Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2009, 16:48   #12
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Folegandros, Cyklady

W Arystydesa wstąpił diabeł. Krwawe, plackowate rumieńce wystąpiły na jego niemłodą już twarz, siwiejące włosy nastroszyły się jak szczotka.
- W takiej chwili? Nie może to poczekać! - ryknął wreszcie i z brzękiem odstawił szklankę whisky.

Lete przeciągnęła grzebieniem po włosach i nachyliła się nad toaletką, całą uwagę poświęcając swemu odbiciu. Wybuchy złego humoru Arystydesa zdarzały się coraz częściej, ale niewzruszony spokój jego żony opływał je i łagodził, tak jak fale wygładzają zryty śladami zbyt wielu stóp piasek plaży.

- Wystawy mają terminy. I jest to dla mnie szansa, która może się nie powtórzyć.
- Ale Rzym?
- Właśnie dlatego, że to Rzym
- Lete nie po raz pierwszy skłamała mężowi. Ostatnio kłamała coraz częściej, z coraz większą wprawą, a wyrzuty sumienia nie dawały jej zasnąć w duszne noce, kiedy Arystydes rzucał się niespokojnie u jej boku, a zza okna wzywał ją śpiew morza.

- A kontrolą się nie przejmuj. Wyrwałam mu już zęby
- Lete otworzyła maleńki słoiczek i delikatnie roztarła pod oczami bezbarwne serum.
- Niby jak?
- Zaszantażowałam go, mój drogi. Tak, że nawet jeśli znajdzie cokolwiek, co nie powinno się znaleźć w ekskluzywnym hotelu, będzie milczał.
- I czego się tak boi? Nic na niego nie znalazłem
- sarknął Arystydes z niedowierzaniem i wysuszył whisky.
- Bo ty nie chodzisz do SPA z jego małżonką - wskazała Lete łagodnie, rozchyliła poły szlafroka i wtarła w smukłe łydki cynamonowy balsam. - Jego zazdrosną małżonką. Wspomniałam mu, żeby przypomniał jej, że jesteśmy umówione na przyszły tydzień na masaż. I że madmoiselle Chantal wybiera się tam z nami. Niewątpliwie miałyby sobie wiele do powiedzenia. Wiele wspólnych doświadczeń. Niektórych nawet udokumentowanych całkiem udanymi zdjęciami...
Arystydes zakrztusił się alkoholem.
- Widujesz się z tą kurwą Chantal? - chciał złapać żonę za ramiona, ale Lete obkręciła się na pufie przed toaletką i nie wypuszczając z dłoni pilniczka, którym wyrównywała zadarty od wspinaczki na skałę paznokieć, oświadczyła zimno:
- Nigdy nie waż się nazywać tak madmoiselle Chantal. Takie kobiety, o których mówisz, stoją przy trasach przelotowych i sprzedają się za marny grosz. Madmoiselle ma klasę, jest damą i nie przyjmuje pieniędzy. Przyjmuje najwyżej prezenty.
"Czy gdyby nie była piękna, czy gdyby nie miała tego francuskiego wdzięku i klasy, odwiedzałbyś ją tak często?".
Lete odwróciła się do lustra i otworzyła słoiczek z kremem.
- Robi zdjęcia swoim... gościom? - zapytał Arystydes drewnianym głosem.
Lete wzruszyła obojętnie ramionami. - A skąd miałabym to wiedzieć? Nigdy z nią nie rozmawiałam. Ale nie sądzę. To mądra kobieta. Wie, że swoje powodzenie zawdzięcza w takiej samej mierze swojej urodzie, co dyskrecji. Widziałam tylko, jak wchodził do niej do domu, z niezwykle eleganckim pakunkiem... Jutrzejszą kontrolą się nie martw. Będzie szukał tak, żeby niczego nie znaleźć.

***
Arystydes nie mógł zasnąć. Kręcił się w łóżku obok milczącej Lete, wzdychał poddenerwowany i przewracał się z boku na bok. Wstawał i palił nagi w oknie, a dym opływał jego gorącą głowę. Wreszcie odwrócił się do żony i zaborczo wsunął rękę pod cienką koszulę. Lete była zmęczona, smutna z powodu podróży, która rozdzieli ją od synka i męża, i najzwyczajniej nie miała ochoty. Ale oddała pocałunek, nie zwracając uwagi na przesycony dymem i whisky oddech męża i nie oponowała, kiedy zadarł jej koszulę, położył się na niej i rozchylił jej uda. Liczba rzeczy, które mogła mu dać, z każdym dniem kurczyła się coraz mocniej, odmawiała mu prawdy o sobie i prawdy o ich córce. Nie miała serca odmawiać mu własnego ciała. Chyba ostatniej rzeczy, która ciągle należała wyłącznie do niego.
Ale nie potrafiła już się cieszyć jego dotykiem. Tym bardziej, że doprowadzony do ostateczności własnymi klęskami, bezsiłą i bezradnością zapomniał o delikatności. Jego zastygła w gniewie twarz przesuwała się przed oczami odległej od niego Lete jak fala przyboju. Jęknął tylko raz, przed samym spełnieniem, i opadł wycieńczony obok niej. Lete objęła delikatnie ramiona męża i zagłębiła dłoń w jego siwiejące włosy.
- Podrapałem cię - mruknął przepraszająco.
- Zagoi się. Nic się nie stało.
- Na pewno?
- Na pewno. Åšpij.


Kiedy zasnął, Lete ze zręcznością wielu miesięcy praktyki delikatnie uniosła jego głowę, wysunęła spod niej swoje ramię i ułożyła ją ostrożnie na pościeli. Nasłuchiwała przez chwilę jego oddechu, ale zmęczony, zasnął głęboko. Cicho wyszła z sypialni, którą dzieliła z mężem. Uchyliła drzwi do pokoju syna i podeszła do łóżka. Aleksander spał z otwartymi ustami, poświstując lekko przez nos. W dłoni ściskał wysłużoną maskotkę - delfina, którego uszyła mu babcia. Na podłodze poniewierały się liczne rysunki, zaczęte i niepokończone szkice. Lete pogładziła synka po twarzy. Najchętniej zabrałaby go ze sobą, ledwie mogła znieść myśl o rozstaniu z dzieckiem, które morze pozwoliło jej zatrzymać, ale wiedziała, że tutaj będzie bezpieczniejszy niż przy niej.

"Morze nie wybacza".


Na boso zeszła na plażę. Woda szemrała cicho i tęsknie, fale lizały nagie stopy Lete. Ciepłe nasienie Arystydesa wypłynęło z niej i po jej udach pomknęło w słoną wodę. Chłód morza łagodził ból po jego gwałtownych pchnięciach i Lete mogłaby przysiąc, że jest kuszona.

Chodź, jesteś nasza.



- Nie wierzę wam - syknęła falom i istotom, które czaiły się w głębi. - Zabraliście mi córkę, oddzieliliście od męża, nie wierzę wam.



***

Aleksander wisiał na szyi Lete, kurczowo obejmował ją ramionami i nie chciał puścić.
- Co mam zrobić, jak Glauke wyjdzie z wody? - wyszeptał cicho.
- Masz numer telefonu. Dzwoń do mnie. I pamiętaj....
- Nie mów nikomu
- dokończył Aleks. - Kiedy wrócisz?
- Nie wiem, syneczku. Jak najszybciej. ObiecujÄ™

- Glauke powiedziała... Eh.
- Tak?
- Że zdradziłaś i że zostaniesz ukarana. Że jeszcze nie zostałaś. O co jej chodziło?
- O nic. Małe dziewczynki czasami opowiadają głupoty. Nie pływaj, dobrze? Nie bez nadzoru. I nie wchodź za Glauke do wody
- Obiecałem przecież!
- Wiem. Ale nie zapomnij. A teraz puść mnie już. Bądź dzielnym mężczyzną, dobrze?
- Jak Herkules? Będę!

Nikanora objęła córkę wychudłymi ramionami, dotknęła pomarszczonymi ustami jej policzka.
- Wracaj szybko!
Lete zamierzała wrócić jak najszybciej. Dni jej ukochanej matki dobiegały końca i Letycja bała się, że ich kres mógłby nadejść, kiedy ona będzie daleko.

Lotnisko na Paros, Cyklady
Arystydes popłynął z żoną na Paros, skąd Lete miała polecieć do Aten, a następnie do Rzymu. Przed bramką obejmował żonę tak, jakby już nigdy miał jej nie zobaczyć.
- Przepraszam za wczoraj, nie wiem, co mnie opętało...
- Nic się nie stało
- Lete pocałowała męża w policzek. - Wracaj już. Spław kontrolę i odpocznij, dobrze?
Lete podniosła podręczny bagaż, i drobiąc na swoich wysokich obcasach, przeszła przez bramkę.
"Nie obejrzę się. Jeśli teraz go zobaczę, nie będę potrafiła wyjechać"

GdzieÅ› w przestworzach

Lete wreszcie miała czas, żeby zastanowić się nad słowami starej Harpii. "Podobnych do siebie... W czym mieliby mi pomóc, powiedzą to samo, co słyszałam od żyjących w morzu. Zdradziłaś. Teraz płać".

Chociaż jako matka nie mogła zignorować słów Harpii, Lete jej nie ufała. Harpie były złe, w ich słowach płynęła trucizna, ich czarne serca pełne były złości i nienawiści do ludzi. Lete pytała nereid o przepowiednię ptasiej kobiety, ale płoche wodne panny nie wiedziały nic, co byłoby warte uwagi.
- Harpie są złe lecz jednocześnie mądre. Tylko nigdy ni korzystają z tej mądrości dla innych.

Nic nowego.
Zdradziłaś. Teraz płać.

***

Aeroporto Internazionale "Giovan Battista Pastine", Ciampino
Lete postąpiła krok do przodu. Jasny, letni płaszcz przewiesiła przez ramię, poprawiła na dłoni pierścionek zaręczynowy, tak, aby perła znajdowała się dokładnie pośrodku jej palca. Stała w kolejce do informacji na lotnisku Ciampino. Musiała się wszak dowiedzieć, jak odzyskać rzeźbę, którą zabrała ze sobą, żeby uprawdopodobnić dla Arystydesa kłamstwo o wystawie. Tym sposobem Lete, która nigdy nie opuszczała rodzinnej Grecji, znalazła się w obcym kraju, w towarzystwie dwumetrowej, szklanej syreny, którą gdzieś tam już wyciągali z trzewi samolotu, i z którą coś mądrego trzeba będzie zrobić.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 18-04-2009 o 17:03.
Asenat jest offline