Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2009, 11:25   #83
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 9 - 2008-07-23 (środa) do godziny 12:00.


David Mallory


David czytał kolejną gazetę. Kolejny zestaw tych samych informacji – zmieniało się tylko nastawienie i efekt jaki osiągano przez obudowanie komentarzami suchej informacji... W końcu zrobiło się dostatecznie późno, aby wybrać się na przedstawienie. Przedstawienie jakiego miejsce zostało zapisane w elektronicznej pamięci samochodu. Usiadł za kierownicą i pojechał pod, do niedawna swój, adres.

. .

Secesyjna kamienica, która jakimś cudem przetrwała wojenną zawieruchę była przyjemnym lokum, jednak… Jednak czasami trzeba było zostawić stare życie za sobą i zacząć od nowa. Przez chwilę zastanawiał się czy parkować od frontu, czy raczej obserwować tylne wyjście... Front. O tylnym wyjściu niewielu wiedziało – w zasadzie wychodziło się przez sąsiedni budynek – chyba jeszcze pamiętające czasy wojny przejście wykute było w fundamentach i łączyło sąsiednie piwnice...

Zaparkował w sporej odległości od budynku i prawie natychmiast dostrzegł samochód obserwatorów. W sportowej czapeczce i okularach wysiadł z samochodu. Dyskretnie rozejrzał się i wszedł do kawiarni. Zamówił kawę i jakieś ciastko; usiadł przy wielkim oknie – z doskonałym widokiem na wejście do „swojej” kamienicy...

Zbliżała się 22:00, ale nic się nie działo. Absolutnie nic i Mallory zaczynał myśleć, że jest to jakaś pułapka czy może próba, czy... cokolwiek...

Jednak punktualnie o 22:00 pod domem – na jego miejscu parkingowym zaparkowało jego BMW i Steven Visconti wysiadł z samochodu... Z wrażenia Mallory odłożył filiżankę... Ten człowiek miał jego ruchy, jego nawyki, jego wygląd... Chciał się uszczypnąć oby sprawdzić czy...

Tymczasem Visconti z dobrze ukrytym zdenerwowaniem wszedł do budynku i po chwili światło na drugim piętrze zapaliło się. Chwila krzątania się po mieszkaniu i Steven wyniósł dwie torby, które wylądowały w bagażniku auta. Już miał wsiadać do samochodu, kiedy wolno obrócił się spoglądając na przeciwległy budynek... Mallory prawie to poczuł, to uczucie, kiedy spojrzenie snajpera i ofiary krzyżują się na ułamki sekund przed pociągnięciem za spust... Głowa Stevena odskoczyła do tyłu i po chwili ciało zwaliło się na ziemię wywołując zrozumiałą panikę i histerię u przechodzącej obok pary. Mężczyzna okazał się bardziej przytomny – wyciągnął telefon i zadzwonił...

Zgodnie z procedurą – wykorzystując pierwszą sposobność – obserwatorzy zmyli się z miejsca zdarzenia. Mallory mógłby przysiąc, że mężczyzna, który zawiadomił policję zarejestrował ich odjazd...

Po chwili na miejscu zdarzenia pojawiła się policja i pogotowie, które zresztą szybko odjechało, zabierając rozhisteryzowaną kobietę. Zaczęli się zbierać gapie i rozciągnięcie taśmy z napisem „Zakaz wejścia” David uznał za spuszczenie kurtyny.

Steven Visconti zginął zamordowany przed swoim mieszkaniem... Pięknie...

Dziennikarz wsiadł do samochodu i ruszył. W okolicy, na rogatkach miasta, znał niezły motel. Postanowił tam zanocować i przemyśleć ostatnie zdarzenia...



Sabine Schwartzwissen

Dawno nie spędziła takiego wieczoru z ciotką... Zanim położyła się spać sprawdziła jeszcze komórkę – niestety nie było jeszcze zwrotnej informacji od jej managera... Obudziła się późno i, gdy tylko wstała, sprawdziła telefon.

„Maesto Wladkovy jest na jakieś konferencji związanej z niekonwencjonalnymi metodami leczenia w Hiszpanii – wróci dopiero w przyszłym tygodniu. Jeżeli to sprawa pilna – polecił kontakt z panią Kassandrą Lindey. Lub – poczekanie do jego powrotu. Odezwij się rano. Pozdrowienia.”

Sabine natychmiast wybrała numer:
- Witaj, to fatalnie, że maestro jest niedostępny... Trochę zależy mi na czasie...
- Rozmawiałem wstępnie z panią Lindey. Maestro wspominał, że bardzo często wyjeżdża ona z Essen w sprawach zawodowych. Pozwoliłem więc sobie zadzwonić do niej i wstępnie umówić Cię na wizytę. Jeżeli...
- Kiedy? – przerwała niezbyt grzecznie Sabine. Była jednak zbyt blisko rozwiązania zagadki, aby przepuścić taką okazję.
- Za niecałą godzinę. Czy mam to przełożyć?
- Nie. Zdążę. Przyjedziesz po mnie?
- Oczywiście.
- Dzięki. Jesteś wspaniały.

Sabine szybko przygotowała się do wyjścia. W trakcie suszenia włosów przegryzła jakąś kanapkę i wypiła trochę soku.

Kilkadziesiąt minut później była na KircheStrasse 21, gdzie przyjmowała madame Lindey. Szukając na spisie lokatorów nazwiska Lindey zauważyła również nazwisko Gower. To nie było popularne w Niemczech nazwisko... Ale może to tylko zbieg okoliczności... Wybrała przycisk i odpowiedziała gdy w głośniku usłyszała „Słucham”:

- Sabine Schwartzwissen z tej strony. Jestem umówiona...
- Tak, proszę. – elektromagnes w drzwiach zabrzęczał i dziewczyna popchnęła duże, solidne drzwi.

W drzwiach na drugim piętrze oczekiwała młoda kobieta.

- Zapraszam... – wskazała ręką salon, gdy zamknęła za Sabine drzwi wejściowe do przyjemnie urządzonego mieszkania – Coś do picia? Może grzankę z miodem?





Eric Gower

Whiskey co prawda zmieniła poziom jego percepcji, ale przez to wszystko stało się jeszcze bardziej... idiotyczne.

Wszystko to było bardziej fikcją niż mogło być prawdą... Tylko... przecież... to co widział... Cholera...


Dopił ostatnią szklankę i spojrzał na butelkę – wiedział czy po prostu kupił dobre Whisky...

Obudził się później niż zwykle, może dlatego, że położył się późno, może dlatego, że swoje wypił...

Jego telefon po raz kolejny wydał z siebie krótką fanfarę informującą o nieodebranych połączeniach lub SMSach. Spojrzał na wyświetlacz i przeczytał wiadomość

„Dzięki...”

Numer nadawcy nic mu nie mówił... Chociaż – jeżeli dobrze pamiętał zakres służbowych numerów „IX” – to mógł być jeden z nich...

Podszedł do okna i zauważył Sabine wysiadającą z samochodu i idącą w kierunku jego kamienicy. Oczekiwał dzwonka domofonu jednak ten się nie odezwał. Spojrzał na zegar i uświadomił sobie, ze o tej porze często da się do budynku wejść bez dzwonienia – sąsiadki z dołu zaczynają pielgrzymki na zakupy... Otworzył drzwi i usłyszał na korytarzu kroki. Na sporej sieni głos rozchodził się doskonale i nie było wielkim problemem dosłyszenie, że Sabine wchodzi do pani psycholog dwa piętra niżej... Kolejny zbieg okoliczności?

Może on też powinien porozmawiać z psychoanalitykiem? Nie... zdecydowanie nie jest „szurnięty”...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 12-04-2009 o 11:27. Powód: formatting
Aschaar jest offline