Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2009, 16:00   #47
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Bardzo ciekaw jestem opinii naszych uroczych dam. Czy nie jesteście panie zadania … - spytał spoglądając prosto w oczy Olimpii – że ten pokój jest wyjątkowo surowy w wystroju, jak na pomieszczenie młodej dziewczyny?
- Kompletnie nie orientuję się, jak powinny wyglądać pokoje młodych, dobrze urodzonych dziewcząt – rozłożył ręce – ale chyba rzeczywiście takie pomieszczenie przypomina mi bardziej gabinet polityka lub pastora. Nie mniej, być może panna Person oznaczała się właśnie upodobaniem do surowości. Panie hrabio, czy mógłby pan potwierdzić lub zaprzeczyć, że obyczaje pana córki zmieniły się pod tym względem?
- Pan Sharpe może mieć rację – odpowiedziała Suttonowi panna Bearnadotte – nie każda dama lubi przepych. Zresztą pytanie powinno być skierowane do Earl Ross, który zna swoją córkę lepiej niż którekolwiek – popatrzyła się po zgromadzonych – z nas.
- Nie mylą się państwo – Earl zwrócił się bezpośrednio do Edrica i Madeleine. - Moja córka nie lubi przepychu, a poza tym spędza tu jedynie parę dni w roku. Latem zawsze wyjeżdżamy na wieś, a pozostałą część roku mieszka w szkole panny Derry.. – W głosie Earla dało się wyczuć pewien żal. – Niestety, ale moje liczne obowiązki nie pozwalają mi spędzać z córkami zbyt wiele czasu,, a na dodatek dom pozbawiony kobiecej ręki, przez który przewija się dużo mężczyzn, nie jest najlepszym miejscem dla młodej damy. Dlatego, jak już powiedziałem, większą część roku Lucy spędzą w szkole Lady Derry, która mieści się kilka ulic stąd. Dzięki temu możemy siebie często odwiedzać. Co zaś do samego wystroju to córka urządziła pokój według własnego upodobania. Nie wiem, co jeszcze mógłbym dodać na temat wystroju tego pokoju.
Olimpia podeszła do Earla i rzekła cicho:
- Pożegnam się już panie hrabio. Kiepski ze mnie śledczy. Źle się czuję oglądając cudze rzeczy- uśmiechnęła się przepraszająco - Będę niecierpliwie czekać na wieści w sprawie terminu naszego wyjazdu na wieś.
- Rozumiem – odpowiedział Earl Ross – Pozwoli państwo, że odprowadzę panią do drzwi. – Zwrócił się do pozostałych. – Proszę sobie nie przerywać – powiedział, otwierając drzwi Olimpii i wychodząc z nią.


*

- Jeśli jest to możliwe, chciałbym też spotkać się z jedną z osób, które przeprowadzały dotychczasowe dochodzenie i wysłuchać szczegółowej relacji z działań, które zostały podjęte. Wiem, że nic nie znaleziono, jednak sama informacja gdzie szukano pozwoli nam oszczędzić czas w przyszłości. Jeśli chwila jest niedogodna, dostosuję się. - Zakończył.
- Konstabl Hunt mieszka w Dawenvill – opowiedział Earl Ross na pytanie Somerseta – i zapewne zechce opowiedzieć na każde państwa pytanie dotyczące poszukiwań. Obawiam się jednak, że z powodów swoich obowiązków nie opuści on miasteczka. Natomiast profesor Kigan wyjechał z Londynu do swojej wiejskiej posiadłości w okolicach Southampton. Nie sądzę bym był w stanie przekonać go do powrotu do Londynu wcześniej niż za tydzień, dwa, ale oczywiście mogę zaaranżować takie spotkanie, a nawet zaprosić profesora do swojej posiadłości.
- W takim razie gdybyśmy mogli prosić o wysłanie wiadomości do konstabla Hunta i uprzedzenie go - Wilhelm popatrzył się po pozostałych - że przyjedziemy.
- Oczywiście, wiadomość wyśle jeszcze dziś – stwierdził Earl Ross.

*

- Pozwolą państwo, że resztę sekretów Lucy zachowam dla siebie. Moje oczy to i tak już o parę za wiele. Jeśli pozwolicie, dokończę lektury w samotności. Obiecuję podzielić się szczegółami… istotnymi dla sprawy – uśmiechnęła się dość frywolnie, przywołując na twarz lorda Person kolejną falę pąsów. Nie dało się jednak zauważyć, iż postanowienie Ady przyniosło mu ulgę. Nie mógł przecież odpowiadać za intymne spostrzeżenia córki, którą ze wszystkich sił starał się wychować na damę.
- Będziemy wdzięczni – powiedział Virigil, po czym spojrzał na Persona – Myślę, że widziałem wystarczająco. Za pańskim i państwa pozwoleniem – zwrócił się do earla – pożegnam się. Jest parę rzeczy, które muszę załatwić przed skorzystaniem z nadzwyczaj uprzejmej propozycji Earla.

Również inni postanowili dołączyć do baroneta Windermare widząc, że obiad i przeszukiwanie pokoju Lucy zmęczyło biednego Lorda Persona. Rzeczywiście nie wyglądał on najlepiej, a ostatnie minuty, gdy Ada czytała pamiętnik jego córki musiałby być dla niego prawdziwą torturą. Mimo to podziwialiście tego człowieka, że znosił wasze pytania, uwagi i zachowanie godnie i że jedynie dwa razy dał się ponieść emocjom.
Pożegnanie z gospodarzem nie zajęło wiele czasu. Mimo iż wszyscy z obecnych - poza milczącym Weeltonem-Morrisem, który powiedział, że musi wyjaśnić wpierw pewną sprawę i że dołączy do reszty towarzystwa później - zamierzali udać się do Dowenvill, nie ustalono jednego terminu. Możliwość użyczenia innym własnego powozu złożyli Lexinton i Ada Lovelace.


***
Madeleine Bearnadotte i Edric Sharpe

Powóz zatrzymał się przed niewielką kamienicą w południowym Londynie. Edric Sharpe pomógł swojej towarzyszce wysiąść z powozu.
- Dziękuje panie Sharpe - powiedziała Bearnadotte – Przepraszam za swoją małomówność, ale nie najlepiej czuję się na salonach możnych tego świata, a jednocześnie nie wiem jak mogłabym pomóc biednej Lucy.
- Proszę nie być dla siebie zbyt surową Panno Bearnadotte. Ja również nie wiem jak mógłbym jej pomóc. Prawdę powiedziawszy wątpię by był to możliwe i by ktokolwiek był w stanie pomóc temu biednemu stworzeniu… - po czym dodał szybko – Nie należy jednak tracić nadziej.
- Być może ma Pan rację. - Kobieta obdarzyła uśmiechem Sharpe i natychmiast zmieniła temat – Zamierza pan skorzystać z zaproszenia earla Ross i udać się do Dawenvill?
- Oczywiście, to mój obowiązek –powiedział bez namysłu Sharpe – i będę bardziej niż zaszczycony gdyby mi Pani towarzyszyła.
- Obawiam się, że świat kobiet jest nieco bardziej skomplikowany panie Sharpe niż bym tego chciała i że nasza wolność nie zawsze zależy od nas samych… - odpowiedziała cicho, prawie niesłyszalnie stając przed drzwiami do domu.
Drzwi wejściowe otworzyły się i z środka wyszedł wielebny Henry.
- Ojcze.
- Panie Bearnadotte.
- Witajcie moi drodzy, zapraszam do środka.
- Obawiam się ojcze – Madleine przejęła inicjatywę – że Pan Sharpe nie będzie mógł skorzystać z zaproszenia – Widząc wielkie oczy ojca dodała szybko – ponieważ zostaliśmy zaproszeni przez Earla Persona do jego wiejskiej rezydencji w Dawenvill. Byłoby więc niegrzecznym trzymać pana Sharpe gdy musi się przygotować do wyjazdu, prawda ojcze.
- Ależ oczywiście… – odpowiedział – Proszę wybaczyć.
- Nic się nie stało.
- Tu się pożegnam z Panem, Panie Sharpe. – Madleine ukłoniła się, po czym dodała - Mam nadzieję, że zobaczymy się jutro.
- Ja również. - Odpowiedział Edric - Panno Bearnadotte, Panie Bearnadotte, życzę dobrej nocy – powiedział kłaniając się.

***
Edric Sharpe

- Edric’u… - kobiecy głos rozbrzmiał w głowie Sharpe’a – Edric’u chodź do mnie. - Sharpe odwrócił się w stronę z której, jak mu się zdawało, dochodził głos, nikogo jednak tam nie było. „Dziwne” pomyślał i ruszył przed siebie.
Nie pamiętał jak długo wędrował pustymi korytarzami o niewielkich okiennicach-lustrach, w których widać było jedynie jego odbicie zanim dotarł do sali tronowej. W hali panował półmrok, przez co Sharpe nie był w stanie określić jej wielkości, a także tego, co się w niej dokładnie znajduje oprócz pięknie zdobionego tronu i niezliczonej wprost ilości rzeźb przedstawiających nieznanych mu władców.
- Jest tu ktoś? – krzyknął.
- Ktoś? Ktoś? Ktoś? – Odpowiedziała mu echo.
Zrezygnowany machnął ręką i usiadł opierając się o zimną, kamienną ścianę. Zamknął oczy. „Co robić? Co to za dziwne miejsce i jak je opuścić?” pomyślał.
- Edric’u… - Sharpowi zdało się, że kobieta szepcze mu do ucha – Już niedługo się spotkamy… pamiętaj…kwiat… arze….

*

Edric Sharpe obudził się oblany potem we własnym łóżku. Ku jego ogromnemu zdziwieniu w ręce trzymał niewielki żółty kwiat.



***

Robert Virigil Windermare

Klub Ostrzy był drugim domem dla Virigila, dlatego nie było zaskoczeniem gdy powóz Widermare’a zatrzymał się przy Netherwood Street 34.
- Pojedziesz do domu i przygotujesz rzeczy do wyjazdu – wydał suchy rozkaz do swojego służącego – pamiętaj zapakować odczynniki z mojego laboratorium i… - Virigil poczuł jak ktoś chwyta go za ramię. „Co do cholery” pomyślał.
- Robert Virigil Windermare? – Powiedział niewysoki, młody mężczyzna o kwadratowej szczęce. Za jego plecami stał starszy mężczyzna o krótko przystrzyżonej, siwej brodzie.
- Tak – stwierdził Windermare - W czym mogę Panu pomóc.
- Nazywam się Tagart, John Tagart.
„Tagart, Tagart… gdzie ja słyszałem to nazwisko…”
- Obawiam się, że nie znam pana, panie Tagart – odpowiedział Virigil nie mogąc sobie przypomnieć czy już kiedyś spotkał nieznajomego.
- Obawiam się – powiedział Tagart wyraźnie tracąc nerwy – że się pan myli, panie Widermare. Wczoraj obraził pan moją żonę Eileen Tagart. Żądam satysfakcji – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- I otrzyma ją pan… - odpowiedział spokojnie Virigil patrząc się Tagartowi prosto w oczy. –Marku daj panu moją wizytówkę – zwrócił się do służącego, który spełnił od razu rozkaz -Jeszcze dziś zgłosił się do pana mój człowiek by ustalić szczegóły panie Tagart, a teraz przepraszam, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się nieudacznikami, którzy nie potrafią upilnować własnej żony. – rzucił Virigil mijając Tagarta. Tagart poczerwieniał i już miał się rzucić do przodu, gdy starszy mężczyzna chwycił go z tyłu i odciągnął na bok.

***

Ada Lovelace

Bycia słomianą wdową niewątpliwie miało swoje plusy. Jednym z nich była możliwość robienia tego, co się chciało. „Wolność” pomyślała Ada siedząc w powozie, gdy służący otwierali bramę. Nie to, żeby mąż przeszkadzał Adzie, ale bez niego było zdecydowanie łatwiej.

*

Ada otworzyła pamiętnik Lucy, które Lord Person zgodził się jej pożyczyć do jutra by mogła go przeczytać. Lovelace otworzyła niewielką książeczkę, oprawioną w beżową skórę i zaczęła czytać. „Zaskakujące ile można zapisać stron o niczym” stwierdziła przerzucając kolejne kartki na łamach, których Lucy w większości skupiała się na tym kto, w co był ubrany, a także kto z kim zatańczył na ostatnim balu. Tylko czasami wpisy Person zwracały uwagę Lovelace, a parę szkiców literackich jej autorstwa , poświęconych m.in. Jane Austen, było naprawdę przednich.

„Może za ostrą ją oceniłam” stwierdziła Ada przypominając sobie swój własny pamiętniczek i głupoty, które w nim wypisywała.

Jednak jedynym tak naprawdę ciekawym wpisem był ostatni - o Hrabim Pentecôte Arbe, który nie tylko był doskonałym tancerzem, ale także dobrym towarzyszem rozmów, a także, a przynajmniej tak go sobie wyobraziła Ada, szarlatanem potrafiącym uwodzić młode, niedoświadczone kobiety.

„Jednego nie rozumiem… jak ktoś o takim wyglądzie, ktoś tak dobrze tańczący został niezauważony przez Persona i jego gości?”. Myśl ta nie dawała długo spokoju Adzie.

*

„Czas iść spać” pomyślała Loevelace odkładając pamiętnik Lucy na nocną szafkę obok łóżka, po czym wstała i udała się odświeżyć przed snem. Weszła do łazienki znajdującej się tuż obok sypialni. Po chwili wróciła i już miała zgasić lampę, gdy z przerażeniem stwierdziła, że pamiętnik Lucy leży w strzępach...

***

Wilhelm Somerset

Sen. Twarz, twarz podobna do twoje, a jednak nie taka sama, nie identyczna, lecz prawie. Ten człowiek…, kim jest? Jak brzmi jego imię… nie pamiętasz?

- Albert – mężczyzna się uśmiechnął – tak mam na imię? Zapomniałeś… - Popatrzył się smutno na ciebie – Nie martw się. Niedługo sobie przypomniesz… przypomnisz sobie wszystko…Jestem…

Wilhelm Somerset obudził się nagle, wstał szybko i podszedł do najbliższego lustra. Spojrzał w nie i odetchnął z ulgą – był ciągle sobą.

***
James Sutton

Courntey sprawnie otworzyła okno, weszła do środka i spuściła linę by w razie czego móc szybko uciec, po czym Sutton stracił ją z widoku. Mijały kolejne minuty, a Irlandka nie dawała oznak życia. Anglik w końcu nie wytrzymał. Wspiął się po linie, najciszej jak potrafił. Opierając nogę o jedną z architektonicznych ozdób spojrzał do środka. Lucy leżała w łóżku, ciotka Lucy ciągle spała, co oznaczało, że Courtney udało się podać jej chloroform, jednak samej Irlandki nigdzie nie było widać. „Gdzie jesteś kobieto” pomyślał Sutton,a po chwili podjął decyzję wejścia do środka.


Wszyscy oprócz Suttona

Niewielka koperta, którą przyniósł służący Persona zawierała w sobie imienny bilecik od Earla Ross z zaproszeniem do jego wiejskiej rezydencji, a także informację o tym, że konstabl Hunt został uprzedzony o waszym niedługim przybyciu.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 09-04-2009 o 13:46.
woltron jest offline