Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2009, 12:20   #61
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdzieś w głębi Doczesności

-Amaryllis... Amaryllis... Słyszysz mnie? Jestem przyjacielem.

Do uszu siedzącej amerykanki dobiegł szept basowego głosu. Tedy poczuła na swym ramieniu rękę, ciepłą dłoń. Śmierć była zimni, była śniegiem i zamarzniętym jeziorem, brakiem. Tymczasem dłoń była ciepła, tętniła w jej krew jakby wbrew prawą Umbry. Taka...Żywa.

-Nie bój się. Masz potężnego ducha, wielka siła rzuciła Cię tutaj miast w krainy śmierci... No dobrze, wstawaj już.

Dziewczyna poczuła, że siedząc na pomoście prawie przymarzła do niego, z ledwością czuła końce stóp i dłoni, szron osadził się na włosach. Najpierw ciepłe dłonie mężczyzny poczuła w pasie i na dłoniach kiedy mocarny Rosjanin wprost ją podniósł. Srebrny krzyż zadyndał na łańcuchu,
Amaryllis odwróciła się tyłem do jeziora. Za sobą mroźna toń śmierci, przed nią pomost i ciemność oraz schody którymi przyszła. Na tle tej gęstej ciemności jaśniała sylwetka Mistrza Rasputina wstęgami Kwintesencji. Mocarny mężczyzna zdawał się wprost podtrzymywać ją cały ten świat. Uśmiechnął się lekko.

-Teraz dzieciaku powiedz mi jak się stąd wydostać...

Mężczyzna uśmiechnął się smętnie, złożył ręce do modlitwy. Tutaj nawet myśl miała fizyczną wartość i właśnie ciężar myśli Rosjanina Amy poczuła i uślyszała.

”Panie Jedyny pośród nicościami, Twój sługa pokorny śmie się zwracać w Twoje ramiona, ześlij...”

Woda wzburzyła się. Jeden wspólny krzyk, tysiące twarzy i dłoni lodowych topielców, mroźny wicher szarpnął drzewami. Nikt nie lubi jeśli mu odbierać coś co było jego.

-Amen.

Potem drugi głos.

-Wracaj!

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

-Wracaj!

Amaryllis poczuła ukłucie w klatce piersiowej, jedno i kolejne wraz z niepośpieszającym rytmem serca i oddechem pełną parą, wraz z umysłem na powrót wracającym do ciała. Jej pluszak utulony w ramionach, najpierw widziała niewyraźnie i pierwsze co doświadczyła tym świecie to był cudny zapach ziół. Potem było tylko lepij i mocarny głos stojącego do tej pory bez słowa Mistrza Rasputina.

-Dzieciaku... Jak miło widzieć Cię pośród nas. Nie zrywaj się gwałtowanie, odpocznij. Nie trafiłaś w najlepszy dla kondycji psychicznej rejon. Jest już późna godzina. Inna, prześpij się może, ty Amaryllis najlepiej też.

Faktycznie, zarówno jednej jak i drugiej kobiecie w lecznicy oczy same kleiły się do snu.


Nie inaczej wyglądała kondycja psychofizyczna Ravny Turi oraz Siergieja który byli równie zmęczeni. Korytarz do skrzydła z pokojami wyglądał identycznie jak tamten dla reszty członków. Cztery drzwi, rzeźbione, wielkie z mosiężnymi klamkami. Ostatnie wyjątkowo zakurzone.
Aureliusz Marek Prim bani Bonisagus
Przewodniczący Rady Fundacji Białych Kruków
Sieroża zapukał. Drzwi zaskrzypiały lekko, mag ujrzał tylko drewniany, okrągły przedsionek pokoju Diakona. Sam Diakon odchylił się na bok i zakrywając dłoniom usta ziewnął Wysłuchawszy maga uśmiechnął się smętnie.

-Jesteś tego pewien Adepcie? Jeśli tak, to zapraszam do mnie.

Wnętrze pokoju hermetyka prezentowało się okazale. Pierwszy był okrągły przedsionek, ściany z drewnianych, nieoszlifowanych bali pięły się wysoko do marmurowego sufitu z którego kołysały się dwie lampki naftowe na łańcuchach. Podłoga zaskrzypiała miło pod nogami dwóch magów. Przytulnie oraz dwie pary drzwi po lewej i prawej. Mistrz Aureliusz otwarł kluczem z kieszeni te po lewej. Tamta sala była zupełnie inna, oj zupełnie inna.
Mała, zawierała tylko wyszlifowany kamień oraz trzy okna z których padało miękkie światło. Pośrodku siedział przywiązany do rzeźbionego krzesła oficer. Odzysał już całkiem dobrą kondycje fizyczną i prócz potarganego miejscami mundur nic mu nie było. W rogu, skryte w cieniu leżały inne, odsunięte meble – stolik i trzy krzesła.

-Podpułkownik Dołmatow. Z tego co sam sprawdziłem, rzekomo miał służyć pod generałem armii Władimirem Bakinem.

Mistrz Aureliusz oparł swoją laskę o ścianę i usiadł na krześle w rogu. Dystyngowanie, powoli – wszystko jak powinno się czynić wedle etykiety.[/i]

-Jest twój.


W tym czasie Ravna znalazła Mistrza Roberta wraz ze swoim uczniem. Biblioteka stanowiła piękne miejsce, pośród plątaniny trzymetrowych regałów oświetlanych tylko naftowymi lampami unosił się piękny zapach książek i starości.



Strugi światła oświetlały unoszący się w powietrzu kurz, a do uszu kobiety docierała czyjaś rozmowa. Chociaż biblioteka wcale nie była duża to najwidoczniej nikt nie pomyłaś aby ułożyć regały w cywilizowany sposób i albo przypominały labilny albo też trzeba było iść wężykiem między nimi. Wreszcie znalazła miejsce z czterema stolikami i krzesłami. Jeden zawierał pozostawionego laptopa, dwa puste zaś na ostatnim siedział właśnie Mistrz Robert. Jak tylko Gustaw dojrzał Ravnę to poszedł gdzieś dalej w labirynt biblioteki. Pośród rozrzuconych książek widniały interesujące tytuły, takie jak „Zmiennokształtni – zebranie raportów lata 1841-2000” czy „Triada i Metafizyczna Trójca w ujęciu Doczesności i Ziemi”.

-Ravna, uprzedzałem jak będzie wyglądać Twoje przeznaczenie tutaj...

Był zmieszany. Nerwowo wertował kartki z ręcznymi szkicami form wilkołaków. Starzy magowie mieli swoje sposoby na informowanie się. Lecz Mistrz Robert był wielce zdenerwowany, zakłopotany. Poprawił drżącymi palcami okulary, przełknął ślinę.

-Wszyscy z waszej grupy są zmęczeni. Jutro narada fundacji. Już nawet pomijam fakt, że najprawdopodobniej mamy szpicla. To niebezpieczne... Jutro po naradzie fundacji mogę nawet sam z tobą go poszukać bo domyślam się,ze chodzi o wilkołaka, czyż nie?


Tymczasem na holu dziedziny Grigorij ciągle podśpiewywał, a Jon chodząc wkoło próbował połączyć się z ostatnim numerem. Wrogo spojrzała Kultystę Ekstazy który akurat pośpiewał:

-Ja widzę krew...

-Zamknij się!

Głos zdenerwowanego [b]Jona[/b[] rozległ się w całej dziedzinie. Wirtualny Adept dzwonił ciągle pod ten sam numer i nic.

-Jaj, on jest w Ciszy a ja na niego wrzeszczę.

Wreszcie zrezygnowany schował telefon, usiadł obok Grigorija. Siedział kilka chwil wpatrując się w sklepienie. Był zrezygnowany. Rzucił lakonicznie spojrzenie na Samuela jakby z żalem.

-Ej, te, hologram... Anna była u Ciebie ostatnio? Mówiąc, żeby Cię powitała... Nie wiesz co molo się stać... Pewnie nie wiesz...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online