. Ascetycznie wystrojony dostarczający tylko niezbędnych potrzeb pokój przypominał, jak to słusznie zauważył pan Sharpe, wyłącznie miejsce dla jakiegoś mężczyzny. Tylko nocna szafka z toaletką, oraz regał pełen książek tej świętej pamięci grafomanki Jane Austen wskazywał na bytność kobiety.
Z przyzwyczajenia baronet od razu zainteresował się łóżkiem młodej damy. Wieloletnie doświadczenie wielokrotnie upewniało go w przekonaniu, że jako jeden z najbardziej intymnych, a zarazem kojarzących się z przyjemnością nieróbstwa, obiektów kobiecej sypialni, łóżko skrywało zawsze najwięcej tajemnic. To w nim na ogół czytały te wszystkie sentymentalne bzdury skutecznie zalewające obecnie rynek literacki i to w nich pozwalały sobie na najbardziej otwarte myśli... Łóżko było pościelone, a stojąca obok samotna szafka wysprzątana. Stało na niej obecnie zgrabnej wielkości lusterko, szkatułka na jakąś biżuterię najpewniej, oraz kałamarz z piórem. Szkatułka zapewne została już przejrzana w poszukiwaniu podobnych do nieszczęsnego naszyjnika świecidełek, toteż bardziej Windermare'a zaintrygowały znajdujące się tu przybory piśmiennicze. Wziął do ręki przyjemne w dotyku i lekkie w ciężarze pióro. Ładna ręczna produkcja. Nie to co z obecnie kwitnących manufaktur. „Dla mojej kochanej Lucy. Tata” głosił wyryty nad stalówką napis. Było to prawie urocze. Prawie. Z ledwie widocznym uśmiechem politowania Windermare odłożył pióro. W końcu nie znajdowało się ono tu bez powodu. Kątem oka dostrzegł jak Person przygląda mu się niepewnie gdy otwiera szafkę nocną. Nic. Pościel gładka, pod poduszkami też nic.
"Gdzie go schowałaś szalona trzpiotko..." pomyślał siadając ostrożnie na łóżku. Po chwili sięgnął ręką na dół i przejechał nią po spodzie starego mebla. Tym razem Earl Person już z wyraźnie wymalowanym na ustach zniesmaczeniem obserwował jak baronet niemal bezcześci sypialnię jego córki. Słuchając jednak nadal wywodu pana Sharpe'a, nie odezwał się. Tymczasem Virgil uśmiechnął się do siebie znajdując to co chciał. Brakowało jednej deski. Wstał i bez zbytecznego poświęcania należytej ku temu rozwagi, podniósł materac łóżka. Tego już Person nie zdzierżył:
- Co Pan do cholery wyprawia Panie Windermare!??

W odpowiedzi baronet sięgnął ręką po coś co oparte o podpórkę desek znajdowało się ukryte w łóżku Lucy Person. Bez słowa i z tylko nieznacznym uśmiechem podniósł do góry pokazując zebranym odkrycie bez którego de facto ten pokój nie mógłby się obejść. Mała książeczka oprawiona w beżową skórę z zapięciem była już dobrze zakurzona, jednak nie pozostawiała złudzeń co do swojego wnętrza. Pamiętnik Panny Lucy Person z pewnością mógł rozwiać parę wątpliwości.

- Jestem zmuszony już drugi raz dzisiaj prosić Pana o wybaczenie milordzie, ale wiem, że wśród młodych dziewcząt panuje obecnie przyzwyczajenie do prowadzenia dziennika. Jego też miałem nadzieję tu znaleźć i jeśli będziemy mieli szczęście, to zawarte w nim informacje zdołają potwierdzić, lub obalić wysnute teorie romantyczno-masońskie. Ponieważ jednak tylko dama mogłaby ewentualnie czytać myśli innej damy, to... - To zabawne, ale nawet mu powieka nie drgnęła gdy tak łatwo kłamiąc podszedł do Ady Lovelace i podał jej znaleziony pamiętnik. Osobiście bez większego zainteresowania sam by to zrobił, ale earl Person już rzeczywiście mógł mieć dosyć więc należało mu już dzisiaj odpuścić – W Pani ręce milady. Czy mogłaby Pani nam przeczytać, jeśli Earl nie ma nic przeciwko, te fragmenty z ostatnich, które mogłyby nam nieco pomóc.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 03-04-2009 o 18:40.
Marrrt jest offline