Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2009, 12:30   #146
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wspomnienia i myśli osadzone w okół właśnie zakończonej debaty, wciąż zaprzątały myśli Staszka. Czuł się poruszony słowami Stadnickiego, ale i dumny z tego że nie wchodził z nim w kłótnie. Tajny Współpracownik… Jakże irytowała postawa starszego maga. Był taki… stary. Przypominał wiekowe drzewo. Pozbawione już liści, powykręcane. Takie, które jedynie skrzypieniem konarów przypomina o swoim jestestwie. Okropne drzewo, z którym nie można było mówić o życiu.

Lecz z drugiej strony Stadniecki był doświadczonym i mądrym magiem. A nader to – był. I wszystko wskazywało na to że Staszek, będzie musiał ułożyć swoje relacje z tym człowiekiem. Tak jak i wieloma innymi, które szybko nie zaskarbiły sobie sympatii Werbeny.

Choć rozsądek podpowiadał że sprawa ta nie jest wcale istotna. Nie w tym momencie, to jednak umysł Staszka wciąż kręcił się w koło minionego spotkania, magów, kontrowersji, sporów i… nagle się zatrzymał.

Mimowolnie weszli do klubu. Miejsce sprawiało przyjemne wrażenie zapraszając w swe czeluści. Wraz z innymi wmaszerował do środka, aby stwierdzić że zabawa trwa w najlepsze. Pośród muzyki, drinków i rozbawionych osób dwie wyraźnie wybijały się z tłumu. Była to para przeuroczych niewiast, które splecione w bybnajmniej nie niewinnym tańcu adorowały swą obecność. I zdaje się że z upodobaniem skupiały wszelką uwagę jaka nagromadziła się w lokalu. Były zmysłowe.

Staszek bynajmniej nie kryjąc zainteresowania podszedł bliżej. Akurat aby obserwować zakończenie widowiska, które musiało zostać przerwane pokrzykiwaniem Joanny. Korzystając z nadarzającej się okazji, Staś niepostrzeżenie podszedł do baru, gdzie kręciła się ciemnowłosa tancerka. Wzrokiem fachowym, choć nie dość dyskretnie potwierdził pierwsze spostrzeżenie. Była naprawdę bardzo atrakcyjna. Dziewczyna musiała spostrzec że ktoś jej się przygląda, bo spojrzała bacznie w stronę Werbeny. Który nie czekając na nic skupił się na zamówieniu. Zapowiadał się ciekawy wieczór…

- A to jest Karin! – dało się słyszeć podniesiony głos. Pełen entuzjazmy i uwielbienia. Choć wciąż wyraźny. Staszek jakby intuicyjnie odwrócił się od baru, by znów zatrzymać spojrzenie na niewiaście. Stasiu drgnął. Zielone oczy młodej Szwedki obadały dokładnie jego twarz, kiedy podawała mu rękę na przywitanie.
- Ja rohu.. roszu.. rozumiam polska, tylko źle rozemawiam - zapewniła Karin i przytrzymała delikatnie jego dłoń. Od jej gładkiej skóry biło ciepło i solenna obietnica wsparcia. I coś jeszcze. Zrozumienie. Wspólnota. Karin mogła nie zrozumieć słów Staszka, ale rozumiała jego myśli.
- Napijmy się! - zaproponowała radośnie Weronika. Choć na przekór jej nawoływaniom chwila powitania przeciągnęła się o parę długich sekund.

- Miło mi. – zachrypiał Staszek. Lakoniczny w słowach, choć wyrazisty w gestach. Które teraz zawierały się w przeciągłym i badawczym spojrzeniu. Skandynawska dziewczyna była nie tylko ujmująco urodziwa, lecz również intrygująco tajemnicza. A może wręcz przeciwnie? Tak doskonale znajoma i bliska?

Parę chwil trwało nim Staszek powrócił myślami do innych. Którzy już gromadzili się w koło stolika. I tu jeśli za stereotyp uznać trudne nawiązywanie relacji z osobami całkiem obcymi to… sytuacja rysowała się zgoła odmiennie. Weronika okazała się dziewczyną nader energiczną i otwartą. A do tego gadatliwą ponad miarę. Dała się lubić.

Staś przysiadł niedaleko Dagmary uśmiechając się do niej miło. Spytał czy czegoś się napije, co było li tylko kurtuazją wobec kolorowego napoju stojącego przed kobietą. I jakby pewny że zrobił już to co powinien, wrócił do ciekawego lustrowania okolicy. A przy tym zdawkowych jedynie uwag. Autentycznie był zainteresowany otoczeniem.

Dagmarą. Wszak spodziewała się dziecka.

Magdą. Gdyż była znaczącą osobą pośród młodych magów Wrocławia. A jemu pewnie przyjdzie utrzymywać z nimi kontakt.

Pawłem. Bo był irytująco zabawny.

Mirkiem. Nie wiedzieć czemu.

Jolantą. To oczywiste. Miała najlepsze piersi z wszystkich dziewczyn w knajpie.

No i Karolkiem. Bo można było się z nim sensownie napić.

Jeden blady facet z brodą jakby upadł w błoto nie wzbudzał zainteresowania Werbeny. Ale doskonale kompensowała to Karin, która wabiła spojrzenia Werbeny nader skutecznie. Weronika musiała to zauważać i tylko uśmiechała się widząc że „nakryty na przyglądaniu się” Staszek nic sobie z tego nie robił.

- Oczy ci wyschną od tego gapienia się. – Weronika w końcu przerwała kolejną opowieść o możliwościach Uppsali, by zwrócić się w stronę Staszka. – I dymu.
To mówiąc dmuchnęła dymem papierosowym w stronę Staszka. Uśmiechając się przy tym miło i wyzywająco.
- Och wybacz. – zareagował Staszek wciąż wpatrując się w Karin. – To takie naturalne. No i niewinne. Moja tradycja z tego słynie.
Żart nie został skwitowany powszechnym śmiechem. A co gorsza kątem oka winowajca zauważył, że siedząca obok Dagmara poruszyła się energicznie. A może było to jedynie złudzenie? Chwilę później oblicze prawniczki było idealnie spokojne.
- Karol, pozwolisz? – ratował się Staszek. Jakby nigdy nic, wstał i ruszył w stronę baru. Niegrzeczny Karolek kiedy pomiarkował w czym rzecz ruszył ochoczo.

- Kobiety… – treściwie skomentował Werbena, nalewając do nie małych kieliszków srodze zmrożoną wiśniówkę. Jakiej to butelkę właśnie podał barman.
- Fajna dupa.
- Karin?
- Tak. Chętnie przewiózł bym ją moją beemką. Oj polatał bym z nią po zakrętach. Szkoda że lesba.
- Karolek zdawał się autentycznie zawiedziony.
– Przyjacielu. –rzekł triumfalnie Staszek - Nie jest źle. Jest bi.
- Serio?
- Możesz mi wierzyć. Stawiam na szalę moje wieloletnie doświadczenie.

Staszek oparł się o blat spoglądając w stronę grupki magów. Zabawnie to wyglądało. Paru zagubionych facetów. Kilka kobiet epatujących sztucznym feminizmem. Parę autentycznie kobiecych i intrygujących. Ktoś cichy, ktoś głośny. I dwie krzykaczki. Całkowicie dominujące towarzystwo. Czy tak wygląda świat wrocławskich magów?

Łyknęli wódeczki. Była smaczna. Mroźna, mocna i łagodna przy wtórze wiśniowego posmaku. Taka jaka powinna być.
- A ty skąd jesteś? – zagaił Karolek.
- Teraz to podobno z Wrocławia. Czy Ślęży jeśli idzie o ścisłość. Ale tak naprawdę z Katowic. Straszny syf.
- I dlatego przeniosłeś się tu?
- Tak naprawdę to nie wiem czemu. Podobno dziewczyny są fajniejsze.
- No raczej. A ta Dagmara czemu tak na ciebie zerka?
- Pewnie czegoś chce. Coś boję się że albo szykuje się poważna rozmowa albo wieczne pretensje. Kobiety…

Szczęśliwie z Karolkiem rozmowa nie była poważna i wyczerpująca. Kiedy już przeszli z tematu pośladków na kobiece emocje, prześlizgując się po talii i piersiach (na chwilę zatrzymując się na Joli) tematy sięgnęły motoryzacji. A kiedy okazał się że i Staszek ma szacunek dla V6 S50B30 to wszystko stało się jasne. Co prawda Karolek zaczął trochę przynudzać na temat swej ukochanej beemki, ale temat okazał się nośny. A Staszek okrzyknięty „najlepszym kurde werbeną, bo zna się na fajnych brykach”.

Wrócili do stolika kiedy to Staszka „dwie oblubienice” wymieniały jakieś uwagi. Karin zbliżyła się do Dagmary, mówiąc coś chyba znaczącego. Staś postawił drinka na stole, siadając na swoim miejscu. Rozejrzał się w koło. Wymienił zdawkową uwagę, kiedy coś przykuło jego uwagę na stole. Werbena rozejrzał się w koło, po czym wstał przepraszając.

Czyjaś ręka wylądowała na jego pośladku. Staszek westchnął i spojrzał na winowajczynię. Weronika w typowej dla siebie nonszalancji oznajmiła że czeka na niego. Nie obiecując sobie zbyt wiele po rozmowie z pół pijaną lesbijką, Staś pomaszerował tam gdzie nawet król chadza piechotą.

Toalety jak zawsze – zdawały się niezwykle ciche wobec gwaru głównej sali. I co tu mówić – dziwne. A to za sprawą dzięcioła, który postanowił spędzić czwartkowy wieczór w toalecie. Prawda że dziwne? Nie tak jak objawienie się mistrza drukarskiego sprzed dziesięcioleci. Gdyby zwyczajny człowiek wszedł w tym momencie do toalety, uznał by że oto na jego oczach powstaje film kategorii B. Jak nie gorzej.

Staszek był jednak wyjątkowo odporny i wyrozumiały wobec tego typu zjawisk. A tym razem również mocno zaintrygowany. Stenzel relacjonował swoje poszukiwania. Niestety wieści nie były dobre. Kończył pytaniem o swoją małżonkę. A dokładnie jej płytę nagrobną.
- Tak. Możesz być spokojny. Płyta została wmurowana na cmentarzu. Szukaj na przyszłość kogoś bardziej zasobnego. Bo trochę się spłukałem. Ale to nieważne. Umowa to umowa…
Mag wyraźnie się zasępił. Potarł zmęczony czoło. Miał problem i to duży. Tak naprawdę masę problemów. Dagmara, Bohatyrowicz i jego plany odejścia z tego świata. Zmarły przed wielu laty upiór albo coś gorszego. I parę innych. Gdzie nie spojrzeć sprawy wyglądały kiepsko.

Stenzel zdawał się przez parę chwil nie zakłócać spokoju rozmówcy. Trwał tak w milczeniu, a kiedy Staszek chciał podziękować… okazało się że mistrz drukarski zniknął.

Kiedy wrócił do reszty, zdecydowanie nie miał ochoty bawić się. Usiadł trochę zasępiony. Wypity alkohol nie pomagał w bojach z nagromadzonymi problemami. A do tego powróciło wspomnienie Basi. Czy ona naprawdę była tak podobna do Karin? Nie, ano trochę. Choć może…

Werbena rozsiadł się w rogu. Zdawkowe odpowiedzi na zagadywanie, poparte spojrzeniem pełnym niechęci zrobiły swoje. A on sam zatopił się we własnych myślach. Wieczór mijał niepostrzeżenie. Kiedy podszedł do baru, aby zasilić szklankę w swojego ulubionego „drinka” wódka+limonka, dopadła go Weronika.
- Przecież mówiłam że chcę porozmawiać. – oznajmiła jakąś ogólną prawdę, która za nic nie dotarła do Staszka.
- Tak? – spytał jakby pierwszy raz słyszał.
- No raczej. Widzę że dobrze się bawisz. To fajnie. – nie była dłużna przekomarzając się.
- Zawsze dobrze się bawię.
- Wiedziałam że mamy coś ze sobą wspólnego. Zauważyłem że zwróciłeś uwagę na Karin…
- Serio? Miałem nadzieję być bardziej dyskretny. No dobra. To fajna dziewczyna. Zresztą sama wiesz najlepiej.
- Myślałam że chodzi o to że jest werbeną. Tak jak ty.
-A no tak. Jasne. No wiesz. Werbeny ciągnie do Werben.
– Staszek wyprodukował z siebie totalną bzdurę z olbrzymią łatwością.
- Słuchaj. Nie wiem o co tobie chodzi, ale mam sprawę do ciebie. Pewnie jak prze trzeźwiejesz to sprawa wyda się całkiem rozsądna. Tak się składa że będę musiała posiedzieć tutaj parę miesięcy. Tak i Karin. Ale ona strasznie się nudzi. Nie pasuje do miasta tak jak ja. Zresztą sam wiesz. Wy zawsze woleliście ganiać po lesie i pielić pole.
- Tym zajmuje się każdego poranka. Racja.
- Karin jest werbeną. Zabierz ją na Ślężę.
- Gdzie? Och Weronika… ona… naprawdę nie pasuje tam. Nie wygląda na taką która ma ręce zmęczone od pielenia ogródka. A poza tym tam nic niema…
- Kurwa drugi się znalazł. Znałam już takiego, który powtarzał że nic tam niema. A później nie pozwalał nikomu zbliżać się do Ślęży. Masz mnie za idiotkę?
- Szczerze?
- Stasiu… zabierz ją na Ślężę. To werbena. Taka jak wy…
- Ten stary piernik tam rządzi. Nie ja. Przynajmniej jeszcze przez parę dni, to Bohatyrowicz decyduje.

Weronika spojrzała uważniej na Staszka. Który chyba lekko wstawiony, nachylił się do swego ulubionego „drinka”.
- To pogadaj z nim. Chcesz telefon?

***

– Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna. Spisałeś się! Naprawdę fajny z ciebie facet. No wiesz… – Weronika po raz kolejny zapewniała o swojej sympatii. Bohatyrowicz nie miał nic przeciwko. Smutnym było słyszeć jak kwestia była mu niemal obojętne. Tak jakby nie on miał zdecydować? Czy naprawdę tak było? Odsuwał się w cień? A w tym czasie Weronika upijała się z wprawą. Jakby zrobiła dziś już wszystko co powinna i teraz może oddać się swawoli, doprowadzając się do stanu o którym najpewniej zapomni.

I tak jak od początku wiodła prym wieczoru, tak jej pijaństwo znamionowało zbliżające się zakończenie wieczoru. Staszek nieudolnie upijał się, co wcale mu nie szło. Bo wciąż był bardziej trzeźwy niż zamierzał. Tak że kiedy ktoś chwycił go za ramie, zareagował nader świadomie i właściwie.
- Pomosz. – to Karin uśmiechała się rozradowana sytuacją. W której Weronika tańczyła w koło niej jak opętana, sprawiając najwięcej problemów ile tylko mogła. –wycho… zimy jusz.
Stasiu przytaknął ze zrozumieniem i opiekuńczym, lecz i stanowczym gestem objął Weronikę w talii. Ta bynajmniej nie wyrywała się, lecz poczęła wywijać w koło. Tak jakby nowy punkt zaczepienia pozwalał jej być pięknym latawcem. O czym zresztą dzielnie opowiadała.

Nie bez problemów wyszli na zewnątrz. Przywitało ich chłodne powietrze. Wspólnie usadowili na murku „latawiec” który pozbawiony dymu i potu nie mógł latać! Karin uśmiechnęła się dziękując. Stali tak chwilkę kiedy dziewczyna zapytała.
- Dahmara to tfoja przejasiółka?
- Można tak powiedzieć. Znamy się…
– Staś nie wiedział jak ująć kwestię. Tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć. W sukurs poszedł mu „latawiec”, który ściągnąwszy sandały zapikował w stronę fosy… Szwedka tylko uśmiechnęła się. Bynajmniej nie zaskoczona. Po chwili znów spojrzała na Staszka i jakby zawstydzona wyciągnęła coś z torebki. Były to jakieś tabletki lub medykamenty.
- Rozumiem. Nie musisz mówić.
- Nieznam wasza naswa tej choropy… Uważaj proszę.
- Będę.

Słysząc to Karin uśmiechnęła się. Szybko ściągnęła sandały na niebotycznym obcasie i boso stanęła przed Staszkiem. Raz jeszcze uśmiechnęła się. Taka mniejsza, drobniejsza. Stanęła na palcach i ucałowała Staszka w policzek. Po czym odwróciła się i pobiegła wzdłuż fosy szukać ukochanej. Która to oznajmiała wszystkim w koło z przerażeniem że w fosie są żółwie i gryzą ją po łydkach.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 11-04-2009 o 09:59.
Junior jest offline