Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2009, 21:40   #30
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Cisza.

Benetowi nieczęsto dane było obcować z tym zadziwiającym zjawiskiem. W jego odczuciu bowiem, nawet myśli kołatające się w jego głowie, zakłócały ową ciszę. Każdy odwiedzony umysł był dla niego niczym pełna ksiąg komnata. Lawirował między półkami, zaś każdy tom, którego poszukiwał. Wpadał mu prosto w dłonie. To miejsce było inne. Trudno było mu stłumić podejrzenia. Był jednak niemal pewien, że nie ma do czynienia z podobnym sobie czarownikiem. Bywał w umysłach takowych, te pomieszczenia odstawały od pozostałych na swój własny, charakterystyczny sposób. Na sposób zgoła inny niż ten, którego obecnie doświadczał.

Stłumił wszystkie głosy, nie one były teraz istotne. Pozwolił pochłonąć się wspomnieniom nieznajomego. Już niedługo, niebawem będzie dla niego niczym otwarta księga. Doprawdy kochał świat przelanych na papier myśli. Zaśmiał się i umilkł …

Wszystko wirowało. Zupełnie jakby na moment podzielił los kamienia rzuconego w wartki strumień. Czuł każdy opętańczo drżący mięsień. Po części z powodu zmęczenia tą dziwną podróżą. Przede wszystkim jednak, z powodu niezmierzonej ekscytacji, która zawładnęła Benetem. Przerwie jego ciszę na wiele następnych nocy. Być może na znacznie dłużej. Odwiedził ledwie jeden umysł, a ujrzał w nim tak wiele godnych jego wzroku eksponatów. Spojrzał na swoją dłoń. Jeszcze nigdy nie drżała w taki sposób. Zacisnął ją z trudem, tłumiąc niechciany odruch.

Oddalił się od tłumu w znanym tylko sobie kierunku. Przyszła pora na poczynienie stosownych przygotowań. Kiedy dotarł do miejsca, w którym zwykł spędzać każdą noc. Nie czekając ani chwili dłużej, sięgnął po swój dziennik. Nie liczył czasu, spisując w ogarniającym go szale każde słowo, które tylko rodziło się w jego umyśle. Kiedy skończył poczuł się pusty. Tak strasznie pusty. Znał to uczucie, zupełnie jakby znalazł dla myśli inny skarbiec. Potrzebował dłuższej chwili by dojść do siebie. Mimo, że nieustannie siedział jego oddech był bardzo nierówny. Umysł oddziaływał na jego ciało z niezwykłą intensywnością. Nie był do końca pewien czy cała ta materia, na kres której śmierć czeka już z coraz większą niecierpliwością. Nie jest jedynie skorupą. Naczyniem, bez którego jaźń niezdolna jest egzystować w pełnym równie zbędnej materii świecie.

Porzucił te donikąd nie prowadzące dysputy. Skupił się na swym wnętrzu. Był niemal pewien, że ci czarownicy posiadają wiele artefaktów. Bez wątpienia również jeden, który chronił ich umysły. Z pewnością dlatego nie poczuł żadnych barier, to tłumaczyłoby również tak nagłą konieczność opuszczenia tej niezwykle interesującej persony. Być może był w istocie zbyt potężny, by ów przedmiot zdolny był w pełni go kontrolować. Stanowił jednak niechciane ograniczenie. Benet czuł, że w tym wypadku nie może liczyć na tak ukochaną przezeń pewność. W innym przypadku z pewnością wzbudziłoby to jego gniew. Tym razem przywołało jedynie uśmiech. W istocie równie ważna co cel jest droga. Na szczęście nadal doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Ryzyko było jednak nie na miejscu. Tak wielu pieczęci chroniących jego umysł nie nałożył chyba jeszcze nigdy w swym życiu. Mimo, że czuł się tym faktem niezmiernie ograniczony. Spokój rekompensował wszystko z nawiązką. Jego wyobraźnia niezdolna była powołać do życia istoty o potędze tak niezmierzonej, że zdolna byłaby wedrzeć się do jego wnętrza bez wiedzy zaklinacza. Wstał i ze spokojem dotknął rapiera, nadal spokojnie czekającego na wezwanie pod płaszczem. Dawno już nie pozbawił nikogo życia przy jego użyciu. Nigdy jednak nie myślał, że już nie zajdzie taka konieczność. Oto więc naczynie stało się zbroją.

Siedząc w siodle czuł się nieco skołowany. Tarcza chroniąca umysł ciążyła niemniej niż dzierżona w dłoni. Minie jeszcze wiele czasu nim przywyknie do faktu z owych korzystania. Przez krótką chwilę jego myśli zawędrowały w okolice sylwetek nowopoznanych czarowników. Pewnie i zostałyby przy nich na dłużej. Gdyby tylko nie zaszczycili ich swym wzbudzającym strach okolicznych jestestwem. Wiedzieli o ich zdolnościach, lecz nie zdziwiło go to zbytnio. To miejsce cuchnęło siarką zbyt długo. Musieli obserwować ich zatem od dłuższego czasu. Nadal nie był przekonany co do tego czy któryś z nich posiada jemu podobne zdolności. Wolał wsłuchać się w każdy jeden dźwięk, który wydobywał się z ich ust. Wtrącić postanowił się dopiero po tym jak Galina skończyła swój wywód. Doprawdy wdzięczny był, że jego umysł ograniczony był tak wieloma murami. Tym samym jego zdolności do płodzenia tak odrażających obrazów, jakie z pewnością stały się udziałem pozostałych, milczały niewzruszone. Dzięki niech będą Bogom. To co jeszcze pozostało wolne od ograniczeń, skupione było na propozycji wyspiarzy. Wyprostował się i spojrzał na nich z góry. Na ten swój charakterystyczny sposób. Doprawdy każdy, kto dostąpił tej niewątpliwej nieprzyjemności, czuł się niczym rozjechane pod kołami wozu łajno. Emanowało z niego to czego nie sposób się nauczyć. Otrzymać to można jedynie z krwią, która niezmiennie posiada jeden z milionów odcieni błękitu. Benet był szlachcicem i potrafił jedynie mową swego ciała sprawić, by dowiedział się o tym każdy.

- Artefakt. Wybrany u kresu wspólnej wędrówki.

Jego znudzone spojrzenie nie zaszczyciło nikogo z obecnych. Znajdował się teraz zbyt daleko, by być zdolnym dostrzec śmieci walające się u jego stóp.

- Drugi, w zamian za życie karła. – Zastanowił się przez chwilę. – Trzeci, jeśli zmuszony będę szpecić piękne oblicze życia, poprzez oglądania tak dalece pokracznych istot bez żadnego odzienia. – Wziął większy wdech. Zupełnie jakby wypowiadanie tych słów kosztowało go wiele, znacznie więcej niż można by się spodziewać. – Oto moja cena.
 
Rusty jest offline