Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2009, 12:07   #49
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Świat kobiet nie jest tak prosty jak świat mężczyzn i nie zawsze możemy dysponować swoim czasem – tak, albo mniej więcej tak, powiedziała. Oczywiście, zdawał sobie z tego sprawę, a jednocześnie czuł, że gdyby jej kochający bigoteryjny ojciec zabronił córce jechać do Dawenvill, byłoby to niesprawiedliwe, nieuczciwe i w najwyższym stopniu wredne wobec tej przesympatycznej kobiety o niebanalnej urodzie. – Jakiż dobry duszek sprawił, że po tylu latach spotkaliśmy się w tak interesujących okolicznościach? - Miss Bearnadotte ukazywała się w jego oczach jako inteligentna i ładna kobieta mająca w sobie to coś. Zresztą, przyznał w duchu, wszyscy jego nowi znajomi na drugi rzut oka robili lepsze wrażenie, niż na pierwszy. Nawet Lexington, który widać lubił udowadniać swoją wyższość nad innymi. Jego sprawa, ale nawet jeżeli okazał się trochę pyszałkiem, to bynajmniej nie durniem. Lady Davies zaprezentowała się za to jako niezwykle sympatyczna osoba o umyśle znacznie głębszym, niż mógł się spodziewać po bogatej, samotnej i młodej damie. Operowa diva Olimpia Grisi ze swoją zjawiskową, ezoteryczną urodą, którą wreszcie dostrzegł, i zdroworozsądkowymi uwagami sprawiła, że także zaczął o niej myśleć w bardziej pozytywnych barwach, niżeli na początku. Również baronet i pozostali. Najmniej ze wszystkich znał ową hrabinę Lovelace.

- Zresztą, głupie gadanie – skarcił sam siebie niemal niedoszłyszalnym głosem. – Przecież tak naprawdę, poza Madeleine wszyscy tutaj są mi obcy. Zresztą to widać. Trzymają się zresztą w swoim towarzystwie wspólnych znajomych, zarówno panie, jak i panowie i to ja jestem dla nich intruzem, a nie na odwrót. Wtargnąłem w ich środowisko, które mnie nie chciało, ani prosiło. Ot, akceptowało, jako osobę, która jest bo jest, bo może być przydatna. Pod tym względem tylko lady Davies wydaje się wyjątkowa, albo ... tak dobrze się maskuje. - Ale cóż, ogólnie był przygotowany na taką reakcję, ba – był jej pewny.
- Zresztą, nieważne – analizował sytuację – pojedziemy na wieś, zbadamy co się da zbadać i gwinee przeciw orzechom, że nic nie znajdziemy i wrócimy po kilku tygodniach tak samo głupi jak na początku, za to trochę na plucie finansowym. Przynajmniej ja, bo gdyby – uświadomił sobie – lady Davies nie zaproponowała mi swego powozu, to chyba szedłbym piechotą, albo najtańszym dyliżansem. Ale po tym się rozejdziemy wszyscy, oni do swego bogactwa, ja do swych książek, Madeleine ... cóż, z nią chciałbym, chciałbym, chciałbym czegoś więcej, niż tylko przelotnego epizodu, lub powrotu do lat, kiedy się spotykali jako dzieci. Także przyjemnie byłoby porozmawiać od czasu do czasu z Lady Davies. Ale to już inny świat. Salony szlachty i bardzo bogatych kupców, bankierów, dobrze prosperujących fabrykantów. Jednym słowem elity urodzenia i elity sakiewki.

Tak rozmyślając dojechał do gospody, która stanowiła jego chwilowy dom. Umył się, rozebrał i zmęczony walnął na wyrko, a wtedy ...

***

- Świat zwariował – oceniał gwałtownie - albo ja zwariowałem. Stawiam na to drugie!
Patrzył na kwiat przypominając sobie wszystkie szczegóły owego tajemniczego snu. Kobieta, dwór, tron. Ale gdzie, co i kiedy? Uznałby za pewnik, że to sen, ale kwiat? Żółty kwiat, który leżał obok Edrica, jakby kpiąc sobie z jego racjonalnych przekonań.

- A może to ktoś z gości, czy karczmarze?
Ale nie, drzwi były zamknięte na klucz tak jak wcześniej. Niemożliwe, niemożliwe. Chyba, analizował, że kwiatek przypadkiem zaczepił mu się gdzieś, do ubrania, kiedy wracał wczoraj. Gdyby go nie zauważył, gdyby rozbierając się upuścił go na łóżku? To wyjaśniałoby wszystko! Oprócz tego snu i tajemniczych słów „pamiętaj…kwiat… arze….” Co chciała przez to powiedzieć? Czy pragnęła, żeby wziął ten kwiat? A może, że to kwiat będzie jakimś wyróżnikiem, wskaźnikiem, symbolem, który pozwoli go rozpoznać. A może tylko zwykłym darem? Albo jakimś żartem? Lub wszystko na raz? – Złapał się na myśli, że zaczyna poważnie podchodzić do tej sprawy z pogranicza snu.

"Przyjmijmy, oczywiście, to idiotyzm i nieprawda, ale przyjmijmy na ta chwilę założenie, że coś tu jest nie tak zupełnie zwyczajnego. Że, właściwie, ze elfy istnieją. Że panna Person rzeczywiście spotkała jakiegoś elfa, że teraz mi też elfia dama chciała coś powiedzieć oraz przysłała kwiat. Jak powinienem się zachować? Co zrobić" – Zastanawiał się podczas mycia, śniadania i ubierania. Niestety, nie doszedł do niczego konstruktywnego poza tym, że powoli miejsce owej kobiety ze snu zaczynała zajmować jak najbardziej żywa Madeleine. Wreszcie przestał kombinować ozdabiając kwiatem butonierkę. Nawet nie wiedział, co to za gatunek, ale podobał mu się. Może Madeleine by wiedziała? Zadowolony niezwykle z myśli, która pozwoliłaby mu udać się wcześniej do dziewczyny właśnie wychodził, kiedy na schody wszedł karczmarz prowadząc nieznanego człowieka w eleganckiej, surowej liberii.

- To jest ów pan – wyjaśnił nieznajomemu karczmarz.
- Doktor Sharpe? – Usłyszał swoje nazwisko.
- Czego pan sobie życzy?
- Pan pozwoli, że wyjaśnię, jestem stangretem Lady Davies. Poleciła mi oraz pannie Fionie, która pełni role pokojówki, być do pańskiej dyspozycji i do dyspozycji jeszcze jednej damy, która miała panu towarzyszyć do posiadłości Dawenvill. Dlatego lady Davies oddała panu nasze usługi oraz powóz.
- Czy lady Davies także zaszczyci swoja obecnością nasze towarzystwo
? – Irlandka okazała się nie tylko miłą, ale także słowną osobą, co już było rzadkością. Pomyślał o niej naprawdę ciepło.
- Nie wiem, Sir – stangret był kulturalnie grzeczny, ale widać, że taka sytuacja była dla niego nie pierwszyzną. – Lady Davies wydała w nocy polecenia wspominając, iż, być może, sama także wybierze się na wieś. Ale rano nie przybyła do stajen, ani nie wydała służbie innych poleceń. Dlatego stawiamy się do pańskiej dyspozycji, Sir, zgodnie z tym, co lady Davies poleciła wcześniej.
- Rozumie i dziękuję
– skinął głową Sharpe. – Poczekaj proszę przy wejściu, a ja zaraz wyjdę.
- Oczywiście, Sir.
- Czy wiesz, gdzie jest ulica
... ? – Podał adres Madeleine.
- Tak, Sir.
- Pojedziemy tam. Poczekaj chwilę, zaraz zejdę z kuferkiem.
- Czy pomóc znieść?
- Dam sobie radę, dziękuję
.

Zaczął szybkie pakowanie, a potem wsiadł do eleganckiej karety. Zarżały rasowe konie, nad grzbietami których świsnął bicz. Wóz ruszył do przodu, turkocząc kołami jechał do uroczej Madeleine.
 
Kelly jest offline