Zaledwie z kociakiem zaczęło się coś dziać, Keith sięgnął po broń. W przypadku nieznanego niebezpieczeństwa lepiej było zachować pewien dystans, a w takiej sytuacji lepiej było użyć właśnie kuszę... *Wilkołak* Keith bardzo był ciekaw, jaką minę ma w tej chwili Honogurai. Przed chwilą tak szczerze się śmiał ze słów Dantlana i Keitha... Niestety, nie było teraz czasu, by to sprawdzić.
Wyszło na to, że to oni mają rację. Jednak w kotku tkwiło coś niebezpiecznego. I to duże coś... Aż dziw, że zmieściło się w takim małym stworzonku.
Bełt z kuszy Patro (krasnolud miał niezły refleks) nie zrobił na stworze żadnego wrażenia.
Może magia będzie lepsza...?
Czy rzut kotem były lepszy, niż rzut marchewką? Jedno i drugie miało ten sam kolor, a skoro marchewka wniknęła w ścianę, to może i kot. I nie byłoby problemu...
Gdybanie jednak nic nie dawało, nie załatwiało problemu potwora. Co z tego, że pierwszym celem ataku były krasnoludy... Feliks, wykrzykując coś niezrozumiałego, rzucił się na wilkołaka z kawałkiem nogi od stołu. Jakby nie miał swego miecza, którym się tak przechwalał. Może widok tego stworzenie źle wpłynął na nadwyrężone alkoholem szare komórki Wróbla. A może pomylił wilkołaka z legendarnym wampirem, którego ponoć trzeba było zakołkować. Vanya była na szczęście mądrzejsza i zaatakowała czymś, co powinno być bardziej skuteczne. Co prawda troszkę przesłoniła cel... Keith uniósł kuszę i strzelił. Pełen ognistej energii pocisk pomknął w stronę głowy wilkołaka. W tej samej chwili Keith rzucił czar.
- Oślepnij! - wypowiedział bezdźwięcznie. |