Wątek: Wataha
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2009, 13:54   #415
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ból... Nie ten, płynący z rany. Cierpienie fizyczne odeszło w zapomnienie, gdy nadszedł ból rodzący się w głębinach umysłu. Nierealne, senne wizje nie przybierające żadnych konkretniejszych kształtów, niosących jednak wyraźne przesłanie, obraz składający się z krwi i mglistych postaci, nieodmiennie żądających jego życia, jako zadośćuczynienia za przelaną wcześniej krew. Szaleństwo, wypalające wolę i chęć do życia, odbierające siły fizyczne i duchowe. Pan odwrócił gniewnie wzrok od sługi swego, a Blacker choć wiedział, że człowiek nie może analizować Boskiego Planu wciąż zadawał sobie pytanie, powtarzając je niczym mantrę ,,dlaczego?"

Koszmarne wizje zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a upływ czasu zdawał się czymś abstrakcyjnym. Chwile zdawały się rozciągać do nieskończoności, a kapłan leżał bezsilny, trawiony gorączką. Brak bliskości Bożej obecności, zastąpionej przez chore widziadła niszczył wewnętrznie kapłana, nie pozwalając mu się przebudzić. Klątwa zbierała swoje żniwo, doprowadzając go na skraj śmierci. Śmierć przestawała mu być straszna, stawała się ulgą której wyglądał... która jednak nie nadchodziła. I wtedy, na skraju śmierci wszystko zakończyło się, jeszcze gwałtowniej niż się zaczęło.

Zamiast tego nadeszły obrazy, ukazujące przeszłość. Nie była ona dokładna, widział samego siebie jako krwawego szaleńca przekonanego o własnej wielkości



Widział własne okrucieństwo, bezsens swoich uczynków. Obok rysowała się wyraźna ścieżka, droga którą powinien był kroczyć. Widział wyolbrzymione błędy, jakie popełnił i rozumiał, że wiele z nich nie da się już naprawić. Ze wszystkich sił pragnął choć trochę naprawić swoje postępowanie, jednak wiedział że jest zbyt późno. Cieszyła go zbliżająca się śmierć, był na nią w pełni gotów i nawet jeśli żałował swojego życia, to cieszyło go że przynajmniej pod jego koniec zrozumiał. Śmierć jednak nie nadeszła, a choć Blacker czuł jakby unosił się w górę to nagle zjawił się na wypalonej ogniem równine. Niebo jaśniało wschodzącym słońcem



Pan przemawiał do niego szumem wiatru, układem chmur, całym światem który był jego dziełem. Była to wspaniała przemowa bez słów, w której środkiem komunikacji było piękno otaczającego świata. Kapłan stał w milczeniu podziwiając wschodzące słońce, a wraz z jego promieniami wracała nadzieja. Na nic nie było jeszcze zbyt późno, mógł spróbować naprawić wszystko, a to czego już się naprawić nie da zadośćuczynić. Pan wyprawił go w tą podróż nie, by sprawdzić czy nadaje się na arcykapłana, ale by sprawić, żeby się na niego nadawał. Musiał odrzucić pychę i w pokorze przyjmować klątwę, która na niego spadła. Jego obowiązkiem była ochrona pozostałych, nawet jeśli ceną za to miałoby być jego własne życie. Do tego przeznaczył go Pan i to był sprawdzian jego godności. Choć go zawiódł dostał drugą szansę, możliwość dokończenia tego, co zaczął. Potem podda się woli Pana i będzie jej posłuszny

Gorączka opadła w ciągu niespełna godziny, dreszcze także ustały. Na szczęście w pomieszczeniu nie było nikogo, gdy Blacker otwarł oczy. Klątwa wyraźnie odcisnęła na nim swoje piętno – jego oczy bardziej przypominały wilcze niż ludzkie, także rysy wyostrzymy mu się na podobieństwo wilczego pyska. Jednak człowieczeństwa nie utracił – gorzał w nim nowy ogień, dany mu przez Pana. Ogień wiary i nadziei, którą miał nieść innym poprzez swoje życie. Gdy tylko nastąpiła przemiana w wilka wyskoczył przez otwarte okno i ruszył w drogę, chcąc dogonić pozostałych

Swoją Watahę



Biegł najszybciej jak tylko potrafił, nie zwalniając ani by się pożywić, ani by odpocząć. Wiara dodawała mu sił, zmuszała do jeszcze szybszego biegu. Musiał dotrzeć do nich jak najszybciej, zanim klątwa tymczasem odepchnięta przez moc Pana nie powróci odbierając mu resztki człowieczeństwa. Wiedział, że zdąży jeśli tylko taka była wola Pana

Swoimi czynami postara się naprawić to, co zrobił źle. Postara się być duchowym, a nie tylko militarnym wsparciem dla drużyny. Nie oznaczało to, że porzuci walkę, tylko tyle, że nie będzie już dłużej odnajdował w niej sensu swojego życia. Pan wskazał mu drogę i będzie nią kroczył i tylko wtedy, gdy ktoś mu ją zagrodzi sięgnie po broń. Spełni Jego wolę, jednak nie będzie już więcej starał się jej interpretować na swój sposób. Podda się Boskim planom jednak ze wszystkich sił będzie się starał pozostać człowiekiem i to nie w sensie rasy, ale człowieczeństwa w zachowaniu

Nie miał pojęcia jednak, że sam jest niewielkim trybikiem w machinie większego planu. Nie miał pojęcia, że być może w tym planie przyjdzie mu zająć odpowiedzialną rolę lub zginąć. Nie mógł mieć o niczym pojęcia, bo intryga ta dotyczyła sił o wiele większych od niego...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline