Wątek: Klepsydra
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2009, 18:13   #13
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Bezimienny kręcił w najlepsze wskazującym palcem koło swojego ucha. Tym samym informując, że ma was za niespełna rozumu, a może wszystko to z uwagi na ogarniające go znużenie? W przypadku tej istoty, trudno było zdobyć się na coś, choć zbliżonego do jednoznaczności. Wszystko tutaj zdawało się posiadać drugie dno. On sam był niczym wizytówka tego miejsca. Zupełnie jak podczas partii pokera. Jedynym co trzyma się w dłoni jest słaba karta, zaś jedyną bronią niezbyt duże prawdopodobieństwa przewidzenia zachowania, którym miał zamiar was uraczyć. Toteż trudno wam było przełknąć jego reakcję na ostatnie słowa Franka. Uraczył go bowiem zezem, przechyleniem głowy i wystającym z ust językiem.

- Przyszłość jak już mówiłem, jest poza waszym zasięgiem. – O dziwo ani myślał dodawać czegoś na wzór „przynajmniej na razie”. Wypowiedź zakończył wciągnięciem w swe płuca ogromnej ilości tlenu.

Otaksował was spojrzeniem i wzruszył ramionami. Zapowiadał się kolejny nużący wykład. No przynajmniej on najwyraźniej za takie uważał swoje monologi. Zaczął obracać w palcach swą laskę, co jakiś czas nawet podrzucając ją niczym batutę. Drgnął, jakby z wielkim trudem powstrzymał właśnie defiladowy krok.

- A więc moi drodzy Podróżnicy. – Zatrzymał swą laskę w praktycznie idealnym poziomie. Ruchem głowy wskazał jej prawy koniec. – Według was czas jest niczym prosta droga. Przechodząca wedle własnego widzimisię z przeszłości do teraźniejszości, ostatecznie kończąc jako przyszłość. – Pokręcił głową z miną wyrażającą delikatne rozbawienie uroczą niewiedzą tak charakterystyczną dla dziecka. – Otóż mylicie się.

Ponownie przesunął ręką przed swoim nosem. Tym razem miast Central Parku ujrzeliście setki niewielkich kropek. Pozwolił wam przyjrzeć się im dokładniej, by chwilę później strzelić palcami i sprawić, że wszystkie punkty połączyły cienkie linie.

- Każdy z tych punktów jest przeszłością, przyszłością i teraźniejszością. Wszystko zależy jednak od interpretacji. – Zaśmiał się i podrzucił swoją laskę zaś ta zniknęła pochłonięta przez ciemność. – Zmiany determinują podjęte działania. Co nie zmienia faktu, że nawet zmieniając przeszłość, nadal jesteście w stanie osiągnąć znaną wam teraźniejszość. – Podrapał się po brodzie i zastanowił nad czymś. – Słowem. Nic nie sprawi, że znana wam teraźniejszość zniknie. Może ulec zmianie, mogą pojawić się dodatkowe wydarzenia. Lecz to co znane, zawsze pozostanie osiągalne. Co jednak oczywiste, niekoniecznie ponownie osiągnięte.

Strzelił palcami i ponownie obszedł latarnię.

- Zresztą, nie wiem tak naprawdę dlaczego wam to tłumaczę. – Wzruszył ramionami i laską, która znowu pojawiła się w jego ręce. Z całej siły uderzył w kulę, która reprezentowała przeszłość. Nim ostatecznie straciliście przytomność usłyszeliście jeszcze. – Pozwoliłem sobie bowiem zadecydować za was.

***

Polana, na jej środku drzewo, pod nim zaś dziecko. Nie mogło mieć więcej niż siedem, osiem lat. Wiek był jednak zupełnie nieistotny. Młodzieniec siedział tak, niemalże zahipnotyzowany przez piasek, który przenikał przez otwór w jego pięści i podążał ku ziemi.

- Buuu! – Rozległ się nagle wrzask, a siedzące pod drzewem dziecko podskoczyło i wyrzuciło zawartość dłoni w powietrze. Chwilę później opamiętało się jednak. Nie zaczęło rozglądać się w nerwach. Zwyczajnie wzięło większy wdech i podrapało się po głowie.
- To było niegrzeczne. – Głos miało spokojny i o dziwo dobrze wam znany.

Zza drzewa wychylił się drugi chłopak. Najpewniej w podobnym wieku, co jednak trudno było wam ocenić. Całe jego ciało okryte było bowiem białymi bandażami. Podbiegł do swego towarzysza i kopnął go w ramię.

- Ciota! – Pokazał mu język.

Wtedy też wszystko zamarło. Obaj odwrócili bowiem swe głowy i spojrzeli na was. Patrzyli w wasze oczy, choć w istocie byliście tam fizycznie nieobecni. Uważnie lustrowali obiekt swego zainteresowania. Wy natomiast poczuliście ogromny ciężar. Zupełnie tak jakbyście zostali spętani grubymi i potwornie ciężkimi łańcuchami. Zabandażowany podskoczył i wskazał na was palcem. Widzieliście jedynie jego oczy, kryło się w nich coś niepokojącego. Szaleństwo?

- Precz! – Krzyknął.

Ponownie wpadliście w objęcia ciemności.

***

Ta jednak szybko uległa jasności, która nic nie robiła sobie nawet z zaciśniętych powiek. Czuliście pod sobą piasek. Był w waszych butach, ustach i ubraniach. Słońce było w tym miejscu tak intensywne, że nie sposób było dostrzec jakiekolwiek konkrety. Rozejrzeliście się tylko w koło. Otaczał was przerażająco żółty bezkres. Wtedy też dojrzeliście coś co kontrastowało z jednolitą barwą pustyni.



Dziwne ruiny. Nadal tak uciążliwie niewyraźne. Cień, tak upragniony przez was cień, który je otaczał, był jednak wyraźny. Znajdowały się na wyciągnięcie ręki. Doczołgaliście się więc do nich. Nadal porażeni temperaturą i dziwnym odrętwieniem, które krępowało ruchy. Właśnie wtedy też wasze oczy przywykły do światła.

W oddali dostrzegliście coś czego nigdy byście się nie spodziewali. No przynajmniej tak długo, jak wasze umysły nie przywykną do tej nader abstrakcyjnej sytuacji, która stała się waszym udziałem. Oto daleko przed wami rozciągał się rząd wysokich słupów. Nie byliście w stanie dostrzec jakichkolwiek szczegółów. Co więcej pustynia utrudniała ocenę odległości. Nie byliście więc tak do końca pewni, jak wiele was od nich dzieli.

Nie otrzymaliście jednak czasu na rozmyślania. Wstrząsnął wami bowiem przerażający ryk. Próby zidentyfikowania go i przypisania do jakiegokolwiek znanego wam zwierzęcia, spełzły na niczym.
 
Rusty jest offline