Yuriemu ciarki przeszły po plecach. Strach, chyba tak zwało się to dziwne uczucie które doświadczał po raz pierwszy od długiego czasu. Lata walk nauczyły go taktycznego spojrzenia na sytuację. A ta przedstawiała się bardzo, bardzo źle... Mało istniało na świecie broni zdolnych zatrzymać tłum szarżujących czarnych orków, a w dodatku żadna z nich nie nadawała się użycia przez pojedynczego człowieka. Oprócz tego ci cholerni strzelcy uniemożliwiali komukolwiek z "okopanej" części karawany na ruch. Wyglądało na to, że musi jednocześnie wezwać posiłki i osłaniać tych, którzy właśnie wychodzili z resztek wozów przy brodzie. Byłoby to stosunkowo proste, gdyby miał do czynienia z normalnymi orkami o inteligencji mniej więcej odpowiadającej roślinom. Niestety czarne orki były sprytne - tą odmianą zwierzęcego sprytu która łatwo zaskakuje nieprzygotowanych, o tym rajtar przekonał się już dawno na własnej skórze. Z ponurych myśli obudził go krzyk Hugo - Wyślij jeźdźca! Trzeba ostrzec faktorię! Muszą wiedzieć o orkach w dolinie! -
Niegłupi plan, tylko jak się rozdwoić? - myślał Kislevita - mam nadzieję, że chociaż jeden koń i jeden człowiek ocaleli z tej katastrofy...
Szybko podjechał do wraków. Fartem złapał jednego konia zanim ten uciekł, a do biegu w stronę karawany już przygotowywał się jeden z woźniców. Yuri złapał go szybko i powiedział: - Masz tu konia. Postaraj się dojechać do faktorii i sprowadzić jakąś pomoc. Sam widzisz jak to wygląda - kupa czarnych orków z łucznikami. Powiedz, że Grob prosi o pomoc. Śpiesz się, ja postaram się odciągnąć pościg. Mówiąc to pomógł mężczyźnie wciągnąć się na konia, po czym kopnął wierzchowca w zad zmuszając go do biegu. Śpiesz się! wrzasnął za nim. No dobra, to była ta łatwa część - teraz tylko zatrzymać te czarne orki i modlić się o szybką pomoc... Szybko przebiegł myślami to, co miał teraz do dyspozycji, nie było tego dużo: raptem 2 pistolety i berdysz, nie ma czasu na przeładowanie muszkietu. Wiedząc, że orki lubią szarżować na wszystko co się rusza przejechał na drugą stronę rzeki i spokojnie wycelował pierwszy z pistoletów w orki, mając nadzieję, że to odciągnie ich uwagę i da czas tym pechowcom z rozbitych wozów. Jeżeli orkom nie wyrosną skrzydła i starczy czasu, to odjedzie od potoku o kilka kolejnych metrów i znowu wystrzeli. Potem pozostanie mu tylko jechać na złamanie karku do taboru. Jeżeli jacyś jeźdźcy postanowią przejechać drogą, to sytuacja stanie się bardzo nieciekawa...
__________________ The only way of discovering the limits of the possible is to venture a little way past them into the impossible. |