Dotarli nad rzekę.
Świetnie, nareszcie chwila odpoczynku, można się przemyć, odświeżyć…
Woda była czysta. Z leniwym prądem płynęła, jakby chciała powiedzieć: „Nie trzeba się przejmować. Wystarczy dać się unieść z prądem, wszystko jest tak jak być powinno”.
Diriael przykucnął przy brzegu i opryskał twarz wodą. Achrol tymczasem był już w wodzie i pływał zadowolony. Nieco dalej Kurt doprowadzał swoje plecy „do stanu używalności” – jak już wcześniej dało się zauważyć, jego rany po skrzydłach nie zagoiły się tak dobrze jak wszystkim innym.
Espello zdjął koszulkę i zanurzył głowę w wodzie, po czym tuż przy brzegu położył się i zamknął na chwilę oczy. O tak, w taki sposób można odpoczywać...
„Tak właściwie, to idealne miejsce. Trzeba spróbować…” – pomyślał Diriael. Miejsce świetne na postój, choćby krótki. Siły odzyskał już w znacznym stopniu… - „Tak, to trzeba wypróbować. A więc wstaj…”
Zimna woda obryzgała jego nagrzane już w słońcu ciało. Poderwał się i zobaczył, jak roześmiany Achrol z pomocą Kurta chlapią całą „populację” brzegu, uszczuplając ją zaraz o Asael. Diriael także się zaśmiał i zrzucając buty i podwijając spodnie zaczął pryskać wodą na „agresorów”.
Po chwili wyszedł, dostając jeszcze chlapnięcie w plecy na pożegnanie. - OK., teraz poczekajcie, muszę coś przetestować!
Nie zwrócili na niego zbyt wielkiej uwagi… w końcu się chlapali!
Dobra. Jeszcze raz „strząsnąć” z siebie wodę, i…
...i już! Udało się bez problemów – po nagłym błysku przypominającym ten, jaki towarzyszy słońcu odbijającemu się w oczy od tafli lustra, na brzegu zamiast Diriaela stał gwardzista, dokładnie taki, jak jeden z tych eskortujących ich w pojeździe wektorowym na Dół.
Dokładnie! Jakby jego odbicie w lustrze!
Przemieniony Espello zaśmiał się głośno. Zwykle w cudzym ciele czuł się nieswojo – funkcjonował całkowicie normalnie, jednak gdzieś tam w środku pozostawało odczucie, że to ciało nie jest skrojone idealnie dla jego osoby. A teraz? Teraz w większości ciała wrażenie było takie samo, jednak coś pasowało dużo lepiej niż w „oryginale”.
Skrzydła! Przynajmniej na tę chwilę, przynajmniej w tym ciele, Diriael znów miał skrzydła! Boże, co za cudowne uczucie!
Mężczyzna nie mógł oprzeć się, żeby nie rozpostrzeć ich i nie podlecieć na metr, czy dwa.
Teraz zwrócił uwagę, że wszyscy – może poza Ebriel – patrzą na niego zdezorientowani. - To ja – zapewnił cudzym głosem. Ot, tak gwoli ścisłości.
*
Krótką chwilę później Asael zaczęła robić dziwne znaki. Widocznie kolejna wiadomość od sokoła. Padła na ziemię… Że śmierć? Pokazała kierunek. - To na końcu wyglądało, jakbyś umierała. Ktoś kogoś zabił? Tam, w głębi lasu? A dłoń? To... chodzi Ci o liczbę? Pięć? Pięć trupów? – dopytywał się Kurt.
Diriael wzbił się w powietrze nieco powyżej poziomu koron drzew. Wytężył wzrok, jednak samego miejsca incydentu – jeśli rzeczywiście o coś takiego chodzi – nie zobaczył. Ujrzał natomiast ciągnąca się za kawałkiem lasu drogę, czy też wyjątkowo dużą ścieżkę. W pierwszym przypadku byłaby raczej zapomniana, w drugim dosyć wysoko uczęszczana. Rozrzut trochę duży.
Espello zleciał z powrotem na ziemię. - Nie widzę nic, o co konkretnie mogłoby chodzić… Ale tam, gdzie Asael pokazuje, jest droga, czy duża ścieżka… To o nią chodzi, Asael?
__________________ Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Ostatnio edytowane przez Diriad : 13-04-2009 o 23:36.
|