Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2009, 10:22   #31
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Faktoria "4 mila" - dwie godziny popołudniu. Pogoda coraz gorsza, śnieg sypie coraz mocniej, za dwie godziny zacznie zmierzchać.


Joachim
rzucił pytanie i czekał na krasnoluda. Ten nieco ochłonął i w zamyśleniu gładził teraz brodę patrząc na człowieka jakby oceniając go. Jego bratanek krzątał się na zapleczu przesuwając jakieś paki czy skrzynie czemu towarzyszyło co jakiś czas siarczyste i niezwykle zgrzytliwie brzmiące przekleństwo.

Snogar zacharczał, odchrząknął, po czym splunął na deski podłogi.

- Odważny jesteś. Albo głupi. Potrzebuję ochroniarza, bo Snorri nie zawsze będzie w pobliżu, a tym czterem w faktorii - wykonał nieokreślony ruch ręka. - nie można wierzyć.
Przyjmuję twą propozycje, a nawet podbije cenę - w tym momencie jakby się nieco zachłysnął i na chwile rozkasłał - dostaniesz oprócz wiktu i noclegu jakieś pieniądze, a po zimie konia.
Nie chce by ten -
tu zdusił jakieś słowa w krasnoludzkiej mowie - wypierdek Paul mówił, że Snogarowi służy się za michę jadła.
A teraz i tak daleko już nie zajedziesz. Jeszcze godzina czy dwie, parę podmuchów wiatru i Siodło, znaczy wjazd do doliny zawali śniegiem.
Tu będzie nawet może świecić słońce, ale tam już śniegu powyżej krasnoludzkiej brody.

- Na zgodę -
wyciągnął sękatą łapę na którą splunął - przybij krasnoludzkim obyczajem i gadaj coś za jeden.



W karczemnej izbie Dankan z otwartymi ustami patrzył jak gospodarz wybiega z pomieszczenia.
- Mistrzu Kurcie ! - zapiszczał rozpaczliwie - mistrzu Kurcie !
Rzucił się do drzwi, ale nogi zaplatały mu się w falbanki jakimi był obszyty dół majtek i jak długi rymnął na podłogę uderzając się boleśnie w nos. Jednocześnie dał się słyszeć trzask dartego materiału.
Dankan siadł na podłodze i pocierając rozbity organ powonienia dotknął zadka.
Nie mógł mieć żadnych wątpliwości. Element intymnej garderoby był rozdarty !!!



Francesca i Ekhard weszli do gościnnie teraz wyglądającej sali karczmy, tym bardziej, że śnieg za oknem zaczął padać jakby obficiej.
Weber
uśmiechnął się wskazując głową pogarszającą się aurę, ta w odpowiedzi skinęła jakby mówiąc - tak, mieliśmy szczęście.
Dziewczyna zasiadła za jednym ze stołów, a mężczyzna stanął przy szynkwasie.

Ktoś na górze trzasnął drzwiami i ujrzeli jak wzburzony jak nigdy Kurt zbiega szybko po schodach. Wyglądało to komicznie, bo każda część ciała szynkarza żyła przy tym jakby swoim życiem drgając w myśl własnego, rytmu.
W końcu gospodarz znalazł się na tyle blisko, za Ekhard mógł złapać go za rękaw.
- Chcieliśmy zamówić... - nie dokończył bo karczmarz wybełkotał tylko
- Zgroza... pomioty plugawe ... bezeceństwo i sprośność... Tu pod moim dachem ... tfu - wyrwał się Weberowi i zniknął zna zapleczu.
Mężczyzna tylko uniósł brew i w milczeniu czekał dalej. Po chwili Kurt wynurzył się ze swych kuchennych czeluści, spokojniejszy choć nadal roztrzęsiony.
- Czym mogę panu służyć ? - Ekhard poczuł znajomą, woń Khazaidzkiego No.1, spirytusu zachwalanego przez wojskowych, woźniców i felczerów, bowiem z równą łatwością czyścił zaśniedziałą i zardzewiałą broń, osie wozów z zaschniętego smaru, co i wypalał rany. Dosłownie.
Po raz pierwszy słyszał jednak by ktoś, kto był nie-krasnoludem wypił go nierozcieńczony i to bez wyraźnego uszczerbku na zdrowiu, mowie i psychice.
Spojrzał na gospodarza z wyraźnym podziwem.

Francesca kontemplowała gęsto padające teraz płatki śniegu, gdy zza pleców dziewczęcy głoś zadał jej pytanie w śpiewnym tileańskim języku.
- U nas przez całe życie można nie ujrzeć ani jednego a tu tyle ich na raz leci !
Odwróciła się. Przed nią stała uśmiechnięta Lizzie.



Kurt
raźno pomaszerował do drzwi przybytku "Pod Różą" i energicznie pchnął drzwi. Starannie wytarł nogi z błocka zalegającego "ulicę" "Suchą" i wkroczył do środka.
Budynek był jednym z niewielu, no właściwie to drugim po gospodzie "Pod Tłustą Gęsią" pietrowcem, gdzie na górze były rozmieszczone pokoje dam i samej madame Herty.

Na dole dwa stoły z ławami, jakieś taborety dla panienek i rzecz tu chyba nie widziana nigdy fotel właścicielki, mocno co prawda zużyty i choć gdzieniegdzie wyłaziły z niego kępki zeschłej trawy, to jednak towar tutaj wręcz arcyluksusowy. Centralną pozycje na nim zajmował bezczelnie chrapiący kocur, który chyba poczuł o coś żal do grubego Kurta, bo Flucher dałby sobie głowę uciąć, że jaszcze rano widział go w karczmie.

- Zamknięte - dał się słyszeć afektowany głos z bretońskim akcentem i z szumem sukni objawiła się sam właścicielka. Objawiła, albowiem słowo weszła byłoby co najmniej nieadekwatne. Oto bowiem mężczyzna miał wrażenie że sunie ku niemu imperialny galeon łopoczący na wietrze miast żaglami tasiemkami, koronkami i czort wie czym jeszcze.
Okręt rzucił kotwicę jakieś dwa kroki przed Kurtem i załopotała dla odmiany wojenna bandera, znaczy wystrzępiony nieco wachlarz.

- A monsieur ... Fluchert. Witamy, witamy. Co prawda nieco wcześnie jeszcze, ale... Mam zawołać którąś z moich dziewcząt ? - bandera załopotała znowu jakby zmuszając Fluchera do szybszej decyzji.



Huldbringen odwiązał konia i popatrzył na padający śnieg. Też mi coś pomyślał. U nas w Kislevie... Postanowił dla odzyskania rześkości zażyć nieco jazdy, a potem... A potem miał zamiar dla odprężenia wychędożyć tę małą, jak jej tam... at nieważne.
Podkręcił dumnie wąsa i skierował rumaka poza bramę nie widząc jak dwaj mężczyźni na czatowni wymownie stukają się w czoła.



Coś gwizdnęło kolo ucha Hugo i zaraz potem dobiegł go ryk orka. Mimo iż bał się że potknie o leżące wszędzie kamienie obejrzał się. Olbrzymi brzydal z dzidą, wrzasnął właśnie po czym wywalił się z łomotem na ziemie. To znaczy nogi jakby biegły dalej, ale torsem trafił na niewidoczna ścianę. Wyglądało to komicznie i niziołek pewnie w innej sytuacji parsknąłby śmiechem, ale teraz musiał oszczędzać oddech, bo trafiony wczesniej przez niego ork rozmasował widać nogę i teraz nadrabiał dystans.
Ze wzruszeniem Hugo pomyślał o Kislevczyku i obiecał sobie, że dziś wieczorem w podziękowaniu wykona specjalnie dla niego wiązankę piosenek ze swych rodzinnych stron.

Yuri nie mając czasu już na nabicie muszkietu dopadł konia i wyjechał na drogę. Zza zakrętu wypadły w szalonym pedzie pierwsze wozy i pomknęły w stronę brodu.
Jeden, drugi wpadły doń wzbudzając eksplozje piany i po krótkiej szamotaninie wydostały się na drugi brzeg.
Woda zapieniła się pod kołami trzeciego i właśnie wtedy stało się nieszczęście. Czy to kamień spowodował katastrofę, czy też nieuwaga woźnicy, dość że oś pękła z trzaskiem i pojazd przechylił się ciężko na bok sypiąc do wody towarami.

Hugo wyskoczył na drogę i rzucił spojrzenie w tył. Ork gdzieś zniknął, ale jak miał biedny halfling wskoczyć na pędzący wóz ?
Gdy tak rozważał co ma teraz robić uczuł jak jakaś siła podnosi go za kołnierz, unosi z ziemi i ciska na jeden z pojazdów. W jeźdźcu rozpoznał Yurija i obiecał sobie że to muszą być co najmniej dwa koncerty, a może nawet recital do samego rana ?
Leżał rozpłaszczony na stercie towarów desperacko starając się nie spaść, gdy wóz wtoczył się do brodu. Fala wody zalała Hugo i jak już przez mgłę usłyszał okropny trzask i znalazł się w lodowatej, lecz na szczęście płytkiej strudze. Kaszląc i prychając uczepił się jednej z poręczy wozu i wstał rozglądając nieprzytomnie. Na szczęście proca i pociski dalej nie podzieliły losu towarów na wiezionym pojeździe.

Yuri nie musiał nikogo ostrzegać, pierwszy wóz karawany wynurzył się zza skał i mknął ku potokowi. Kislwevczyk ujrzał czerwoną z wysiłku twarz woźnicy, jego rozwarte w krzyku usta i szaleńcze wymachiwanie bata, jakim popędzał zaprzęg. Przemknął na drugą stronę drogi wypatrując tego upierdliwego kurdupla i orka. O ile tego pierwszego zobaczył zaraz jak stoi na poboczu i z nietęgą miną wpatruje w przemykające obok wozy, to drugi zniknął. Nie namyślając się wiele podjechał, chwycił halflinga i cisnął na kolejny.
Jeśli będą mieli szczęście uda im się umknąć.

Ale nie mieli.

Rajtar
z rozpaczą spojrzał na wypadek trzeciego pojazdu. Woźnica czwartego nie wyhamował i wpadł na poprzednika. Huk był o wiele większy, do tego doszedł przeraźliwy koński kwik i wysoki krzyk miażdżonego człowieka. Kolejne wozy na szczęście wyhamowały i teraz woźnice czterech ostatnich patrzyli jakby osłupiali na katastrofę u brodu.

Na ostatnim Grob klnąc i wrzeszcząc zbierał ludzi każąc im kryć się za wozami, wyprzęgać wierzchowce, przesuwać pojazdy tworząc z nich obronny kwadrat. Nie można było nie podziwiać determinacji i odwagi krasnoluda.
- Tworzymy tabor, kto ma muszkiet czy pistolet lub kusze do środka, salwą odeprzemy wilczych jeźdźców ! Reszta do brodu usuwać wozy ! Konie oddać woźnicom, niech je trzymają z tyłu ! Yuri osłaniaj tych przy brodzie ?

Kislevczyk zeskoczył z konia i przemknął kilkanaście kroków ku rzece. Już na pierwszy rzut oka widać było, że usunięcie wozów, dobicie koni i usunięcie ich zajmie co najmniej kwadrans. Jęknął w duchu.
Z prawej strony usłyszał rytmiczny stukot stóp i ujrzał dwadzieścia wielkich orków wybiegających zza zakrętu rzeki o może 120 kroków od nich. Uzbrojeni byli w wielkie tarcze i zakrzywione paskudnie, zębate ostrza.
Bez trudu rozpoznał czarne orki !

Jednocześnie na tabor i bród spadło kilka strzał. Łucznicy (kilkunastu), obsadziło widać grań.

Znów usłyszeli wilczy zew, a za nim kolejne, co na najmniej kilka !
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg trwwewe.jpg (22.6 KB, 19 wyświetleń)
lastinn player
Arango jest offline  
Stary 03-04-2009, 00:03   #32
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Zaszokowana i zażenowana tym, co pod wpływem impulsu zrobiła, weszła do karczmy, a zaraz za nią Ekhard. Teraz sala wydawała się jej o wiele gościnniejsza niż rano. Przytulna. Bezpieczna. I ciepła.
Ale nie aż tak ciepła, jak by tego chciała Francesca. Kątem oka uchwyciła uśmiech towarzysza i nagły ruch głową. Spojrzała w okno. Śnieg sypał coraz mocniej i gęściej.
- Mieliśmy szczęście – kobieta uśmiechnęła się lekko. – Jeszcze chwilę, a by nas trochę przysypało.
Francesca zajęła miejsce niedaleko kominka, zdjęła płaszcz i przewiesiła go przez oparcie krzesła, po czym zaczęła nerwowo skubać mankiet koszuli.
Nie powinnam była tyle mówić – myślała, analizując ich niemal trzygodzinny spacer. – Za dużo, bez przemyślenia. On jest taki ufny i naiwny… Ale musiałam komuś to powiedzieć.
Zapatrzyła się w okno, kontemplując wirujące w powietrzu płatki śniegu. Jeśli się nie wypogodzi śnieg może unicestwić ich plany. Zimowanie w faktorii może i z pewnych punktów widzenia było dla niej korzystne, to jednak nie chciała być zdana na łaskę i niełaskę stałych mieszkańców faktorii. Bogowie jedni wiedzą, co może przyjść im do głowy.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia zza jej pleców rozległ się dziewczęcy głosik. Mówiący w jej ojczystym języku. Tęsknota za krajem ścisnęła jej serce niczym imadło.
- U nas przez całe życie można nie ujrzeć ani jednego, a tu tyle ich na raz leci!
Francesca odwróciła się powoli do nieznajomej, przypominając sobie swoją pierwszą zimę, jaka spędziła w Bretonii.

Od dwóch dni miała straszne dreszcze i ciekło jej z nosa. Gardło paliło za każdym razem jak przełykała ślinę. Jej nauczyciel siedział przy kominku paląc w skupieniu fajkę. Raz po raz zerkał rozbawiony na dziewczynę.
- Mówiłem ci byś nie wychodziła bez płaszcza – stwierdził rozbawiony. – I co teraz zrobimy? Twój katar może wszystko popsuć…
Spojrzała wtedy na niego tak żałośnie, że ten wybuchł gromkim śmiechem i machnął ręką. Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością i zagrzebała głębiej pod kocami.


- Są piękne, nieprawdaż? – spytała Tileankę uśmiechając się wesoło. – Szkoda tylko, że musi być tak zimno. Jednakże dźwięk ojczystego języka sprawia, że cieplej mi się robi na sercu.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 04-04-2009, 13:13   #33
 
blaz11's Avatar
 
Reputacja: 1 blaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetny
O nie! Co ja zrobię, co ja zrobię! – pomyślał zrozpaczony niziołek. Szybko wstał i rozpoczął ostrożne zdejmowanie sukna, niestety porwał je jeszcze bardziej. Widząc je podarte niziołek rzucił je w kąt i wyszedł szybkim krokiem (biegiem?) na korytarz. Widząc ,że Kurt biegnie kręcąc głową zamarł w strachu.
- Co ja zrobię jeśli rozpowie o tym?! O nie! Muszę się ratować! – podbiegł do niego ledwo uniknął otwierających się drzwi na końcu korytarza z których wysuneła się jakaś postać. Dankan nie zwrócił na to uwagi. Zanim dobiegł do niego już był na dole i obsługiwał jakąś damę. Zanim zdążył się ogranąć i wziąć swoje rzeczy by mieć czym go przekupić karczmarza nie było nigdzie w pobliżu.
- O zgrozo! Powieszą mnie jak nic! I po co mi to było?!niziołek pobiegł do kuchni by zacząć choć gotować tę potrawę by mógł uciec albo zamieszkać u tego krasnoluda. Ręce mu drżały z przejęcia gdy wziął mięso wyślizgnęła mu się z ręki i upadło na ziemię otaczając się brudem. Jak najszybciej podniósł mięso położył na blacie i poszukał wzrokiem pojemnika z wodą.
Jest! Beczka! – znalazł to czego szukał trzymając mocno mięso zamoczył je w – jak myślał wodzie – jednak po wyjęciu lisa okazało się ,że to nie do końca było to czego chciał.
Lisie mięso ociekało od czegoś żółtego, co więcej coś brązowego przyczepiło się do niego. Niziołek położył mięso w kącie, tym najbardziej ciemnym i nie widocznym. Wyjął mięso które zakupił od Paula i używając znalezionego noża pociął je na odpowiednie dla siebie i krasnoluda kawałki. Postronny obserwator zauważył by pewnie ,że kawałki są nie proporcjonalne bowiem jeden był wielkości jaja strusiego a drugi jaja kurzego i to małego. Pokroił warzywa jak umiał najlepiej całość wrzucił do jakiejś glinianej miski znalezionej obok sterty brudnych naczyń. Ta była w miarę czysta, piec o którym właśnie sobie przypomniał na szczęście był już ciepły. Rozejrzał się po kuchni, czegoś mu brakowało. Znalazł dzban który kiedy podszedł okazał się być pełen wina ,wziął go ostrożnie w ręce i nalał trochę na jedzenie. To powinno mu smakować. Szybko odłożył dzban miejsce uważając by stał tak jak wcześniej i włożył miskę do pieca. Zaczął użalać się nad swoim losem jednak przypomniał sobie ,że musi przecież jeszcze przygotować resztę. Złapał dwie miski, jedną mniejszą drugą większą i położył na stoliku tak by krasnolud miał wygodnie. Obok tego postawił dwie łyżki i dwa kufle – na razie puste. Wrócił do kuchni myśląc co się stanie jak wróci Kurt. Kiedy już miał wyjmować jedzenie z pieca, za pomocą jakiejś grubiej rękawicy usłyszał otwierane drzwi, świst wiatru i trzask. Miał nadzieję ,że to krasnolud…
 
blaz11 jest offline  
Stary 06-04-2009, 00:13   #34
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Nie jest dobrze... Nie jest dobrze... - jak mantrę powtarzał Hugo, drapiąc się jednocześnie po łydce, która nie wiedzieć czemu zaczęła pieruńsko swędzieć.
Pal licho, że siedział po pas w zimnej wodzie. Pal licho, że ta lodowata woda właśnie odmrażała mu siedzenie. Pal licho nawet, że gdzieś tam zasuwa na nich ze dwie dziesiątki wielgachnych brzydali z paskudnymi buźkami. Najgorsze było to, że wśród nich jest ten, któremu walnął kamieniem pod kolano. To musiało boleć i ork pewnie urwie mu za to głowę.
A gdyby go tak przeprosić? - zastanawiał się.
W sumie był to jakiś pomysł, ale niziołek szybko zmarkotniał.
Przecież nie znam orkowego - stwierdził ze smutkiem.

- W takim razie trzeba je wszystkie pokonać - Hugo wypiął mężnie pierś. Naraz przyszła mu do głowy jedna myśl. Na tyle natrętna, że wydarł się na całe gardło w kierunku brodatego Groba.
- Grooob! Grooob! - darł się jak najgłośniej potrafił.
- Wyślij jeźdźca! Trzeba ostrzec faktorię! Muszą wiedzieć o orkach w dolinie! - wykrzyczał. - I może podeślą nam jakąś pomoc... - dodał już ciszej, spoglądając z coraz większą obawą na zbliżających się zielonoskórych.




Wozy pozostające na brzegu od strony wylotu z doliny były już ustawione. Karawana Groba była całkiem przyzwoicie zdyscyplinowana, co mogło decydować o przeżyciu podczas tak niebezpiecznych podróży.
Woźnice i najemnicy ściskali w garściach wszelakiego rodzaju broń miotającą, nie zapominając o solidnym kawałku żelaza pod ręką, w razie gdyby doszło do walki wręcz. Ta wydawała się raczej nieunikniona.

Niziołek, chowający się za burtą jednego z wozów i dodatkowo za workiem z obrokiem dla koni ciągnących wozy, usłyszał, jak sędziwy krasnolud cedzi przez zaciśnięte zęby:
- No chodźcie, zielone pokraki... Zobaczycie, jak twarde do zgryzienia są wozy Groba... - powoli zaczął podnosić rękę w górę, by w odpowiedniej chwili dać znak do rozpoczęcia ostrzału. Lata doświadczeń sprawiły, że zdawał sobie sprawę, że nie będzie czasu na przeładowanie broni.


 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 06-04-2009, 22:26   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Erica siedziała w skupieniu, po czym zdecydowała się położyć na łóżku, zerkając raz po raz na palący się kaganek. Płomyczek raz po raz wyczyniał śmiałe popisy, próbują uchować się przy życiu przed mroźnymi podmuchami. Ta małą izdebka nie była zbyt dobrze zaizolowana przed zimnem, ale pod grubą warstwą koców i skór dało się wytrzymać w nocy, pomimo niewygodnego łóżka.

- Ciekawe, ile mi przyjdzie wytrzymać w tym miejscu… - pomyślała na głos.

W końcu to był jej wybór, kierowany plotkami o mitycznym, krasnoludzkim skarbie leżącym gdzieś w głębi góry. Droga do niej zapewne jest usłana wieloma pułapkami i niebezpieczeństwami, jednak żądza bogactwa pchała ludzi silniej niźli wola przetrwania. Bo na co komu na tym padole harować jak wół, kiedy można tak łatwo się wzbogacić? Zwłaszcza cudzym kosztem. Dziewczyna zastanawiała się jak przetrwać tą zimę, jednak wszystkie drogi i perspektywy zbiegały się do postaci krasnoluda Snogara.

Słyszała wiele opowieści, plotek i mitów na temat tego skarbu, i wszystkie w większości opowiadały o grupce śmiałków, gotowych pójść w ciemność i zimno, dla paru marnych sztuk złota. Erica nie wzięła pod uwagę jednej rzeczy, ile te legendy o tym skarbie zawierają prawy. Ale czy to ważne? Najważniejsze jest iść do przodu, nie bacząc na innych.

Teraz? Nie, zaczekaj. Ktoś wyszedł! Co robimy? Czekamy… - zza murku dało się usłyszeć konspiracyjne, dziecięce szepty.
Mała rudowłosa dziewczynka poruszyła się niespokojnie, gdy leżący przed nią, śmierdzący na milę chmielem staruszek przewrócił się na drugą stronę.
- A co się stanie, jak się obudzą?
- Oni wszyscy są pijani, no dalej, bierz ten mieszek.
Kiedy już miała pękaty worek pełen drobnych miedziaków w garści, staruszek chwycił ją mocno za rękę i przyciągnął ku sobie. Był tak pijany, że pewnie nie wiedział co robi.
- No dalej mała… nie uciekaj mi tak. – mała dziewczyna próbowała wyszarpnąć się z żelaznego uścisku, jednak to na nic. W pewnym momencie jakiś ciemnowłosy chłopak, który stał za węgłem, rzucił się w jego kierunku i przyłożył w głowę kamieniem. Uścisk zelżał znacznie, więc ruda dosłownie rzuciła się do tyłu.
- Ojejku, on krwawi!
- Nie przejmuj się tym, mamy inny problem na głowie. – odparł chłopak, pokazując na włóczących nogami marynarzy, wylewających się z karczmy.
- W nogi!


Z jakiegoś powodu rudowłosej przypomniały się jej nieśmiałe poczynania z dzieciństwa. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nawet nie zauważyła, kiedy jej kaganek zgasł. I ten Joseph. Ten człowiek ukrywa w sobie niejedną tajemnicę… Lizzie poczuła się „zobowiązana” je poznać. Jej fach w końcu zobowiązywał, lubiła wchodzić tam, gdzie nie jest mile widziana, i wiedzieć rzeczy, których nie powinna. Lubiła ryzko.

Wiatr zawył mocniej, aż poczuła ciarki na plecach. Zajrzy tutaj później, chyba, że uda jej się zadomowić w wygodniejszym miejscu…

Schodząc na dół, zauważyła ciemnowłosą dziewczynę, swoją krajankę. Przystanęła, pomyślała chwilę. A co ma się nudzić, dobrze by było poznać „swoich”, pomyślała z uśmiechem.

- U nas przez całe życie można nie ujrzeć ani jednego, a tu tyle ich na raz leci! – zagadała wesoło.
- Są piękne, nieprawdaż? – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym. – Szkoda tylko, że musi być tak zimno. Jednakże dźwięk ojczystego języka sprawia, że cieplej mi się robi na sercu.
- Mnie również, carino. Ach, jak zmarzłam, a nigdzie nie byłam, ten chłód chodzi mi po kościach. Nie pogniewasz się, jeśli się przysiądę? – zapytała uprzejmo rudowłosa.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 06-04-2009 o 23:01.
Revan jest offline  
Stary 07-04-2009, 20:18   #36
 
Scoiatael's Avatar
 
Reputacja: 1 Scoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetny
Yuriemu ciarki przeszły po plecach. Strach, chyba tak zwało się to dziwne uczucie które doświadczał po raz pierwszy od długiego czasu. Lata walk nauczyły go taktycznego spojrzenia na sytuację. A ta przedstawiała się bardzo, bardzo źle... Mało istniało na świecie broni zdolnych zatrzymać tłum szarżujących czarnych orków, a w dodatku żadna z nich nie nadawała się użycia przez pojedynczego człowieka. Oprócz tego ci cholerni strzelcy uniemożliwiali komukolwiek z "okopanej" części karawany na ruch. Wyglądało na to, że musi jednocześnie wezwać posiłki i osłaniać tych, którzy właśnie wychodzili z resztek wozów przy brodzie. Byłoby to stosunkowo proste, gdyby miał do czynienia z normalnymi orkami o inteligencji mniej więcej odpowiadającej roślinom. Niestety czarne orki były sprytne - tą odmianą zwierzęcego sprytu która łatwo zaskakuje nieprzygotowanych, o tym rajtar przekonał się już dawno na własnej skórze. Z ponurych myśli obudził go krzyk Hugo
- Wyślij jeźdźca! Trzeba ostrzec faktorię! Muszą wiedzieć o orkach w dolinie! -
Niegłupi plan, tylko jak się rozdwoić? - myślał Kislevita - mam nadzieję, że chociaż jeden koń i jeden człowiek ocaleli z tej katastrofy...
Szybko podjechał do wraków. Fartem złapał jednego konia zanim ten uciekł, a do biegu w stronę karawany już przygotowywał się jeden z woźniców. Yuri złapał go szybko i powiedział: - Masz tu konia. Postaraj się dojechać do faktorii i sprowadzić jakąś pomoc. Sam widzisz jak to wygląda - kupa czarnych orków z łucznikami. Powiedz, że Grob prosi o pomoc. Śpiesz się, ja postaram się odciągnąć pościg. Mówiąc to pomógł mężczyźnie wciągnąć się na konia, po czym kopnął wierzchowca w zad zmuszając go do biegu. Śpiesz się! wrzasnął za nim. No dobra, to była ta łatwa część - teraz tylko zatrzymać te czarne orki i modlić się o szybką pomoc... Szybko przebiegł myślami to, co miał teraz do dyspozycji, nie było tego dużo: raptem 2 pistolety i berdysz, nie ma czasu na przeładowanie muszkietu. Wiedząc, że orki lubią szarżować na wszystko co się rusza przejechał na drugą stronę rzeki i spokojnie wycelował pierwszy z pistoletów w orki, mając nadzieję, że to odciągnie ich uwagę i da czas tym pechowcom z rozbitych wozów. Jeżeli orkom nie wyrosną skrzydła i starczy czasu, to odjedzie od potoku o kilka kolejnych metrów i znowu wystrzeli. Potem pozostanie mu tylko jechać na złamanie karku do taboru. Jeżeli jacyś jeźdźcy postanowią przejechać drogą, to sytuacja stanie się bardzo nieciekawa...
 
__________________
The only way of discovering the limits of the possible is to venture a little way past them into the impossible.
Scoiatael jest offline  
Stary 08-04-2009, 08:41   #37
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt pochylił głowę na powitanie i uśmiechem obdarzył burdel mamę. Uważnie przyjrzał się Madame. Na jej obliczu czas odbił swoje piętno – tryb życia i charakter profesji zrobiły swoje. Wojak był pewien, iż kobieta jest młodsza od niego lecz czas zniszczył jej ciało bardziej niż jego. Jej uśmiech nie był już tak kuszący jak kiedyś. Wiek próbowała przykryć sporą warstwą bielidła i barwiczki. Nie były one jednak wstanie ukryć krost pokrywających jej twarz. Już nie była zwinną charcicą ulicy, jej ruchy były jednak wyuczone tak by kusić męskie oko. Pomimo tego, iż z wielkim trudem Kurt wyciągałby szylingi z sakiewki za spędzenie z nią czasu to jednak darzył ją dziwnym szacunkiem. Fakt, iż w porę spostrzegła niszczycielski czas rujnujących jej źródło zarobku i zdobyła się na zakup tej rudery na końcu świata zapewniając sobie godziwy grosz na starość. Musiało to budzić respekt u starego najemnika również sprzedającego swoje usługi…

- Witaj Madame. Niezmiennie pani wiele bym oddał za możliwość spędzenia czasu z Panią. Odpowiedział jej z kurtuazją.

- Och, twe słowa wielce mi pochlebiają kawalerze jednak i tym razem będę zmuszona zaproponować ci usługi mych dziewczyn. Ale nie trać wiary – kobieta zmienną jest. Odpowiedziała stara lampucera podejmując grę i obdarzając go zalotnym uśmiechem. Mam poprosić Marie czy może tym razem zakosztujesz innych kwiatów z mego ogrodu?

- Tak, proszę. Jestem stały w swych uczuciach Pani.

***

Maria miała może z siedemnaście wiosen. Jej urocza główka pokryta była ciemnymi kasztanowymi lokami. Jej oczy były czarne niczym węgiel i niezmiennie wpatrywały się w niego z dziwną obietnicą rozkoszy…

Kurt niczym baran prowadzony na postronku pozwolił się oddać rytuałowi jakiemu poddawała go dziewka. Przygotowała mu balię z wodą, rozebrała niczym małego chłopca i poddała odprężającym zabiegom. Kiedy po długich chwilach kąpieli legli wreszcie w łożnicy stary najemnik zastanawiał się co taka hoża klacz robi w takim miejscu. Niejeden bogaty gach z Aldorfu należycie by ją wynagrodził… ale nie miał czasu kończyć tej zadumy ponieważ w tym momencie objęła go ramionami i przylgnęła wargami do jego warg…

***

Wychodził z tego przybytku z przekonaniem, iż może spędzenie zimy w tej faktorii nie jest takim najgorszym pomysłem.

Śnieg i wiatr smagały go bezlitośnie przypominając o tym, że czas zapomnieć o miłym cieple dziewki i zacząć myśleć o zarabianiu złota. Schronił się za ścianą stajni przed powiewami i ulżył pęcherzowi. Teraz rytuał został dopełniony.

Kurt pewnym krokiem skierował się do karczmy.

Wszedł do gospody a z nim do środka wdarło się zimno. Ogarnął wzrokiem gości znajdujących się w głównej sali odszukując kogoś z kim mógłby porozmawiać o tym szalonym przedsięwzięciu. Chciał omówić sprawy z jednym z wojowników zatrzymujących się obecnie w faktorii. Jedynym, którego dostrzegł był Ekhard i w tamtą stronę skierował swoje kroki.

- Witam, jestem Kurt Flucher można? Skierował to pytanie do siedzących przy stoliku, dwóch panien i żołnierza.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 08-04-2009 o 08:47.
baltazar jest offline  
Stary 09-04-2009, 23:46   #38
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Francesca uśmiechnęła się lekko i skinęła głowa.
- Proszę, nie krępuj się – ręką niedbale wskazała na jedno z pustych krzeseł.
Dziewczyna usiadła, uprzednio poprawiając kurtę.
- Co za zbieg okoliczności, spotkać swoją rodaczkę w tak odludnym miejscu - skwitowała z uśmiechem.
- Owszem, ale jednak jest to możliwe. Jestem Francesca.
- Moje imię to Erica, ale mów mi Lizzie. Skąd dokładniej pochodzisz?
- Urodziłam się w Remas, ale nigdzie nie zagrzałam dość długo miejsca by nazywać go swoim domem.
- Hmm, to podobnie jak ja - rudowłosa zadumała się. - Ale widzę, że świetnie sobie radzisz. - lekkim ruchem głowy wskazała mężczyznę przy szynkwasie, uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Francesca spojrzała na Ekharda i uśmiechnęła się pod nosem.
- Taak, wspaniale wręcz – mruknęła. – Sprowadza cię tu ten skarb, Lizzie?
Dziewczyna zmrużyła oczy, opierając się na łokciu o blat stołu.
- Tak jak ich wszystkich. - objęła wzrokiem całą salę. - Co innego można tu robić, jak nie marzyć, gaworzyć i szukać mitycznego skarbu?
- Niektórzy kiedy tu przyjechali nie mieli konkretnego celu.
- Przyjechać w takie miejsce, by ugrzęznąć na dobre kilka miesięcy? Daj spokój, ta faktoria wydaje się żyć z takich poszukiwań.
- Możliwe.
Po czym po długim milczeniu dodała:
- Ja na przykład nie przyjechałam tu z chęci zysku.
- Nie? A to z jakiego powodu, jeżeli to nie tajemnica.
- Szukałam brata.
- Ale musiał zawrócić gdzieś po drodze, bo nigdy tu nie dotarł.
- Przykre. Też przybył tutaj dla skarbu?
- Wątpię - Francesca zamyśliła się, okręcając wokół palca pasmo włosów. - To by było nie w jego stylu.
- No to po co w takim razie tu zmierzał? - Lizzie ciągnęła dalej.
Francesca wzruszyła ramionami.
- Jego celem wcale nie musiała być „Czwarta mila” – stwierdziła po chwili. – Poinformowano mnie, że jechał w tę stronę, ale do faktorii nigdy nie dotarł. Nikt go tutaj nie widział.
- Nie obawiasz się najgorszego?
- Czasami. Ale będę go szukać dopóki nie znajdę. Żywego lub martwego.
- Dużo tutaj zielonych...
- Zakładam optymistyczną wersję, że nie przekroczył nawet pierwszego brodu - Francesca uśmiechnęła się delikatnie. - Jak na Tileańczyka nigdy nie grzeszył odwagą. Ale czasem jego odwaga była przejawem głupoty. Albo wypitych trunków.
- Jak to chłopy. Ale niestety orków widziałam na długo nim wjechałam w pierwszą dolinę, okropny istoty. Nie chciałabym się z takim spotkać, nawet, jakby był uwiązany w dole i ledwo żywy. One są zdolne do wszystkiego!
- Podobno uwielbiają ludzkie mięso.
- O tak. One są ponoć jak ze skały, ale dopóki nie podziurawili takowego rusznicami, w życiu bym nie uwierzyła, że tyle może wytrzymać. I jeszcze zdążył rozszarpać na strzępy jednego z ochroniarzy karawany, jak z nimi jechałam.
- Ja nie widziałam ani jednego. To złe wieści, bardzo złe... I jeszcze ta zima...
- Brrr, zima jest najgorsza. Nie idzie tutaj wysiedzieć, a jeszcze jak mam pomyśleć, że mam się gdzieś ruszyć z tą wyprawą Snogara, to aż mnie dreszcze przechodzą.
- Ciekawa jestem, jak on chce to zrobić...
- I ja. Ale w końcu jest krasnoludem, a te przywykły do rycia w ziemi. Sama jestem ciekawa, czy uda nam się cokolwiek odnaleźć... Ha, nawet się jeszcze nie zapisałam, ale jutro będzie trzeba z rana, ludzie z różnych stron świata tutaj zawitali, więc będzie co robić.
- I będzie kogo poznawać - stwierdziła z uśmiechem na ustach.
Lizzie zaśmiała się.
- Co racja, to racja, my, kobiety, musimy sobie jakoś radzić.
Francesca wybuchnęła śmiechem.
- We wszystkich dziedzinach życia.
Kobieta spojrzała na nowo przybyłego mężczyznę, Kurta. Uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ja nie mam nic przeciwko - stwierdziła uprzejmie. - Nie wiem jak reszta.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 15-04-2009, 12:52   #39
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Andreasa nie uradowały nowiny przyniesione przez myśliwego. Właściwie, to go kurewsko zaniepokoiły. Wprawdzie zielonoskórzy byli wpisani w krajobraz tego zakątka Imperium jak górskie przełęcze i strumyki, ale czas kiedy się pojawili, ich liczba no i przede wszystkim pewność, że w bandzie są czarne orki nie napawała go optymizmem.

Siarczyście przeklął, wspominał coś o rzyciach ruchanych kozią pytą, starych przechódkach i o innych zarazach. Ale jako, że z informacji Martina watach nie kierowała się na faktorię nie widział powodu do odprawiania szopek w stylu walenia młotem w gong. Ot dla ostrożności zawarli wrota i posłał „Rudego”, żeby kopsnął się po faktorii i dał znać innym, co i jak. Ten niezbyt śpiesznym krokiem skierował się w stronę sklepu Paula.

- Powiem Grubemu i tak idę do gospody. Rzucił mu na odchodne barczysty mężczyzna. Martin miał zarośniętą gębę, ciemne gęste włosy i bystre niebieskie oczy. Tropiciel przetarł ręką zmęczoną twarz. Widać było po niej, że wysiłek ostatnich kilku godzin poważnie dał mu w kość. Skinął Andresowi i zostawił go samego przy wrotach.


******

Kurt nie widząc wyraźnych oznak sprzeciwu usiadł do stołu. Po chwili gospodarz stając na wysokości zadania postawił na stoliku garniec grzanego piwa mocno zaprawionego korzeniami można by rzec za mocno, ale cóż. Zamiast smrodu czosnku i cebuli przy ich stoliku rozchodził się miły zapach przypraw i miodu zmieszanego z piwem. Tuż obok pojawiła się micha dymiącej kiełbasy z cebulę i bochen chleba.

Najemnik skinął mu w podzięce i zachęcająco do częstowania skinął na resztę.

- Wybaczcie mi konfidencję, ale spytam bez ogródek. Zamierzacie się pakować w tą całą kabałę ze skarbem? Nie czekając odpowiedzi kontynuował. Bo mnie to się wcale nie uśmiecha – ganiać po górach i jaskiniach z jakimś szalonym krasnoludem. Mając zielonych lub inne plugastwo za sobą czekające tylko jak się dobrać do d..., No właśnie. A za coś zimą trzeba przeżyć, bo podobno na przejście do cywilizacji o tej porze roku to są marne szanse.

- Samemu to nawet nie ma, co myśleć o próbie wydostania się z tej przeklętej dziury, ale jakby było więcej chętnych, którym zbrzydło to miejsce. Można by było rozmawiać…


W tym momencie drzwi karczmy otworzyły się a wraz z chłodem i wiatrem do środka wszedł barczysty mężczyzna. Już na pierwszy rzut oka wyglądający na jakiegoś myśliwego czy trapera. Odziany był w kaftan ze skóry łosia, wytarte spodnie również z jakiegoś zwierzaka i miękkie buty do połowy łydki. W ręku trzymał łuk z kołczanem wypełnionym strzałami i toporek na krótkim stylisku. Za pasem miał zatknięty wielki nóż i jakieś sakiewki.

Przywitał się z kilkoma osobami skinieniem głowy i skierował się w stroną szynkwasu. Widać było, iż musi być w dobrej komitywie z Grubym Kurtem bo nim zdążył do niego podejść już czekał kufel mocnego piwa.

Po krótkiej wymianie zdań z karczmarzem usiadł w kącie na jakimś zydlu w oczekiwaniu na posiłek. Widać było, iż to co powiedział rozmówcy znacząco wpłynęło na pogorszenie nastroju tego drugiego.

Oberżysta zaczął się krzątać po gospodzie, coś poburkiwać i pohukiwać na pomocnika.

Nim Martin otrzymał swój posiłek do gospody wpadł niczym berserker z Norski Snogar z szaleństwem w oczach. Jak tylko odnalazł wzrokiem tropiciela wykrzyknął

- Podobno widziałeś te zielone dupodajce? Gdzie oni kurwa leźli? Jesteś pewien, że na wilczy bród? W tym czasie tropiciel nie zdążył nawet kiwnąć głową na potwierdzenie. Kurwa jego mać, przecież tam idzie Grob ze swoją karawaną!

W gospodzie zaległa cisza…
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 27-04-2009 o 20:45.
baltazar jest offline  
Stary 15-04-2009, 15:32   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ekhard Weber - przedstawił się. - Siadaj - powiedział do Kurta. - Miejsca jest dosyć.

Miejsca faktycznie starczyłoby nie tylko dla Kurta, ale jeszcze ze trzy osoby mogłyby się dosiąść, a i tak byłoby luźno. Na odpędzanie kogoś od stołu przyjdzie czas, gdy pod koniec długiej zimy nie będą mogli na siebie patrzeć...

- Powiem szczerze... - odpowiedział na słowa Kurta. - Bieganie po górach, zimą, to czarna ostateczność, a siedzenie nie w tej dziurze jest jeszcze gorsze... Niektórym odbija, nie mówiąc już o tym, że utrzymanie kosztuje majątek, nawet gdyby wynająć jakąś klitkę. Worka złota nikt z nas raczej nie ma... Śmierć głodowa to kiepskie rozwiązanie.

Spojrzał na Franceskę. Ta ledwo dostrzegalnie skinęła głową.

- Planowaliśmy zabrać się stąd przy pierwszej okazji - mówił dalej Ekhard. - Najlepiej z karawaną Groba, bo sądziliśmy, że zechce wrócić do cywilizacji. A przecież każdy kupiec chętnie zabierze ze sobą dodatkowe ręce władające bronią.

- Tak jak powiedziałeś, nawet nie ma co myśleć o tym, by samemu się stąd wyrwać. Gdyby jednak zebrało się parę osób... Można by spróbować się prześlizgnąć. Z pewnością nie tylko my chcielibyśmy się stąd wydostać i to zanim spadnie śnieg. W większych ilościach - dodał.

Kurt, nawet jeśli chciał, nie zdążył odpowiedzieć.
Snogar wpadł do izby niemal rozwalając drzwi. Przyniesione przez niego wieści nie były zbyt wesołe.

- Sz... - Ekhard nie dokończył przekleństwa. - Nasz transport... I zapasy... - dokończył szeptem.

Gdyby karawana Groba nie dotarła do "Czwartej mili", przeżycie zimy stałoby się co najmniej trudne. Zaś powrót na zachód, wobec pojawienia się orków, byłby niemal niemożliwy.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172