Araia to po prostu Araia.
Rysunek autorstwa Tomasza Jędruszka
Niewysoka i gibka półelfka przyłączyła się do karawany kilka dni temu. Samotna, w lekkiej zbroi jeszcze poznaczonej śladami krwi, zmęczona i głodna. Nie mając konia, dogadała się z jednym z biedniejszych kupców, który stracił ochronę i od tego momentu podróżowała na jego wozie. Już pół dnia potem z sąsiedniego wozu dobiegł głęboki baryton jednego z trzech krasnoludów wędrujących z karawaną, który próbował nauczyć ją kolejnych zwrotek „Pieśni o Gormie Gulthynie”. Od tego momentu zdawało się, że te dwa wozy może nie tyle są najgłośniejsze, co czerpią ze wspólnej podróży najwięcej prozaicznej przyjemności.
Chętnie porozmawia z Elliotem (czy też posłucha monologu jeśli będzie trzeba) o historii, choć jej wiedza jest zapewne mniejsza i bardziej wyspecjalizowana na historię wojskowości. Będzie także zainteresowana zwierzęcymi familiarami magów i rodzajem więzi, która łączy magów z takim zwierzęciem. Oraz na ile ta więź różna jest od więzi, która łączy ze zwierzakiem druida czy łowcę. Jest ciekawa zresztą wielu rzeczy – ludzi, miejsc, z których pochodzą i które widzieli.
Araia dobrze dogaduje się z przedstawicielami różnych ras. Charakterystyczna dla elfów powściągliwość przełamywana jest właściwą ludziom energią i żywiołowością, która ułatwia jej asymilację w nowym otoczeniu. Choć nie jest klasycznie piękna, jest w niej coś co intrygującego. Czarnowłosa, zielonooka i jasnoskóra nosi się prosto, a jej ruchy właściwe są komuś, kto przywykł do miecza. Nie wygląda jednak na wojaka frontowego, który w pierwszej linii rzuca się na wroga – poszarpana tunika, malowana złotą farbą w elfie wzory, przypomina krojem rodzaj reprezentacyjnego munduru oficerskiego. Araia jest trochę niejednoznaczna – radosna, ale czasami zdaje się to tylko lekarstwem aplikowanym z konieczności, cyniczna i pozbawiona wielu złudzeń, a jednocześnie jakby delikatna i niewinna. Jest w niej jakaś zajadłość i duma, która sugeruje, że tak obietnic jak i gróźb nie rzuca na wiatr. Jednocześnie przyzwyczajona do wydawania rozkazów – co widać było czasem doskonale po krótkich komendach wydawanych służbie Kaspiana Radego (kupca, na którego wozie podróżuje) - jak i do słuchania.
Półelfka chętnie rozmawia z innymi. Jeszcze chętniej ich słucha, prowokuje do działań. O sobie mówi niewiele – przybyła z południa, jedzie na północ, straciła towarzyszy, więc nie chce dalej podróżować sama. Jeśli przez przypadek usłyszała śpiew Elliota, pewnie próbowała go nienachalnie wciągnąć w "nawozowe" kółko śpiewacze o zróżnicowanym repertuarze. Często dłubie nożykiem w drewnie z lepszym bądź gorszym rezultatem i ci, których polubiła pewnie dostaną od niej niewielkie rzeźbione figurki.
Co bardziej spostrzegawczy zauważą, że jedną z nielicznych osób do których Araia nie podchodzi jest Lurien – elfi wojownik. Ta dwójka zresztą wygląda trochę podobnie – jak uchodźcy lub ludzie bez przeszłości, po których widać jeszcze świetność, którą utracili. (Co z Lurienem i Araią, to już Judeau wie.) Różnica być może polega na sposobach, w jaki radzą sobie ze swoimi problemami – Lurien przez samotność i wycofanie, Araia przez towarzystwo innych, odciągające jej myśli od bolących tematów.
Eleanor, Judeau – jak coś nie pasuje, dajcie znać. Usunę albo zmodyfikuję.
Posta planuję wrzucić jutro późnym wieczorem. Mam zawalony robotą weekend a jeszcze przede mną zaległy post do L5K, który ma w tej sekundzie pierwszeństwo. Jeśli jednak chodzi o rozmowy, to przez PW albo gg (jest w profilu) jestem dostępna.
Tekst pisany jest na szybko i z pracy - ewentualne błędy i niedoróbki poprawię jak wrócę do domu.