Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2009, 22:19   #97
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Keith wstał szybko, potem otrzepał się.

- Dzięki - rzucił Lenardowi, który podał mu pomocną dłoń.

Wyjście zostało otwarte. Teraz tylko wystarczyło się zdecydować i ruszyć w nieznane. A potem odszukać to, co było ukryte gdzieś tam, na końcu korytarza.
A droga w dół, jak przynajmniej twierdził Red, nie była niebezpieczna...


Dywan?
Widocznie ktoś lubił wygodę. Co Keithowi nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu. Po dywanach chodziło się całkiem przyjemniej i ciszej, niż po kamiennej posadzce. Można było nawet chodzić boso.
Ale dywan nie był jedynym objawem czyjegoś zamiłowania do luksusu. Wyglądało na to, że ktoś uwił tu sobie całkiem przyjemne gniazdko. Ciekawe też było, kto rozpalił ogień. Czyżby ktoś tu przed nimi był?

Niespodziewany ruch sprawił, że Keith sięgnął po broń.
Kot...
Odczucie ulgi natychmiast zniknęło, gdy poruszyła się uzbrojona w kosę statua.

Ożywiony posąg, uosobienie śmierci, bez najmniejszych problemów i skrupułów odesłał Reda w zaświaty. A potem, również bez skrupułów, wyciągnął na światło dzienne, czy raczej na światło świec, wszystkie, starannie ukrywane sekrety członków ich małej grupki.

Keith odruchowo potarł bliznę.
Jeśli dobrze pojął skierowane do niego słowa, ojciec i bracia opuścili ten padół i znaleźli się w królestwie śmierci.
Prawdę mówiąc, gdyby fragment świata, do którego trafili tamci trzej, był lepszy od tego, to byłaby to krzycząca niesprawiedliwość.
Stosunki w ich rodzinie nie należały do najlepszych i gdyby nie odrobina szczęścia, tudzież całkiem obcy ludzie, Keitha nie byłoby na tym świecie od dobrych paru lat...

Zajęty myślami o mały wlos przegapiłby obraz, jaki wyświetliła im śmierć.
Vanya...
Bezmyślna elfka wpakowała się w kłopoty i w żaden sposób nie można było jej pomóc.
Nie przepadał za zarozumiałymi i niewychowanymi elfami, bez względu na ich płeć, ale nie miał powodu, by życzyć Vanyi śmierci z rąk potworów.

Ożywiona statua wreszcie przestała ruszać się i gadać i z powrotem zamieniła się w posąg. I dopiero wtedy Keith zauważył nieobecność Valroda.

*Był i poszedł dalej?*

- Wie ktoś, gdzie się podział Valrod? - spytał.

Odpowiedziała mu cisza. Dopiero po chwili odezwał się Patro.

- Dalej w każdym razie nie poszedł.

A to by znaczyło, że został u góry. Tylko czemu?

Najwyraźniej losy tamtej dwójki były nieobojętne również innym... Tak przynajmniej wynikało ze słów Averre. Spojrzał na dziewczynę.
Elfka, a raczej półelfka, miała bardzo dobre serce. I była co najmniej nierozsądna.

- Rozumiem twoje podejście - powiedział. Minął się z prawdą i to w znacznym stopniu, ale miał nadzieję, że Averre tego nie zauważy. Mówił dalej. - Nie zdajesz sobie jednak sprawy z tego, że wszelka pomoc jest spóźniona. Jeśli ona nie uratuje się sama... Nikt z nas w żaden sposób nie zdąży tam na czas.

Averre posmutniała. I przedstawiła kolejny powód, by wrócić do zrujnowanego miasta. Jakiś sens w tym był, ale...
Z trudem opanował chęć wzruszenia ramionami. Wracanie po tamtą dwójkę elfów było bezcelowe. Varya była za daleko, zaś Valrod... Może wcale nie chciał tu wchodzić.

- Nie wejdziemy z powrotem po tej pochylni. Za ślisko. Może gdyby użyć magii... Ale nie potrafię powiedzieć, czy to by w jakikolwiek sposób poskutkowało. Magiczne stopnie...



Do miasta nie można było wracać. A zatem trzeba było iść dalej. Korytarz wyglądał zachęcająco.
Jednak równie zachęcająco wyglądały stojące na półkach księgi. A w jednej nich mogła się znaleźć odpowiedź na parę interesujących Keitha pytań. Na przykład - jak wytłumić magię pierścienia, by była niewidoczna dla innych...

Nie wiedział czemu jego wzrok przyciągnęła niezbyt okazała księga oprawiona w zieloną skórę, pozbawiona jakichkolwiek oznaczeń. Wziął ją do ręki i poczuł jakby impuls magiczny wysłany z księgi.
Otworzył ją i zobaczył... swoje własne pismo! I na dodatek było tam tylko kilka słów:
"Chciałbym wiedzieć jak wytłumić magię pierścienia, tak żeby była niewidoczna dla innych."
Kiedy tylko to przeczytał, słowa zniknęły.
Szeroko otworzył oczy. I cieszył się, że za oczami nie poszły usta...
Księga odczytała jego myśli.

*A gdzie odpowiedź* - pomyślał po chwili, z cieniem pretensji.

Księga nie zareagowała.
W takiej sytuacji brak odpowiedzi stanowił ponury dowcip...
I pozostawał problem, jak skłonić księgę do udzielenia odpowiedzi.

Delikatnym ruchem przesunął po powierzchni kartki.

*No, moja droga, podaj odpowiedź.*

Księga była bardziej nieczuła na pieszczoty niż glif i nie zareagowała. Co w zasadzie nie zdziwiło Keitha. Bardziej byłby zaskoczony natychmiastowym powodzeniem próby.
Niestety, kolejne również zakończyły się podobnie, jak pierwsza.

Wyobrażone sobie przez Keitha pióro zawisło w powietrzu... i nic nie napisało.

*Dobrze, że nie narobiło kleksów.* - Odrobina humoru w niczym nie mogła przeszkodzić.

*Aby wytłumić magię pierścienia tak, by była niewidoczna...* - zaczął podpowiadać. Cóż. Księga nie raczyła dokończyć zdania, stanowiącego początek odpowiedzi.

Rozwiązania niekonwencjonalne nie przyniosły również efektów.
Parę kropel 'pożyczonej' od Feliksa nalewki na mandragorze nie rozwiązało księdze języka. Skorzystanie z atramentu i napisanie w księdze pytania dało efekt zerowy. Po zamknięciu i ponownym otwarciu księgi okazało się, że pytanie zniknęło.
Postawienie pytania, na które znało się odpowiedź... Równie dobrze można było tego nie robić.

- Co ty chcesz od tej księgi? - spytała Averre, która podeszła do niego tak cicho, że tego nie usłyszał. Wady i zalety dywanu...

- Chciałbym, żeby mi odpowiedziała na jedno pytanie - odparł cicho. - Chciałem się dowiedzieć, jak wytłumić magię w pierścieniu. A w księdze pojawiło się moje pytanie, a odpowiedź już nie.

- A dlaczego chcesz tłumić tę magię?

Pytanie było zaskakujące. Dopóki nie pomyślało się o tym, że Averre nie wiedziała zbyt wiele o potworach.

- Bo to działa na potwory jak płachta na byka - wyjaśnił.

- A nie możesz tego pierścienia gdzieś zostawić? Załóż go rzeźbie na palec. No dobra, żartowałam - powiedziała, widząc zaskoczenie na twarzy Keitha. - Może użyjesz pierścienia na księgę? Połóż go na kartkę.

- Jeszcze księga ukradnie magię z pierścienia i co będzie, jak nie zechce oddać - powiedział. Zażartował, ale nie do końca. Nigdy nie było gwarancji, że magiczny przedmiot nie jest magiczną pułapką. A dla maga to byłoby niezbyt przyjemne.

Dantlan, znudzony nieudanymi eksperymentami z księgą, ruszył na podbój podziemi. Po chwili wrócił i, z wyraźnym triumfem w głosie, oświadczył, że wie, jak poruszać się po podziemiach. I natychmiast postanowił wykorzystać ową wiedzę.
Averre, podobnie jak krasnoludy, ruszyła za nim.


Keith został jeszcze przez moment.
Można było spróbować lekko podgrzać kartę księgi. Można było... Księga nie wyparowała, ani nie eksplodowała, ale nie pojawił się żaden tekst.
Kot również nie miał najmniejszego wpływu na 'rozmowność' księgi. Patrzył na nią obojętnym wzrokiem, a księga odpłaciła mu się równą obojętnością.

*Księgo, ach, księgo, jak skłonić cię do udzielania odpowiedzi?*

*Ujawnijcie się, tajemnice księgi?*

Kolejne próby zakończone brakiem sukcesów.

- Kiciu, może ty mi łaskawie zdradzisz tajemnicę księgi? - spytał cicho.

Kicia nie odpowiedziała. Widocznie nie była rozmowna. Nawet nie machnęła ogonem.


Keith rozejrzał się po komnacie.
Jak na razie nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jak skłonić księgę do udzielania odpowiedzi. A dokoła nie potrafił znaleźć nic, co mogłoby go naprowadzić na jakikolwiek trop.


Nagle kot, dotychczas nieruchomo leżący przed kominkiem, zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę korytarza.

- Idziecie? - spytał Keith wstając i chowając księgę. Miał zamiar sprawdzić, dokąd kieruje się kicia. Jakby nie było była ona stałym mieszkańcem tego miejsca. Vanya bez chwili namysłu poszła wraz z nim.

Kot bez wahania skierował się w stronę środkowych drzwi. I przeszedł przez nie tak, jakby ich nie było.
Keithowi nie poszło tak łatwo. Musiał drzwi otworzyć. Na szczęście kot nie biegł, tak że mogli za nim spokojnie nadążyć.
Kotek zaprowadził ich do pokoju, w którym przebywała reszta towarzystwa. I rozłożył się pod ścianą.

Widocznie Dantlan niezbyt przypadł mu do gustu. Reakcja była nad wyraz szybka i mało przyjemna. Na szczęście Lis przyjął to całkiem spokojnie.
Chociaż trudno było powiedzieć, czemu wpadł na pomysł bombardowania ściany owocami. Poza tym, jak już, powinien rzucić w ścianę kotem, co było nieco ryzykowne, albo marchewką, co było wyjściem bezpieczniejszym. W końcu i jedno, i drugie było mniej więcej pomarańczowe, tak jak korytarz.
Nim jednak Keith zdążył zaproponować Dantlanowi zmianę rodzajów pocisków ten chwycił za marchewkę.
I ściana zmieniła kolor.

Wezwanie wszystkich do broni może i było słuszne, ale Dantlan nie wiedział jednej rzeczy...

- Ten kot umie przenikać przez drzwi - powiedział Keith.
 
Kerm jest offline