Nasz ksiądz jest uważany za człowieka w sporym stopniu oderwanego od realnego świata. W czasie lekcji ma zwyczaj "dyskutowania" z uczniami w specyficzny sposób:
1. Uczeń przedstawia jakiś argument do dyskusji (zazwyczaj w tonie krytykującym religię)
2. Ksiądz przytakuje (zazwyczaj słowami: "No właśnie...")
3. Ksiądz mówi "swoje" (zazwyczaj przedstawia zupełnie przeciwny pogląd, do rozmawiającego z nim ucznia, lub na zupełnie inny temat)
Nigdy aż tak nie zwracaliśmy na to uwagi, ale dziś wynikła taka sytuacja.
[K]siądz dyktuje notatkę. Na początku lekcji oświadczył, że po napisaniu notatki kolega [U1] z referuje nam temat (który pominę, ze względu na zakazujący dyskusji na tematy religijne regulamin). Ksiądz w pewnym momencie przerywa i wdaje się w dyskusję z drugim kolegą [U2]
[U1] Mógłby ksiądz dyktować dalej, bo nie zdążę zreferować.
[U2] Zamknij się, ty cioto! (krzyczy niemal wprost do ucha księdza)
[K] No właśnie... (nie przejmuje się wyzwiskiem i omawia dalej)
EDIT Down Julek, znajome.
Przy Don Juanie - geju, padłem. Ciekawi mnie, jak przebiegała ta dyskusja.