Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 21:42   #38
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czerwony gadatliwy bączek plątał się to tu, to tam, co chwila przerywając ciszę odzywkami na coraz to inne tematy. Chociaż trzeba było przyznać, że dwóch trzymała się uparcie. Co chwila pojawiało się pytanie o mamę, albo o babcię. Całkiem jakby któreś z nich było jasnowidzem i trzymało za pazuchą kryształową kulę.

Na mapie nie było widać żadnych zabudowań, nawet najmniejszej chatynki. Gdzie zatem mieszkała mama Katarzynki-Katarynki? Gdzie niby miał się znajdować domek babci?
Gdyby Wilk był cokolwiek wart, wskazałby drogę, którą dziewczynka do nich przybyła, jednak ten osobnik okazał się jakimś wyrodkiem...

- Nie wiem, nie umiem, nie potrafię...

Jakby zapomniał, po co natura dała mu nos. W końcu gdyby zaprowadził Katarzynkę do jej rodziców, to z pewnością zostałby wynagrodzony. A tak... Myszkował tylko po krzakach, jakby nigdy w życiu nie był w lesie.
Jakiś najwyraźniej wybrakowany egzemplarz...

- Możesz przez chwilę mówić ciszej, Katarzynko? - spytał w pewnej chwili Filip.

Dziewczynka spojrzała na wzrokiem pełnym pretensji i zamilkła na pełne dwie minuty, po czym w najlepsze zaczęła nadrabiać zaległości.
Dzięki temu słychać ich było pewnie z odległości mili, zaś niedaleko nich mogłoby przebiec stado słoni, a oni nic by z tego nie usłyszeli.

Najgorsze było to, że od głosiku Katarzynki nie dało się uciec. Ledwo ktoś zostawał z tyłu, albo wysuwał się do przodu, natychmiast zjawiała się przy nim czerwona gaduła i zmuszała do powrotu do grupy.
Lub natrętnie wypytywała o powód odsunięcia się od innych.



Ta polanka wyrosła na ich drodze jak na życzenie.
Porastająca ją gęsta trawa była miękka jak materac w luksusowym zajeździe, rosnący pod drzewami mech mógłby konkurować z najlepszymi dywanami, zaś woda płynąca w znajdującym się nieopodal strumyku była kryształowo czysta. I, mimo dość późnej pory, nigdzie nie było słychać brzęczenia komarów.

- Idealne miejsce na odpoczynek - powiedział Filip. - Rano możemy ruszyć dalej.

Nie sądził, by ktokolwiek z nich miał ochotę już teraz ruszyć w dalszą drogę. Nikt z nich nie był ze stali, a dobrze przespana noc mogła przynieść dobre humory i dobre pomysły.
"Ranek jest mądrzejszy od wieczora" głosiła jedna z ludowych mądrości. I, jak to niekiedy z owymi mądrościami bywało, tkwiło w niej ziarnko prawdy.

W parę chwil Filip, Szewc i Wilk przynieśli dość suchych gałęzi i konarów, by starczyło do rana na 'pokarm' dla ogniska. W tym czasie Phil oczyścił kawałek terenu, dzięki czemu nie było obawy, że przy okazji ogrzewania się spalą pół lasu.

Skrzesanie ognia nie trwało długo i wnet na kubełku do lodu, zabranym z miejsca poprzedniej uczty przez zapobiegliwego Szewca, zaczęła bulgotać woda. Wystarczyło wrzucić kilka ziół...


Kolacja była znacznie skromniejsza niż poprzedni posiłek, ale nikt nie narzekał.
Wilk, który miast biesiadować wraz z innymi wybrał się na mały spacerek, wrócił z szalenie zadowoloną miną i dłuższą chwilę spędził nad potokiem, nie tylko pijąc, ale i, jak dostrzegł Filip, starannie myjąc pysk.

Po kolacji nastąpiła chwila, na którą wszyscy chyba czekali z pewną niecierpliwością.
Noc to pora, w której dzieci zwykle śpią i nie zatruwają życia dorosłym nieustanną paplaniną.
Tak też było z Katarzynką.
Zademonstrowawszy dziurę w pończosze oraz podzieliwszy się informacją na temat mamy, tudzież niedokończoną bajką zasnęła, wygodnie oparta o Wilka.

Ognisko, tworząc atmosferę pełną ciepła i bezpieczeństwa.
Filip przeniósł wzrok z Katarzynki na Śnieżkę, potem na pozostałych uczestników wyprawy.

- Proponowałbym, na wszelki wypadek, zorganizować warty - zaproponował.

- Warty? - Wilk rozdziawił paszczę w szyderczym uśmiechu. - Żadne warty nie będą potrzebne. Ja zawsze śpię czujnie. Z jednym okiem otwartym.

Filip skinął głową.

- W takim razie pozostaje jeszcze sprawa Katarzynki. Co z nią zrobimy? Zostawiamy ją... Nie, nie tutaj - powiedział, widząc skierowane w siebie spojrzenia. - W najbliższej wiosce. W końcu raczej nie należy zabierać tak małej dziewczynki na dość niebezpieczną wyprawę.

Spojrzał na Katarzynkę, która zsunęła się na ziemię i smacznie spała, nieświadoma tego, że ktoś zastanawia się nad jej dalszym losem.

- Gdybyśmy ją zabrali ze sobą, to mogłoby to być niebezpieczne i dla niej, i dla nas.
- Nie dość, że nas zamęczy mówieniem, to jeszcze smok usłyszy ją z odległości paru mil, zaś my jego - nie, bo głosik Katarzynki zagłuszy wszystkie inne dźwięki.
- Co zatem robimy?
 
Kerm jest offline