Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 21:55   #19
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Podobno dusza waży 21 gram, a sumienie?...
…10 grzechów głównych
Martwi ludzie, jeszcze nie wiedzą…


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vX_GNw5rqwg[/MEDIA]

Kaspar Schmelling & Timothy Payton

Wyobraź sobie, że tu kilka gram ołowiu niesie śmierć. Zabija. Tak po prostu. Tak zwyczajnie. Tak gdyby nigdy nic. Jakby to wszystko się nie działo.
Poprzednie życie, to, w którym takie sceny widziałeś tylko na ekranie telewizora się, nie umywa. Nic się do tego nie umywa.

Kanał Pierwszy.
Kaspar poderwał się do biegu. Ciemna ulica, rozświetlana tylko blaskami wystrzałów i ogniem płonących wraków, aż drżała od skowytów umarlaków. Biegły, przewracały się, pełzły na czworakach, wstawały i podpierając się przegniłymi rękami znów szły.
Cała horda. Nieubłaganie do przodu. Do przodu.
Schmeling był w połowie ulicy. Dosyć wyraźnie już widział sylwetkę nieznajomego, oddającego raz po raz strzały w dziki tłum. Niemiec, w biegu wyszarpnął zza pasa rewolwer i wypalił kilka razy w zdezorientowanego białego, zagradzającego mu drogę do biblioteki.
Niektóre z nich były już tak blisko, tak bardzo blisko.
Dwa pociski chybiły, przelatując obok potwora, jednak następny uderzył w sam, wypełniony krwawą ropą oczodół. Głowa dosłownie eksplodowała. Na te ciężki czasy, kaliber ’44 najlepszym przyjacielem człowieka.
Szaleńczy bieg wciąż trwał.
Jednym susem Niemiec przeskoczył skulone ciało jednego z motocyklistów. But rozprysnął kałużę krwi. Niedosłyszalny, cichy jęk.
Żołnierz na schodach zauważył go. Jego karabin wypluł kolejną serię w stronę kłębiącej się ulicy. Zmiana magazynku.
Gwałtownie gestykulując w stronę starca, krzyczał: - Tutaj! Tutaj, człowieku! Osłaniam cię! Szybciej, do chole… Dalsze słowa zagłuszyła kolejne pociski.
Kaspar wbiegł na marmurowe schody. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Czyjeś ręce już wpychały go do środka.
- Dawajcie coś do barykady! Szybciej! Biegną tu!
Niemiec padł zdyszany na ziemię. Mógłby przysiąc, że słyszy ciężki rytm własnego, starczego serca.
Nie czas na odpoczynek. Jeszcze nie teraz… Nie teraz.
Schmeling z trudem się dźwignął. W mgnieniu oka ogarnął przestronny, upaćkany krwią hol biblioteczny. Na środku leżało dwóch rannych ludzi, obok niego znajdowała się ciężka, drewniana lada, a naprzeciwko głównych wrót, obok przejścia na czytelnię, leżały porozbijane regały na książki, okryte półmrokiem.
Trochę się tu zmieniło, od ostatniej wizyty 2 tygodnie temu.
Niech to, znów zapomniał oddać książek. Cholerne, idiotyczne myśli.
Kaspar odwrócił się, znów w stronę, nieznajomego. Tamten nieustannie naciskał spust. Ciche szczęknięcie broni. Pusta skorupa, upadła na ziemię. Kolejne 30 nabojów wpadło do komory.
- Mamy kilka większych półek i jeden solidniejszy regał! Powinno wytrzymać! I kto to jest, do cholery? – Kobiecy głos zza Kasparem, widocznie stronił od gości.
Człowiek w masce, rzucił nieprzytomnym wzrokiem na starca i za przestrzeń za nim.
W następnej, tak długiej sekundzie, w jego czaszce ział wielki otwór.

Kanał Drugi.
O mój boże.
Kaspar, przerażony starł powoli, ze swojej twarzy krew. Ciało nieznajomego ciężko spadło na Niemca.
- Kryj się! Wrzasnęła dziewczyna. Schmeling, zrzucił z siebie ciało. Powietrze rozdarły kolejne przytłumione strzały. Starzec jednym skokiem był za okutą ladą. Jeszcze kilka kul rozbiło się jego kryjówkę. Był jednak cały. Żywy.
Jednak wyciszone wystrzały nie ustawały.
- Aargh! Dostałam! Boże, dostałam! Jezu, kto by pomyślał, że kobieta może tak głośno krzyczeć. Tak głośno. Jej głos wibrował Kasparowi w uszach. Zagłuszał nawet donośne wystrzały, na zewnątrz. Rabbit przedłużał swoje życie, o tych kilka niepotrzebnych chwil.
Mimo strachu, powoli doczołgał się do skraju lady i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Ciemność rozświetlana, tylko przez płomienie. Dostrzegł jednak ruch. Jeden z rannych, opierając się na łokciu, powoli podciągnął do oka swoje MP5. Kolejna seria rozdarła noc.
- Tam jest! Za regałami! Skurwiel, chowa się za regałem! Maly! Dawaj granat!
Pojedyncze strzały rozbijały stertę drewna. Nagle zza niej wychylił się zza niej umundurowany człowiek i oddał kilka strzałów w kierunku rannego. Ten drugi, zwijający się obok, nagle wyprężył się jak struna, by zastygnąć w tej, karykaturalnie, koszmarnej pozycji.


Drugi ranny, oddając kilka strzałów szybko przeturlał się za obłożony metalowymi płytami śmietnik.
- Mały, słyszysz mnie, kurwa?! Jest zza regałami! Dawaj granat!
W sali obok, przebijając się przez jęki dziewczyny, odezwał się młody, przerażony głos.
- Skończyły się! Leslie, oberwała! Ona krwawi, człowieku!
- To ją opatrz, funkcjonariuszu! I weź się w garść!

Długa pauza. W końcu młody głos odparł: - Rabbit, miał opatrunki! Święty, biali zaraz tu będą! Uciekajmy stąd!
Ranny szybko krzyknął: - Siedź na miejscu! – Dalej szeptał sam do siebie. Kuźwa… Co robić co robić? Dobra… Ty, tam! Ten co strzelasz! Tu policja Malton! Jesteśmy funkcjonariuszami na służbie. Rzuć broń, a nic Ci się nie stanie… Rzuć broń! Do cholery, poddaj się! Chyba, kurwa pojmujesz, że zaraz będą tu, biali?! Chcesz tak umrzeć?!
Kolejnych kilka strzałów z sali obok. Młody chłopak starał się przekrzyczeć ciszę.
- Są kolejni! Tu są kolejni!
Strzałom Berretty, wtórowały strzały Glocka.
- I owszem, kurwa! I będzie nas coraz więcej! Czas na występ!
Tima przebiegł zimny dreszcz. Głos Cravena.
Na zewnątrz zwierzęcy ryk, nawoływał do dalszego polowania.

Kanał trzeci.
Przyjęcie pełne jest gości.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 06-04-2009 o 09:04.
Lost jest offline