Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 02:19   #4
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Diriael przestał już usiłować wyrwać się ze stalowego uścisku żołnierzy Gabriela. Nie miało to najmniejszego sensu, zwłaszcza, że nawet gdyby udało mu się uwolnić, daleko by nie uciekł… Czy też może uciekł, ale nie na długo – bo nie zniósłby siedzenia bezczynnie gdzieś w ukryciu uważając przy każdym spotkaniu z istotą żyjącą. Tak więc szedł wolno na spotkanie z nieznanym, czy też – bardziej dobitnie – na egzekucję.

„Ciekawe czy wina wszystkich jest tak zniekształcana? Czy ta obca czwórka to wyrzutki społeczeństwa, czy może zwykli skrzydlaci, którzy akurat podpasowali pod któryś z przepisów prawa karnego?” – zastanawiał się kiedy Pistis wygłosiła jego akt oskarżenia. Więcej nie zdążył pomyśleć, gdyż gwardziści prawie że rzucili go na ziemię.
Gdyby nie był tak wyczerpany!
Gdyby nadarzyła się okazja!
I… gdyby to miało jakikolwiek sens…
Wtedy spróbowałby jeszcze. Albo wykorzystać wypolerowane na błysk zbroje gwardzistów, albo przynajmniej dać im poznać, co znaczy stracić skrzydła… Jednak w jego stanie nie mogło go to do niczego doprowadzić – poza tym, jeśli jeszcze tu wróci, to znaczy: kiedy już tu wróci, Gabriel niech nie zna jego możliwości. W Podniebnym Świecie chyba tylko członkowie Quantum byli ich świadomi i najlepiej, żeby na razie tak pozostało.

A swoją drogą…

- Aaaaa!

Następnej klatki filmu już nie było.

* * *

Otworzył oczy w pomieszczeniu przypominającym… Najbardziej chyba wnętrze stalowego pudełka do butów, odpowiednio większych rozmiarów. Obok Diriaela siedzieli pozostali skazani, wszyscy wyglądający jak sto nieszczęść, pozbawieni części, która jeszcze przed chwilą była równie integralną częścią ich ciał jak nogi, czy ręce.
Kiedy inni spostrzegli, że się obudził, lekko skinął im głową na znak, że wszystko w porządku.

A obok siedzieli wartownicy, którym o dziwo jeszcze nie znudziło się trzymanie pistoletów w wyciągniętych rękach.

„Może rzeczywiście oni niebezpieczni?” – przeszło mu przez myśl. – „Choć z drugiej strony, ci żołnierze na pewno nie wiedzą więcej niż to, czego dowiedzieli się z aktu oskarżenia. O ile w ogóle go słuchali.”

Strażnicy nie wyglądali na morderczych żołnierzy – może z wyjątkiem jednego. Raczej na niekoniecznie rozgarniętych facetów, którzy robią to, co im kazano.
Przeciągnął wzrokiem jeszcze raz po każdym z nich, aż jego spojrzenie spotkało się z jednym z gwardzistów. Spojrzał na jego skrzydła, potem jeszcze raz w jego oczy. Tamten wydawał się być bardziej zmieszany niż w jakimkolwiek innym stanie. Wtedy Diriaelowi wpadł do głowy pomysł…

„Powinno działać… Ba, musi działać!”

Jeszcze raz spojrzał strażnikowi w oczy. A potem wrócił do rozmyślań.

* * *

- I obyście tu sczeźli!
- I obyście tam sczeźli! – odkrzyknęła Asael. Diriael otworzył na to szerzej oczy, lecz nawet w myślach nie skomentował tego rozlegle.

„No… Można i tak.” – nie wydawało mu się to szczególnie kobiece.

Mężczyzna wstał ostrożnie. Cały nie był już tak obolały jak wcześniej, za to plecy bolały go niemiłosiernie. Zawsze dobrym sposobem na uśmierzenie takiego bólu było rozprostowanie skrz… No, tak. Plecy bolały go niemiłosiernie.

- Jaki jest plan na przyszłość? Szukamy cywilizacji? Jakiejś małej na początek, hm?

- Zdecydowanie najlepiej małej. Potrzebujemy jakiegoś jedzenia, ekwipunku… Czegokolwiek. Choć nie wiem jak wy, ale ja nie znam się na tutejszej… okolicy.

Rozejrzał się dookoła. Lasy, łąki, błękitne niebo… Gdyby znaleźć się tutaj w innych okolicznościach mogłoby być naprawdę przyjemnie.

- Hej, Ebriel? Ebriel! – zawołał. – Wcześniej nie było okazji, żeby pogadać. Jesteś mi chyba winna wytłumaczenie – coś ty takiego zepsuła w tym całym wyzwaniu? Co żeś zrobiła, że nagle znikąd pojawiły się straże? Gratuluję wyczynu, nie ma co.

W mężczyźnie wzbierała mieszanka zniecierpliwienia i zdenerwowania. Przez tą dziewczynę stracił skrzydła, stracił (i to nie na jej korzyść, lecz na korzyść Samuela!) tytuł, stracił Podniebny Świat!

Wdech. Wydech. OK., nie da się z tym nic zrobić. Trzeba się zebrać do kupy i poradzić tu, gdzie się jest.

„No, cóż… Przynajmniej to nowe wyzwanie.”

Da radę.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline