Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2009, 12:43   #14
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Nad Florencją powoli zapadał zmierzch. Przenikliwy odgłos budzika wdarł się w ciemną, cichą pustkę w jakiej do tej pory zawieszona była Marina. Kobieta na oślep wymacała niewielkie, srebrzyste pudełko, natrętnie wyjącego zegara. Usiadła na łóżku, zdjęła z twarzy przysłaniającą oczy satynową maseczkę i rzuciła ją niedbale na nocny stoliczek. Przeciągając się leniwie wstała. Biała, satynowa materia miękko opływała jej posągowo piękne ciało. Delikatna koronka, którą wykończono koszulkę nocną, falowała lekko przy każdym kroku wampirzycy. Marina podeszła do ciemnej, pustej ściany. Nacisnęła przycisk. Rozległ się krótki metaliczny dźwięk, wielkie żelazne rolety powoli sunęły ku górze, odsłaniając zjawiskowo piękną, nocną panoramę Florencji.




Stała tak przez chwilę chłonąc ten niezwykły widok, dopiero uczucie dojmującego głodu przywróciło ją do szarej rzeczywistości. Nacisnęła guzik interkomu.

- Dobry wieczór Gulietto, proszę przyślij do mnie Angelo - wampirzyca przeciągnęła językiem po spierzchniętych wargach.

- Dobry wieczór pani prezes, mam nadzieję, że wypoczęła pani. Już wysyłam do pani chłopaka. A skoro już o nim mowa... Ja rozumiem dobre serce pani prezes, wspomaganie młodych, biednych, zdolnych artystów...ale ten chłopak jest jakiś dziwny... - zdeformowanym, pobrzmiewającym elektronicznie głosem Gulietta próbowała przekonywać swoją panią, obie dobrze wiedziały, że asystentka nigdy nie lubiła Angelo.

- Dziękuję za troskę Gulietto, ale to moja sprawa - Marina ucięła szorstko - Samochód ma na mnie czekać za godzinę przy wejściu, przygotuj mi proszę dzisiejszą prasę, przejrzę ją po drodze do biura.

Kobieta opadła z westchnieniem na miękki, zamszowy fotel. Jakie to wszystko stało się teraz proste, nie to co kiedyś. Ulice całymi stadami przemierzały nadwrażliwe nastolatki, przekonane o swej wyjątkowości i głębokim niezrozumieniu jakie żywi dla nich otaczający je świat. Rozczytane w mrocznych książkach, gdzie wrażliwe, piękne wampiry porzucały swoje mroczne dziedzictwo w myśl wielkiej miłości do śmiertelników. Słuchały piosenek, śpiewanych przez umalowanych czarnym eyelinerem wokalistów, opowiadających o tym jak to wspaniale umrzeć i połączyć się razem w śmierci dla nieskończonej, trwającej wiecznie miłości. Tacy sami przychodzili, z maślanymi oczami nadstawiając szyje i nadgarstki. Do uszu wampirzycy dobiegł odgłos miękkich kroków na korytarzu, a potem stukanie do drzwi.

- Proszę - powiedziała, w ułamku sekundy znajdując się przy wejściu.*

Do pokoju wszedł młody chłopak, gęste ciemne włosy zasłaniały mu oczy. Z czarnej, dopasowanej bluzy pustymi oczodołami, posępnie spoglądała wielka czaszka.




- Witaj Angelo - słodko uśmiechnęła się wampirzyca - Mój mały, słodki Angelo. Tęskniłeś za mną?

- Marino...- ręce chłopaka drżały lekko, gdy dotykał porcelanowo bladej twarzy kobiety, jego usta powędrowały ku jej karminowym, lekko rozchylonym wargom.

Odsunęła go łagodnie.

- Nie, nie, nie... wiesz przecież, czego najpierw potrzebuję, prawda? - pogroziła mu z uśmiechem palcem, po czym powoli, delikatnie musnęła ustami jego szyję.

Najpierw jeden słodki, zwyczajny pocałunek. Cało chłopaka zadygotało, przeszyte dreszczem upajającej rozkoszy. Wampirzyca przywarła do niego, białe, lśniące kły zatopiły się w miękkim, ludzkim ciele. Z ust Angelo wydobył się jęk rozkoszy. Marina piła powoli, sycąc się słodką, młodzieńczą vitae. Jednak coś było nie tak... Ten dziwny intensywny, gorzki posmak. Wściekła wampirzyca odepchnęła przeżywającego błogie uniesienie mężczyznę.

- Co ty do diabła wyprawiasz! Wiesz co ci mówiłam o paleniu tego świństwa! Wiesz jak to na mnie działa! - wrzeszczała, wściekła wampirzyca.

Jej piękna twarz przybrała na moment postać przerażającej, groteskowej maski*. Z otwartych ust wystawały zbroczone posoką kły. Drobne stróżki krwi ściekały jej po podbródku plamiąc czerwonymi kroplami, białą koszulę. Przerażony chłopak początkowo sparaliżowany strachem, próbował pełznąc do drzwi na czworakach, dopiero po chwili dotarło do niego, że ma dwie zdrowe nogi. Niewiele myśląc rzucił się do ucieczki. Zła na siebie i cały otaczający ją świat Marina nacisnęła guzik interkomu.

- Miałaś rację co do Angelo Gulietto. Powiadom proszę ochronę

Cóż będę zmuszona poszukać sobie nowego blooddolla, zresztą ten zaczynał już być nudny - rozmyślała wampirzyca idąc do łazienki, satynowa koszulka ześlizgnęła się powoli z jej ramion.


***

Samochód powoli przemierzał zakorkowane, mimo późnej pory, ulice Florencji. Na siedzeniu obok wertującej niespiesznie kolorowy magazyn Mariny siedziała Gulietta Casatto, asystentka, ghulica, która od przeszło osiemdziesięciu lat towarzyszyła pannie Sertii.




Niezbyt atrakcyjny, jak na kanony Toreadorów, wygląd kobiety w zupełności rekompensował jej bystry umysł oraz niesamowite zdolności organizatorskie. Jednym słowem stara, momentami zgorzkniała i nadopiekuńcza panna stała się dla wampirzycy niezastąpiona.

- Zbliża się tydzień mody w Mediolanie, nasza kolekcja jest już prawie gotowa, wypadało by wybrać modelki, które zaprezentują nasze kreacje. - Gulietta zamknęła skórzaną aktówkę, ściągnęła eleganckie okulary i odchrząknęła - Przygotowałam ci kilka portfolio do przejrzenia, przydałaby się jakaś nowa, ładna buzia, żeby odświeżyć nieco nasz wizerunek... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

- Mmm... - mruknęła w odpowiedzi wampirzyca, nie odrywając wzroku od najnowszego numeru Vouga.




Z okładki uśmiechał się tajemniczo, ciemnowłosy mężczyzna. Młody, nowomodny pisarz o włosko brzmiącym nazwisku, Leoncavello. W środku zamieszczono obszerny wywiad, w którym autor opowiadał o swojej najnowszej książce, która jeszcze przed oficjalną premierą stała się prawdziwym bestselerem. " Kochanica Demona ", powieść neogotycka, mieszanka horroru, erotyku i wciągającej sensacji. W dalszej części dziennikarka wypytywała Leoncavellego o jego bujne życie, owiane mgłą mrocznej tajemnicy upodobania seksualne oraz smutne dzieciństwo i ciężkie relacje z matką.

Samochód zatrzymał się na światłach.

- Gulietto, czytałaś może coś Vittorio Leoncavello - Marina podniosła na chwilę wzrok znad magazynu - Nie... Ty przecież nie czytasz nic poza raportami, rachunkami i monitami.

Widząc kwaśną minę kobiety, wampirzyca uśmiechnęła się słodko.

- Scusa, nie gniewaj się. Obiecuję, że zaraz jak tylko przyjedziemy do biura przejrzę te portfolia... - delikatna, lodowato zimna dłoń zamknęła się na żylastej, szczupłej ręce w czymś na kształt czułego uścisku - ... pod jednym warunkiem.

Marina Sertii, prezes jednej z największych i najprężniej rozwijających się firm odzieżowych we Włoszech, miała w zwyczaju zachowywać się czasem jak mała, rozpieszczona dziewczynka. Ten słodziutki uśmiech, błyszczące, wielkie oczy. Gulietta westchnęła zrezygnowana, jakikolwiek sprzeciw nie miał najmniejszego sensu.

- Słucham Bella, jakim? - w takich momentach panna Casatto czuła się jak matka, którą nigdy nie była i z pewnością nigdy już nie miała zostać.

- Zdobądź dla mnie książkę tego Leoncavellego, " Kochanicę Demona " - uśmiechnęła się triumfalnie wampirzyca podtykając Guliettcie pod nos kolorowe czasopismo.


***

Florencja, miasto perła. Piękna, tajemnicza, czasami odrobinę nostalgiczna i smutna. Siedziba firmy odzieżowej Febo mieściła się w odrestaurowanej, renesansowej kamienicy, a właściwie tylko jej niewielka, reprezentacyjna część, gabinet pani prezes, dwóch zastępców, biuro głównego projektanta oraz kilka sal konferencyjnych. Wszystkie pozostałe biura, pracownie i szwalnie usytuowane były na obrzeżach zabytkowej metropolii. Przyjezdni kontrahenci, przywykli do wielkich konstrukcji ze szkła i betonu, które stały się wizytówką, dobrze prosperujących i rozwijających się miast na całym świecie, nie posiadali się z zachwytu nad architekturą i niesamowitym klimatem tego magicznego miasta. Do tej pory w całej Florencji obowiązywał zakaz wznoszenia budynków wyższych od królującego w centrum miasta Duomo.

Na wielkim, zabytkowym, dębowym biurku leżały poukładane w równe kolumny czarne segregatory. Każdy z nich krył w sobie inną ładną buźkę i inną trywialną historię, dlaczego to właśnie właśnie jej posiadaczka powinna zostać nową twarzą jesienno-zimowej kolekcji marki Febo. Marina bez przekonania przerzucała kolejne zdjęcia w śliskich, foliowych koszulkach. Dziewczęce twarze przemykały przed jej oczami jedna za drugą. Toreadorka miała już zamknąć kolejny segregator, gdy jej wzrok spoczął na niewielkim zdjęciu. Fotograf w niezwykle ciekawy sposób uchwycił kontrast między krwistą czerwienią a atramentową czernią.




Jednak nie to urzekało w tym zdjęciu, tylko drobna, śliczna dziewczyna z gracją trzymająca nowoczesne, ekstrawaganckie skrzypce. Na pierwszy rzut oka widać było, że modelka jest artystką, nie zwykłą, ładna lalką której dla uzyskania ciekawej kompozycji dano do potrzymania instrument. Wampirzyca z prawdziwą przyjemnością kontemplowała, każdą najdrobniejszą krzywiznę, lekko odchylonej kobiecej szyi, każdy niesforny pukiel włosów opadający na jej alabastrową twarz. Marina otworzyła segregator na pierwszej stronie ~ Viktoria Parry ~ .

- Gulietto powiadom proszę pannę Perry, że to właśnie ją wybraliśmy na twarz naszej nowej kolekcji, niech jutro zgłosi się do Kima uzgodnić przymiarki, terminy prób i tych wszystkich rzeczy do których zazwyczaj nie mam głowy... - Toreadorka była w doskonałym nastroju.

- Oczywiście pani prezes, a i ma dla pani książkę o którą pani prosiła - asystentka poinformowała pannę Sertii rzeczowym tonem.

- To czemu dopiero teraz mi o tym mówisz! - w głosie Toreadorki było słychać szczersze oburzenie.

Po chwili do przestronnego, jasnego gabinetu pani prezes, weszła Gulietta niosąc plastikową reklamówkę z logo popularnej księgarni.

- Nie chciałam pani przeszkadzać, sadziłam, że jest pani zajęta...- kobieta była wyraźnie urażona, nieuzasadnionym w jej mniemaniu wybuchem przełożonej.

Poczciwa, kochana Gulietta, będę musiała znowu zamówić te belgijskie czekoladki które tak lubi, może to ją trochę udobrucha
- myślała wampirzyca wyciągając książkę z reklamówki.


***





* Akceleracja
* 2 kropka Prezencji
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 14-04-2009 o 20:27.
MigdaelETher jest offline