Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2009, 18:10   #99
Kirosana
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai zjechał na dół i wylądował na miękkim, czerwonym dywanie. Nie tego spodziewały się jego pośladki. Oczy zresztą także były zaskoczone. Pokój z kanapą, całym asortymentem alkoholu i różnorakich naczyń do jego spożywania. W kącie wiśniowa szafka z książkami. Ogień wesoło trzaskający w kominku. Cały wystrój psuła tylko mroczna rzeźba stojąca w rogu. Przedstawiała Śmierć. Po chwili z jej głowy zeskoczył... kot. Zaczął ocierać się o Averre.

- Więc jednak przyszliście. - posąg ożył
Spojrzał na Reda i odesłał go.
- Nie należysz do tego świata
Rozejrzał się po wszystkich i oparł się na kosie.

- Więc kogo my tu mamy. Pięcioro rębajłów spod znaku topora. Kotraf, Halg, Patro, Tatro i Zahreg. Pięcioro? A co się stało z Hozregiem? Ach tak, wybrał buzdygan… Może pocieszy was fakt, że Hozreg ma się dobrze. Marudził tylko przez chwilę coś o niecelnym strzale z kuszy.

*-Najwidoczniej potrafi przemieszczać się pomiędzy światami

- Ach! Jest także znamienity Feliks Rauschigift Wróblem zwany, wynalazca jakże interesującej taktyki szermierczej. Szkoda, że cię za nią wyrzucili z akademii, naprawdę szkoda... A może sam odszedłeś? Może gdzieś w głębi czułeś, że życie oficera i szlachcica nie jest ci pisane? Może nie czułeś się… godzien?
Po kim jak po kim, ale po Feliksie chyba nikt się nie spodziewał, że jest, albo raczej był oficerem.

- Wilk, Keith Duncan Syn nie swego ojca. Co tam u braci? Ach, przepraszam, to ja powinienem powiedzieć. Mają się dobrze, jeśli chcesz wiedzieć. Ojciec również. Zaś matka, cóż. Z matką jest już gorzej.

*-No i idee o raju zostały zrujnowane. Chyba, że to nie tam jego matka trafiła.

- Honogurai, czy dobrze pilnujesz artefaktu? Nie chcielibyśmy przecież, żeby trafił w niepowołane ręce, prawda? Wiele istot mogłoby zginąć, istotnie wiele… A jeśli już o nich mowa, widziałem ostatnio twoją matkę. Nie radzi sobie biedaczka najlepiej.

*-Cóż, szkoda mi matki, ale teraz nic nie poradzę. Wolałbym wiedzieć więcej.

- Dantlan Stavin, Lisem zwany. Ty również nie należysz do tego świata i dobrze o tym wiesz. Jesteś pomyłką, pomyłko. I tak powinieneś się właśnie nazywać. Pewnego dnia wrócę po ciebie. I wierz mi, nie będziesz miał tyle szczęścia co w walce z czarodziejem.
*-Pomyłka? Ciekawe... Nawet bardzo. Czyżby Dantlan nie powinien żyć?
Chłopak spojrzał na maga, który tylko uśmiechał się drwiąco.

- Lenard Spoon. Twoje życie złączone jest z wieloma osobami, które chciałbyś nazwać przyjaciółmi, bądź towarzyszami. Pewnie ucieszy cię wiadomość, że wszyscy bez wyjątku nie żyją i że wszyscy zginęli w honorowej walce. Z jednym wyjątkiem. Sally została zgwałcona i zostawiona w krzakach z poderżniętym gardłem.
*-Mogło zaboleć.
I rzeczywiście Lenard po tych słowach nie wyglądał najlepiej. Taka śmierć towarzyszki, to nie jest coś co przyjmuje się z radością. Lepiej zostawić go teraz w spokoju.

-Vaelen Aarnauien, dla ciebie mam specjalne polecenie. Argelian jest rad z twoich dotychczasowych postępowań i pragnie rozwiać twoje niepewności – równowaga między życiem a śmiercią nie została zachwiana.

-I wreszcie Averre Stinill. Młoda kapłanka, która chciała by myśleć, że swoją cudowną osobą zdoła zbawić cały świat. Że pomagając innym zdoła zmyć plamę na jej sumieniu. Plamę, którą pozostawił ktoś inny. Chciałabyś szerzyć dobro i sprawiedliwość, droga Averre? Zacznij więc od samego początku, tego który omijasz szerokim łukiem odkąd ci go wskazano.
Kapłanka źle wyglądała podczas całej rozmowy ze Śmiercią. Gdy ta zwróciła się do niej bezpośrednio, tej pogorszyło się jeszcze bardziej

-A co się stało z drogą Vanyą? Ach tak, chciała wyjść z miasta. W tej chwili jest bliska opuszczenia, ale nie miasta. Tego świata.
Ożywieniec wbił w dywan kosę. Złączył palce, by po chwili znów je rozłożyć. Tym razem pomiędzy nimi ukazał się przekaz mówiący co się dzieje z Vanyą. Zbliżały się do niej mutanty. Trzy pełzały, a jeden poruszał się w postaci spionizowanej.
*-Sama musi sobie poradzić. Nie kazaliśmy jej iść.

- Wy! Po co tutaj przyszliście?! Chcecie zbawić to miasto, ten świat? A może szukacie władzy i potęgi?! Jak naiwnym trzeba być, żeby sądzić że można coś zdziałać w takim miejscu, jako kropla wody w oceanie?!
Jednak to wasz wybór. Przyjmę was w swoim królestwie z otwartymi ramionami, nie obawiajcie się. U mnie jest miejsce dla wszystkich.

*-Tyle, że ja je tu długo miejsca nie zagrzeję.-uśmiechnął się

Gdy posąg znów zastygł w swojej dawnej pozycji poczuł się jakby razem z resztą drużyny rzucił wyzwanie Śmierci. Jak zdążył usłyszeć Dantlanowi raz udało się ją przechytrzyć. Zaimponowało mu to.

Zobaczył, że Dantlan i Keith bawią się książkami. Keith powiedział Averre, że chce się dowiedzieć jak wytłumić pierścień. Zdziwiło go to, że szuka odpowiedzi w nienapisanej książce. Zainteresowany wziął do ręki tom w ciemnoniebieskiej oprawie. Otworzył na pierwszej stronie. Widniał na niej napis: "O co chodzi z tymi książkami?" To zdanie było idealnym odbiciem jego myśli w momencie otwierania książki.
*-"Interesujące... Ale nie przydatne.
Wsunął ją za pazuchę i poszedł za Dantlanem. Obrócił się tylko na Keitha i zobaczył, że ten głaszcze książkę
*-Zboczeniec jakiś, czy co?

Zastał Dantlana z dwiema czarnymi księgami. Wyglądało to trochę jakby chciał coś przesłać między nimi. Mag odłożył jedną książkę drugą schował.

Później zaczął oglądać stoik i miskę po czym przeszedł do ściany. Wyjął książkę i zaczął ją przytykać do stołu i ściany. Było to co najmniej dziwne. Później próbował ją jakoś przemieścić, aż w końcu... rzucił w półkole nad drzwiami marchewką. To było lekkie przegięcie, jednak... ściana stała się pomarańczowa! Oprócz tego, że była ładniejsza nic się nie stało. Kot wstał i przesiadł się na środek. Honogurai wziął banana z zamiarem rzucenia nią w tamto półkole i sprawdzenia czy ściana nie zechce być żółta. Wtem jednak Dantlan zaczął szaleć i wzywać wszystkich pod broń. Wyraźnie chodziło mu o kotka. Twierdził, że jest nieśmiertelny. Po chwili wszedł Keith. On z kolei uważał, że kot przenika przez drzwi. Chłopak śmiał się do rozpuku.
-Nie martwcie się! Ja i Averre was uratujemy! Prawda, Averre?
Wtem spojrzał na banana trzymanego w ręku.
-A masz bestio!-krzyknął rzucając w kotka owocem
[Rzut w Kostnicy: 13]
 
__________________




Ostatnio edytowane przez Kirosana : 11-04-2009 o 19:20. Powód: litrówka
Kirosana jest offline