Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2009, 19:55   #41
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Martin może i był świetnym czarodziejem, nie Gotfrydowi było to oceniać, ale sposób, w jaki zwrócił na siebie uwagę zbirów nie był zbyt rozsądny. Wieści o tym rozejdą się po mieście jak ogień po polu pełnym podsuszonej pszenicy. A te oprychy z pewnością komuś zdadzą raport...
Wtrącanie się w czyjeś sprawy, w obcym mieście, dla szczeniaka, który pewnie jest zwykłym złodziejem... Ale cóż było robić. Skoro Martin się wtrącił, to wypadało go poprzeć, choć nie było to najmądrzejsze wyjście.

Gotfryd stanął obok Martina i położył dłoń na rękojeści miecza.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, oprychy puściły swoją ofiarę i, z ponurymi minami, wyszły z zaułka. W ich sercach pewnie tliła się chęć zemsty, bowiem pogróżka rzucona pod adresem Martina, choć cicha, była jednoznaczna.
Czy Martin się tym przejął, trudno było powiedzieć, ale Gotfryda pogróżki nie wzruszyły. Nie była to pierwsza groźba, jaką słyszał. Poza tym nie sądził, by pozostał w tym mieście na tyle długo, by mieć przyjemność dowiedzieć się, kim byli mocodawcy owych zbirów.

Od ofiary nic nie można było się dowiedzieć. Widocznie ocalony nie wiedział, co to poczucie wdzięczności. A może poczuł się dotknięty przypisaną mu mutacją. W każdym razie kopnięcie Martina nie było oznaką sympatii.
Gotfryd stłumił uśmiech. Szkoda, że nie jego spróbował kopnąć. A raczej 'spróbowała', choć ani z kształtów, ani ze stroju, ani z ubrudzonej twarzy nie można było rozpoznać płci bachora.
W każdym razie istniał cień szansy, że Martin nauczy się czegoś...
A w takim razie całe zajście to był czysty zysk.



Nie zwracając uwagi na bijących się przekroczył próg "Ostatniej Kropli". I uśmiechnął się lekko. Ciekawe, dla ilu gości nazwa okazała się prawdziwa...

Knajpa jak knajpa...
Gotfryd widział już lepsze. I parę gorszych.
Usiadł przy ścianie, w taki sposób, by widzieć drzwi.
Rozłożysta dziewoja, która dzięki interwencji Gustava podeszła do ich stolika, skrzywiła się nieco, gdy Gotfryd do posiłku zamówił sok. Ale bez słowa potwierdziła zamówienie.

Czekając na przyniesienie jedzenia Gotfryd spojrzał na Martina.

- Jak na razie nie mam planów. Wojna się na razie skończyła. Wojaków nie potrzeba, ale jest szansa, że ruszy pełną parą handel. A w niepewnych dosyć czasach kupcy będą potrzebować ochrony... Może uda się na coś załapać...
 
Kerm jest offline