Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2009, 00:46   #102
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Feliks zaczął wymachiwać zarówno bronią, jak i pięścią z sobie tylko znanych powodów w pokoju.
Jednakże przemieszczał się również od jednego końca pomieszczenia do drugiego, a na jego drodze stał krasnolud Halg, posiadacz wielkiego pistoletu.

Jak się można było spodziewać, Wróbel nie zauważył krasnoluda i ten oberwał pięścią prosto w czerep.
- Uuu… - powiedział nieco zdezorientowany Halg zataczając się. – Eee… Co ty wyrabiasz, cepie jeden?! Zrobiłem ci coś, czy jak?!
- Zostaw go. – upomniał go Kotraf. – Może i z wyglądu pijak i bęcwał, ale patrzajta jak mieczem wywija. Takiemu bym nie rad wchodzić w paradę.

W ciągu kilku następnych minut wszyscy, w różnej kolejności i w różnych celach, przeszli z jednego pomieszczenia do drugiego, które oddzielał zawiły łańcuch korytarzy i drzwi.

Ogólne zainteresowanie przykuwały kot, ściana naprzeciw drzwi, oraz miska z owocami. Dantlan i Averre przyszli do pokoju jako pierwsi i zainteresowali się dwoma ostatnimi czynnikami.
Zaś dwoma ostatnimi czynnikami zainteresował się pierwszy czynnik, czyli kot, który po rzucie Dantlana w ścianę jabłkiem, usiadł pod nią i bezczelnie patrzył się na czarodzieja.

Po kilku kolejnych pomysłach Lisa, z których większość dotyczyła kota, a jeden zakończył się podrapaniem ręki, czarodziej zdecydował rzucić wszystkimi owocami w ścianę.

Zwycięzcą okazała się marchewka, która w ścianę po prostu wniknęła. I ściana zaczęła zmieniać kolor, począwszy od miejsca gdzie zetknęła się z marchewką, aż cała zrobiła się pomarańczowa.

Wtedy nastąpił w pokoju chaos – Dantlan kazał wszystkim przygotować się do walki z czymś, co ewentualnie mogło wyjść zza ściany, Keith w gruncie rzeczy przyznał czarodziejowi rację dodając ciekawostkę o kocie, Vanya była zainteresowana jabłkiem, Honogurai próbował rzucić bananem w kota… z marnym skutkiem.
Zabójca potknął się przy braniu zamachu i banan poleciał w górę – odbił się od sufitu i wylądował obok leżącego Honoguraia.
Lenard zdawał się nie brać całej sytuacji poważnie, bo co może zrobić zwykły rudy kot? Feliks robił… no coś na pewno robił, lecz nikt nie był pewien co dokładnie, Averre zaś przygotowała łuk zgodnie z poleceniem czarodzieja.

Zaś Vaelen… próbował podnieść kota. I wielce się zdziwił, kiedy kot okazał się nie ruszać. Rudzielec najzwyczajniej zastygł w miejscu, w pozycji siedzącej i teraz przypominał bardziej jakiś posążek, niż żywego kota.

Jakby tego było mało, wewnątrz tego rzekomego posążka coś zaczęło… pukać?
Przypominało to nieco jajko z młodym ptaszkiem w środku, który koniecznie, ale to bardzo koniecznie, chciał wyjść na zewnątrz.

Aż wreszcie wyszedł. Jednak kota już nie przypominał.


Bliżej mu teraz było do wilkołaka. Był ogromny, biorąc pod uwagę rozmiary kotka, którym przed chwilą był. Miał co najmniej siedem stóp wzrostu, a jedyne co wskazywało że kilka sekund wcześniej był rudym kotem, był właśnie rudy kolor sierści.

- Co za cholerstwo?! – krzyknął któryś z krasnoludów. Bełt świsnął w powietrzu wbijając się bestii prosto w pierś. Jednak bestia wydawała się tego nie zauważać, nawet nie drgnęła.

- Nikt nie może poznać Sekretu. – powiedział gardłowo i z kiepskim akcentem stwór, po czym zawarczał i rzucił się na najbliższą osobę. Czy raczej osoby – krasnoludy.
 
Gettor jest offline