„No i kto wątpił w moje zdolności tropicielskie?! Wytropiłam węgorze!!! Ilu tropicieli umie wytropić w lesie węgorze?! Ha!”
Asael nieco sceptycznie podeszła do całej sprawy.
„Ładna rzeczka. Jest woda. No to bez problemu. Rzeczka o wiele ładniejsza od tych rurociągów tam u góry – zerknęła odruchowo w niebo – Żryjcie se ten chlor z kamieniem z rur, zakichane sroki! My tu ekologicznie...!”
Rozejrzała się, przykucnęła przy brzegu, nabrała wody w koszyczek z dłoni i ochlapała sobie twarz. Kolejny raz zaczerpnąwszy wody napiła się z ulgą. Sokół krążył ponad rzeczką, wreszcie zniżył lot i wylądował na ramieniu dziewczyny. Asael z uśmiechem pogłaskała go po miękkich piórach. Obserwowała w skupieniu węgorze krążącego przy dnie.
„Ale wielka ryba!”
węgorz pasjonował ją. Wił się, kręcił, ciamkał zabawnie pyszczkiem. Zaczaiła się i próbowała złapać go w rękę, ale musnęła tylko łuski.
„Obślizgłe! – pomyślała, rozbawiona. – Fajny taki, mięciutki i śliski”.
Przeciągnęła się, pogłaskał znów sokoła.
„Właściwie nie mam ochoty na węgorza. Jego mięso jedzie mułem! Hmm... – spojrzała po towarzyszach. – A gdzie piękna tradycja ze starych, dobrych czasów, kiedy to mężczyzna szedł na polowanie i przynosił mięcho do domu? Co prawda tam u góry na latającej wyspie status męskości w wielu przypadkach określała umiejętność otwierania upartego słoika z piklami, ale ci tutaj wyglądają jakby bez problemu mogli poradzić sobie z dzikim węgorzem.”
Uśmiechnęła się, ciekawa co z tego wyniknie.
„Na wszelki wypadek poszukam dla siebie jakiejś Malus sylvestris albo Pyrus pyraster...”
Posłała znów sokoła w niebo, aby szukał w okolicy drzew owocowych, najlepiej dzikich jabłoni lub gruszy. Jakby co, była już gotowa do dalszej drogi.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |