Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2009, 12:20   #61
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdzieś w głębi Doczesności

-Amaryllis... Amaryllis... Słyszysz mnie? Jestem przyjacielem.

Do uszu siedzącej amerykanki dobiegł szept basowego głosu. Tedy poczuła na swym ramieniu rękę, ciepłą dłoń. Śmierć była zimni, była śniegiem i zamarzniętym jeziorem, brakiem. Tymczasem dłoń była ciepła, tętniła w jej krew jakby wbrew prawą Umbry. Taka...Żywa.

-Nie bój się. Masz potężnego ducha, wielka siła rzuciła Cię tutaj miast w krainy śmierci... No dobrze, wstawaj już.

Dziewczyna poczuła, że siedząc na pomoście prawie przymarzła do niego, z ledwością czuła końce stóp i dłoni, szron osadził się na włosach. Najpierw ciepłe dłonie mężczyzny poczuła w pasie i na dłoniach kiedy mocarny Rosjanin wprost ją podniósł. Srebrny krzyż zadyndał na łańcuchu,
Amaryllis odwróciła się tyłem do jeziora. Za sobą mroźna toń śmierci, przed nią pomost i ciemność oraz schody którymi przyszła. Na tle tej gęstej ciemności jaśniała sylwetka Mistrza Rasputina wstęgami Kwintesencji. Mocarny mężczyzna zdawał się wprost podtrzymywać ją cały ten świat. Uśmiechnął się lekko.

-Teraz dzieciaku powiedz mi jak się stąd wydostać...

Mężczyzna uśmiechnął się smętnie, złożył ręce do modlitwy. Tutaj nawet myśl miała fizyczną wartość i właśnie ciężar myśli Rosjanina Amy poczuła i uślyszała.

”Panie Jedyny pośród nicościami, Twój sługa pokorny śmie się zwracać w Twoje ramiona, ześlij...”

Woda wzburzyła się. Jeden wspólny krzyk, tysiące twarzy i dłoni lodowych topielców, mroźny wicher szarpnął drzewami. Nikt nie lubi jeśli mu odbierać coś co było jego.

-Amen.

Potem drugi głos.

-Wracaj!

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

-Wracaj!

Amaryllis poczuła ukłucie w klatce piersiowej, jedno i kolejne wraz z niepośpieszającym rytmem serca i oddechem pełną parą, wraz z umysłem na powrót wracającym do ciała. Jej pluszak utulony w ramionach, najpierw widziała niewyraźnie i pierwsze co doświadczyła tym świecie to był cudny zapach ziół. Potem było tylko lepij i mocarny głos stojącego do tej pory bez słowa Mistrza Rasputina.

-Dzieciaku... Jak miło widzieć Cię pośród nas. Nie zrywaj się gwałtowanie, odpocznij. Nie trafiłaś w najlepszy dla kondycji psychicznej rejon. Jest już późna godzina. Inna, prześpij się może, ty Amaryllis najlepiej też.

Faktycznie, zarówno jednej jak i drugiej kobiecie w lecznicy oczy same kleiły się do snu.


Nie inaczej wyglądała kondycja psychofizyczna Ravny Turi oraz Siergieja który byli równie zmęczeni. Korytarz do skrzydła z pokojami wyglądał identycznie jak tamten dla reszty członków. Cztery drzwi, rzeźbione, wielkie z mosiężnymi klamkami. Ostatnie wyjątkowo zakurzone.
Aureliusz Marek Prim bani Bonisagus
Przewodniczący Rady Fundacji Białych Kruków
Sieroża zapukał. Drzwi zaskrzypiały lekko, mag ujrzał tylko drewniany, okrągły przedsionek pokoju Diakona. Sam Diakon odchylił się na bok i zakrywając dłoniom usta ziewnął Wysłuchawszy maga uśmiechnął się smętnie.

-Jesteś tego pewien Adepcie? Jeśli tak, to zapraszam do mnie.

Wnętrze pokoju hermetyka prezentowało się okazale. Pierwszy był okrągły przedsionek, ściany z drewnianych, nieoszlifowanych bali pięły się wysoko do marmurowego sufitu z którego kołysały się dwie lampki naftowe na łańcuchach. Podłoga zaskrzypiała miło pod nogami dwóch magów. Przytulnie oraz dwie pary drzwi po lewej i prawej. Mistrz Aureliusz otwarł kluczem z kieszeni te po lewej. Tamta sala była zupełnie inna, oj zupełnie inna.
Mała, zawierała tylko wyszlifowany kamień oraz trzy okna z których padało miękkie światło. Pośrodku siedział przywiązany do rzeźbionego krzesła oficer. Odzysał już całkiem dobrą kondycje fizyczną i prócz potarganego miejscami mundur nic mu nie było. W rogu, skryte w cieniu leżały inne, odsunięte meble – stolik i trzy krzesła.

-Podpułkownik Dołmatow. Z tego co sam sprawdziłem, rzekomo miał służyć pod generałem armii Władimirem Bakinem.

Mistrz Aureliusz oparł swoją laskę o ścianę i usiadł na krześle w rogu. Dystyngowanie, powoli – wszystko jak powinno się czynić wedle etykiety.[/i]

-Jest twój.


W tym czasie Ravna znalazła Mistrza Roberta wraz ze swoim uczniem. Biblioteka stanowiła piękne miejsce, pośród plątaniny trzymetrowych regałów oświetlanych tylko naftowymi lampami unosił się piękny zapach książek i starości.



Strugi światła oświetlały unoszący się w powietrzu kurz, a do uszu kobiety docierała czyjaś rozmowa. Chociaż biblioteka wcale nie była duża to najwidoczniej nikt nie pomyłaś aby ułożyć regały w cywilizowany sposób i albo przypominały labilny albo też trzeba było iść wężykiem między nimi. Wreszcie znalazła miejsce z czterema stolikami i krzesłami. Jeden zawierał pozostawionego laptopa, dwa puste zaś na ostatnim siedział właśnie Mistrz Robert. Jak tylko Gustaw dojrzał Ravnę to poszedł gdzieś dalej w labirynt biblioteki. Pośród rozrzuconych książek widniały interesujące tytuły, takie jak „Zmiennokształtni – zebranie raportów lata 1841-2000” czy „Triada i Metafizyczna Trójca w ujęciu Doczesności i Ziemi”.

-Ravna, uprzedzałem jak będzie wyglądać Twoje przeznaczenie tutaj...

Był zmieszany. Nerwowo wertował kartki z ręcznymi szkicami form wilkołaków. Starzy magowie mieli swoje sposoby na informowanie się. Lecz Mistrz Robert był wielce zdenerwowany, zakłopotany. Poprawił drżącymi palcami okulary, przełknął ślinę.

-Wszyscy z waszej grupy są zmęczeni. Jutro narada fundacji. Już nawet pomijam fakt, że najprawdopodobniej mamy szpicla. To niebezpieczne... Jutro po naradzie fundacji mogę nawet sam z tobą go poszukać bo domyślam się,ze chodzi o wilkołaka, czyż nie?


Tymczasem na holu dziedziny Grigorij ciągle podśpiewywał, a Jon chodząc wkoło próbował połączyć się z ostatnim numerem. Wrogo spojrzała Kultystę Ekstazy który akurat pośpiewał:

-Ja widzę krew...

-Zamknij się!

Głos zdenerwowanego [b]Jona[/b[] rozległ się w całej dziedzinie. Wirtualny Adept dzwonił ciągle pod ten sam numer i nic.

-Jaj, on jest w Ciszy a ja na niego wrzeszczę.

Wreszcie zrezygnowany schował telefon, usiadł obok Grigorija. Siedział kilka chwil wpatrując się w sklepienie. Był zrezygnowany. Rzucił lakonicznie spojrzenie na Samuela jakby z żalem.

-Ej, te, hologram... Anna była u Ciebie ostatnio? Mówiąc, żeby Cię powitała... Nie wiesz co molo się stać... Pewnie nie wiesz...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 18-04-2009, 13:51   #62
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz

Wróciła.
Znowu oddychała prawdziwym powietrzem, leżała na prawdziwym łóżko, a pod dłońmi czuła futro Richiego, a mimo to...
Dłonie dziewczyny zacisnęły się kurczowo na pluszaku, a po policzkach zaczęła spływać jej łzy.
To nie powinno się tak skończyć, powinna była umrzeć, a miast krainy śmierci trafiła zupełnie gdzie indziej... Powinna byłą zostać, a zamiast tego przywrócono ją do życia...
Od kiedy tu przyjechała nic nie było tak, jak powinno - NIC.
Twarz Amy nie wyrażała niczego - gniewu, smutku, radości. Niczego, jedynie łzy kropla po kropli spływające z oczu świadczyły, że na łóżku nie leżał jedynie pozbawiony życia manekin.
Nie może tu zostać, jeżeli zostanie - zwariuje... O ile jeszcze nie oszalała. Musi coś zrobić, nieważne co.. Byle szybko, teraz, już...

- Wyśpię się w grobie...

Wychrypiała ostrożnie podnosząc się i siadając na łóżku - nie patrzyła na starszą maginię, ani nieznanego jej zbawiciela - choć oczy miała otwarte, sprawiała wrażenie, że widząc niczego nie dostrzega...
Amerykanka przez długą chwilę zbierała siły podpierając się niepewnie drżącymi dłońmi nim wreszcie wstała i opierając się o ścianę ruszyła przed siebie.
Zapomniany pluszak stoczył się z jej kolan i upadł na ziemię.
Amaryllis nie dostrzegając tego ruszyła do drzwi...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 18-04-2009, 17:18   #63
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
* * *
Cisza
* * *


Siergiej Bielyj

- Dziękuję. - odparł Siergiej będąc pewnym siebie bardziej, niż kiedykolwiek. Poprawił krawat i kołnierz marynarki, jakby przystępował do wielkiego dzieła. W rzeczy samej planował głupotę, acz po prostu musiał coś robić z dłońmi, kiedy obecny jest tutaj ten.. ten..
Obszedł powoli oficera. Dotknął dłonią czoła, szyi, nadgarstka, sprawdzał jakby puls. Przyglądał się sińcom na oczach. Odsunął się na niecały metr. Z braku stołu, rozpoczął na podłodze. Westchnął ciężko w milczeniu i przetarł zmęczone zmarszczkami czoło.
Sterylność i ciasnota pomieszczenia były przytłaczające. Czystość i chłód studził emocje i wzbudził intensywne poczucie żalu wobec Inny. Ona ma dość swoich problemów. Dlaczego ją obarcza? "Czy nie możesz choć raz na niej polegać pajacu?" "A mógłbyś się od niej odpierdolić? Sam byś na jej miejscu nie zareagował." "Upewnij się zawsze, kurwa!, że to co robisz, zostało wykonane dobrze!" "Tak przegrywamy wojnę. Dzieci. Pieprzymy się jak podwórkowe kółeczko. Piaskownica." Bardziej piach. Nie do schowania głowy strusia. Bardziej do zasypiania nim zwłok kolejnej ofiary.
Nie mógł się skoncentrować. Musiał. Musiał odnaleźć ten punkt, ten haczyk, którego się trzymać. Na nim utrzymać kotwicę swoich dziecięcych, żałosnych problemów.
"Abstrakcje układasz. Naiwniak."


Wyjął słuchawki odpowiednio włączając zaaplikowany w discmanie generator fal mózgowych, jak okraszono nieprzyjemnie owo bezskuteczne dla wielu dzieło. Smukłe, acz sprawiające wrażenie łamliwych, gnaty z kości słoniowej plastykowego, starego discmana, który dawno powinien zostać wymieniony na o wiele mniejszą, cyfrową mp3ójkę. Ale on miał styl. Mistrz nie ufał mu do końca. Uważnie obserwował każdy ruch. Nasłuchiwał wszelkie przepływy w swoim horyzontalnym królestwie. Zatem dobrze. Będzie miał przedstawienie bardzo krótkie. Tam. Głęboko. Go nie odnajdzie. Nie podejrzy, nie podglądnie. Sieroża postanowił rozpracować.. - coś innego.. - szepnął cicho. Wstukał przyciskiem wybieranie radia. Antena odtwarzacza nie stanowiła jednak przydatnego elementu, kiedy byli poza zasięgiem. - No tak.. można się tego było spodziewać. - szepnął Sieroża na klęczkach, rozkładając przed sobą sprzęt.
Inna się teraz nie liczyła. Była gdzieś poza. Była poza Horyzontem wszelkiej pamięci! Niech nie zaprząta jego myśli!
Wyjął GPS kładąc go obok niewielkiej anteny. Urządzenie dawno dało za wygraną, pozostawiając pusty ekran po pięciokrotnej próbie nawiązania połączenia z satelitą. Sieroża nastawił urządzenie ponownie oczekując na efekt. Pauza. Ściana. Blokada.
Westchnął ponownie musząc odezwać się nie do siebie. Kolejna zależność od pana tego królestwa. - Mistrzu. Prosiłbym o niewielkie połączenie z eterem wokółziemskim. Z możliwością przekazu sygnału tylko w naszą stronę.
Kolejna niewyczuwalna zmiana w przestrzeni. Uczucie, że coś się zmieniło, choć wszystko było i pozostawało takie samo. Identyczne. GPS wariował tracąc resztki połączenia, acz w końcu się ono ustabilizowało. Ekran pokazywał wielkie nic, ale jak tu stał, tak było połączenie. - Oho. Moja koma ma już trzy kreski. - odparł ironicznie.




* * *
Cryosleep - Radio internetowe

[dostęp; jeden z mirrorów po prawej]
* * *

"Inna Wszystko zepsuje."

Szum do niczego niepodobnych drgań, dźwięków, odgłosów wentylatora, śmigieł helikoptera, plażowego szumu, ugniatania śniegu, tunelu aerodynamicznego w butelce Coli. Wibracyjny rezonans impulsów nerwowych można był odnaleźć wszędzie. Był to jednak wciąż nierozpoznawalny szum. Jak twoja była, która krzyczy do ciebie ze słuchawki, którą trzymasz z dala od łba, tak to radio mruczało coś niewyraźnego i cichego w tej sali.
- Myślę. - obok odtwarzacza pojawił się paralizator. - ..że da się to podkręcić. - błyskawicznie pochwycony w dłoń i przystawiony do starego urządzenia. Szlag by to wszystko trafił! Zaskwierczało. Połączenie z radiem jakby się zerwało oddając jedynie szum tła. Nasłuchiwanie chłodnego kosmosu i tego, co chce nam przekazać jego tło. Szum.. który narastał. Dotykał bębenków i myśli wszystkich obecnych. Rozrastał się po granice dźwiękoszczelnego, zdawałoby się, pomieszczenia, ogłuszając i tłumiąc myśli. Bielyj przez moment obawiał się, jakoby Diakon miał tego nie znieść i rozkazać coś w stylu "weź to kurwa wyłącz!".
Wtem jednak szum zdawał się zanikać. Piana wzburzonego morza wessała się w wilgoć fal oddając ich przydymione piękno. Spod szumu wytapiało się przytłumione brzmienie fal. Drgań. Prawdziwy odgłos kosmosu. Elektromagnetyczny rezonans początku początków. To kosmos do ciebie mówi. Słuchaj co chce ci on przekazać.

To lepsze niż generator fal mózgowych. Intensywne źródło starannie dobranych ambientowych dźwięków stymulujących mózg. To.. - ..moja. Ulubiona. Stacja. Cryosleep. Kriogeniczny sen.. - wyszeptał zamykając oczy. Zaśnięcie było teraz łatwiejsze. Było też rzeczą nieporządną. Trans można było osiągnąć jedynie poprzez dostymulowanie fal mózgowych do stanu alfa. To było coś więcej, niż prosta zabawa. To była projekcja.

Niczym omdlały zsunął się z pozycji siedzenia na klęczkach, prosto w leżącą. Ledwo odruchowo dłoń podsunął pod głowę, nim boleśnie zakończyłaby ona upadek. Leżał na lodowatej podłodze czując jej ujmujący, hibernujący chłód. Mrowienie.
Potworne mrowienie, gorsze od skurczu.
Paraliż..!
Stop!

Wywołaj uczucie turlania.
Przewróć się na bok.
No przewróć się!
Tak. Pierwszy raz się udało.
To jak rozmasowywanie odmarzniętego palca.
Zaraz poczujesz się lżejszy.
Porusz swoim astralnym ciałem.
Rusz się.
Dlaczego leżysz na ziemi? Przecież jesteś nieważki.
To nawet nie dwadzieścia jeden gramów.

"Kiedy obserwujesz własne ciało, możesz dostać dreszczy.. Ach nieudany dowcip. Nie masz ciała. Zaczynasz dokpiewać z siebie. A jeśli miałeś w domu mało luster, zabawne jak długo potrafisz siebie obserwować. Do momentu, aż poczujesz się nieswojo i ruszysz dalej."
Jaźń, superego Bielyja ślepym tokiem sunęło się jak nieważkie ciało we śnie. Wkraczając powoli w lśniący złocistym geniuszem i nierozspętywalnymi nićmi twardych reguł jaźni oficera.

"Kim jesteś? Wyprodukowali cię? Rozsypiesz się w pył i nicość, nim z tobą skończę? Będziesz się opierał? Śmiesz się opierać!? Pogódź się z tym, co się stanie. Teraz jesteś mój, rozumiesz skurwielu? Szansę na przeżycie dostaniesz, kiedy wypuszczę cię na łonie natury. Tak. Tam, gdzie masz szansę uciec ich szponom."
Seria pytań przemknęła przez pamięć Bielyja, lecz zachował je dla siebie. Nie kierował żadnego z nich w stronę przesłuchiwanego. Nie czas. Oj, jeszcze nie czas.

*Siergiej poczuł pewną kontrolę już nie nad uczuwaniem jaźni oficera lecz nad jego bytem i myślami, poczuł jak nie zdążył chwycić w łonie i naciska to tyko koniuszkami palców. Czuł także pulsujący sprzeciw woli niczym organizm walczący z intruzem. Z każdą chwila bardziej napierał i prawie wszystkie siły maga kończyły się na opieraniu tej sile.*



* * *
Biały Pokój
* * *

- Ale nie wybiegajmy za bardzo do przodu. - Sieroża w wyjątkowo eleganckim fraku, z szykownym prostym krawatem, stał tuż obok leżącego bez ran i bólu oficera.
Sterylność poprzedniej lokacji była niczym. Niczym w porównaniu do sterylności tego miejsca. Stali na białej niewidocznej podłodze, pod którą rozciągała się jedynie biel. Ściany były pojęciem abstrakcyjnym. Przestrzeń to biel. Niebo to burza śnieżna, a i nawet nie to. Nieuchwytny kraniec wybielonej przestrzeni. Miejsce odosobnienia.
Spoglądał na niego i pochylił się wyciągając do niego dłoń. Lekko, nieagresywnie szturchnął jego ramię lśniącym, wypucowanym galantem.
- Obudź się obywatelu Dołmatow. - uśmiechnął się przyjaźnie wyciągając dłoń, by pomóc mu wstać. Znajdywali się w nieprzeniknionej bieli. Pustej kartce papieru. Twórcy nie chciało się obciążać myśli kolejnymi obrazami. "Spokojnie. Jeszcze zabiorę cię na spacer w kilka miejsc."
Surrealistyczne doznania stały się, aż za bardzo namacalne i żywe.
- Jak się czujesz? - przerwał na chwilę i ciągnął szczerym, przyjaznym tonem - Mówiłem, że nie będzie bolało. Zaufanie to podstawa dobrej współpracy, prawda?
Nie myślał o Innie. Jest obecność mogłaby stanowić nieprzyjemne.. zakłopotanie.
Przyklęknął przy nim z pogodną, nieco posmutniałą ze współczucia miną.
- Jak myślisz, gdzie się znajdujesz?
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 18-04-2009 o 17:24.
Lunar jest offline  
Stary 18-04-2009, 20:45   #64
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Przełknęła łzy. Momentalnie. Napięcie zniknęło z jej twarzy jak starte szmatką. Został tylko chłód odległych, północnych pustkowi.

- Chodzi o mojego przyjaciela
- jej głos zniekształciły zaciśnięte zęby. - Zmęczenie nie usprawiedliwia bezczynności.

Odwróciła się do Mistrza plecami, wbiła dłonie w kieszenie kożucha i ruszyła twardo przed siebie. Jej wzrok natrafił na tom raportów o zmiennokształtnych.

"Jeśli uważasz, że kiedykolwiek napiszę coś takiego, spotka cię straszny zawód". Podniosła tom ze stołu, oparła się biodrem o regał i zaczęła wertować strony. Na stojąco. Bała się, że jeśli usiądzie, zaśnie.

Mistrz westchnął zrezygnowany:
-Niedawno straciliśmy dwoje magów. Chcesz być trzecia?
Potem postanowił się już nie odzywać, tylko spoglądał na kobietę zsunąwszy okulary na nos aby patrzeć nań bezpośrednio oczyma.
- To, czego ja chcę, nie liczy się tutaj dla nikogo... co właśnie byłeś uprzejmy mi pokazać, Robercie - odpaliła Ravna okrutnie. - Poza tym, i tak mam zginąć, i tak będę następna.

Ale pożałowała swoich słów niemal natychmiast. Mistrz wyglądał, jakby ktoś uderzył go z rozmachem w twarz.
- Przepraszam - Ravna zagapiła się na czubki swoich butów. - Nie powinnam była... Jestem zmęczona i szaleję z niepokoju. Jeżeli nie możesz mnie zawieźć, nie ma problemu, pójdę sama. Muszę być w domu... On może wrócić w nocy, a to pierwsze miejsce, gdzie będzie mnie szukał. Jeśli się nie pojawi, to... to będę wdzięczna, jeśli pomożesz mi go szukać.

"I co by tu jeszcze powiedzieć?"

- Przepraszam, nie chciałam - mruknęła jeszcze i zgnębiona, z grubym tomem pod pachą, uciekła w labirynt regałów.

Ale wiedziała, że to nie była prawda. Sama przed sobą musiała przyznać, że chciała. Chciała kogoś skrzywdzić, żeby czuł ból, żeby cierpiał. "Cirna". A Robert był niewinną ofiarą jej rodzącego się gniewu. "Jakoś mu to wynagrodzę". Przysiadła na piętach, opierając się plecami o regał. "Później". Skoncentrowała się na trzymanej w dłoni książce. Wiele spotkań, tak na ziemi, jak i Umbrze. Wertowała ją szybko, z wprawą muzyka, który obejmuje wzrokiem całe strony zapisu nutowego.

Roku 1992 grupa wysłanników Porządku Hermesa której zaszczyt miałem przewodzić została delegowana do zbadania nowego węzła. Zarzućmy zasłonę milczenia na owy węzeł i opiszmy dokładniej cóż zastaliśmy. Najprawdopodobniej trafiliśmy na Caern podczas wilkołackiego święta. Jak inaczej można tłumaczyć fakt, że oficjalnie na terenie ograniczonym przez Kaług, Moskwę i Tutalę miało przebywać piętnastu przedstawicieli i przedstawicielek zmiennego ludu a my ujrzeliśmy wedle Mistrza Dexa Franciszka sto siedmiu. Prócz szeregu brutalnych walk, parzenia się z wilkami czy tańców oraz śpiewów ujrzeliśmy przybycie kilku duchów o których z całą stanowczością mogę powiedzieć jako o Panach Umrodu.
Pedagog Mistrz Michaił Iwanowicz Iwan II
Informacje o całej wyprawie zostały skomplementowane w bibliotekach Horyzontu

Roku 2000, marmurowe tablice znalezione w Białorusi podczas przeszukania dotychczasowego miejsca pobytu spokrewnionego zamieszanego w kontakty z zmienoksztatnymi zawierały teksty:

Tablica I:
Będą i przybędą.
Drugiego pokolenia ich ojców.
Każdy za każdym czwartej pełni.

Tablica II:
Cieszmy się bracia,
i razem radujmy,
bo i jest radość,
ile nienawiści,
lecz urodzi się szlachetny.
Który zaprowadzi.

Tablica III:
Kto idzie w nasz dom ten przeklęty.
Idziesz? Dalej.

Zapewne ten podły złodziej już został ukarany.


Zatem przybycie Cirna było zapowiedziane. Ravna nie miała czasu rozgryzać informacji, przepisała je tylko na luźną kartkę i odłożyła opasły tom na - miała nadzieję - jego miejsce. Wyjrzała zza regałów. Robert siedział przy stole, pochylony nad książką, objęty okręgiem złotego światła lampy. Skurczył ramiona i wydawał się jakiś taki mniejszy. Ravna wiedziała, że powinna podejść, coś powiedzieć... ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy. Mistrz będzie musiał poczekać, aż Ravna znowu będzie w formie.

***

W kuchni nie było nikogo, tylko w zlewie piętrzyły się stosy brudnych naczyń. Ravna była szczęśliwa, że nikt nie poczuł potrzeby pogaduszek przy herbacie. Dzięki temu nikt nie zobaczył, jak szprycowała się magyą i kawą, żeby pobudzić opadające z sił ciało. W szafce znalazła termos, który przywłaszczyła sobie bezwstydnie, i napełniła go gorącą kawą, którą zamierzała się ratować po drodze.

***


"Nieciekawie".

Okutana od stóp do głów Ravna przez moment miała ochotę wrócić do ciepłych pomieszczeń fundacji. Mróz szczypał w powieki, w zasnutym śniegiem lesie panowała cisza zimy.

Po chwili przerwał je chrzęst śniegu pod butami Ravny. "Tutu turururu" podśpiewywała sobie w myślach dla otuchy, miarowo stawiając kroki.

"Nie oddychać ustami, nie siadać, pomału, ale równym tempem. Moi przodkowie wędrowali całymi kilometrami, dzień w dzień. Co to dla mnie ten kawałek?".

"Tururu tu tu". Mróz oddalił na jakiś czas otępienie, rozbudził zmęczone mięśnie, termos schowany w przepastnej kieszeni przyjemnie grzał bok.

"Pestka".
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 18-04-2009 o 21:06.
Asenat jest offline  
Stary 22-04-2009, 21:15   #65
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Inna wyraźnie wystraszyła się, kiedy Amy otworzyła oczy tak nagle i wstała z łóżka. Przez chwile zawiesiła wzrok na Mistrzu aby upewnić się, że on również to widzi. Bała się o halucynacje spowodowane zmęczeniem. Ale wszystko było w porządku, nie licząc faktu, że dziewczyna, której mózg nie dawno rozchlapał się na śniegu... ożyła. Na dodatek wrócił jej oryginalny, czarny humor.

Inna zauważyła, że pluszak wypadł dziewczynie z rąk i zawołała ją pospiesznie, podając przy tym kociaka.
- Amy! Proszę - uśmiechnęła się z troską i dodała - Gdybyś chciała o czymś pogadać, z chęcią cię wysłucham.
Zabrzmiało co najmniej dziwnie, a przynajmniej poczuła się tak, gdy zobaczyła swoją twarz, odbijającą się w jej oczach. Naprawdę przejmowała się tą małą. Było w niej coś nieodgadnionego. Możliwe, że miała jakieś tajemnice, ale któż ich nie miał? Młody gniewny umysł. Zapewne uważała, że jest zbyt wyjątkowa lub nie wystarczająco. Jak typowa nastolatka. Inna wiedziała, że stereotypy często mylą, w końcu Amy była Przebudzona. Może w niczym nie przypominała jej siostrzenicy Kseni? Któż to mógł wiedzieć? Mimo to Inna chciała dać jej tym razem wyraźny znak, swojej nieobojętności.

Wyszła zaraz za Amy wynosząc miskę z zanieczyszczoną wodą i mokre ręczniki. Potem chciała znaleźć Bielyja. Była ciekawa i może trochę chciała go sprawdzić? Tak, była ciekawa.
Mistrz Diakon był jednak nieugięty. Nie wpuścił jej do sali przesłuchań nawet gdy zapewniała, że będzie cicho. Uwaga o zepsutym rosole zdała się Innie zupełnie nie na miejscu. Przecież potrafiła gotować wyśmienicie. Przeprosiła i odeszła.

Potrzebowała snu. Nie tak miał się skończyć ten dzień. Miała być teraz w wynajętym mieszkaniu, razem z innymi wplątanymi w tą sprawę osobami i poznawać się przy jednym stole. Nie miała tu swoich rzeczy. Może to było przyziemne, ale w takiej sytuacji odczuwała ich dość nieprzyjemny brak.

Nie mając co ze sobą zrobić, podeszła do Grigorija i Jona i siadła tuż obok nich. W przerwach między zwrotkami, Inna skierowała się do Grigorija:
- Przykro mi z powodu twojej gitary... – chciała jeszcze coś dodać, ale nagle urwała wyraźnie czymś zakłopotana. Może obecnością Jona, a może tym przerażającym hologramem. Sprawiał monstrualne wrażenie. Starała się nie patrzeć mu w oczy, bo nie wiedziała jak ma TO traktować. Takie efekty specjalne można było zobaczyć w nowatorskich filmach puszczanych w kinie. Czy był duchem? Czy gdzieś w realnym świecie posiadał materialne ciało? Bała się pytać.
 

Ostatnio edytowane przez Shathra : 22-04-2009 o 22:18.
Shathra jest offline  
Stary 29-04-2009, 18:42   #66
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Samuel kompletnie zignorował mało uprzejme wypowiedzi kierowane w stronę jego projekcji. Był coraz bardziej podirytowany rozwojem sytuacji. Jeśli to miała być ta kabała do której go przydzielono, to mógł sobie tylko współczuć. Żal mu było jednak nawet marnować mocy obliczeniowej na tak prostą procedurę jak podział psychiki. Czasami lubił dla sportu pobawić się i wygenerować sobie swoje drugie ja, tylko po to, żeby ktoś położył mu rękę na ramieniu i powiedział coś miłego. Przy charakterze Samuela oznaczało to najczęściej "a nie mówiłem?". W zasadzie nie mógł winić za to nikogo poza sobą... Teraz w każdym razie mu się zwyczajnie nie chciało. Miał na głowie kilka spraw, a jak na razie tego dnia zajmował się jakimiś głupotami. No dobrze, pomoc przy ratowaniu tej kobiety przed chwilą nie uznawał za głupotę, ale to był tylko wyjątek potwierdzający regułę i psujący jego defetystyczny obraz sytuacji...

<<User1:TheGhoul do User2:Spectrum>>
<Nawiąż kontakt z User3:Gremlin i zażądaj pełnego sprawozdania z
przeprowadzonych operacji.>


Kocie oczy unoszące się w powietrzu ospale mrugnęły. Kiedy Samuel otworzył je znowu, jego projekcja zmaterializowała się już w pobliżu tego brudnego oszołoma nazywanego "mistrzem rasputinem".

-Ekhm, przepraszam że przeszkadzam. Widzę że pani czuje się już lepiej, a w każdym razie że jest już z powrotem z nami... Idę sprawdzić co słychać u naszej znajomej od koloru niebieskiego. Ostrzegam żebyś znowu nie czepiał się jakbym chciał jej zrobić coś brzydkiego. Sam mówiłeś że się o nią obawiasz. Naprawdę, powoduje mną tylko mieszanka dobro chrześcijańskiej troski o bliźniego swego oraz wredny charakter...

Nie czekając na reakcję "mistrza", zniknął...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 01-05-2009, 17:37   #67
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Ravna czuła się źle. Było jej zimno, palce jej skostniały, właściwie to już nawet nie czuła nóg. Wraz z jej długą wędrówką przez las i niemożności znalezienia drogi nadszedł leniwy wschód słońca. Wraz z mroźnym wichrem, pierwszymi promieniami słońca oraz delikatnymi płatkami śniegu przyszło niewysłowione uczucie niepokoju. Uszu Ravny dobiegł trzask gałęzi. Było tak blisko już, gdzieś przez sony prześwitywała droga. Kolejny trzask gałęzi, chrzęst śniegu pod stopami i mrowienie w palcach. Zrobiło się jakby cieplej, zdrętwiałe kończyny zaczęły jak po rozgrzaniu – swędzieć.

-Ravna?

Zza olbrzymiej sosny dobiegł kobiecy, ochrypły głos poprzedzając wychylenie się właścicielki. Niska, stara kobieta, opatulona masą pozszywanych futer patrzyła na Mówczynię Marzeń swymi maleńkimi niczym czarne węgliki oczyma. Twarz pomarszczona jak zgniłe jabłko, zza kaptura wystawały posklejane ze sobą pasma siwych włosów.

-Ravna? Jestem Stanisława... Choć skarbie, zamarzniesz tutaj. Starucha Zima jest dzisiaj wyjątkowo rozwścieczona.

Uśmiechnęła się ukazując o dziwo równe, białe i co ważne – naturalne zęby. Zdjęła z siebie jeden z trzech futrzanych płaszczy i przygarbiona Stanisława podreptała w stronę Ravny na siłę zarzucając zmarzniętej dziewczynie swój płaszcz.

-Jest niebezpiecznie, tylko kilku tancerzy stepuje pośród furii zmiennego ludu i Ty chyba nie jesteś jednym z nich. Choć... Opowiesz mi co w Fundacji się dzieje...

Ciepło biło od tej kobieciny, bezpieczeństwo i... Spoko. Statyka, starczy spokój.

-Ach tak...! Szukasz przyjaciela? Choć, choć do mnie i powiedz kogo. Mam teraz dużo czasu i siedzę sobie obserwując gości lasu...

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Siergiej Bielyj nie zachował się rozsądnie albo też miał pecha. Niemniej o fatalnych skutkach swych działań mógł się przekonać wraz z chwila, kiedy nieskazitelna biel poszarzała, coraz bardziej i bardziej by z mentalnym trzaskiem przerodzić się w czerń, a następnie w jasną zieleń. Oficer przechadzał się dokoła, a jego mocnemu głosowi towarzyszył pewien pogłos.

-Musisz być najpotężniejszy skoro czynisz takie rzeczy z biegu. Albo wielce głupi.

Siergiej poczuł, jak kompletnie traci ze swych dłoni kontrole i tylko ostatni palec na jaźni oficera czuwał na pulsie. Stracił ostatnią furtkę do swego ciała, do swej świadomości. Miast tego nastąpił mentalny, wgniatający w ziemię cios przeplatany słowami.

-Jakby nie patrzeć, jestem u siebie.

Tłuczone szkło, zawirowanie, zieleń zmieniała swe odcienie, kompletne zmieszanie Siergieja, emocja która przypomniał mu tylko psychiczne wrażenia podczas snu w którym biegał nago po ulicy. Zieleń ustała na bardzo drapieżnym odcieniu, jakby wrogość tego świata świata, jego umyśl samą swą istotą bytu było nieprzyjazne dla intruzów i mówiąc kolokwialnie – dawała im niezłego, mentalnego kopa w zadek.
Zapach ważnili zmieszany ze zawiłymi jajkami, twarde podłoże które w dotyku wydawało się niemalże bezkresne. I Oficer w zielonym, galowym mundurze. Dołmatow wyszczerzył się wyjątkowo wrednie.

-Upozorujesz unieszkodliwienie mych wspomnień i wyprowadzisz mnie stąd. Dobrze się zrozumieliśmy?

Owe słowa z coraz większą i karząca siłą powtarzały się ku wieczności w stronę Siergieja dopóki nie da odpowiedzi. Za kązdym razem powtórzenie było bardziej bolesne, oszałamiające i głośniejsze.

Mieszkanie Anny Flybron

Szamil Gedewaniszwili zmaterializował swą projekcje w samym srodku wielkiego nieporządku mieszkania Niebiańskiej Chórzystki. Wyglądało jakby przetoczyło się przez nią tornado – stojące przy ścianie medale były w opłakanym stanie, kwaki ścian komody walały się po podłodze, a wióry pokrywały cala podłogę. Rozwalony stolik, zielona tapeta pozdierana ze ścian, wielki chaos, iskry bijące z kabli na dawnym miejscu podstarzonego żyrandola. Dalej było jeszcze gorzej. Kuchnia osmalona jakby tylko w niej toczył się pożar, sypialnia z porozrzucanymi wszędzie uraniami i łóżkiem ciśniętym na przedpokój. Ten jednorodzinny dom musiał przetrwać wiele. Popękane ściany, potłuczone okna.
Wirtualny Adept zrazu poczuł pozostałościowi Kwintesencji oraz lekkie wibracje Paradoksu. Wędrując dalej, do przedpokoju natrafił na strzaskany telefon Anny oraz torebkę. Zrazu poczuł, że ktoś użył jej jako fałszywego tropu aby nikt nie poszedł za dziewczyną.
Monotonia. Każde pomieszczenie zrujnowane, niektóre do tego przypalone, w innych można było podziwiać uszkodzenia konstrukcyjne domu czy potężne wgniecenie o ścianę. Głucha cisza została stłumiona cała gamą metafizycznych wrażeń. Dzwonek do drzwi w umyśle Samuela poprzedził informacje od jego Poufałego.

Cytuję: „Masz cholerny fart!”
Wykryto źródło rezonansu entropicznego o ruchomym położeniu.
Dalsze badanie źródła owocowało wypaczeniem aplikacji.
Źródło powiązane z haustami (88% pewności)
Niemożność użycia standardowej procedury satelitarnej
Cytuję: „Nie mogę obejrzeć wnętrza inaczej niż tylko skanując”
Dane szpitala nie mają dewiacji.

Promyki wschodzącego słońca oświetliły w pełni mieszkanie.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Mistrz Rasputin pozostał w lecznicy zastanawiając się nad czymś wielce. Tymczasem Dziedzina Białych Kruków nieznacznie zmieniła swój wygląd, i oświetlenie z kopuły nabrało takiego samego wyglądu jak przy pierwszej wizycie magów. Abraham widząc Innę ruszył ku pokojom rady fundacji.

-Ja idę w kimę...

Została sama z niekozaczącym już całkiem niezrozumiale Grigorijem. Naglę drgnął, zamknął oczy i z przymrożonymi powiekami zaczął oglądać wnętrze. Nabrał gwałtownie powietrza w płuca, tupnął z echem o podłogę i wydobył na zewnątrz swój ładny, jak przystało na cenionego muzyka, głos.

-Yhhh... Co się stało? Pamiętam jak byliśmy tam, światły i cholerny sen potem... Wiem, muzyka dała mi po gębie, ale co się działo?

Kilka dni przed przyjazdem magów do Moskwy – Polska, pewna kawiarnia



Grzegorz Lipa miał prawo czuć się niewyspany. Kto normalny umawia się zimą o 4.05 w kawiarni? Jakim trzeba być człowiekiem, aby znać lokale otwierające tak wcześnie. Owy człowiek był niebyt wysoki Ukrainiec o czarnych, krótkich włosach, świdrujących oczach oraz koziej bródce spoglądał na Grzegorza dopijając swoja kawę. Trochę otyły, podstarzały Syn Eteru zwał się Józef. Mając dobre kontakty z niezbyt licznym Bractwem Akashic często pełnił funkcje pośrednika. Zaspana kelnera ziewnęła w tej samej chwili, jak przejęczał po ulicy jeden z niewielu samochodów.

-Domyśla się Pan chociaż czemu zabiegałem o te spotkanie? To może być dla Pana wielkie zaskoczenie.

[b]Józef[/b odstawił swoją kawę, filiżanka sunęła głośno o blat stolika.

-Nasi przyjaciele z Rosji mają problemy ze względu na nasilający się Pogrom. Stracili już dwójkę hymm... „działaczy”, że tak powiem. Z tego powodu wystąpili o wsparcie osobowe, pierwsi już zostali skontaktowani i mają omówioną datę spotkania. Niestety, okazało się, ze potrzeba jeszcze kilku osób.

Uśmiechnął się przyjaźnie spod czarnych wąsików.

-Zna Pan tamtejszy język, umiejętności, to wszystko spowodowało zgłoszenie kandydatury jako wsparcia. Z tego co mi przekazano, odmowa nie ostatnie potraktowana zbyt lekko.

Do dotychczas pustej kawiarni pojawił się kolejny jegomość. W czystym szarym garniturze, posiadający czarna aktówkę, rozsiadł się na pobliskim stoliku. I nic nie zamawiał.

-Cholera, nawet o tej godzinie muszą przychodzić tutaj ludzie... Dziś wieczorem zadzwonią do Ciebie do domu. W zasadzie jestem po to, aby kazać Ci uważać. Takie przetasowania „działaczy” nie umkną niczyjej uwadze.

Syn Eteru zapłacił za siebie i wyszedł, a chwile po nim, nic nie zamawiając, osobnik w garniturze.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Odr owiały Grigorij wyskoczył na środek holu obserwując wnętrze wielce zdziwiony. Zakąszał, ziewnął do akompaniamentu zmoczonej kobiecie. Było już rano i jej strasznie chciało się spać. Tymczasem Kultysta Ekstazy już się uspokoił.

-Powiesz mi, co się tu działo? I... Widziałem Ciebie w mojej muzyce. Jakkolwiek można kogoś zobaczyć przez muzykę i Ciszę to... Kurwa, tutaj się robi coraz gorzej.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 02-05-2009, 12:43   #68
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Grzegorz z uwagą wysłuchał słów Józefa. Z Moskwy wrócił przed miesiącem, bo dostał cynk o odkryciu jakichś zapomnianych tomiszczy gdzieś na wiejskim strychu. Książki, jak się okazało - pamiętniki szlacheckie, przetrwały zabory, dwie wojny i okupację sowiecką. Niestety, okazały się one wielką porażką. Większość była w stanie agonalnym, reszta zaś co najwyżej potwierdziła informacje zebrane juz wcześniej z innych źródeł. Ale jako, że był już w Polsce, miał zamiar na chwilę się tu zatrzymać, chociażby przeczekać zimę. Dlatego też informacji Józefa nie przyjął zbyt entuzjastycznie.

- Pogrom? Czyżby ignorowanie pijawek wreszcie odbiło im się czkawką? Bo, jak pan wie, na nic innego nie mogę poradzić. - Lipa był pacyfistą i raczej nie zamierzał tego zmieniać, nie krył się też z tym ani trochę. Osobną kategorię stanowiły wampiry, ale one nie żyły, nie można więc było mówić o zabijaniu ich. A warto było oczyścić krąg życia z tych abominacji.

- Oczywiście, będę uważać. - Powiedział Grzegorz i po chwili wstał, by się pożegnać. Dopił kawę (przeraźliwie słodkie latte z koglem-moglem) i wyszedł za mężczyzną w garniturze, zostawiwszy wcześniej na stoliku pieniądze z doliczonym napiwkiem.
Kilka lat polowań nauczyło go tego i owego zaś facet w garniturze przychodzący do kawiarni na pięć minut by sobie posiedzieć był sytuacją nawet nazbyt książkową.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 02-05-2009, 21:55   #69
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
YouTube - Emiliana Torrini - If you go away

- Opowiem, jak się ze mną prześpisz. - powiedziała szybko, patrząc prosto w oczy Grigorija z udawaną powagą. Zaraz potem uśmiechnęła się czule i dodała - No, choć! Nie czujesz zmęczenia? Już świta. Opowiem ci wszystko, ale muszę się położyć.

Grigorij wybałuszył na chwilę oczy, by następnie uśmiechnąć się pod nosem.
-Ja spałem cały czas, niestety. Powiedz mi tylko, gdzie jest moja gitara? Nie zabrał jej nikt?

- Przykro mi, ale rozbiła się na kawałki. - posmutniała, ale zaraz potem uśmiechnęła się - To, choć pokazać mi gdzie mogę się położyć. Opowiem ci wszystko.
Twarz muzyka widocznie posmutniała.
- Nosz... To był Talizman. Dobra, idziemy.

Zaprowadził ją do jednego z wolnych pokoi dla członków fundacji. Były zamknięte, więc udał się biegiem do Mistrza Aureliusza po klucze. Gdy tylko wrócił lekko zdyszany, podał jej klucze i cierpliwie czekał.

- To był Talizman? Tym bardziej mi przykro. Może da radę go pozbierać? - kontynuowała rozmowę, otwierając drzwi do pokoju. Gestem dłoni zaprosiła go do środka i zamknęła drzwi. Mężczyzna był chyba lekko zakłopotany tą sytuacją, bo nic nie odpowiedział. Inna położyła się na niepościelone łóżko w ubraniach, podłożyła rękę pod głowę i zaczęła ponownie.
- O dwunastej jest narada fundacji. Od którego miejsca nie pamiętasz? Od momentu kiedy chcieliśmy wskoczyć do Umbry? Połóż się obok mnie, opowiem ci wszystko. - uśmiechnęła się czule, wyciągając w jego stronę dłonie.
Grigorij usiadł obok Inny, uśmiechnął się smętnie.

-Nawet nie wiem od kiedy dokładnie. Coś koło tego, to było zbyt płynne. Chciałem coś zrobić i schrzaniłem. Wszyscy chociaż cali? - zaraz potem położył się koło niej, chwilę wpatrując się z rozwartymi szeroko oczyma w sufit.- Nigdy jeszcze nie miałem Ciszy... - zaczął nagle - To jest niesamowite, takie surrealistyczne a zarazem prawdziwe. Kompletnie nielogiczne...- podrapał głowę pomiędzy długimi, siwiejącymi już gdzieniegdzie włosami.- Pieprzę już od rzeczy. O dwunastej mówisz Rada Fundacji? Jeśli Abraham z Mistrzem Aureliuszem nie będą się długo wkluczać to będzie fajnie. Dziś wieczorem mamy koncert... Wpadniesz do klubu?- uśmiechnął się promienie niczym nastolatek, widząc szkoloną miłość. Cóż, muzycy tak mieli... Pozory...

Inna przytuliła się do Grigorija, słuchając uważnie wszystkiego co mówi.
- Wszyscy żyją. Amy spotkało coś dziwnego, czego nie potrafię wytłumaczyć. Tam w Umbrze umarła, miała rozwalony mózg! Ale pozbieraliśmy ją i najwyraźniej czuje się już dobrze. Dziwne. A ty? - zaśmiała się - Cały czas nam przeszkadzałeś, śpiewając piosenki. Mieliśmy spotkanie z Lupinami. Prawie nie zginęliśmy. Dobrze, że Jon powstrzymywał cię od śpiewania tych śmiesznych piosenek, bo nie wiem jakby się to skończyło. Dorwaliśmy Oficera i Siergiej właśnie go przesłuchuje. A Lupini wkurzyli się, że im wroga zabraliśmy, ale Ravna przekonała ich żeby sobie poszli. Zdumiewające, że to wszystko się udało.
Zastanowiła się chwilę a potem znowu powiedziała.
- Z chęcią wpadnę do tego klubu. Zabiorę bambosze, druty i kłębek. Będzie super. - zażartowała.- Opowiedz mi o Ciszy. - poprosiła i wtuliła się w niego.

-Widziałem muzykę.- Grigorij zaczął powoli.- Nie nuty lecz dźwięk. Wyobrażasz sobie widzieć dźwięk? Czuć skórą obrazy i wdychać zapach, który uderzał w jaźnie. Były tam moje piosenki, byłaś i Ty, była fundacja...- Mag spiął się lekko, spojrzał wprost w oczy Verbeny.-Jestem tylko plebejuszem - lekko żartobliwie skomentował - ale na chłopski rozum, będzie coraz gorzej. Myślisz, że po co was sprowadzono? Aby ginęło nas więcej? Nie, po kątach mówi się, że Mistrz Aureliusz będzie starał się przeforsować siłowe rozwiązanie. Kiedy zginęła dwójka z nas, to Jon dostał furii. Było nas wtedy dziesiątka na zebraniu i aż osiem osób opowiadało się za rozwaleniem tego bałaganu. - przełknął ślinę, jego głos był pełen smutku, pretensji do świata - Potem zdecydowaliśmy prosić o posiłki. Podobno Wiktoria nawiązała kontakt z pijawkami, do cholery.- Zagarnął dłonią Inne bardziej do siebie, jakby trochę bojąc się, że mu ucieknie.-W Ciszy miałem swoje piosenki. I zrozumiałem, że wszystko przeciw czemu się opowiadam, to wszystko, ja sam uczestniczę. Skończę te sprawy i jeśli przeżyję, to wyprowadzę się. A Ty?- Rzucił prawdziwie enigmatycznie z lekkim, zadziornym uśmiechem.

- Mam dom w Twerze. Ja mam dokąd wracać. Jeśli uda nam się przeżyć, to zapraszam do siebie. Będziesz mógł zostać ile będziesz chciał, w zamian za śpiewanie piosenek do śniadania, obiadu i na dobranoc. - mówiła coraz ciszej. Zamknęła oczy i wtuliła się jeszcze bardziej. Słyszała bicie jego serca, uspokajające bicie serca.- Jestem tylko kobietą i jedyne co mogę ci powiedzieć, to to, że wszystko będzie dobrze. Tak jak teraz, czujesz to? - zapytała i pocałowała go delikatnie w szyję, z wciąż zamkniętymi oczami.

Była już wystarczająco zmęczona. Na tyle zmęczona, że zamykając oczy, w tym spokoju i milczeniu muzyka, poczuła się senna. Nawet przysnęła góra na pięć, dziesięć, góra trzydzieści minut, jak się jej wydawało czy raczej wolała. Przebudziwszy się po tym czasie, dostrzegła jednym okiem Grigorija siedzącego na krześle i wpatrującego się raz w ścianę, raz na swe dłonie i raz na śpiącą, jak mu się wydawało, kobietę.
Przekręciła się w wygodniejszą pozę i naciągnęła na siebie koc. Zrobiło się jej smutno, widząc go takiego. Tak jakby nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Rozumiała, że jest mu ciężko, że smutno, że stracił tylu przyjaciół... Nie potrafiła go pocieszyć...
Wymruczała coś pod nosem na wpółprzytomna. Odpowiedział, ale ona już spała.
 

Ostatnio edytowane przez Shathra : 02-05-2009 o 22:03.
Shathra jest offline  
Stary 03-05-2009, 15:29   #70
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Staruszka przerwała Ravnie próby wylizania termosu z resztek kawy. Zmysły Norweżki zgubionej w zimowym lesie wariowały od ponad godziny i Ravna zastanawiała się już nad tym, czy nie przełknąć dumy i nie zadzwonić do Inny, aby kobieta wyciągnęła ją z zaspy i pomogła dotrzeć w bezpieczne i ciepłe miejsce. Gdzieś na krawędzi rozchwianego zmęczeniem umysłu czaił się strach, czy Sieroża powtórzył Diakonowi jej słowa.

- Eh? - jęknęła zdumiona widokiem staruszki Ravna i od gwałtownego ruchu pękły jej spierzchnięte usta.
- Dziękuję - szepnęła, kiedy Stanisława okryła ją płaszczem i zajrzała w ukryte w sieci zmarszczek czarne oczy.
- Skąd pani zna moje imię?
- Lubię siedzieć tutaj na drodze i patrzyć jacy to goście witają...
"Ach tak. To wszystko wyjaśnia" - Ravna zagapiła się na ścięty mrozem krzak jałowca. Muzyka duszy Stanisławy płynęła spokojnie i miarowo. I chociaż Ravna początkowo obawiała się, że babcia spotkana w lesie będzie... będzie miała wielkie oczy, wielkie uszy, i wielkie zęby, to nic nie świadczyło o przynależności do takiego rodzaju istot. Za to niewątpliwie posiadała własnego ducha przewodnika.

- Idziesz, słodziutka?
"A jaki mam wybór? Położyć się w zaspie i zdrzemnąć na tak zwany wieczny momencik?"
Droga z Stanisławą minęła dosyć szybko. Z jednej strony mroź gonił Ravnę, a z drugiej te ciepło od staruszki. Wcale nie trzeba było długo iść i już po kilku chwilach na ośnieżonej polanie trwał mały domek. Niezbyt staranie sklecony z drewnianych desek, betonowa podmurówka oraz mech, mozaika na dachu czerwonych dachówek, białego śniegu i zielonego mchu. Małe okna z białymi zasłonkami. Stanisława otworzyła drzwi pordzewiałym kluczem, prosząc do środka. Dwie izby, z czego pierwsza była kuchnią i jadalnią. Ciepła, przytulna ze starą lodówką, której dźwięku działania nie dane było słyszeć, kaflowym piecem, porysowanym stołem i wykładziną. Pod sufitem suszyły się różne zioła.

Stara kobieta uśmiechnęła się:
- Herbaty, rumu czy kawy? Ach, wy młodzi, ciągle tylko kawa...
- Kawy. Z rumem. Poproszę.
- Skąd pani wie? O moim przyjacielu?

Stanisława chyba wyczuła w tych słowach niezrozumiały komizm. Popędziła do drugiej izby nadzwyczaj żwawo jak na swój wiek i wstawiła wodę na piecu, rzucając na stolik dwie napoczęte paczki różnych kaw i buteleczkę rumu. Przysunęła Ravnie krzesło.
-Jedna z moich sióstr wędruje pod blaskiem Luny... Co tam u Aleksandra? - na chwilę zamilkła, by potem się poprawić. - A tfu! Roberta!

"Hermetycy. Wiele - za wiele - tytułów, aby schować pod nimi istotę rzeczy. Wiele imion, żeby rozmydlić samego siebie. Jak można tak żyć? Nie gubiąc samego siebie?"

Ravna wzruszyła ramionami.
- Czyta. Dużo - rozpięła kożuch i zdjęła mokre rękawice. - I martwi się. Za mocno.
- Zapewne połowę z tego sam napisał... Niepoprawny podróżnik... Chce się wszystkim zając.
Ravna jakoś nie podzielała zachwytu nad dziełami Roberta. Myśli spisane na papierze były martwe, przyszpilone jak trupki motyli na wystawie.
- Raczej mu nie pomagam. Chyba tylko dokładam zmartwień - zaczęła ostrożnie - Rozdrażniłam dziś wilki.
-O, woda się zagotowała... Zalej sobie skarbie kawę i zrób jaką lubisz...

Staruszka na chwilę zamilkła.
- One teraz będą złe.

"Zdziwiłabym się, gdyby to po nich spłynęło"

- Dlatego, że wytarłam sobie buty dumą Srebrnego Kła... czy dlatego, że coś... się zmienia?
- Nie, nie... One tylko świętują. Wszystkie z okolic. Naszych jest tylko pięć..
- Widziałam największe stado w swoim życiu. I nie były przyjazne - Ravna hojnie chlupnęła rumu do kawy i równie hojnie dosypała cukru. - Jeszcze zanim stwierdziłam, że wolę obrazić przywódcę niż lizać go po stopach
- Za moich czasów bywały większe... - staruszka rozmarzyła się wpatrując się w drzewa za oknem.
- Kiedyś wszystko było większe - Ravna wzruszyła obojętnie ramionami. - Mój przewodnik twierdzi, że�- świat się kurczy i wszystko karleje. - siorbnęła parującej kawy i po chwili zastanowienia dolała jeszcze rumu. - Co będą świętować?
- Tego nie wiem dzieciaku. Ale nic z tego nie tyczy nas. Tylko lasy są bardziej niespokojne. Jeszcze brakuje tutaj krwiopijców w lasach... Jak dobrze, że oni w mieście... - staruszka niezbyt zainteresowana wątkiem wilkołaków zmieniła temat. - Ten informatyk... Jak on się nazywa i dalej pluje na buty?
Ravna próbowała rozważyć głęboko odpowiedź. Ale ledwie trzymała się na nogach i szybko dała za wygraną.
- Nie mam pojęcia, o kim pani mówi.

-Ehhh... - Stanisława westchnęła i pobiegła w stronę wyłączonej lodówki. - Zjesz coś, dziecino?
- Bardzo dziękuję, ale naprawdę muszę już iść. Muszę poszukać przyjaciela. Pozdrowić od pani Roberta?
-Odwiedzaj mnie częściej... Tak, tak... Powiedz mu, żeby do mnie przyszedł kiedyś, bo już rok go nie widziałam...

- Przekażę mu... - "jak tylko odklei się od ksiąg na wystarczająco długi czas, żeby zacząć przyjmować do wiadomości słowo mówione, a nie tylko pisane" - a może mi pani powiedzieć, jak najszybciej dojdę do drogi?
- Idź zawsze na wprost od mojego lewego okna od strony drzwi.

***

Ravna jednak się zdrzemnęła. Tak twardo, że kierowca dostawczego wozu wypakowanego po brzegi ryzami papieru, który zatrzymany na stopa zgodził się ją podrzucić, musiał ją szarpać, żeby się obudziła i zechciała opuścić jego samochód.
- Dziękuję... już... wychodzę - Ravna gramoliła się niezgrabnie z ciepłej szoferki. Podała kierowcy rękę.

"A co mi tam. Jeszcze mnie stać na błogosławieństwo" - przytrzymała dłoń mężczyzny i zmieniła krążące w jego krwi wirusy grypy w małą armię żołnierzy, stojących na straży jego zdrowia.

***

Wpadła do mieszkania jak huragan. Nieobecność Adama była wręcz namacalna. Kanapa dalej leżała na podłodze w częściach pierwszych, tak jak Ravna zostawiła ją rano. Nietknięta pieczeń czekała w lodówce. W łazience obok koronkowej bielizny Ravny suszyły się porozciągane koszulki i poprzecierane skarpetki Adama.

"Czemu on mi zawsze przynosi pranie?"

Ravna nigdy nie odwiedzała przyjaciela w żadnym z wynajmowanych przez niego mieszkań. Podawał jej adres tylko na jej uparte prośby, ale nie chciał, żeby go odwiedzała. Jego telefon milczał i Ravna pomału zaczęła naprawdę się martwić. Zerknęła na zegarek.

"11. Cholera".

Kiedy wypadła spod prysznica, przebrała się w czyste ubrania i z kawałkiem pieczeni w ręku zbiegła do czekającej na dole taksówki, była 11.20 i punktualne stawienie się w fundacji było już tylko marzeniem.

Przy taksówce stał Napoleon Bonaparte. Z mądrych wynurzeń całej kohorty lekarzy Ravna wiedziała, że halucynacje zaczynają się po tygodniu bezsenności. Z własnych doświadczeń wiedziała, że zdarzają się i wcześniej. Bo co do tego, że Napoleon był jej halucynacją, nie miała najmniejszych wątpliwości. Jaki duch zechciałby się jej objawić w tak absurdalnym przebraniu?
- Moskwa zimą ci nie służy. Spieprzaj - zażyła z mańki cesarza Francuzów, przeszła przez niego, otwarła drzwi taksówki i zapadłszy się w fotel, podyktowała kierowcy adres, zaznaczając, że ewentualne mandaty bierze na siebie.

"Mi też nie służy. Ani trochę".

- I niech mnie pan obudzi, jak dojedziemy. Muszę się zdrzemnąć.

"Bo za godzinę mogę zobaczyć atak wikingów pod przywództwem papieża, albo coś równie absurdalnego"
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 03-05-2009 o 16:24.
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172