Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2009, 19:58   #73
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Prowizoryczne posłanie nie było ani lepsze, ani gorsze od setek innych, mimo tego William nie zdołał tak od razu zasnąć.
I bynajmniej nie chodziło o nocleg w nowym miejscu.

W końcu jednak nadszedł sen. O dziwo - bez wielkich potworów.



Najwyraźniej nie spał zbyt dobrze, bowiem obudził się, zanim sir Robert złapał go za ramię i potrząsnął, by zbudzić.

- Stało się coś ciekawego? - spytał William.

- Nic, o czym warto by wspomnieć.


William mógł przekazać następcom podobną informację.



Zimna woda zmyła z oczu resztki snu. A potem mógł ze spokojem zasiąść do posiłku przygotowanego przez ostatnią wartę.

Skinieniem głowy podziękował za talerz zupy.

Z pewnością nie było to śniadanie w Royal Club, porównania z szarańczą smażoną w cukrze również nie wytrzymywało, ale William nie zamierzał narzekać. Korzonki czy larwy były gorsze. Bez porównania gorsze.

Przegryzając zupę "wynalazkiem" hrabiego Sandwicha rozmyślał o sprawach związanych z kolejnymi posiłkami.
Na tym dziwnym płaskowyżu raczej trudno będzie o zdobycie czegoś takiego, jak bawół czy antylopa. A to znaczyło, że trzeba będzie zastanowić się nad zmianami w jadłospisie.
Jaja żółwie były całkiem dobre... Jaja tych stworzeń były większe, ale pewnie też by się dało zrobić z nich jajecznicę. Gdyby trafili akurat w okres lęgowy...
Skoro można było jadać jaszczurki, a mięso krokodyla niektórzy zaliczali do przysmaków, to pewnie i większe wersje gadów dałoby się przerobić na coś strawnego. Problem polegał tylko na tym, że w drugą stronę też mogło to zadziałać. O czym niestety przekonali się tuż po wylądowaniu, a raczej rozbiciu się.

Sir Robert cierpliwie zaczekał, aż wszyscy zasiedli do posiłku.
W tym, co powiedział, było dużo racji. Ale nie do końca.

- Dziękuję - powiedział, biorąc z rąk Pattera dwa suchary. Po chwili, gdy w talerzach ukazało się dno powiedział:

- Nie ma się pan o co obwiniać, sir Robercie. Nie pan spowodował rozbicie się "Dedalusa", podczas której zginął Samson. Jeśli chodzi o śmierć pozostałej dwójki, to zachowaliśmy dostępne środki ostrożności. Nikt nie mógł przewidzieć istnienia tego... gigantycznego jaszczura.

Prawdę mówiąc żadnego z tych przypadków nie dało się przewidzieć. Co i tak nie zwalniało kierownika wyprawy i odpowiedzialnych za ochronę z odpowiedzialności. Nie był to jednak odpowiedni czas ani miejsce na rozrachunki.

William zmienił temat.

- Położenie geograficzne możemy ustalić. Na pokładzie "Dedalusa" był sekstans, zegarki - spojrzał na swój chronometr - działają. Ale raczej - cień uśmiechu przewinął się przez poważną dotąd twarz Williama - nie o to chodziło sir Robertowi. Znaleźliśmy się w krainie, o której wiemy bardzo mało. Nie wiemy również, w którą stronę się udać. Odradzałbym marsz wzdłuż strumienia, bo taka droga może nas doprowadzić do centrum płaskowyżu. Według mnie powinniśmy trzymać się blisko krawędzi. Może uda nam się znaleźć jakieś zejście...

W pobliżu miejsca katastrofy było to mało prawdopodobne.

- Jak tylko zrobimy porządek z tym, co mamy tutaj - wolał nie używać słowa 'bałagan' - trzeba będzie wybrać się na "Dedalusa". Może uda się uzupełnić ekwipunek. Trzeba będzie jeszcze pomyśleć, jak spalić resztki potwora.
- Profesorze - zwrócił się do Salvatore'a - czy na statku znajdują się jakieś materiały łatwopalne?
 
Kerm jest offline