To "No, właśnie..." przypomniało mi o kffiatku gimnazjalnym, sprzed 2 lat.
Przez 2 lata mieliśmy genialną polonistkę, po czym ku naszemu utrapieniu w ostatniej klasie dano nam... no, powiedzmy, że taką o nieco niższym poziomie
Miała ona zwyczaj po każdej wypowiedzi ucznia oświadczać "Ano właśnie!" (znajome, Prabar?
). Nie było ważne, czy powiedziało się coś mądrego, czy nie. Pewnego dnia postanowiliśmy udowodnić, że mówi to bez względu na to, co powie uczeń.
Nauczycielka: ...można komuś to pokazać, namówić go... Jak jeszcze można kogoś do czegoś przekonać?
Ja: Skutecznie.
N: Ano właśnie!
Nie wspomnę już o całej lekcji forsowania przez nas tezy, że Don Juan był gejem... Co ciekawe, to nauczycielce pierwszej skończyły się argumenty