Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2009, 11:57   #14
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dukt przez osadę, imitujący główną ulicę miasta składał się głównie z kałuż, kolein i wyraźnych dziur po kołach ciężkich wozów z urobkiem, które grzęzły w podmokłym gruncie. Teraz na szczęście było ładnie, ale normalnie w górach pogoda szybko potrafiła się zmienić, szczególnie jesienią i wiosną. Niemniej, kiedy słońce świeciło, osada ożywała nagle i pochowani w swoich budach ludzie i krasnoludy wychodzili na zewnątrz rozprostować kości. Mali chłopcy biegali bawiąc się w berka lub okładając kijami na podobieństwo prawdziwych wojowników, którymi pragnęli się stać, kiedy dorosną, a dziewczynki tuliły do piersi gałgankowe lalki patrząc, jak ich matki piorą na tarach brudne ubrania, gotują w miedzianych garach posiłki, cerują rozerwaną odzież. Jak zwykle, prawie wszystkie czynności domowe, łącznie z wychowaniem dzieci, pozostawały w gestii kobiet.


Biedotę z możnymi tego świata łączyła jednak całkiem ludzka cecha: ciekawość. Dla jednych grupa była atrakcją porównywalną z przyjazdem wozu wagantów, o ile kiedykolwiek taki odwiedził Talagbar, dla innych nadzieją, że może coś zrobią z tą kopalnią. Pewnie nie jeden górnik z dusza na ramieniu zapuszczał się teraz w ciemne korytarze po urobek, a niejedna kobieta ze strachem spoglądała na idącego do pracy męża myśląc, czy go jeszcze zobaczy. Kilku przecież już zginęło, a jeden oszalał i nigdy pewnie nie wróci już do normalnego życia. Ze współczuciem patrzyły na kobietę prosząca drużynę o pomoc, a nawet nie tyle pomoc, co litość, o oddanie jej jedynej pamiątki po zabitym przez tajemnicze bestie mężu. Takich próśb się nie ignoruje:
- Jeżeli cokolwiek znajdziemy, możesz wierzyć, że nie zapomnimy o tobie.

Patrzył na nią ze smutkiem i współczuciem. Utrata męża i dziecka była najgorszą rzeczą, jaka mogla spotkać kobietę w tym surowym, twardo walczącym o byt codzienny społeczeństwie. Szczęśliwie dla niej, młode lata i pożądana pewnie tutaj figura, z wielkimi piersiami i szerokimi biodrami, dawały dużą szansę, że za jakiś czas znajdzie sobie innego. Ale póki co, żyła w smutku, który dopiero czas mógł rozproszyć.

Natomiast uśmiech jedynie spowodowało dziecko komentujące kolor jego włosów. Lubił je barwić. Ale skoro to było takie dziwne … nagle pomyślał, że może jest tak postrzegany przez innych członków drużyny, jako małoletni fircyk, co to nie potrafi wyróżnić się umiejętnościami, dlatego próbuje wyglądem? Miał nadzieję, że tak nie jest, że, zwłaszcza, nie myśli o nim tak … Ale jak się tego dowiedzieć? Wstydził się po prostu zapytać. Zresztą, nie znali się przecież jeszcze na tyle i … eee, pokręcił głową:
~ Chyba daruję sobie to farbowanie, jeżeli naprawdę wygląda tak dziwacznie ~ zdecydował.

***

Droga za osadą była stosunkowo łatwa, choć pięła się ciągle pod górę. Jednak wyrobione przez wiele lat stałego użytkowania stopnie stanowiły pewne oparcie dla nóg. Drużyna! Patrzył na wszystkich, zastanawiając się, co potrafią i jak mogą sobie pomóc wzajemnie. Uśmiechnął się do Marthy, która, wbrew własnej opinii, wcale nie musiała się wstydzić swojej niebanalnej urody i kobiecego wdzięku. Wręcz przeciwnie! Podobnie zresztą, jak pozostałe dziewczyny, jednak zdające sobie sprawę ze swoich niewieścich walorów. Zresztą miał, może bezsensowne wrażenie … nie, to musiało być wrażenie! Wyniosłego elfa trochę się obawiał, podobnie jak krasnoluda, który po gburowatym zachowaniu w osadzie teraz milczał i z wyższością, niczym wszystkowiedzący mędrzec, obserwował innych. Tylko Falkon sprawiał wrażenie normalnego gościa, takiego do wypitki i do wybitki. „Ten o lepkich palcach”, jak ocenił krasnolud. Jeżeli trafił, to czarodziej nie mógł nie podziwiać jego bystrego oka. On nie miał zielonego pojęcia kim jest Falkon. Jednak, jeżeli rzeczywiście znał się na pułapkach i tym podobnych, byłby kimś szalenie pożytecznym. On, niestety, nie był w stanie pomóc swoją magia w tym zakresie, dlatego już na uwagę krasnoluda w karczmie pokręcił jedynie głową.

Wszyscy w drużynie wydawali się władać normalna bronią. To było jasne. Dlatego można się było spodziewać, co będą robić. Zagadką jednak pozostawała Erytrea, druga, obok niego, czarodziejka. Magia to bardzo szerokie możliwości. Oczywiście, jeżeli zna się odpowiednie czary, pasujące do bieżących okoliczności. On zajmował się głównie magią bojową, ale ona? Postanowił zapytać w tej sprawie:

- Nie mieliśmy jeszcze okazji dłużej porozmawiać, a przecież reprezentujemy tą sama profesję. Lepiej znać swoje wzajemne możliwości, jeśli mamy polegać na sobie. Specjalizuję się w przywołaniach, choć, nie powiem, żebym był zbyt dobry. A pani? – Zapytał urodziwą czarodziejkę.
Erytrea spojrzała na młodzieńca, jakby coś rozważając. Od rana ktoś wciąż zadawał jej pytania, lecz wiedziała, że muszą się bliżej poznać, jeżeli mają razem przetrwać zejście do kopalni.
- Moja specjalizacja opiera się na oczarowaniach.
Pokiwał ze zrozumieniem głową. Uroki stanowiły trudna sztukę magiczną i w jego umyśle kojarzyły się z urokiem osobistym. Erytrea pasowała do magii uroków łącząc w sobie jedno i drugie. Aczkolwiek po tym jednym krótkim zdaniu znać było niechęć do kontynuowania rozmowy. Niemniej jednak zapytał o istotną rzecz:
- Przepraszam, że się narzucam. Naprawdę. Jeszcze tylko: jak z magia bojową i ochronną, bo ja raczej dysponuję silnymi czarami ofensywnymi, ale nie za bardzo czym więcej.
- Nie, nic nie szkodzi. Rozumiem, dlaczego pytasz. Mam kilka czarów, które mogłyby zaszkodzić atakującym, lecz czy będą wystarczająco silne, to się dopiero okaże.
- Ja też nie wiem, bo nie wiem, co to może być kudłate i ziać ogniem. A pani przychodzą do głowy jakieś stwory?
- Co najwyżej piekielne ogary, ale co do ich kudłatości zapewne można by polemizować
- zażartowała. - Nie znam się za dobrze na bestiariuszach, ale to jedyne, co przychodzi mi do głowy - dodała już poważniej.
- Hm, kiedy wspomniała pani ogary, przypomniałem sobie, że istnieją jeszcze straszliwe konie zwane nocnymi koszmarami. Zieją ogniem i mają włochate grzywy. Ale co by robiły w chodnikach kopalni?
- Kelpie? To chyba wodne stworzenia?
- Nie, nie kelpie. To istoty podobne do ogarów, lecz konie. Nie pamiętam dobrze tej lekcji, bo wyszedłem wcześniej na rand ... znaczy, po prostu wyszedłem
.
Uśmiechnęła się.
- Jak już wspomniałam, nie znam się na bestiach. Bardziej na eliksirach.
- Hm, ja za to mam co do niech dwie lewe ręce, a od kiedy mojego nauczyciela spryszczyło na lekcji tworzenia eliksirów po mojej nieudanej probie stworzenia mikstury na porost włosów, powiedziano mi, żebym się skupił na innej dziedzinie magii.
- Gdyby wszyscy potrafili wszystko, świat byłby pełen samowystarczalnych odludków.
- Rozumiem, dlatego też posłuchałem nauczycieli i wziąłem to, co wychodzi mi znacznie lepiej.
- I bardzo dobrze, chyba że chciałbyś, żeby czarne, kudłate i ziejące ogniem dodatkowo było jeszcze pryszczate
.
Kobieta najwyraźniej miała tego dnia dobry humor.
- A może to jakaś istota z obcego planu? - Dodał kombinując na wszystkie strony. - A, no tak - załapał żart. - Co za dużo to niezdrowo, ale wie pani, po prostu chciałbym wiedzieć zawczasu, co to takiego. Moglibyśmy się odpowiednio przygotować.
- Przygotowaliśmy się na tyle, na ile byliśmy w stanie, lecz to prawda, także czułabym się lepiej, wiedząc, czego się spodziewać. Prawda jednak jest taka, że w życiu rzadko się to udaje. Musielibyśmy chyba być wróżbitami, a i to nie dawałoby gwarancji, ponieważ wróżby często są wieloznaczne. Obawiam się jednak, że tego typu dywagacje na niewiele nam się zdadzą.
- Niestety, wróżem nie jestem i kiepsko znam ten rodzaj magii
- pokręcił głową. - No trudno, radzi pani, by zdać się na los. Chyba tak rzeczywiście musimy zrobić, ale nie lubię tego. No cóż, poszperam w pamięci, może przypomni mi się jeszcze coś. Może to gnolle albo niedźwiedziożuki? - rozważał na głos. - Mieszkają w jaskiniach i są owłosione oraz chyba na tyle zdolne, żeby zrobić jakiś granat ogniowy, który mógł być wzięty za zianie ogniem. Owłosione też są minotaury i także inteligentne, ale skąd tak duża istota znalazłaby się w kopalni? Czy górnicy może wcześniej dokopali się do jakiegoś innego korytarza lub jaskini, z której mogło wyleźć to coś? Trzeba będzie spytać górników przy bramie. Może słyszeli o czymkolwiek dziwnym. Cóż, dziękuję, chyba ta, jak pani mówiła, trzeba będzie się zorientować na miejscu – podsumował całe rozważanie wiedząc identycznie tyle, co wcześniej, czyli nic.
- Racja, można popytać - przyznała.

***

Jak głosił koślawy napis na krzywej desce, bez upoważnienia nie wolno było wchodzić na teren kopalni, jeśli ta dziurę w skale można było w ogóle tak nazwać. No, chociaż możliwe, że wnętrze kryło znacznie więcej, niż wskazywał na to skromny otwór. Grupa krasnoludzkich i ludzkich twardzieli stojących na skalnej półce niezbyt przejmowała się chyba swoją pracą ochroniarzy. Przynajmniej z pozoru, bo kiedy drużyna wreszcie dostała się w pobliże wlotu do kopalnianego chodnika, zerwali się kierując bron w stronę przybyszy.


Ich przywódca, który jeszcze przed chwilą przykładał do oka jakiś kamień, jakby zastanawiając się, czy jest cokolwiek wart, teraz pytał ostrym głosem:
- Stać! Ani kroku dalej, kim jesteście i po co tu przyszliście? Wyjaśnijcie to natychmiast i nie próbujcie podnosić broni! Jestem Brulgot Żelazne Kowadło, dowódca ochrony i nie ma mowy, żeby ktokolwiek włóczył się na terenie kopalni bez stosownego pozwolenia.

Ostre restrykcje i rozkazujący głos krasnoluda był całkiem zrozumiały dla Eliota. Znacznie bardziej niż to, co wyprawiał Brog w karczmie ustawiając innych członków drużyny do pionu. Widać sytuacja z zabitymi górnikami podminowała wszystkich związanych z kopalnią. Krasnoludy należące do ochrony wydawały się nie mniej zdenerwowane od pozostałych pracowników i ostrożnie sprawdzały nieznajomych. Trudno było im się dziwić.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 14-04-2009 o 08:53. Powód: literówka
Kelly jest offline