Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 23:34   #37
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Po krótkim rozeznaniu się wśród miejscowych lokali, zgodnie postanowiliście wybrać się do gospody o jakże optymistycznej nazwie „Ostatnia Kropla”. Wszyscy, z wyjątkiem Mablung i Ezekiela, ruszyliście w stronę południowo-wschodniej części miasta na posiłek i napitek. Podróż była bardzo podobna do wcześniejszej, jednak tym razem wędrowaliście mniejszymi uliczkami, a i ludności było mniej. Wędrowaliście także bliżej ciemniejszych zaułków miast. W pewnym momencie minął was dzieciak, biegnący z czymś w ręce i skręcił w jeden z takich zaułków. Rozpychając się łokciami w tłumie, biegło za nim dwóch osiłków i gniewie pokrzykiwali na niego po imieniu. Gdy mijaliście uliczkę w którą skręcili, zauważyliście że jest ślepa. Osiłki przyparły do muru dzieciaka i lżyły z niego okropnie. Jeden z nich złapał go za gardło i podniósł do góry jak piórko. ( wszelkie wasze reakcje i ruchy proszę o wysyłanie na gg albo PW, zgodnie z kolejnością waszych wiadomości, będę aktualizował ten wpis.) Z pewnością był to częsty widok w takich wielkich miastach, jednak w tym zdarzeniu było coś oburzającego.

Martin jako pierwszy zwrócił swoim towarzyszom na to uwagę. Nie trwało długo zanim podjął decyzję.
- Panowie, nie godzi się patrzeć bezczynnie. Komu honor i dobro bliskie sercu, pomóżmy! - zwrócił się do drużyny i sam ruszył w ciemny zaułek z wyciągniętym mieczem. Wymówił pewne słowa pod nosem i wykonał kilka gestów dłońmi. Jak na razie osiłki nie zwróciły na niego uwagi. Jego broń zaczeła świecić a po ulicy rozbrzmiał nagły huk, który zatrzymał okolicznych ludzi. Najwazniejszym jednak było zwrócenie uwagi zbójów, którzy przestali kopać chłopaka i spojrzeli z przerażeniem na nieznaną postać, której świecąca broń nie pozwalała na rozpoznanie rysów twarzy. Momentalnie zbladli uświadamiając sobie, że mają do czynienia z czarodziejem.
-Panowie, reprezentuje kolegium magii. Ten o to chłopiec jest nan niezwykle potrzebny do badań. Jest dotknięty specyficzną i niewidoczną mutacją chaosu. Nie możemy pozwolić by ludzie dotknięciu chaosem w sposób niewidoczny wałęsali się po mieście. Musi iść z mną w celu badania - zakończył naukowo, pozostawiając napastników w osłupieniu spowodowanym jego nagłym pojawieniem się. Jeżeli któryś z nich myślał o postawieniu się czarodziejowi, to szybkie wsparcie Gustava i Gotfryda w pełnych rynsztunkach, szybko wybiło im to z głowy. Jeden z nich splunął w kierunku dziecka i ruszył ze swoim towarzyszem w stronę wyjścia z zaułku. Mijając grupę nie podejmowali żadnych groźnych ruchów, tylko jeden z nich przechodząc obok Martina wysyczał:
- Nie wiecie z kim zadarliście - i nie odwracając głowy ruszyli w strone centrum miasta. Zbiegowisko, które utworzyło się dookoła także się rozeszło. Dzieciak z trudem podniósł się i także ruszył ku wyjściu. Stanał przed Martinem. W jego oczach szkliły się łzy. Nagle, zupełnie bez powodu, kopnął czarodzieja w goleń i przebiegł obok niego. Zgabnie ominął wszelkie próby złapania go nurkując pod waszymi rękoma. Gdy był już daleko krzyknął:
- Jestem dziewczyną, jełopie - po czym "chłopak"-dziewczyna pokazała wam język i znikneła w tłumie. Zero sprawiedliwości i podzięki dla bohaterów. Ten świat schodzi na psy.

Gdy dotarliście na miejsce, niebo powoli stawało się pomarańczowe. Na ulice wyszli latarnicy i zaczęli zapalać latarnie. Budynek jest drewniany, a wzmacniają go ciemne belki. Na szyldzie widnieje symbol szubienicy. Przed wejściem stoi jeden, potężnej postury ochroniarz, a do lokalu co chwile wchodzi ktoś albo wychodzi. Z wnętrza wydobywa się muzyka i pijackie okrzyki. W pewnym momencie wychodzi dwójka wyglądająca na pospolitych oprychów. Gdy tylko stanęli na drodze zaczęła się walka. To mogło świadczyć, albo o autorytecie karczmarza, bądź jego ludzi, albo jego broni, skoro ci „dżentelmeni” postanowili rozwiązać swój problem na zewnątrz.
Wnętrze nie różni się niczym od pospolitych gospód w małych miasteczkach. Krótki przedsionek oraz duża sala główna to jedyne pomieszczenia dostępne dla gości. Gospoda jest na poziomie niższym niż ulica, dlatego panuje tutaj większa wilgoć i zimno. Na ścianach wiszą kaganki, jedyne poza świecami na stolikach źródła światła. Stolików i krzeseł jest mnóstwo, w tym większość nie zajęta. Wasze wejście nie zwróciło większej uwagi. Najwyraźniej ostatnio pojawiło się tutaj już kilka takich grup podróżników. Zauważyliście, że w jednym z rogów ustawione są dwa większe stoły. Otoczone są sporą grupą ludzi, siedzą jednak tylko dwie i żywiołowo o czymś dyskutują. Reszta lokalu zajmuje się sobą pijąc, grając w karty czy w kości. Barmanów jest dwóch. Jeden młody a drugi stary. Przy kontuarze znajduje się jeszcze mnóstwo wolnego miejsca. Zapasy za nim nie wskazują na jakikolwiek kryzys.

Brat Ezekiel.

Po krótkiej rozmowie ze strażnikiem, ten sam akolita co wcześniej zaprowadził cię do małej celi o iście spartańskich warunkach. Drewniane łóżko, miska z wodą pod małą imitacją lustra, coś na wzór szafy na szaty kapłańskie i brak okna. Tylko jeden kaganek rozświetlał mrok celi. Tym razem uczeń Sigmara giął się w głębszych pokłonach i zostawił ciebie samego w sali, byś mógł się spokojnie przygotować do spotkania. Miał do Ciebie przyjść wkrótce i zaprowadzić do jednego z Wielebnych. Mogłeś ze spokojem oczyścić się po ciężkiej podróży w misce z wodą i w spokoju się przebrać i pomodlić. Za oknem zachodziło już słońce.
W końcu przygotowany do spotkania, ruszyłeś oświetlonymi korytarzami w kierunku cel starszyzny i wyższych kapłanów. Otworzono ci drzwi i wprowadzono do bogato zdobionego gabinetu. Na podłodze leżał szkarłatny dywan z wzorem komety Sigmara w centrum. Na ścianach widniało wiele obrazów Imperatora, Wielkiego Teogonisty i Wielkiego Kanonika. Ściany były pomalowane na ciemno co przy niezbyt dobrym oświetleniu sprawiało mroczne wrażenie. W głębokim fotelu siedział niewysoki kapłan. Przed nim leżało wiele kartek, które przelatywał wzrokiem. Nie podnosząc go na ciebie rozpoczął rozmowę spokojnym, acz nurtującym i przenikającym do głębi głosem.
- Witaj bracie Ezekielu. Doszły mnie informacje, że czcigodny Zakon Oczyszczającego Płomienia. Chętnie usłyszałbym troche więcej o twojej świętej misji.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 09-04-2009 o 18:00.
Noraku jest offline