Stał na poboczu drogi, bardziej uklepanego piachu imitującego coś co powinno być drogą. Czekając na resztę ekipy „sprzątającej” kopalnie, sprawdzał dokładnie sprzęt.
Mówił cicho: lina – jest,
hak – jest, kusza – jest oo nawet działa ~uśmiechnął się w duszy~, gogle – są. Sprawdził dokładnie mocowanie gumki trzymającej szkła.
Kończąc sprawdzać rapier spostrzegł małego chłopca patrzącego się na niego jak mysz na ser z rozdziawionymi ustami. - co jest mały? Zatkało kakało ? Podskocz do góry, podkurcz nogi i uderz energicznie pośladkami o ziemie – pomaga.
Chłopiec widocznie nie do końca zrozumiał słowa wypowiedziane w jego kierunku, najwidoczniej postanowił się nad nimi nie zastanawiać i szybko odpowiedział. - a ty iść z tymi resztom do kopalni ?
- tak, a przynieść ci jakiś święty kamyk czy coś ?
- kamyk nie, ale coś fajnego można bym chciał. Mówią ze tam jest diamenty co złoto kosztują.
- jak jakiś spotkam na pewno ci przyniosę, kupisz sobie za to ubranie i buty jakieś bo wyglądasz jak „7 nieszczęść”, ale może coś mi za ten kamień powiesz ?
- a co.. - podrapał się po głowie odpowiadając - nie widziałeś tu przypadkiem jakiś dziwni ubranych większych od ciebie istot, chcących dostać się do kopalni? Może coś zauważyłeś tymi swoimi małymi ślepkami ?
Mały zamyślił się i po chwili wybełkotał: - ja tam nic nie widziałem, takich jak ty tu rzadko są – same górniki tu najczęściej się kręcą.
Może i by powiedział coś więcej ale chyba matka go zawołała z dość mocno skrzekliwym głosem, mały zerwał się jak kaczki na bagnach i poleciał w kierunku imitacji domu.
Powoli zaczęli schodzić się członkowie drużyny. Za otrzymany od Eryterii płaszcz podziękował , ale zostawił go w pokoju. Połączenie wełny z woda nie należy do najlżejszych – a ON musiał być jak najmniej obciążony – cholera wie jak wysoko będzie musiał tam skakać i się wspinać.
Po dojściu do kopalni od razu zauważył że strażnicy to typowe tłuki tylko do topora i raczej mózg zajmuje minimalną cześć ich czachy – dlatego rozmowa z nimi nie miała najmniejszego sensu.
Po pokazaniu dokumentów „tłuczki” zawołały sztygara.
Po kilku chwilach mogli zobaczyć nie młodego już krasnoluda wychodzącego z kopalni, z siwą brodą idącego wolno ale pewnie. Na pewno nie jedno już w życiu widział i nie jedno wykopał.
Falkon stanął z przodu drużyny zaraz koło Broga, nie znał wszystkich przyzwyczajeń krasnoludów ale pomyślał że lepiej będzie kiedy krasnal przywita krasnala. Po wymianie kilku słów w krasnoludzkim, Falkon zapytał: - Zanim reszta grupy zaleje Pana pytaniami ja mam takie 3 szybkie, czy jest inne wyjście z kopalni? Jak daleko w głąb jest „bezpiecznie”? Jakie duże są korytarze, tak mniej więcej?
Sztygar zmierzył Falkona dokładnie po czym basowym głosem we wspólnym odpowiedział - Drugiego wyjścia nie ma, Jeśli chodzi o miejsce gdzie zaczęły się problemy jest w oddalonej części kopalni, gdzie górnicy drążyli nowy tunel, bo odkryli tam bogate złoża krwawnika. Na wszelki wypadek, po wydarzeniach zasypaliśmy przejście w tamten rejon. A co do wielkości korytarzy zaraz sami zobaczycie jak to wygląda. Zaprowadzę was do samego zasypanego tunelu i dam dwóch ludzi do odkopania go. Po drodze będziemy mogli porozmawiać..
__________________ play whit the best, die like a rest :)
Ostatnio edytowane przez falkon : 15-04-2009 o 16:07.
Powód: literówki
|