Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2009, 18:22   #68
Matyjasz
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Nie wiedział kiedy to było. Czas się rozmywał w jego umyśle. Pomnik. Mężczyzna wysoko wznoszący miecz, twarz. Ta sama twarz. Oblicze króla Artura założyciela Imperium. Tak to było w stolicy Imperium, ostatniego wolnego ludzkiego państwa w tym rejonie. Skoro Klindor nie mógł wyrwać miecza, niech zrobi to żywe oblicze spiżowego króla.
-J.. Ja... Ja... Jak cię zwą?- Wymówił z wielkim trudem.
-Odpoczywaj. Posłaliśmy po osobę która uleczy twe rany.
-Jak? -Ledwo słyszalny szept wydobył się z piersi krasnoluda.
Człowiek myślał, że stracił przytomność lub nie daj boże zmarł. Jednak widoczna w spojrzeniu świadomość kazała odpowiedzieć.
-Artur, jestem miejscowym kołodziejem. -Co ten stary znachor powiadał, mówić do chorego?- na południu polega to głównie na naprawie kół, tutaj często na wymianie płóz do sań.
-Historia jest kołem...-wyszeptał na granicy świadomości i stracił przytomność.


-Zaraz się ocknie.
-Skąd wiesz?
-Magia.
Ostatnie określenie zamknęło usta gospodarza. Magia, potężna a zarazem niebezpieczna dla użytkownika siła mogła stanowić uzasadnienie wszelkich spraw dziwnych.
Klindor ocknął się na chwilę nim mag to przewidział. Jednak otworzył oczy w wyprorokowanym momencie.
W sieni znajdował się jego gospodarz i człek w czerwonych szatach zdobionych symbolami tajemnego ognia. Kolor był wyblakły, szata w wielu miejscach łatana. Zdobienia wskazywały na bardzo wysoką rangę z dawnych czasów.
Kiedyś, cholera wszystko jest kiedyś!
Siwe włosy, niezbyt zadbane, długie z braku kogoś kto by je częściej przycinał. Twarz pokryta już zmarszczkami jednak wyraziste rysy wciąż były wyraźne. Krasnolud mógł przysiąść, że w jego oczach tańczyły płomienie. Wyraźny znak wielkiej potęgi magicznej. Fragment wspomnień, rozmowa zasłyszana na ulicy. Niedługo po porażce.
...arcymag szkoły ognia i prorok Sawin odeszli...
To mógł być on. Nie, po tylu przeciwnościach losu to MUSIAŁ być on. Arcymag Baltazar, udający wioskowego znacora.
-Sawin, miecz, król.-Na jednym oddechu wypowiedział.
Czarodziej podszedł i nachylił się nad krasnoludem.
-Co ci Sawin powiedział?
-Historia jest kołem. Niech ten kto jest godny wyjmie miecz. Zostanie odrodzonym Arturem. Ja, chce być jednym z jego rycerzy. Gospodarz. Jego twarz jak wyryta w spiżu na rynku w Segovii, stolicy imperium. On wyjmie miecz jestem pewien.
Mag patrzył to na krasnoluda to na kołodzieja.
Coś w tym może być. Ostatnio Sawin wydawał się lekko zwariowany. Przeklęty eksperyment techniczny przodków tak go zmienił. Mistrz miecza jakiego nie ma prawa być na świecie, którego duch powoli umiera. Czasowe lekkie rozstrojenie emocjonalne. Gówno a lekkie i czasowe. Coś w tym może być.
-Pamiętasz miejsce? Trafisz tam?

Krasnolud kiwnął głową.
-Dobrze, jutro będziesz w pełni sił. Milcz, i śpij.
Przyłożył ręce do klatki piersiowej krasnoluda. Klindor czuł intensywne i przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jego ciele, i zasnął. Spał jak małe dziecko.


Wstał wypoczęty jak nigdy dotąd. Po różnych urazach nie ostał się nawet ślad. Szybko zaprowadził czekającą dwójkę do skały miecza. Przez drogę mag coś tłumaczył człowiekowi.
Artur lękając się podszedł do skały. Pociągnął i z metalicznym dźwiękiem ostrze bez trudu opuściło skałę. Mag pierwszy się odezwał.
-Chwała i długie życie wielkiemu księciu Piotrogrodzkiemu! Chwała!
Czarodziej podszedł do zszokowanego człowieka. Uklęknął przed dzierżącym miecz.
-Książę, ja Baltazar arcymag szkoły połączonych żywiołów, oraz arcymag szkoły magii ognia obiecuje ci w imieniu wszystkich magów, wszelką możliwą pomoc w odzyskaniu w władanie twych ziem i wygnaniu orków z wszystkich terenów zamieszkanych przez ludzi.
Powstał.
-Ten oto krasnolud, chce zostać rycerzem u twego boku.
-Ja też zostanę. Wydobyłeś z skały mój miecz, wbiłem go tam by czekał na osobę godną go dzierżyć. Dokonałeś tego. Jesteś godzien by ci służyć. Pod warunkiem, że przysięgniesz nie zmuszać żadnego ludu do służby tobie. Ludzie są zbyt różni by żyć w jednym państwie, zjednoczyć się przejściowo, tak. Stale, nie. Masz najlepsze ostrze świata. Jednak jeżeli nie przysięgniesz, zabije cię.
-Sawinie, uspokój się!
-Nie Baltazarze stary przyjacielu. To jest ważne, nie pozwolę by ludzie z jednej niewoli trafili w drugą. Wiesz, że dam radę spełnić mą obietnicę. Więc lepiej się nie mieszaj, bo ciebie też będę musiał zabić.
Paladyn poczuł ostrze noża na szyi. Zły ruch. Błyskawicznym ruchem który dla obserwatorów był ledwo wyraźną smugą złapał za rękę stojącego za nim napastnika i cisnął nim w śnieg. Równocześnie druga ręki wydobyła miecz. Ostrze dotykało szyi elfa. Wszyscy byli wprost zdumieni, że człowiek może być tak szybki. Nikt nie był nawet wstanie zobaczyć ruchów Sawina. Leżący na ziemi elf został rozpoznany przez Klindora jako ten sam którego spotkał zaraz po ucieczce.
-Cóż wasza wysokość, widziałeś lub nie moje możliwości. Jaka jest twa decyzja?
 
Matyjasz jest offline